piątek, 31 października 2014

Od Aventy'ego CD. Aurory

- Bu! - krzyknąłem zastając od tyłu waderę. Krzyknęła z przerażenia a potem zaśmiała się i pchnęła mnie łapą, tak, że poturlałem się w dół zbocza i wpadłem prosto do wody i otrzepałem się. Wadera podbiegła do mnie.
- No wiesz??? - uniosłem  brwi z wyrzutem.
- Yyy... przepraszam... ja... - urwała gdyż pacnąłem ją ogonem. Również ona wpadła do wody, a potem doskoczyłem do niej i ja. Oboje roześmialiśmy się głośno.

<Aurora?>

Od Oroza ~ Na konkurs

Szliśmy z Ilą przez las.
- Ładnie tu dziś - przyznałem 
- Tak, nie jest źle...
- Co to za miejsce tam - wskazałem łapą w rozświecone dyniami miejsce.
- To cmentarz.... Jest opuszczony. Skąd tam dynie? - przyjrzała się 
Wnet błyszczący księżyc zasłoniły chmury. 
- Co...co się dzieje? - rozejrzałem się 
- Sama nie wiem.... 
W pewnej chwili usłyszeliśmy dziecięcy, przerażający krzyk. 
- Czy ty też to słyszałaś? - otrząsnąłem się po chwili milczenia.
- Jakiś maluch, chyba, potrzebuje naszej pomocy.
- Naszej?! To nie ma rodziców? 
- Nie wiem! Chodź - złapała mnie za łapę. 
Zaczęliśmy iść przez ugór. Było ciemno. Widziałem tylko białą sierść Ili. Naglę ciszę przerwał złowieszczy śmiech i skowyt.
- Szybko - teraz ja zacząłem biec w stronę hałasu. 
Łapami odganiałem gałęzie. W końcu zatrzymałem się przy wejściu. Zobaczyłem Czarną Tygrysicę. Trzymała coś w łapach. To był mały wilczek. Próbował się wydostać ze szponów potwora. 
http://streemo.pl/Image/365858_m.jpg
- Trzeba mu pomóc - szepnęła do mnie Ila
Położyłem po sobie uszy i bez słowa wyszedłem z zarośli. 
- Zostaw go - zarządziłem stając za kotem 
- O! Kundel, znowu się spotykamy - puściła malucha. 
Mały otrzepał się i zaczął się cofać. Nagle wpadł do dołu za Tygrysicą. 
- My go ratujemy, a ten i tak się sam skrzywdzi - szepnąłem od Ili, która walnęła mnie łapą.
- No za co? 
Ila nie odpowiedziała, tylko rzekła do Czarnej:
- Czego tu szukasz? 
- A czego mogę? Jedzenia!
- Chciałaś go zjeść?! - oburzyłem się 
Tygrysica przeskoczyła przez nas i bez słowa uciekła w las.
- To było dziwne...
Wyciągnąłem małego z dołu. 
- Nic ci nie jest? - zapytałem 
- Nie, nie, żyję.... - odpowiedział i się rozejrzał
Później nam wszystko powiedział. Tutaj są groby jego rodziców. Steban. bo tak się przedstawił, był sierotą i mieszkał tu sam w pobliżu. Żal mi go było. Nie widziałem co zrobić...

Od Serine'a CD. Ceiviry

Wadera cały czas próbowała uniknąć mojego wzroku. uśmiechnąłem się pod nosem.
- Pięknie śpiewasz - powiedziałem patrząc się na nią. Wadera wtopiła wzrok w podłogę. 
Wstałem mimo bólu. Podszedłem do niej, podniosłem podbródek - płakała. Otarłem jej łzy i uśmiechnąłem się. 
- Nie płacz - wyszeptałem. Cei pokiwała lekko głową. - No! - stanąłem równo prostując plecy, ale ból sprawił, że musiałem je lekko zgarbić. - Rozchmurzamy się i wychodzimy z tego miejsca. 
- Serine. - Przerwa. - Przecież nie możesz latać - powiedziała. 
Miała racje. Dopóki rany nie znikną, nie mam szans na wzbicie sie w powietrze. Przyznałem jej rację. Cofnąłem się dwa kroki w tył. Przypomniał mi się poprzedni pokój. Ten pokój pokryty powietrznymi poduszkami. Zszedłem krętymi schodami na dół. Było mi głupio, że zostawiłem waderę samą. 
- Hmm - mruczałem pod nosem, kiedy zobaczyłem kolejne drzwi. - Czy ten zamek non stop musi dodawać sobie kolejne drzwi? - Wydaje mi się to bardzo absurdalne. Budowla zewnątrz prezentuje isę jako stara, zniszczona, ciężka o ogarnięcia, a tu proszę! Wnętrze nowiutkie, czyściutkie i cholernie beznadziejnie magiczne. 
Drzwi tym razem miały klamkę. Otworzyły się zanim zdążyłem ich dotknąć. Widok z animi był przepiękny. Ogromny taras z białego kamienia porośniętego bluszczem. Dalej - schody. Między szarymi kostkami rosły fioletowe miniaturowe kwiatuszki. Na końcu schodów ścieżka wiodąca przez tunel drzew niewiele większych od nas. 
- Serine! Serine! - usłyszałem głos wadery. - Matko, tu jesteś! - powiedziała sapiąc lekko. 
- Szukałaś mnie? - spytałem nie spuszczając wzroku z drzew. 
- Tak? W ogóle nie rób tak więcej! Myślisz, że możesz sobie tak znikać? Myślisz, że się o ciebie nie martwię?
- Spójrz - przerwałem jej. Chwyciłem za łapę i poszedłem wzdłuż ścieżki. 
Tunel nie ciągnął sie długo. Na jego końcu widok był jeszcze piękniejszy:
Balkon, który mógłby pomieścić z trzy porządne mieszkalne jaskinie. Panorama ciemnozielonych gór ciągnąca się po horyzont. 
- Piękne - powiedziała. - Jak to znalazłeś? 
- Tylko przeszedłem prze drzwi - spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem.
Rozległ się huk. Ptaki wzleciały spłoszone i szybko zniknęły w chmurach. Cisza. Lekki podmuch wiatru i nasze oddechy były jedynymi źródłami dźwięku. 
- Co się sta - przerwałem waderze.
- Cii.
Huk rozległ sie ponownie. Grunt pod nogami zaczął się trząść. Tempo przypominało kroki. Wstrząsy były coraz silniejsze. Zanim zdążyłem pomyśleć, co mogło by być ich przyczyną. Spod balkonu wyłonił się wilk z dwa razy większy od nas. Cofnąłem się z waderą. Stanąłem przed nią, by w razie czego nic jej sie nie stało. Wystarczy nam jeden ranny. 
Wilk był cały czarny. Skołtuniona, długa sierść oblepiona była jasnozieloną mazią. Puste ślepia i ucięte skrzydła - te najbardziej mnie przeraziły. Krzywe długie zęby rzucały ise w oczy. 
Potwór ryknął. Oparł sie łapą o barierę balkonu by wejść. 
- Co robimy? 
Chciałem odpowiedzieć waderze, ale kiedy zobaczyłem, że za siebie wyciąga ogromną kosę bez gadania pociągnąłem waderę by uciec. 
Szybko pokonaliśmy tunel i schody, ale wejście zagrodziła nam kosa. Gdyby nie wadera prawdopodobnie mielibyśmy ucięte głowy. Pociągnęła mnie w tył. 
- Nie damy rady! - krzyknęła. 
Kątem oka ujrzałem kolejny zamach wilka. Odepchnąłem waderę, a między nami pojawiła sie broń. Moje odbicie w ostrzu dopiero teraz pokazało mi w jakim stanie jestem. 
Zobaczyłem jak wadera wzbiła się w powietrze. Szukała mnie. Chciałem do niej dołączyć, ale ból nie pozwalał mi. Byłem zmartwiony i wściekły. Wycofałem się do tunelu drzew. Skupiłem się. Miałem dość dużo siły bym sam mógł się uleczyć. Zrobiłem to. Czułem się jakby warstwy oparzeń odrywano mi jak płaty skóry. Padłem na ziemię. byłem zdrowy, ale słaby. Mimo tego podniosłem się. 

<Ceivira? Tak wiem... Wymęczyłam końcówkę>

Od Mystic

Cisza i spoookój. Spojrzałam kątem oka na przebiegającego obok mnie wilka. W pewnym momencie wstałam z mięciutkiej trawki. Ziewnęłam cicho i z uśmiechem odwróciłam się. Wtedy zauważyłam przede mną wilka. Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. 
- Yyy Hej. - powiedziałam nie co skrępowana. Nie wiedziałam jak zareagować.

<Dilaj?>

Od Mystic CD. Cole'a

Spojrzałam na basioro miło. Czy piękne to moje imię? To nie wiem... Popatrzyłam chwilę jeszcze na herbatę, po czym odstawiłam ją na duży kamień mieszczący się obok łóżka. 
- Nie masz już na nią ochoty? - zapytał spoglądając na kubek.
- Nie wiem... Trochę mnie boli głowa. Może się przejdę.- uznałam.
Na podwórku strasznie padało. Nie była to pogoda na spacerek. No cóż, ale mi jakoś to nie przeszkadza, więc...
Wstałam powoli. Poczułam narastający ból w łapie. W końcu usiadłam patrząc na bolącą łapę. Nie wyglądała za dobrze. Biały z czerwonym... ach. Rozłożyłam skrzydła. Dobra, chociaż te zostały nietknięte. Zapomniałam, że w pomieszczeniu znajduje się strasznie miły basior. Przypomniałam sobie dopiero po większej chwili.
- Przepraszam, że ci zawróciłam głowę. Ja lepiej sobie już pójdę. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.

<Cole?>

Od Grace CD. Cyndi'ego i Luke'a

Przez chwilę pływaliśmy z Cyndi'm podziwiając Różnokolorowe rafy koralowe oraz ryby co chwilę znikające w różnobarwnych "trawach". Nie wiem, ile tak pływaliśmy, ale było wspaniale. Aż do czasu, kiedy znowu zaczęliśmy się materializować. Po całym ciele rozchodziło się nieprzyjemne mrowienie i  drapanie. W dodatku czułam, że mam w nosie pełno wody... Czym prędzej wypłynęłam na powierzchnię, i zaczęłam rozglądać się za Cyndim. Po chwili zobaczyłam białą głowę tuż obok mnie.
-Czyżby ktoś tu się o mnie martwił? - zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne... - mruknęłam i wyszłam na brzeg, przy okazji specjalnie strzepując wodę z ogona na niego.
-No już, nie tak ostro... wyszczerzył się stając obok mnie, na co popchnęłam go z powrotem do wody.
-Ej! - tym razem to ja się śmiałam.
-No tak, bo to jest bardzo śmieszne... - stwierdził, ale też się uśmiechał. Otrzepał się z wody i... Każdy włos futra stanął mu w inną stronę. Wyglądał jak wyjątkowo napuszony husky.
-Jak... ty wyglądasz... - wykrztusiłam w napadzie śmiechu, który powodował, że musiałam zgiąć się w pół.
-Coś ci dzisiaj bardzo do śmiechu... - westchnął, ale dalej szczerzył się jak głupi do bateryjki.
-Hej, mam pomysł. Kto pierwszy w jaskini? - zapytałam i zanim się zorientował, wystrzeliłam jak z procy w stronę wspomnianego wcześniej obiektu. Byłam chyba pierwsza. Rozejrzałam się przed schodami i weszłam do środka.
-No, to...-miałam powiedzieć "wygrałam", ale z zaskoczeniem zauważyłam, że Cyndi już był w środku i ZNOWU leżał.
-No nie no, weź mi zdradź parę trików... - mruknęłam i położyłam się koło niego.
-No proszę, więc masz chłopaka.... co biały, zmierzymy się? - o nie, psychopata się za mną przywlókł... Cyndi natychmiast wstał i zaczął coś mówić. Również wstałam i podeszłam, próbując go uspokoić, ale oni już zaczęli się lać.... faceci... Nagle cały świat mi się rozmazał, czułam się, jakbym spadała w pustkę.... Wszystko stało się jedną, wielką, białą plamą. I na dodatek to uczucie zawrotów głowy, brak podłoża pod łapami... Kilka razy zamrugałam powiekami i wszystko zniknęło. Rozejrzałam się po jaskini i zobaczyłam -a jakżeby inaczej - dwa lejące się wilki. No serio, muszą? Popatrzyłam dalej i... No nie. Ja dziękuję. Ściany mi będą zamrażali?!
-Och! PRZESTAŃCIE WRESZCIE! NIE DOŚĆ, ŻE ZACHOWUJECIE SIĘ JAK DWA WIELKIE OSŁY, TO JESZCZE ROZWALACIE MOJĄ JASKINIĘ! MAM DOSYĆ! MACIE OBOJE NATYCHMIAST PRZESTAĆ! - wrzasnęłam, czując jak gotuję się ze złości.. No to jest nie do pomyślenia... O dziwo natychmiast obaj przestali. Ten cały Luke wyszczerzył się jakoś dziwnie i powiedział:
-Musisz w końcu kogoś z nas wybrać! I najlepiej, żeby ta decyzja zapadła TERAZ.
-okej, No to żegnam pana... - warknęłam patrząc gniewnie na psychola. Popatrzył na mnie osłupiały.
-Że jak?-zapytał patrząc na mnie z niedowierzaniem.
-No własnie tak. Jak nie wyjdziesz w tej chwili, to co coś zrobię...

<Cyndi? ;3 XD Odpiszesz? ^^>

Od Cole'a CD. Mystic

- Nie bój się... - zachęciłem waderę uśmiechem. - Jesteś w mojej jaskini i nic ci nie grozi... wpadłaś pod koła dyliżansu, uderzyłaś się w głowę i zemdlałaś.
- Dzię.. dziękuję... - uśmiechnęła się blado. Podałem jej ciepłą herbatę.
- Wypij... ogrzeje cię... - usiadłem obok wadery, a ona dała łyka gorącego napoju. - I jak? Już lepiej?
- Lepiej. - odparła z większą pewnością.
- A tak w ogóle to jestem Cole.
- Mystic. - przedstawiła się skrzydlata wadera.
- Piękne imię... - pochwaliłem waderę. Uśmiechnęła się blado. Miałem nadzieję, że czuła się już lepiej.

<Mystic?>

Od Cole'a CD. Dilaj

Natychmiast podbiegłem do wadery i podtrzymałem ją aby nie upadła na ziemię.
- Sytuacja awaryjna, Veyron. Musimy spadać. - mruknąłem i poszedłem powoli, pomagając waderze iść.
- Dzięki. - wyjąkała.
- Nie ma sprawy... jesteś w stanie opisać co ci się stało? - zapytałem, gdy na horyzoncie ujrzałem jaskinię Samanthy.
- Chyba... nie wiem... chyba skręciłam kostkę, ygh... ał. - wadera potknęła się. Zajęło nam to trochę trudności i czadu, ale w końcu udało się nam dotrzeć do jaskini Samanthy...

<Dilaj? Sorry, że takie krótkie DX, ale desperacja...>

Od Cyndi'ego CD. Luke'a

- Słuchaj! - wstałem natychmiast. - Nie wiem, dlaczego łazisz za Grace i wpychasz się w nasze życie, ale wiedz, że jest to bezczelne!
- Oo... odezwał się białasek... jestem gotów zrobić wszystko, aby zdobyć serce tej pięknej wadery! Stań ze mną do walki, jeśli się odważysz! - wyszczerzył kły w białym uśmiechu. Zdenerwowałem się. Coś we mnie zakipiało. Nie miałem już więcej litości.
- Nie wiem, kim jesteś i skąd Gracie cię zna, ale nie zamierzam z tobą walczyć! Błagam, nie zniżaj się do tego poziomu! - żachnąłem się.
- Jeśli nie zamierzasz walczyć, ta bitwa będzie prostsza, bo wygram! - mówiąc to rzucił się na mnie, jednak ja zrobiłem szybki unik.
- Przestań zachowywać się, jak... - nie zdążyłem dokończyć, gdyż pchnął mnie na ścianę, a ja rozciąłem sobie łapę i upadłem na ziemię. On zaś podszedł do Grace i spojrzał na nią wzrokiem mówiącym "I co? Wygrałem! Jesteś moja!". Ona popatrzyła na niego jakoś dziwnie... rozmydlonym wzrokiem. Tego było już zbyt wiele! Zrobiłem się cały czerwony. Moje oczy rozbłysły lodowatą nieznaną dotąd energią. Rozgotowała się we mnie siła która nie znalazła ujścia. Cisnąłem w niego lodem. On zrobił jednak unik i wychynął spod lodowej pięści gniewu. Cała tylna ściana jaskini gamm została zamrożona. On rzucił się na mnie i starliśmy się w boju. Nagle usłyszałem, płynny, czysty, delikatny, a jednak rozgniewany, kobiecy głos:
- Och! PRZESTAŃCIE WRESZCIE! NIE DOŚĆ, ŻE ZACHOWUJECIE SIĘ, JAK DWA WIELKIE OSŁY, TO JESZCZE ROZWALACIE MOJĄ JASKINIĘ! MAM DOSYĆ! MACIE OBOJE NATYCHMIAST PRZESTAĆ!
Była to rozwścieczona Grace. Wtedy ustaliśmy, jak potulne baranki. Luke wepchnął się przede mnie i rzekł:
- Musisz w końcu kogoś z nas wybrać! I najlepiej, aby ta decyzja zapadła TERAZ.

<Grace? *.*>

Od Nathana CD. Melody

- Ciekawa propozycja, - zamyśliłem się na moment. - Zgoda. - skinąłem łbem.
Gdy już ruszyłem przed siebie, a ona za mną mruknąłem cicho.
- No tak, być może i zapomniałaś ale nie przedstawiłaś się jeszcze... - zmierzyłem ją pochmurnym wzrokiem.
- A no tak, na imię mi Melody. 
Po chwili mój wzrok skierował się w inną stronę, otóż zauważyłem w oddali jaskinię. Co prawda i mieliśmy do przejścia jeszcze kawałek ale to już połowa sukcesu.
- Chodźmy, schrońmy się w tamtej jaskini. - pyskiem wskazałem jaką jaskinię miałem na myśli. Wadera posłusznie poszła za mną. Widać było, że tak samo jak ja nie miała ochoty na rozmowę. - chciałbym wiedzieć tak z ciekawości... lubisz może jesień...? - takie głupie pytanie, no ale cóż. Jakoś trzeba było rozpocząć rozmowę.

<Melody?>

Od Dilaj CD. Cole'a

-Naprawdę uważasz, że jestem ładna? Dziękuję za kwiat. – Zarumieniłam się, a przynajmniej gdybym mogła się zarumienić, to na pewno byłabym czerwona jak burak. 
-Tak… a dlaczego by nie?
-Widziałeś już watahę?
-Tak, Toxic mi pokazała.
-Cóż, to może pójdziemy na małe polowanie? Ostrzegam tylko, że jestem bardzo szybka.
-Cóż, polowania to jak na razie nie moja bajka
-Jak uważasz, ale może lepiej byłoby się trochę poruszać? Nie możesz tu siedzieć cały dzień.
-A, dlaczego by nie?
-No nie bądź taki, pobiegajmy trochę. – Trąciłam go nosem w bok. Wstał leniwie. – Gonisz. – Pacnęłam go łapą w szyję i zaczęłam biec na plażę. Wbiegłam do wody by go trochę ochlapać. – Ostudź swój zapał nie tak łatwo mnie złapać! – Krzyknęłam i usłyszałam śmiech. Odepchnęłam się od pionowej skały i zmieniłam kierunek w ten sposób. Była to świetna zabawa, ale wpadłam na Alfę, a zaraz za mną Cole wpakował się w jego bok. Obok niego stał Veyron patrząc na mnie z zaskoczeniem.
-Ja… Przepraszam… Nie chciałam… - wydukałam próbując pozbierać się z ziemi, ale chyba coś mi się stało z łapą. Pisnęłam niemiłosiernie, jak próbowałam stanąć na niej, więc zostałam na ziemi.

<Cole?>

Od Ceiviry CD. Serine'a

Pierwszy, szczery uśmiech na pysku Serine'a! Byłam w siódmym niebie. Niestety, musiałam szybko zejść na ziemię. Czekała mnie tu niełatwa praca. Stanęłam przodem do blatu i zaczęłam wrzucać kolejne zioła do moździerza.
- Co robisz? I jak w ogóle otworzyłaś te drzwi? Przecież były zamknięte. Jakim cudem? - pytał Serine.
- Spokojnie, zaraz ci wszystko opowiem. Gdy zasnąłeś, nie wiedziałam, co robić. Wpadłam w panikę. Myślałam, że straciłeś przytomność i że cię już nigdy nie zobaczę. Wtedy usłyszałam skrzypienie drzwi. Otworzyły się samoistnie! Zupełnie tak, jakby ktoś je popchnął. Wraz z nowym pomieszczeniem odzyskałam zdolność logicznego myślenia. W kuchni znalazłam jakieś opatrunki i zioła. Zrobiłam na prędce maść, a potem obandażowałam cię. Teraz robię kolejną, ale tym razem zdecydowanie lepszą, złożoną z większej ilości składników. Jeszcze tylko chwila i wszystko będzie gotowe. Połóż się tam - tu wskazałam na małą, jasną kanapę - a ja zaraz przyjdę i zmienię ci opatrunki.
Basior posłusznie przycupnął na miękkim materiale. Ja dołączyłam do niego z moździerzem i nową porcją bandaży. Najpierw pozbyłam się starych, a potem rozprowadziłam maść grubą warstwą i założyłam nowe. Nuciłam przy tym przeróżne melodie. Od wesołych przyśpiewek aż do smutnych hymnów.
- Co to za piosenki? - usłyszałam pytanie.
- Przypominają mi dom i rodzinę. Wszystkich nauczyła mnie mama. To taka rodzinna tradycja. Inni przekazują sobie przedmioty, a my pieśni - odpowiedziałam.
Chwilę potem utkwiłam wzrok w jakimś niewidzialnym punkcie. Wróciłam myślami do chwil z dzieciństwa. Beztroskie dni spędzone na zabawie i figlach, a temu wszystkimi towarzyszył zawsze radosny akompaniament melodii, śpiewanych przez mamę. Ten obraz zapamiętam do końca życia.
- Zaśpiewasz mi coś? - zapytał Serine.
Jego pytanie zwaliło mnie z łap.
Jednocześnie chciałam i nie. Utkwiłam wzrok w podłodze. Wtem z mojego pyska zaczęły wypływać dźwięki. Śpiewałam pieśń, którą ostatni raz słyszałam, zanim zostaliśmy napadnięci. Lekkie jak piórko nuty zdawały się spadać do spokojnego jeziora. Smutny ton piosenki roznosił się po całej kuchni. Śpiewałąm o miłości i ogromnej tęsknocie za nią. Ta melodia i ten tekst zdawały się opowiadać moją historię. Kiedy patrzyłam na moich rodziców, chciałam być tak szczęśliwa jak oni. Popatrzyłam ukradkiem na Serine'a. Trudno było mi stwierdzić, co teraz czuł. Ja czułam smutek i to ogromny. Kiedy skończyłam swoją pieśń z moich oczu popłynęły łzy, które starałam się za wszelką cenę zamaskować. Zapadła cisza. Basior popatrzył na mnie, ale ja uciekłam wzrokiem.
Wtedy powiedział:
...

<Serine?>

Od Melody CD. Nathana

Spacerowałam po lesie gdy nagle zaczął padać deszcz. Dlaczego gdy zawsze mam chęć na spacer to pogoda musi to zawsze zepsuć. Poszłam szukać jakiejś najbliższej jaskini aby się schować gdy nagle zobaczyłam jakiegoś basiora...
-Co tutaj robisz? - spytałam wilk. Ten powoli obrócił się w moją stronę, widać, że nie miał ochoty na żadne rozmowy. Ja również..
 - Spaceruję, oddycham, żyję, patrzę, mówię do ciebie, mam wymieniać dalej? - uniosł brew przyglądając się mnie. Po chwili jednak skierował swe oczy ku zachmurzonemu niebu. - a ciebie co tutaj sprowadza?  
Nie miałam ochoty na nowe znajomości ale w końcu byłam na obcym terenie, więc...
-Przyszłam tu aby się dotlenić- spojrzałam nieufnie na basiora- jak się nazywasz? - spytałam szybko...
-Nathan - odpowiedział krótko.
-Może pójdziemy znaleść jakąś jaskinie, żeby dalej nie moknąć na tym deszczu...

<Nathan?>

Od Mony CD. Abyss

- Hej! - zawołałam z gniewem. - Co ty wyprawiasz?!
- Wybacz... - powiedziała osłabionym głosem i odsunęła się od jędrnego jelenia. - Nie wiedziałam, że ta zdobycz należy do ciebie...
Podeszłam do wadery i zobaczyłam, że jest czymś strasznie wykończona.
- A... z resztą! Co mi tam? I tak już się najadłam. Częstuj się do woli. - uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam obok wadery. - Na co mi z resztą taka kupa mięsa?

<Abyss?>

Od Cole'a CD. Dilaj

- Jestem nowy. - uśmiechnąłem się do wadery. - Nie znam tutaj prawie nikogo.
- Tak? A kogo znasz? - Zapytała z zaciekawieniem wadera.
- Cóż... - podrapałem się po skroni. - Znam ciebie... Samanthę, Aventy'ego, Veyrona, Grace i Toxic. To wszystko. Tylko główni przedstawiciele watahy i nawet miła wadera. Szkoda gadać. Jakoś nigdy nie miałęm nosa do tych spraw.
- To znaczy? - zachichotała wadera. Spojrzałem na nią podejrzliwie, ale ciągnąłem dalej:
- To znaczy, że muszę najpierw polubić jakiegoś wilka, żeby móc się z nim kumplować. A ciebie już polubiłem... z resztą... kto by nie polubił takiej ślicznej wadery, jak ty?
Mówiąc to schyliłem się i wpiąłem kwiat we włosy Dilaj.

<Dilaj? :3>

Od Cole'a CD. Toxic

- Hej... - uśmiechnąłem się lekko. - Twoja postać jest bardzo ciekawa i intrygująca.
- C... co masz na myśli? - warknęła wadera, nadal nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Spokojnie - odgarnąłem łapą włosy z twarzy - nie jestem nastawiony wrogo... jestem nowy w watasze. A mówiąc, że jesteś intrygująca, miałem na myśli, że jesteś niezwykła i jedyna w swoim rodzaju, gdyż nigdy nie zetknąłem się z takim wilkiem, jak ty.
- To miło. - wadera zmieniła nastawienie. - Bo ja też jestem nowa i nie wiem, co gdzie leży. Może przejdziemy się razem i poznamy tereny watahy.
- Bardzo chętnie. - odparłem dziarsko. - Jestem Cole, a ty?
- Yyy... Toxic. - wadera spuściła wzrok, jednak po chwili na nowo się rozchmurzyła.

<Toxic?>

Od Nathana

Spacerowałem sobie ot tak bez żadnego celu po jednym z zalesionych terenów należących niegdyś do mojej dawnej watahy. Z nosem wbitym w ziemię, starałem się wytropić jakąkolwiek zwierzynę jednakże nadaremno. Kątem oka rozglądałem się po okolicy czy aby na pewno nikt prócz mnie nie przebywa w tej okolicy. Na ziemię kapały krople deszczu, a moje futro ku mojemu niezadowoleniu coraz bardziej się kleiło od błota. Gdy już w końcu uznałem, że nadaremno szukać zwierzyny podczas ulewy i lepiej poszukać jakiegoś schronienia usłyszałem dość osobliwy dźwięk. Będąc w gotowości, rozejrzałem się dookoła. Przez głowę przemknęła mi myśl ,,Nie wydziwiaj, lepiej poszukaj jakiegoś schronienia przed deszczem", gdy wtem usłyszałem czyiś głos zza pleców.
- Co tutaj robisz? - był to głos wadery. Rozpoznałem to od razu. Obejrzałem się, a widząc obcą mi waderę nieco spochmurniałem. Nie przepadałem za jakimikolwiek kontaktami z innymi wilkami, ale nie było wyjścia. Musiałem jej odpowiedzieć. Kto wie? Może miałaby zamiar mnie zaatakować. 
- Spaceruję, oddycham, żyję, patrzę, mówię do ciebie, mam wymieniać dalej? - uniosłem brew przyglądając się jej. Po chwili jednak skierowałem swe oczy ku zachmurzonemu niebu. - a ciebie co tutaj sprowadza? - skoro ja jej odpowiedziałem, uznałem, iż ona także musi to zrobić.

<Jakaś wadera? :3>

Od Cobalta ~ Na konkurs

Usłyszałem plotki o nawiedzonym lesie. Postanowiłem sprawdzić czy on naprawdę istnieje i co się w nim kryje. Ruszyłem truchtem na południe. Drogę przebiegł m Zeke.
-Co ty tu robisz? - zapytałem
-Ćwiczę i....się nudzę - odpowiedział
-To chodź ze mną do nawiedzonego lasu - zaproponowałem
-Do czego? - zapytał
-Chodzą słuch że na południu jest nawiedzony las - powiedziałem
-Okay - odparł
Ruszyliśmy dalej. Szliśmy w ciszy. Tę ciszę zakończył piorun. Nie dość że byliśmy w jakimś czarnym lesie to jeszcze zbierało się na burzę.Las robił się coraz ciemniejszy i coraz bardziej zamglony. 
-Daleko jeszcze? - zapytał Zeke
-Nie wiem - odparłem
Basior miał  coś powiedzieć ale zagłuszył go krzyk bólu. A potem suchy śmiech. Poszliśmy to sprawdzić. Doszliśmy do wielkiego starego muru. Naprawdę starego. Był podziurawiony jak ser szwajcarski. Przeszedłem razem z Zeke przez jedną z dziur. Po drugiej stronie był stary jak świat zamglony cmentarz. Niepewnie szliśmy pomiędzy nagrobkami. Nagle przed nami ukazała się postać człowieka. Okazało się że to nie był człowiek tylko ... nieumarły. To on wydawał te przerażające dźwięki . Gdy tylko nas zobaczył rzucił się na nas. Zeke szubko wzbił się w powietrze. Ja przez chwilę chciałem go zaatakować, ale...szybko się rozmyśliłem. Biegłem przed siebie próbując mu uciec. Mój towarzysz próbował go  atakować z powietrza, lecz na marne. Wciąż mnie gonił. Nagle zobaczyłem swoją szansę - wąska dziura w murze. Przyspieszyłem w jej stronę. Skoczyłem. Precyzyjnie odmierzyłem skok. Wyszedłem z tego bez szwanku. Nieumarły przywalił w mur. Przyglądałem mu się dysząc ciężko. Dołączył do mnie Zeke. Kiedy tylko przyleciał zaśmialiśmy się. Lecz potwór się ocknął. 
-Spadamy! - krzyknąłem i ruszyliśmy z powrotem na tereny watahy.
po paru godzinach drogi dotarliśmy do swoich jaskiń.

Od Dilaj

Veyron odszedł już jakiś czas temu, ale ja postanowiłam jeszcze zostać. Wyczułam czyjąś obecność. Zeskoczyłam ze skał i ruszyłam w las rozejrzałam się dookoła. Wbiegłam do części lasu, w której rosną nieziemsko pachnące kwiaty. Nad niewielkim jeziorkiem rozłożył się jakiś wilk. Miał piękne brązowe futro i zielone oczy. Bawił się tymi pięknymi roślinami. Podeszłam niepewnie od drugiej strony. Spojrzał na mnie z zadowoleniem. Podniósł się z ziemi. 
-Cześć. – Miał śliczny lekko zachrypnięty głos. Myślałam, że wymięknę. Chyba się zakochałam znowu… 
-Witaj na terenie Watahy Mrocznej Krwi. Kim jesteś?
-Jestem Cole, a ty?
-Dilaj. Jak się tu znalazłeś i dlaczego?

<Cole?>

Od Abyss

Obudziłam się na polanie. Nie wiedziałam kim jestem i gdzie jestem. Leżałam bez ruchu próbując rozwiać pustkę w mojej głowie, lecz nie dało to żadnego skutku. Wstałam powoli i ociężale. Byłam poobijana. Jakieś 2 metry ode mnie była rzeka. Ruszyłam chwiejnie do niej. Przejrzałam się w tafli. Byłam niecodziennym wilkiem z rogami. Ten widok jednak mnie nie zdziwił. Najbardziej zadziwił mnie fakt że nie widzę na jedno oko, a przez nie przechodzi blizna, jakby ślad po pazurze. Kiedy schyliłam się by się napić z szyi spadł mi brudny od błota medalion. Wcześniej go nie zauważyłam.  Podniosłam go. Był na nim wyryty napis Abyss. Domyśliłam się że to moje imię. Zachwiałam się i upadłam, a medalion wpadł do wody i odpłynął z nurtem. Nie miałam siły go gonić więc odwróciłam się i odeszłam. Szłam chwiejnie przez siebie. Byłam głodna. Bardzo głodna. Nie miałam siły unieść głowy,a co dopiero uganiać się za zwierzyną. Lecz jednak szczęście mi dopisało. Znalazłam zdechłego jelenia, podeszłam do niego. Był już częściowo zjedzony. Nie przejęłam się tym. Zaczęłam jeść. Nagle zza krzaków wyłonił się wilk. Najwyraźniej była to jego ofiara.

<Wilku? =3 >

Nowa wadera! ~ Abyss

czwartek, 30 października 2014

Nowy basior! ~ Cole

http://fc03.deviantart.net/fs71/i/2011/317/d/a/_at__mimic_by_rinermai-d4g1q4h.png

Od Mystic

Czasem tak jest, że wilk jest samotny od początku. Wychowują go różne stworzenia, które przywiązują się do tej istoty, która w końcu musi "odlecieć z gniazda"... Dzień płynie za dniem, a ty myślisz, że każda minuta trwa wieczność. Spojrzenie twoje wędruje we wszystkich kierunkach szukając wody i pożywienia. Stajesz na środku i ze zmęczenia, zaczynają płynąc ci łzy...
Kolejny dzień, który jest tak samo wyczerpujący jak poprzedni. Spojrzałam w górę i powiedziałam cicho:
- Czego mi to robisz?! 
Mój pyszczek opadł. W pewnym momencie poczułam okrutny ból i udrękę. Wstałam. Czułam jakby mnie rozdzierało ze środka. Zaczęłam pędzić przed siebie. Czego tak mnie chole*nie boli?!  Wtedy stanęłam gwałtownie. Ujrzałam wielki, ogromny świat. Jak to możliwe? Czy to jest sen? Wtedy podbiegł do mnie wilk.

< Jakiś wilk?>

Od Mystic

Usiadłam na trawie patrząc na zachodzące słońce. Kolejny dzień walki z naturą, życiem i okrutnym światem. Czy może być jeszcze gorzej? Tak. Zaczęło padać ogromnymi kroplami deszczu. Jedna z nich spadła na mój nos. Otrzepałam się wstając. Podbiegłam pod drzewo i spojrzałam na zwierzątka uciekające gdzieś w dal.W pewnym momencie usłyszałam tukot kopyt, następnie uderzenie w bok...

Obudziłam się chyba po kilku godzinach, dniach. Dokładnie to nie wiedziałam kim jestem i gdzie jestem. W pewnym momencie usłyszałam głos basiora:
- ...

< Jakiś basior? >

Od Toxic

Uwielbiam to. Ciągłe ucieczki i ryzyko. Dziwię się jak te wszystkie wilki są w stanie wytrzymać w jednym otoczeniu tyle miesięcy, a co gorsza i lat. Me rozmyślania przerwał jakiś szelest. Nadstawiłam uszu, po czym rozejrzałam się dookoła w celu odnalezienia źródła hałasu. Dopiero teraz zorientowałam się, że teren stał się bardziej zalesiony. A o ile pamiętam jeszcze niedawno przemierzałam jakąś łąkę zarośnięta jakimiś chwastami. Nie wnikajmy już w to. Postanowiłam jednak zlokalizować źródło owego hałasu, Wiele wilków mówiło mi, że jestem strasznie wścibska. Jakoś jeszcze nigdy nie myślałam nad tym, czy to jest prawda, czy też nie... Nagle do moich uszu dobiegł inny osobliwy odgłos, coś na rodzaj chichotu. Warknęłam, zastanawiając się czy to coś lub ktoś śmieje się ze mnie. ,,A może to po prostu mój umysł płata mi figle?" Przyszło mi na myśl jednakże uznałam, iż to nieprawda. 
- Hej, jeśli ktoś tu jest niech najprędzej wyjdzie! - krzyknęłam, denerwowało mnie to jak nic innego. Nienawidziłam gdy ktoś mnie śledził lub też obserwował z ukrycia, a ja o tym nie wiedziałam. Zresztą... W tym momencie przystanęłam w bezruchu, otóż dopiero teraz się zorientowałam, że przede mną stoi zupełnie nieznany mi wilk.

<Ktoś?>

Od Cobalta ~ Na konkurs

Wreszcie Halloween.  Jedno z moich ulubionych świąt. Zawsze lubiłem to święto lecz nie do końca w nie wierzyłem. Nigdy nie widziałem prawdziwego potwora. No nic. Może po prostu nie istnieją, a te wszystkie opowieści to brednie? Cały poranek tak rozmyślałem. Nagle do głowy wpadł mi świetny pomysł. Urządzę imprezę. Ruszyłem pędem do jaskini Aventy'ego.  Kiedy usłyszał o moim pomyśle zgodził się by go zrealizować.  Wybrałem naszą polanę łowiecką. Stanowiła idealną lokację. Razem z częścią wilków rozpocząłem przygotowania. Ja zajmowałem się przygotowaniem bufetu. Inni zaś robili dekoracje. O zachodzie wszystko było już gotowe. Zeke był DJ'em, ponieważ on sam pasuje do tego święta. Ledwo zapadł zmrok i zjawili się wszyscy goście. Od razu zaczęli tańczyć. Wszyscy świetnie się bawili. Lecz nagle całą polanę przykryła biała jak śnieg mgła. Świece w dyniach zgasły. Mgła była tak gęsta że nie widziałem czubka swojego nosa. Nagle w jednym miejscu była czarna rozległa plama. Podszedłem bliżej i zobaczyłem...jego:
Był to blady człowiek w zbroi ze smokiem. Wokół niego latały nietoperze któte stopniowo zaczęły formować się w jego pelerynę. Pierwsze co mi przyszło na myśl: Dracula. Wyszczerzył zęby ujawniając swoje kły i nagle zaczął się poruszać w moją stronę. Wielkimi oczami go obserwowałem. Stałem jak słup soli kiedy koło mnie przechodził. Przydepnął mi ogon. Wiedział że teraz się nie ruszę. Odwróciłem tylko głowę by zobaczyć co z innymi, ale nikogo nie było...tylko ja i on. Nagle strzelił mnie ręką w twarz, tak mocno że odleciałem od niego pół metra. Bym odleciał dale gdyby nie stał mi na ogonie. Tak więc leżałem na ziemi bez ruchu. Ten nade mną przyklęknął i zaczął powoli zbliżać się do mojego karku. Wiedziałem ci się święci. Kontem oka dostrzegłem tlącą się świeczkę w przewróconej dyni. To była moja jeduna szansa. Błyskawicznie po nią sięgnąłem i przystawiłem do twarzy potwora. Ten tylko zacharczał, zmienił się w tysiące nietoperzy i odleciał.  Wystrzeliłem jak torpeda w stronę jaskini Aventy'ego by mu o tym wszystkim opowiedzieć.

Od Grace ~ Na konkurs

-Ciemna, zimna noc. Drzewa wyciągają gałęzie nad drogą, próbując nas pochwycić... Gdzieś w górze dziwne oczy z ciekawością patrzą na dwa wilki idące wąską ścieżką. Sowa bezszelestnie leci nad wierzchołkami drzew wypatrując zdobyczy. Księżyc w pełni rzuca cienie, tworzące upiorne kształty na drodze....
-Nie przesadzasz czasami? jest po prostu noc i jesteśmy w lesie. Ile razy mam ci mówić, że hallowen jest głupie?-no nie patrzcie się tak na mnie, jest!
-Pffff... psujesz cały nastrój! - uniósł oczy do nieba.
-Zawsze do usług - wyszczerzyłam się.
-Po co ja cię tu brałem...
-Bo chciałeś mnie przekonać do Hallowen. Pudło, nie uda ci się! Nie lubię tego "święta"... - no dobra, może przedstawię sytuację... Idziemy z Cyndi'm lasem, on próbuje przekonać mnie do hallowen, a ja zastanawiam się, kto wymyślił to idiotyczne "święto".
-Hej, czekaj... słyszysz to? - gdzieś po prawej słychać było jakieś krzyki i śmiech.
-No to chodź, sprawdzimy to... - mruknęłam. Ruszyliśmy w kierunku, w którego dobiegały dźwięki. Po chwili doszliśmy na jakiś stary cmentarz.
-Widzisz? Tak jest w hallowen... - wyszczerzył się Cyndi. Spojrzałam na niego z miną pt. "Taki jesteś tego pewien?" i podeszłam jeszcze bliżej krzyków. Co się okazało? Jakieś 15 myszy oglądało w malutkim pudle jakiś horror. Z przodu bydła był ekran, a na ekranie było mnóstwo walczących myszy.
-No i masz ten swój cały "hallowen" - zaśmiałam się. Cyndi tylko patrzył z niedowierzająca miną, na myszy co chwilę wstrzymujące oddech, a potem z ulgą wypuszczające powietrze, kiedy mysz w niebieskiej czapce z daszkiem jednak nie ucierpiała, choć powinna.
-Chodź, nie będziemy im przeszkadzać... - stwierdziłam i pociągnęłam go za ucho w kierunku lasu. -Wracamy i idziemy spać. Bo jutro znowu cały dzień prześpisz...

Od Moon CD. Aventy'ego

-Emm... no dobra - powiedziałam - moje moce nie są najwyższej rangi... mam tylko 4... niewidzialność, o czym sam się przekonałeś, mogę zmienić się w smoka i też mam fluorescencję...kiedy chcę świeci mi futro...to ogłusza przyszłe zdobycze...- opowiedziałam
-To wszystko? - zapytał.
-No...tak - odpowiedziałam.
-Mówiłaś że masz 4 moce - powiedział Aventy.
-Emm...jest jeszcze furia...nie chcę o tym mówić... - powiedziałam.
-No dobra...a twoja historia? -Szkoda gadać, rodzina mnie porzuciła i tyle... - powiedziałam smętnie.
Zamyśliłam się.  
-A ty opowiesz mi coś o sobie? - zapytałam.

<Aventy?>

środa, 29 października 2014

Nowa wadera! ~ Mystic

Od Dilaj CD. Veyrona

-Szybko powiadasz… - usiadłam na piasku. – W takim razie mnie dogoń teraz. – Wstałam szybko i wyciągając moją pełną ponad dźwiękową szybkość wbiegłam do lasu zwinnie omijając wszystkie przeszkody i drzewa. Biegł za mną, ale był za wolny. Skorzystałam z okazji i skręciłam w zarośla kilka metrów dalej. Zaczaiłam się na Veyrona. Przybiegł, zaczął węszyć i rozglądać się. Odwrócił pysk w stronę gór, z których przybiegliśmy. Wyskoczyłam prosto na niego przewracając nas oboje na ziemię. Przeturlaliśmy się po zboczu pagórka i zatrzymaliśmy się w wodzie przy wodopoju. Inne wilki patrzyły na nas z zaciekawieniem. No w końcu Beta watahy bawi się z jakąś „przybłędą”. Stanął nade mną, kiedy ja chichotałam w niebo głosy. Zaczął mnie łaskotać po brzuchu. Wreszcie go przewróciłam i tym razem ja natarłam z łaskotkami. Zarażaliśmy się śmiechem. Wreszcie przestaliśmy już byliśmy mokrzy jak szczury. 
-Dzisiaj jest pełnia spotkajmy się na wielkiej skale na plaży o północy. – Zaproponował Veyron otrzepując się z wody i tym samym ochlapując mnie.
-Ok. Idę pobiegać nie łatwo jest wysuszyć tyle furta. – Uśmiechnęłam się i odeszłam na suchy ląd. Otrzepałam się i pobiegłam z prędkością światła w las. Trochę ruchu dobrze mi zrobi. Śpiewałam potem do północy. Stawiłam się w umówionym miejscu. Przybiegłam pierwsza, ale nie musiałam długo czekać na basiora.
-Proponuję ekskluzywne polowanie na nocne potwory w lesie.
-Wchodzę w to.
-Uważaj, żeby coś cię nie zjadło.
-Uważaj żebym cię nie poturbowała.

<Veyron?... Rekordowo długie czyż nie?>

Od Cyndi'ego CD. Grace

- A żebyś wiedziała! - zaśmiałem się.
- Och., rzesz, chodź tu ty... zaraz cię... - wadera chwyciła mnie za łapę i niczym potwór z bagien wciągnęła do wody. Rozległ się olbrzymi plusk a ja na chwilę straciłem widoczność. Wypłynąłem na powierzchnię, razem z Grace.
- Hej! - ochlapałem ją wodą.
- No co? - spojrzała niewinnie w niebo. Jak wilk Bogu, tak Bóg wilkowi...
- Och, ty moja Bogini ty... - zaśmialiśmy się. - Wiesz... ten basen jest zdecydowanie głębszy niż się zdaje. Może popłyniemy i sprawdzimy co tam jest? 
- Czemu nie? Mam Eliksir Dusz, mo... możemy go użyć. - wadera wzięła łyk dziwnego świecącego płynu, który wyjęła ze swojej torby. Później dała mi butelkę i również ja zaczerpnąłem resztkę płynu, a pusta buteleczka upadła na dno. Poczułem nagle, jak moje ciało obłazi jakieś dziwne mrowienie, a ja przyjmuję irregularną, cząsteczkową, niematerialną postać. Chciałem coś powiedzieć, ale nie mogłem. Jestem ciekaw, jak biedna Grace musiała się z tym czuć...

<Grace?>

Od Grace CD. Luke'a

Temu panu proponuję wybrać się do dobrego psychiatry... Nie dość, że zboczeniec, to jeszcze bezczelny idiota...
-Eeeee... Wiesz co? Ja muszę sobie już iść... miłego dnia życzę... - mruknęłam pod nosem i teleportowałam się jak najdalej od tego szaleńca. Uffff... cisza, spokój.... 

<NIE ODPISUJ... -,->

Od Serine'a CD. Ceiviry

Zastanawiałem się przez chwilę, czy nie skłamać, ale odgoniłem tę myśl. Nie chciałem jej oszukiwać i stracić jej zaufanie. Ceivira jest jedynym wilkiem, na którym mi zależy.
- Potrafię leczyć rany poprzez absorpcję cierpienia danego wilka. 
- Czyli? 
- Uleczyłem cię, ale czułem dokładnie to samo, co ty - zrobiłem krótką przerwę.
- Ale? - dopytywała.
- Rany przeszły na mnie choć nie powinny - spojrzałem waderze prosto w oczy. Były piękne, a przez napływające łzy wyglądały jakby były zrobione ze szkła, co nadawało jej charakterystyczny urok.
- Przepraszam - powiedziała załamanym głosem. - To moja wina
- Nie. Nie obwiniaj siebie, tylko mnie.
- Ale to ty leżysz cały obolały po MOICH ranach! - wstała i podeszła do wybitego okna.
Przez kawałki kolorowego szkła jej futro nabrało niebiesko-zielonego koloru. Podłoga również. Zielony cień docierał, aż do mnie. Wysunąłem łapę, bym mógł nacieszyć się widokiem na swojej łapie. Niestety nie wyglądało tak efektownie jak na Cei. 
Oczy same zaczęły mi się zamykać. Wadera obróciła się i zaczęła robić wszystko, bym nie zasnął.
- Nie umrzesz, prawda? - spytała zmartwiona.
Zaśmiałem się mimo braku sił.
- Oczywiście, że nie. To tylko oparzenia, potrzeba dużo więcej by mnie zabić - to były moje ostatnie słowa.
Obudziłem się w tym samym miejscu gdzie zasnąłem. Pierwsze co zrobiłem to sprawdziłem gdzie podziała się wadera. Wstałem. ,Dopiero teraz poczułem zimne okłady na plecach. Wystraszył mnie charakterystyczny dźwięk tłuczenia porcelany. Natychmiast poszedłem w jego kierunku. Drzwi bez klamki były otwarte, a za nimi stała Ceivira koło stłuczonej filiżanki. 
- Nic ci nie jest? - spytałem. Natomiast wadera zignorowała pytanie i zadała własne:
- Obudziłeś się? I jak się czujesz? - Najwyraźniej robiła coś ważnego, ponieważ po pytaniu wróciła do swoich zajęć.
Zanim odpowiedziałem zdążyłem się rozejrzeć. Wszystko wskazywało na to, że znajdowaliśmy się w kuchni. Białe płytki nad blatem, piękny dwuosobowy stół. Sufit był niższy niż w sąsiednim pokoju, ale nadawało pomieszczeniu swój urok.
- Zgaduję, że te okłady to twoja zasługa? - Na moim pysku pojawił się uśmiech.
- Oczywiście, że moja - wadera odwzajemniła gest.

<Cei? >

Od Sage'a "I tak się wszystko zaczęło"

Uciekam, uciekam przed przeszłością. Mam dość, nie czuję już łap ale nadal biegnę nie chcę aby ojciec mnie dorwał. Mam zostać alfą tamtej watahy ale ja nie chcę ! Chcę przeżywać przygody a nie siedzieć i rządzić. Odwracam się. On nadal biegnie a ja sił nie mam. Jeszcze trochę, jeszcze kawałek dam radę - powtarzam sobie w myślach. Pamiętam gdzie są granice naszej watahy, wystarczy jak kawałek dalej pobiegnę a on mnie zostawi. Zbliżał się do mnie, już się nie odwracam ale czuję, że jest blisko. Nagle szelest wilka który mnie gonił ustał. Wiedziałem, że jestem już po tej lepszej stronie. Zatrzymałem się, odwróciłem i zobaczyłem wściekłego ojca. Miałem już go gdzieś, ruszyłem przed siebie, szedłem przez las i usłyszałem szelest przez chwile myślałem, że on jest znowu za mną lecz szybko zwątpiłem. Nagle przede mną stanął wilk.
- Kim jesteś i co tutaj robisz ?! - pyta.
- Uciekam, może być ? - warczę.

<Sandstorm ? >

Od Oroza CD. Ili

- Tak... - uśmiechnąłem się - Jakoś się żyję...
- Ja też...
Rozejrzałem się trochę nerwowo.
- Coś się stało? - zapytała.
- Nie, nie - otrząsnąłem się - Chodźmy stąd...
- Dobrze, ale dlaczego? - dopytywała się .
- Mam trochę złe przeczucia - odwróciłem się.
Ila też spojrzała za siebie.
- Chodźmy... - rzekłem.

<Ila?>

Nowy basior! ~ Luke

wtorek, 28 października 2014

Od Grace CD. Cyndi'ego

-To idziemy gdzieś jeszcze?-zapytał.
-Możemy iść. Chociaż przyznam, że nie chce mi się wstawać z tych kwiatków... - mruknęłam przewracając się na bok.
-I kto tu chce być gruby... - uniósł oczy do nieba.
-Ej! To ty śpisz całymi dniami! - udałam obrażoną.
-No dobra, nie obrażaj się, tylko chodź... - przewrócił oczami.
-Niech ci będzie... kto pierwszy przy wodospadzie! - rzuciłam i pobiegłam do najbliższego.
Dobiegłam pierwsza i z miną zwycięzcy zatrzymałam się na brzegu. Jednak Cyndi nie wyhamował i oboje wpadliśmy do wody. Przez chwilę widziałam tylko bąbelki powietrza dookoła mnie, ale zaraz zniknęły, a ja wynurzyłam się na powierzchnię.
-Ładnie to tak wrzucać niewinne wilki do wody? - podniosłam brwi w pytającym geście.
-To ty jesteś niewinna?! - Basior zrobił taką minę, jakby się dowiedział, że świat ma zaraz wybuchnąć.
-A nie? - wyszczerzyłam się.

<Cyndi? XD Rekordowo długie to nie jest, ale do jutrzejszego testu się uczę... :/>

Nowy basior! ~ Sage

ScreenShooter

poniedziałek, 27 października 2014

Od Veyrona CD. Dilaj

- Och... to nie wielka różnica. - uśmiechnąłem się do wadery. - Powiedz mi, Dilaj... nie zmęczyłaś się po tym biegu?
- Ech... to było dla mnie zbyt wolne tempo. - Dilaj wyszczerzyła zęby. Zapadła chwila ciszy. Zacząłem się zastanawiać co by jej tu powiedzieć.
- W takim razie... - urwałem na chwilę, po czym pacnąłem ją w głowę i krzyknąłem: - Gonisz!
 Zerwałem się na równe nogi i zacząłem uciekać, a wilczyca pobiegła za mną. Gnałem z uśmiechem przez las, czując, jak wiatr wplątuje się w moją sierść. Zbiegłem z pobocza, a wadera za mną. Wbiegliśmy na plażę. Już miałem jej uciec, gdy potknąłem się, a Dilaj wpadła na mnie. Razem poturlaliśmy się ze śmiechem po wilgotnym piasku. W końcu zatrzymaliśmy się.
- Faktycznie szybko biegasz... - wyszczerzyłem zęby i odetchnąłem z ulgą czekając na odpowiedź wadery.

<Dilaj? Wybacz, że takie krótkie ;___;>

Od Dilaj

Ciągłe ucieczki to coś, co mnie podnieca. Po tym krótkim odpoczynku ruszyłam szybkim biegiem przez góry, aż do wielkiego jeziora gdzie bawiła się wataha wilków. Na szczęście byłam na tyle daleko, by zdążyć zniknąć w lesie i zbyt, blisko, bo ktoś mógł na mnie zwrócić uwagę, a skąd ja mam wiedzieć, jakie mają zamiary. Zniżyłam głowę, by móc się napić. Wychłeptałam trochę wody i pognałam okrężną drogą w stronę wulkanu, a przynajmniej tak sądzę, że to wulkan. Dość szybko znalazłam się przy rzekach lawy Zauważyłam samotnego wilka leżącego na wulkanicznej skale. Jakby był nieprzytomny czy coś. Podeszłam bliżej. Szturchnęłam go najpierw łapą, a potem pyskiem. Teraz przydałaby się moc uzdrawiania nazwany przez moją poprzednią watahę. Moonlight howl. Spojrzałam w niebo, dostrzegłam tą małą złotą gwiazdkę zawsze czuwającą nade mną. Zawyłam wprost do niej. Moje modły się spełniły otoczyła mnie biaława aura, w której połyskiwała moja sierść. Dotknęłam łapą jego serca i zawyłam ponownie. Basior sądząc po posturze i wyglądzie ocknął się i naskoczył na mnie. Cofnęłam się pośpiesznie.
-Spokojnie nie jestem potworem. – Odparłam, gdy ten warknął złowieszczo. – Tylko cię uzdrowiłam, co kol wiek ci się stało.
-Kim jesteś?
-Jestem Dilaj Wilk Księżycowy. Beze mnie nie byłoby pełni.
-Jestem Veyron, co robisz na terenie Watahy Mrocznej Krwi?
-Chcę dołączyć i zacząć normalnie żyć, jak wilk.
-Oh, doprawdy?
-Udowodnić ci moją boskość?
-Zaśpiewaj.
-Morderczo? Czy Pięknie?
-Pytanie… Jasne, że pięknie, a jak ma śpiewać taka śliczna wadera.
-To będzie w Staro – wilczym języku. – Zaczęłam śpiewać

Themio, mised themio
Tey lai kohm wih mey
Tey don go no
Themio, mised the, mised the, mised themio
They lai kohm wih mey
Tey don go no.

-I jak?
-Chodź do Alfy, na pewno znajdzie się dla ciebie miejsce.
-Mi wystarczy tylko Las. – Pobiegłam za Veyronem. Wprowadził mnie do kompleksu jaskiń i przebiegł przez labirynt korytarzy każąc mi tu czekać. Przyprowadził Alfę.
-Kim jesteś i w jakich zamiarach tu przybiegłaś? – Usłyszałam donośny głos tego wielkiego wilka.
-Jestem Dilaj wygnaniec rodziny samotnych wilków, przybiegłam w pokojowych zamiarach. Chciałabym należeć do waszej watahy.
-W, jakiej postaci?
-W postaci bogini Muzyki i Zakochanych dusz.
-Skąd pochodzisz?
-Pochodzę z Doliny Złotych Wód.
-Czy przysięgasz chronić watahy za wszelką cenę? Nawet życia.
-Przysięgam.
-Witaj w watasze Dilaj. – Jego ton zmienił się na ojcowski. Mrugnęłam, Lekko skinęłam głową.
-Veyron oprowadź ją. – Odszedł plątaniną korytarzy.
-Kurczę gładko poszło. – Oznajmił. – Za mną. – Pobiegłam za nim (był to bieg zdecydowanie zbyt wolny jak dla mnie). Przysiedliśmy na Skale Gdzieś nad wielkim jeziorem. Odwróciłam się w jego stronę, patrzył się na mnie, więc odwrócił głowę z zażenowaniem. Był niczego sobie, kolejny, w którym się zakocham, a i tak nie będę miała szans.
-Ile masz lat? – Zapytałam
-dwa i pół, a ty?
-dwa i jeden miesiąc

<Veyron?>

Nowa wadera! ~ Dilaj

Od Aventy'ego CD. Moon

- Tak. Dlaczego pytasz? - odparłem. Wadera zamyśliła się na chwilę... można było jedynie usłyszeć jej oddech i bicie serca.
- Aa... tak jakoś po prostu... no. - wzruszyła ramionami patrząc gdzieś w dal.
- Często tak masz? - zagadnąłem po chwili rozkojarzoną waderę. Nagle jakby otrząsnęła się z transu machając głową.
- Yyy... ale co? Możesz powtórzyć? - zamrugała oczami wlepiając we mnie swój wzrok.
- Czy często jesteś taka zamyślona... - zacząłem.
- Co...? Yyy... nie... tylko teraz. Dzisiaj. Dzisiaj jest jakoś tak dziwnie sennie. - westchnęła Moon.
- To może opowiesz mi coś o sobie? - zapytałem, czekając na odpowiedź wadery.

<Moon? Wredna ja xD>

niedziela, 26 października 2014

Od Ceiviry CD. Serine'a

Rozchyliłam lekko powieki. Na początku całe otoczenie wydawało mi się zupełnie obce, ale kiedy niedaleko siebie zobaczyłam Serine'a, wszystko zaczęło stopniowo układać się w mojej głowie niczym puzzle. Przypomniałam sobie całe zajście. Jedna, maleńka łza spłynęła mi po pysku. Wtem poczułam, że coś jest nie tak. Pamiętałam prawie wszystko. No właśnie, prawie... Ściągnęłam z siebie materiał, którym byłam przykryta. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Oparzenia zniknęły! Nie pamiętałam, jak do tego doszło. Popatrzyłam na Serine'a. Spał przykryty prześcieradłem. Uśmiechnęłam się. Wyglądał tak pięknie... Lśniąca sierść i te skrzydła... Mimo to, gdy na niego patrzyłam, miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Podeszłam bliżej. Basior się trząsł! Czyżby z zimna? Nie, niemożliwe. Nagle otworzył oczy i zaczął ciężko oddychać. Nie wiedziałam, co się dzieje. 
- Czy wszystko w porządku? - zapytałam z nieukrywaną troską. 
- Tak.. - odparł.
Próbował się podnieść, ale chwilę potem upadł na posadzkę. Materiał zsunął się z jego sierści i wtedy je dostrzegłam. Oparzenia... Takie same, jak moje! To niemożliwe... Nagle wszystko zaczęło mi się układać w głowie. Podejrzewałam, że basior mógł przenieść na siebie moje rany, ale jak, nie wiedziałam.
- Co ty zrobiłeś? Jakim cudem? - pytałam.
Serine'a się nie odzywał. Widziałam w jego oczach ogromny smutek i żal, jakby zrobił coś złego, a on przecież uratował mi życie... Podeszłam do niego i położyłam się na posadzce przed jego pyskiem. Zaczęłam cichutko śpiewać. Zsyłałam nuty na wszystkie jego poparzenia. Miałam nadzieję, że to pomoże. Robiłam to lekko, powoli, tak, żeby nie bolało. Czerwone plamy poczęły blednąć, ale nie chciały zejść całkowicie. Śpiewałam jeszcze przez chwilę, ale niewiele to pomogło.
- Już lepiej?
- Tak, lepiej... - odrzekł słabym głosem.
Popatrzyłam na niego po raz kolejny. Wyglądał inaczej, ale jeszcze nie idealnie. Byłam zła na siebie o to, że nie udało mi się wyleczyć go do końca, jednak w tej chwili moją głowę zaprzątała zupełnie inna sprawa.
- Opowiedz mi, co się stało i jakim cudem moje rany przeszły na ciebie, proszę...
- Nie mogę...
- Obiecuję ci, że nie skomentuję tego w żaden sposób. Zaakceptuję wszystko, co powiesz. Chcę po prostu wiedzieć. Strasznie mi na tym zależy, proszę... - rzekłam.

<Serine?>

Od Akiry

Pewnego ciepłego ranka, poszłam na spacer. Robię to dość często. Lubię spędzać czas w lesie. Przez wysokie i  grube drzewa, przebijały się płomyki światła. Na trawie było jeszcze bardzo dużo rosy. Usiadłam na ziemi. Spojrzałam w niebo a tam 2 małe niebieskie motylki. Podleciały do mnie przynosząc mały papierek.
-Cześć motylki, co to jest? - zapytałam  wesoło. Motylki, jak to motylki, nic nie odpowiedziały. Chwyciłam papierek i przeczytałam głośno:
-"WSZYSKIEGO NAJLEPSZEGO!". Dziękuję Wam moi drodzy koledzy - uśmiechnęłam się. Przypomniało mi się że mam urodziny . Lecz i tak nikt o tym nie wie, a głupio jest komuś mówić : "Mam dziś urodziny". Gdy motyle odleciały, wstałam i poszłam przed siebie, już chciałam postawić łąpę na ziemi, a krzaki się poruszyły.
-J-j-jest tam kto? - zapytałam drążycym głosem. Zza krzaków wyszedł basior.

<Jakiś basior? ;3>

Od Ecclesi CD. Zeke

- O Boże! - krzyknęłam i podbiegłam do wilka. - Co się stało?
- Chyba widzisz... proszę! Pomóż mi... - wychrypiał basior. Pchnęłam głaz z całej siły. Powoli zaczął się przesuwać. W końcu udało mi się go zepchnąć.
- Czy wszystko dobrze? - zapytałam, ale sama zauważyłam, że nie. Uniosłam wilka z wielkim trudem i pobiegłam do jaskini Samanthy. Nagle na swojej drodze napotkałam Caseusa. 
- Ej... mała... gdzie się tak spieszysz? - zagadnął.
- Caseus! - krzyknęłam. - Osobiście z tobą zrywam! A teraz się spieszę i jeśli chcesz coś sobie wyjaśnić, to pogadamy później!
Ruszyłam pędem, aż dobiegłam do jaskini szamanki. Tam szybko przejęła obcego basiora, a ja usiadłam przed jaskinią i czekałam. Czekałam około kilku godzin i rozmyślałam nad różnymi sprawami. Wkrótce przyszła do mnie Samantha, aby poinformować o tym, że basior się obudził i czeka na mnie w jaskini...

<Zeke?>

Od Zeke

Leciałem spokojnie nad terenami watahy. Wiał mocny wiatr przez który musiałem co chwila lądować. Nagle spadł deszcz i posypały się pioruny. Wleciałem do jaskini. Usiadłem w koncie podpierając się o ścianę. Okazało się że to nie była ściana, to był grzbiet smoka. błyskawicznie mnie zaatakował, lecz byłem szybszy.  Wystrzeliłem z jaskini. Leciałem najszybciej jak mogłem. Obejrzałem się przez ramie. Zgubiłem go. Lecz przez swoją nieuwagę uderzyłem w skałę. Upadłem z hukiem na ziemię, a skały nade mną się pokruszyły. Wielki głaz spadł mi na skrzydło. A ponieważ jestem w połowie nietoperzem mam skrzydła przymocowane do łap. Tak więc głaz spadł mi na skrzydło i na łapę. Wrzasnąłem z bólu. Czułem że i łapa i skrzydło są złamane. Ległem na ziemi i starałem się wyrwać skrzydło i łapę. Bezskutecznie. Pogorszyłem tylko swój stan. Krew się lała spod głazu. Nagle kątem oka ujrzałem za sobą wilka.

<Wilku? Ratuj xD >

Moon CD. Aventy'ego

Wgryzłam się w zdobycz. Przez chwilę istniałam tylko ja i martwy jeleń. W ogóle  to nawet nie zwracałam uwagi na basiora siedzącego kolo mnie. Po paru minutach z jelenia zostały tylko kości. Oblizałam się i usiadłam obok Aventy'ego.
-Czyli twierdzisz że jesteś nowym alfą tej watahy? Tak?

<Aventy?>

Od Cobalta CD. Sandstorm

-W tym przypadku nie rozumiem - powiedziała Sandstorm. Pokręciłem oczami.
-No niech ci będzie - powiedziałem - To prowadź.
-A czemu ja? - zapytała poirytowana.
-Bo to twój pomysł - walnąłem prosto z mostu. Wadera ruszyła na zachód,  a ja dwa kroki za nią.

<Sandstorm? >

sobota, 25 października 2014

Od Aurory CD. Aventy'ego

Wysunęłam dolną szczękę.
- Przecież nie wiem, co jest gdzie.
Nie wiedzieć czemu wilk uśmiechnął się. Potrząsnął łbem.
- Więc idź przed siebie. Powiem Ci, gdzie jesteś.
Ten basior doprawdy mnie zaintrygował. Uniosłam brew i ruszyłam między drzewa. Po kilku minutach spytałam przez ramię:
- Ehe? I gdzie jesteśmy?
Nie otrzymałam odpowiedzi.
- Aventy...?
Odwróciłam się. Basiora nie było.

<Aventy?>

Nowe wadery! ~ Lyka i Akira

Nowe wilki! ~ Nathan i Toxic

Od Aventy'ego CD. Shai

- Wow... twój ptak potrafi gadać? - krzyknąłem ze zdziwienia.
- Co? - chyba Shai zdziwiła się o wiele mocniej niż ja. - Ty... ty go rozumiesz?!
- Wyczuwam w nim jakąś dziwną energię, której nie potrafię określić... - zamyślił się kruk... czy orzeł... nie wiedziałem co to był za ptak... no, nie istotne. 
- Co? - teraz to ja wytrzeszczyłem oczy. - Nie rozumiem cię... Shai... możesz mi wytłumaczyć?
- Eee... czasami plecie takie głupstwa. - chrząknęła. - Może się gdzieś przejdziemy, a ja postaram się nie walnąć w drzewo.
Zaśmiała się.

<Shai?>

Od Aventy'ego CD. Moon

- Smacznego. - uśmiechnąłem się do wadery.
- A ty nie jesz? - zdziwiła się i popatrzyła na mnie jakimś takim pustym, rozmytym wzrokiem.
- Nie dzięki... ja już wcześniej jadłem. - chrząknąłem. - Nie jestem taki znowu strasznie głodny...
- Twoja strata. - powiedziała Moon i wepchnęła sobie kawałek mięsa do ust. - Mm... nawet nie wiesz, co tracisz!
- Może i tak... - mruknąłem, ale wadera tego najwidoczniej nie usłyszała i wgryzła się w zdobycz.

<Moon? Wybacz, że takie krótkie Dx>

Od Cyndi'ego CD. Grace

- Wiesz... - zamyśliłem się. - Moim zdaniem powinnaś robić, jak ci serce podpowiada... ja chyba jestem na to jeszcze zbyt młody...
Uśmiechnąłem się.
- No... teraz to ja już sama nie wiem. - Grace rozwaliła się na ziemi. Dość śmiesznie to wyglądało. Usiadłem obok niej.
- Kocham cię Grece. - spojrzałem w oczy wadery.
- Zbyt rzadko mi to mówisz. - wadera pchnęła mnie łapą i również się rozchmurzyła.

<Grace?>

Od Michaela CD. Sandstorm

- To bardzo przykre... - westchnąłem. - Ale przecież nie można w taki sposób zmarnować sobie życia... trzeba patrzeć do przodu, a nie do tyłu...
- Niby tak... ale... jakoś nie mogę o tym zapomnieć. - popatrzyła w niebo.
- A może jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić... no wiesz... aby polepszyć ci humor... no wiesz...
- Sama nie wiem... - podrapała się po skroni.
- Na pewno jest jakaś rzecz, która sprawiłaby ci przyjemność. Tylko pomyśl... mógłbym cię zabrać w jakieś fajne miejsce... na przykład na plażę... - uśmiechnąłem się. - Albo poszlibyśmy do lasu... moglibyśmy poszukać jagódek na Eliksir Szczęścia...
- Mikey...? - zaczęła Sands.
- Och, żartuję no, żartuję... - wyszczerzyłem zęby.
- A ja uważam, że to świetny pomysł. - powiedziała stanowczo wadera. Widać poprawił jej się troszkę humor.
- Oo... serio? Nie wiedziałem. - uśmiechnąłem się. - Jakoś nigdy wcześniej nikt nie brał mnie na poważnie.
- No to dziś zostałeś wzięty na poważnie. - wadera udała kamienną twarz. Parsknąłem śmiechem. - Więc słuchaj... najpierw pójdziemy do Aventy'ego, żeby się o czymś dowiedzieć.
- Okejo. Zatem chodźmy.
***
Zapukałem delikatnie do drzwi jaskini naszego alfy. Czekaliśmy chwilkę z Sandstorm, gdy nagle Aventy pojawił się w wejściu do groty, nieco ospały.
- Tak? - zapytał z lekką dezaprobatą w głosie.
- Chcemy wyruszyć po Eliksir Szczęścia. Powiesz, gdzie możemy go znaleźć? - zapytała Sandstorm.
- W Świętym Lesie... - odparł samiec alfa.
- Czyli...? - dopytałem.
- U driad.
- A kto to? - zapytałem. Sandstorm i Aventy popatrzyli na mnie jak na jakiegoś wariata. - No co? Nie jestem taki wszechwiedzący jak wy.
Sands westchnęła i zaczęła tłumaczyć:
- Driady to istoty magiczne. Charakterystyczne dla nich jest zielonkawe zabarwienie skóry. Driady są wyznawczyniami kultu matki natury. Stronią od innych ras i zabijają niemal każdego, kto naruszy ich święty las. Starają się nie włączać do konfliktów i tłumaczą to tym, że natura jest wieczna i będzie trwać nawet po wojnach. Ich społeczność składa się tylko z kobiet. Młode driady rodzą się z uświęconych związków z elfami lub ludźmi, przy czym zawsze rodzą się dziewczynki. Driady są bezwzględne, mistrzowsko władają łukiem oraz potrafią poruszać się bezszelestnie po lesie. Lepiej ich nie denerwować...
- Ech... okej. - westchnąłem. - Aż tylu informacji mi o nich nie było trzeba.
- Będziecie potrzebowali wielu pieniędzy. - powiedział alfa. - Około tysiąca Diamentów.
- Że co?! - żachnęła się Sands. - Przecież ja nie mam tylu pieniędzy! Zaledwie trzysta!
- I ja też! - wypaliłem.
- Może się jakoś z nimi dogadacie... - Aventy uniósł brwi i zniknął w swojej jaskini.

<Sands? Wena mi dziś dopisuje ^.^>

Od Aventy'ego CD. Aurory

- Och... nie jestem jakimś wielkim wilkiem... mów mi po prostu Aventy. Jestem tak samo ważny, jak każdy inny wilk. Moim zdaniem prawo powinno być równe... no, ale w końcu musi być ktoś co się wszystkim zajmie. I tak, bardzo chętnie cię oprowadzę po terenach naszej watahy. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Yyy... dziękuję? - chrząknęła.
- To gdzie chciałabyś iść najpierw? - zagadnąłem i wyczekiwałem na odpowiedź.

<Aurora?>

Od Sandstorm CD. Michaela

Oboje leżeliśmy jeszcze przez chwilę. W końcu zaczęłam, ponieważ nie mogłam zmierzić tej ciszy. 
- Wiesz, że ja też miałam takie miejsce? 
Basior podniósł głowę
- Kiedyś lubiłam chodzić do sadu wiśni, ale teraz nie mogłabym na niego normalnie spojrzeć i siedzieć.
- Dlaczego? 
- Za dużo wspomnień, które ranią. 
- Opowiedz mi o nich - Basior był strasznie ciekaw.
- Nie wiem czy chcę o tym mówić. Tak jak wspominałam, to za bardzo boli.
- Okey, rozumiem. Wiesz... Czasami warto opowiedzieć komuś coś, co go gryzie - powiedział takim przekonującym tonem.
Wzdychnęłam ciężko i zaczęłam od pierwszej watahy. Watahy gdzie spotkałam swoją pierwszą miłość, ale ona nie chciała mnie zaakceptować. Tak to się ciągnęło do czasu, kiedy zakochałam się po raz drugi, ale wszystko zniszczyła kolejna miłość jeszcze za czasów rodzinnej watahy.
- Byłaś następcą alf? - przerwał mi w pół zdania.
- Co? Nie - uśmiechnęłam się blado. - Moi rodzice nie byli wysoko w hierarchii. Pomijając basiora, który później mnie zranił - złapałam się za ranę nad krtanią. - To mój "były" był synem alf. On jest typem klasycznego kobieciarza - prychnęłam. - Nie okazywał prawdziwych uczuć tylko grał na emocjach, bawił się mną jak dziecko, marionetką, którą później spalił, wyrzucił i wymienił na lepszą zabawkę. 
Chwila ciszy - jak zawsze w takich sytuacjach.
- Nie wiem co powiedzieć...
- Wiesz, najgorsze jest to, że to za mną chodzi i nie daje o sobie zapomnieć, a zwłaszcza teraz. Nie mogę normalnie żyć, bo cokolwiek zrobię, cokolwiek zobaczę to wszystko wraca, a każde nowe wspomnienie boli coraz bardziej.

<Michael? >

piątek, 24 października 2014

Od Sandstorm CD. Cobalta

Obudziłam się w jaskini. Przykryta kocem. Wstałam i rozejrzałam się. Znałam skądś to miejsce, ten zapach. 
- Widzę, że już ci lepiej! - usłyszałam głos basiora. Wystraszona obróciłam się w jego kierunku.
- Hej, co jest? 
- Kim jesteś !? - wypaliłam prosto z mostu.
- Co? Sandstorm...
- Skąd wiesz jak mam na imię!? - przerwałam mu. 
Basior był zaskoczony. Nawet tego nie urkrywał. 
- Nie pamiętasz mnie? Jestem Cobalt. Powinnaś mnie pamiętać!
Zaczęłam się śmiać. Początkowo lekko się chwiałam, ale później rozbolał mnie brzuch. Leżałam na ziemi zwijając się że śmiechu.
- Nabrałeś się! 
- Wiesz jak mnie wystraszyłaś? Nawet nie wiesz jak trudno jest zdobyć lekarstwo na utratę pamięci.
W tym momencie nad głową zapaliła się żaróweczka. 
- To chodźmy je zdobyć!
- Ty chyba nie rozumiesz słowa "trudno" - powiedział marszcząc brwi.

<Cobalt?>

Od Serine'a CD. Ceiviry

Wadera leżała jęcząc z bólu. Nie wiedziałem co jej jest. Jedyny pomysł jaki wpadł mi do głowy był nieprzyjemny. Znaczy nieprzyjemny, ale dla mnie. Usiadłem koło wadery i spojrzałem jej w oczy. 
- Przepraszam - wyszeptałem. 
Nie chciałem tego robić, ale nie miałem wyboru. Spojrzałem w inną stronę i przetkałem jej krew tak, że zemdlała. Oczywiście towarzyszył temu dźwięk jakby łamania kości. Nienawidzę tego. Od razu przypomina mi się to, przez co musiałem przejść. Przed oczami pojawiają mi się wizerunki wszystkich tych niewinnych wilków, których musiałem zabić. 
- Jeszcze raz przepraszam - powiedziałem ze szklanymi oczami.
Nie chciałem długo czekać. Przyłożyłem łapę do rany na plecach. Była nienaturalnie ciepła. Mogłem sobie tylko wyobrazić co czuła. Skupiłem się na "poparzeniach ". Po chwili zacząłem czuć to, co Cei:
Na miejscach ran pieczenie, któremu towarzyszyło kłucie. Co jakiś czas przeszywająca fala gorąca i zimna. 
Rany na ciele wadery powoli znikały. W przeciwieństwie do mnie. Coś poszło nie tak, ale nie chciałem przejmować się swoim zdrowiem dopóki Ceivira nie wyzdrowieje. 
Po tym wszystkim okryłem ją kocem (chodź bardziej przypominało to prześcieradło) i położyłem na niewielkiej kanapie. Dopiero po tym spojrzałem na swoje plecy. Całe w ranach jak po poparzeniach. Szybko znalazłem drugie prześcieradło i okryłem się nim by zasłonić plamy. Jeszcze raz spróbowałem otworzyć drzwi bez klamki. Niestety próby były bezowocne. 
Zaczęło się ściemniać. Poddałem się. Podleciałem do miejsca gdzie leżała wadera. Położyłem się jakieś 5 metrów przed nią. Przez chwilę obserwowałem ją, ale oczy same mi się zamknęły.

<Ceivira? >

wtorek, 21 października 2014

Od Aurory

Ostrożnie się rozglądając, wyszłam z mojego nowego domu. Była to jaskinia o przesłoniętym iglakami i krzakami wylocie. W środku była dość surowa; właściwie stanowiła ją dość wąska półka skalna o niskim suficie położona jakieś półtorej metra nad ziemią, do której trzeba była wspiąć się na kilku wrębkach w pionowej skale. 
Uważam, że to dość dobry pomysł jak na pierwszy dorosły dom w moim życiu.
Wracając jednak do tematu, z ostrożnością wychynęłam z jaskini. Udałam się do widzianej wczoraj, rozległej polany pośrodku puszczy, na której przeważnie ktoś bywał.
Wkroczyłam na nią i w cieniu głazu zobaczyłam basiora. Dyszał, nic dziwnego, bo dzień, choć jesienny, był upalny. Podchodząc, uśmiechnęłam się lekko sztucznie, podchodząc, chciałam zrobić dobre wrażenie.
- Witaj.
Wilk przestał dyszeć i odwrócił głowę w moją stronę.
- O, Aurora.
Lekko uśmiechnął się z serdecznością. Skłoniłam głowę, nie wiedziałam, jak zareagować, widząc Alfę. Bywałam w watahach, w których na przywódcę nie można było bezpośrednio patrzeć, znałam też takie, w których Alfy nie było w ogóle. Nie miałam więc pojęcia, co zrobić. Basior przechylił lekko głowę.
- Coś nie tak? - spytał z nikłym zainteresowaniem.
- Skąd, wszystko dobrze. Nie... nie wiem, co robić - machnęłam ogonem. - Nie ma nikogo? - rozejrzałam się z żalem. - Mógłbyś mnie oprowadzić... po terenach? - badałam ostrożnie grunt, dokąd mogę się posunąć z pytaniami i prośbami. Wzruszyłam delikatnie ramionami. - Może jest coś... co mógłbyś powiedzieć mi o tej watasze? - rozejrzałam się i nie patrząc na basiora dodałam - Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co mogę robić cały dzień.

<Aventy?>

Od Melody CD. Oasisa

- Ale ja nie chcę! Nie rozumiesz? Chcę odbić swojego brata i pokonać tego wstrętnego anioła śmierci! - krzyknęłam buntowniczo. 
Patrzyłam smutno na ścianę jaskini, czując, źe łzy ściekając po policzkach.
Nagle nadeszła mi wizja. Było to łono mojej matki. A w środku ja i.... Nie to nie mogła być prawda... 
Skora miałam brata bliźniaka to dlaczego o tym nie wiedziałam. 
I znowu przyszła kolejna wizja. Mój br...at.. porwany przez istoty ciemności...
Po tych dwóch wizjach wróciłam do "prawdziwego" świata.
Oasis patrzył na mnie zmartwiony. Opowiedziałam mu o moich wizjach, a on słuchał ich uważnie.
-Trzeba dziś wyruszyć, a nawet teraz...

<Oasis, jak tam nasza wyprawa ;3>

Od Shai CD. Aventy'ego

Przełknęłam ślinę. Pewnie wyglądam w tej przepasce głupio. Zastanowiłam się przez chwilę. 
-Do czasu aż nauczę się polegać na innych zmysłach. - mówiąc to zmusiłam się do uśmiechu.
Nie było przyjemnie kłamać, a co dopiero na temat mojego wzroku. Jednocześnie nie chciałam by ktoś się o tym dowiedział... a przynajmniej jeszcze nie teraz. 
-Rozumiem... - z zamyślenia wyrwał mnie głos basiora. Dzięki temu przypomniało mi się pytanie, które miałam zamiar mu zadać. 
-Emmm... mogłabym dołączyć do watahy? 
-Oczywiście. 
Chwilę później usłyszałam trzepot skrzydeł. To pewnie Kuro. Coś padło na ziemię przy moich łapach. Ciężar około dwóch kilogramów usadowił mi się na plecach. 
-Króliczek. - dla innych to tylko zwykłe krakanie kruka, lecz ja zrozumiałam to doskonale. 

<Aventy?>

Od Moon CD. Aventy'ego

-Ehh...wybacz nie wiedziałam - powiedziałam niepewnie.
-Nie szkodzi - powiedział basior.
-Pomóc ci upolować tego jelenia? - zapytałam.
-Było by miło - zaśmiał się Aventy.
Poszliśmy tropem tego jelenia. Szybko go znaleźliśmy. Ryszyłam w jego stronę. Jeleń zerwał się do biegu. Wbiegł prosto w pułapkę Aventy'ego. Basior złapał go za szyję. Po paru minutach było po wszystkim.  Zaczęliśmy jeść.

<Aventy? Wybacz....brak weny :/ >

Od Cobalta CD. Mony

-No to jesteśmy - oznajmiłem kiedy doszliśmy do jaskini Mony.
-Dzięki za odprowadzenie - powiedziała.
-Nie ma za co - powiedziałem z uśmiechem - spotkamy się jutro?
-Pewnie, ale gdzie i kiedy?  - powiedziała trochę niepewnie.
-Może rano na polanie? - zapytałem.
-Okay - powiedziała z uśmiechen i zniknęła w mroku jaskini.
Poszedłem do swojej jaskini która jest niedaleko po drodze rozmyślając o dzisiejszym dniu. Gdy już dotarłem położyłem się na płaskim kamieniu i zasnąłem. Rano obudziły mnie śpiewy ptaków. Przeciągnąłem się i ruszyłem w stronę polany. Kiedy dotarłem Mona już na mnie czekała.

<Mona? Moja wena gdzieś uciekła :( >

Od Cobalta CD. Sandstorm

Sanstorm wpadła do wody. Na początku zacząłem się śmiać, lecz mój śmiech przytłumiły bąbelki które wypłynęły z miejsca gdzie ona wpadła. Takie bąbelki pojawiają się gdy ktoś tonie. Bez zastanowienia wskoczyłem do wody. Sandstorm leżała na dnie. Podpłynąłem do niej i złapałem za łapę. Zacząłem płynąć w stronę londu. Wyciągnąłem ją na brzeg. Niestety straciła przytomność. Wciągnąłem ją sobie na grzbiet i zacząłem powoli iść w stronę jaskini. Gdy doszliśmy położyłem ją na tym samym kamieniu i okryłem tym samym kocem co wcześniej. Dopiero po 3 godzinach odzyskała przytomność.

<Sandstorm?  Moja wena jest na wyczerpaniu :( >

Od Oasisa CD. Melody

Melody usiadła przy ognisku. Okryłem ją ciepłym kocem i podałem herbatę. Dała łyka.
- Melly... - zacząłem. - Kocham cię i naprawdę nie chcę cię do niczego zmuszać, ale to dla mnie ważne, jeśli ktoś choćby spróbował cię tknąć, to bym go wypatroszył!
Wadera ochłonęła.
- No dobrze... - westchnęła. - Anioł Śmierci powiedział mi, że jeśli nie dostarczę mu do jutra piętnastu dusz, zabije mnie i... i mojego brata. Powiedział, że trzyma go w swojej wieży, jako zakładnika.
Przeraziłem się okropnie, a po chwili zapytałem:
- Zaczekaj... ty masz brata?
- Sama o tym nie wiedziałam. - spuściła wzrok. Podszedłem do niej.
- Nie przejmuj się... - położyłem jej łapę na ramieniu. - Znajdziemy dla ciebie piętnaście dusz. Obiecuję.
- Ale ja nie chcę! Nie rozumiesz? Chcę odbić swojego brata i pokonać tego wstrętnego anioła śmierci! - krzyknęła buntowniczo. Zgadzałem się z nią w zupełności...

<Melody? Idziemy odbić Twego braciszka :D>

poniedziałek, 20 października 2014

Od Michaela CD. Sandstorm

Stanąłem na wysokim wzgórzu. Po kilku chwilach Sandstorm stawiła się obok mnie. Uśmiechałem się szeroko.
- Tak w ogóle to po co my i gdzie biegliśmy? - zapytała zdyszana. Spojrzałem na nią, a ona odgarnęła sobie włosy z twarzy.
- A nie wiem... - wzruszyłem ramionami i zamyśliłem na chwilę, siadając na ziemi. - Od zawsze coś dziwnie ciągnęło mnie do tego miejsca.

<Sands? Tak wiem... jestem beznadziejny... bo nie dość, że musisz czekać na moje beznadziejne opa, to jeszcze są beznadziejnie krótkie xD>

Nowa wadera! ~ Aurora

Od Aventy'ego CD. Shai

- Przepraszam... nie chciałem cię wystraszyć, ale tak jakby jesteś na terenach cudzej watahy. - odparłem ze stoickim spokojem.
- Aha! Wiedziałam, że ten ptaszor wpakuje mnie kiedyś w jakieś tarapaty! - krzyknęła wadera. - A tak poza tym, to szukam nowej watahy...
- Dlaczego masz na oczach tą opaskę? - zaciekawiłem się.
- Bo... yy... ćwiczę umiejętność polegania na zmysłach, ale na razie coś nie bardzo mi to idzie. - westchnęła wadera.
- Em... wybacz za moją niekompetencję, ale zapomniałem się przedstawić... na imię mi Aventy. - podrapałem się po skroni.
- Ja jestem Shai.
- A tak w ogóle... kiedy będziesz mogła zdjąć tą przepaskę?

<Shai?>

Od Shai

-Kuro, czy ta opaska jest naprawdę potrzebna?- zaczęłam marudnym tonem czując dyskomfort przez przekąskę na oczach, którą dosłownie kilka minut temu zaprezentował mi kruk.
-Dzięki niej będzie ci łatwiej się przyzwyczaić do tego, że nic nie widzisz. - usłyszałam krakanie gdzieś w powietrzu. 
Ptak delikatnie wylądował na moim grzbiecie. Zacisnął opaskę trochę mocniej by nie spadła mi z głowy po czym ruszyłam w stronę w, którą pokierował mnie upierzony przyjaciel. 
Ja sama nie wiedziałam gdzie się doszliśmy, ale po wskazówkach Kuro zdałam sobie sprawę iż znajdujemy się na obrzeżach jakiejś polany. Razem ruszyliśmy pod jedno z drzew. Usiadłam pod nim rozglądając się dookoła. 
-Zaczekaj tutaj na mnie,  lecę coś upolować. - nakazał kruk na co tylko kiwnęłam głową. Po chwili usłyszałam trzepot skrzydeł oraz ulgę na plecach. Zostałam sama...
Czekając na przyjaciela zaczęłam chodzić dookoła drzewa. 
-Kim jesteś? - usłyszałam głos basiora.
Przestraszona zaczęłam się cofać do momentu aż dotknęłam plecami drzewa. 

<Aventy? Mam nadzieję, że nie jest za krótkie>

Nowa wadera! ~ Shai

niedziela, 19 października 2014

Od Sandstorm CD. Michaela

- Chodźmy na jakieś wzgórze - zaproponowałam po chwili. 
- Czemu nie? - wzruszył ramionami. 
Basior zaczął iść. Na początku nie wiedział czy zmierza w dobrym kierunku. Bacznie obserwowałam jego kroki jakbym badała moją ofiarę. Basior rozglądał sie wokoło. Właśnie przechodziliśmy przez alejkę drzew. Co prawda nie miały już liści, ale wyglądały przepięknie. 
- Stop! - Zatrzymał się, rozglądnął, powęszył. - To w tę stronę - oznajmił z zadowoleniem i wbiegł między drzewa. Ja poleciałam za nim.

<Michael? Sory, że takie krótkie>

Od Sandstorm CD. Cobalta

Wypłynęłam na powierzchnię. Basior zaczął się śmiać. Przez chwilę myślałam nad tym czy go nie udusić, ale po wyjściu z wody zaczęłam chichotać. Stanęłam na przeciwko basiora. Otrzepałam się i stanęłam koło niego. W mgnieniu oka popchnęłam go, ale Cobalt unikną mojego ataku i to ja wpadłam. Kiedy znalazłam się pod wodą otworzyłam oczy. Jedyne co widziałam to zamazane plamy bieli i błękitu. Wypuściłam powietrze z płuc, by swobodnie opaść na dno.       Nie musiałam długo czekać.        Usłyszałam dźwięk, który towarzyszy wpadaniu do wody. Po chwili zza warstwy bąbelków wyłoniły się rysy pyska Cobalt'a.

<Cobalt? Ta ilość... Zabija, wiem>

Od Grace CD. Cyndi'ego

-No dobra... Ale nie odpowiadam za efekty... - mruknęłam i zaczęłam coś tam grać. Oj, coś czuję że mistrzem w tym nie będę... Nagle coś przyszło mi do głowy.
-Hej... myślałeś co będzie z nami dalej? - zapytałam.
-Dalej, czyli... Co dokładnie masz na myśli? - popatrzył na mnie pytająco.
-Nie wiem dokładnie... Powiększenie rodziny czy te sprawy... - stwierdziłam.

<Cyndi? XD Tak, wiem, jest meeeega długie.. ;-; XD>

Nowa waderka! ~ Luna

Od Matta CD. Samanthy

- Co to? - Krzyknąłem zrywając się na równe nogi. Nagle przy wyjściu z jaskini zawaliła się fałda śniegu. Zostaliśmy... uwięzieni.
-Przynajmniej mróz się nie dostanie do środka- powiedziałem obojętnie, ogrzewając swoje ręce nad ogniskiem.
Wadera popatrzyła na mnie z zdziwieniem i wściekłością:
-I ty sobie nic z tego nie robisz?! Przecież właśnie zasypała nas wielka lawina śniegu, i jak niby mamy się wydostać?! - prawie krzyczała wskazując na ścianę śniegu.
-Spokojnie, nie ma po co jeszcze wychodzić, dalej mocno pada śnieg- powiedziałem wpatrując się w ogień.
-A niby skąd to wiesz? - powiedziała spokojniej.
-Może kiedyś Ci powiem... - uśmiechnąłem się złośliwie.
Po kilku dziesięciu minutach zobaczyłem swoimi "magicznymi oczami", że już przestało padać a nawet wyszło słońce.
-Choć idziemy stąd - powiedziałem podchodząc do ściany śniegu.
Za pomocą swojej magii stworzyłem czarny ogień który płonął mi na rękach. Wycelowałem w najsłabszy punkt i stopiłem tunel do wyjścia z jaskini.
-Panie przodem - powiedziałem robią przy tym gest ręką...

<Samantha?>

Od Samanthy CD. Matta

- Co ty robisz? - zdjęłam jego łapę z mojego ramienia.
- Chciałem tylko, żeby było ci cieplej... - chrząknął i podrapał się po skroni.
- Zajmij się lepiej sobą... mi nie jest zimno... - skłamałam.
- Tsa... akurat... - zmrużył oczy.
- Jesteś ciekawy dokąd prowadzi ten tu... - urwałam, gdyż nagle wszystko zaczęło grzmieć i się trząść. 
- Co to? - Krzyknął Matt zrywając się na równe nogi. Nagle przy wyjściu z jaskini zawaliła się fałda śniegu. Zostaliśmy... uwięzieni.

<Matt?>

Od Matta CD. Samanthy

Śnieg padał tak gęsto, że nie widziałem nawet Samanthy. Musiałem nas stąd wyciągnąć, więc chwyciłem waderę za łapę i prowadziłem do najbliższej jaskini. Użyłem mojej zdolności i oczami wypatrzyłam blisko jaskinię. Szliśmy tak kilka minut a potem wbiegliśmy zmarznięcie do pobliskiej jaskini.
Byliśmy cali okryci śniegiem. Otrzepałem się i zdjąłem szalik i rozpaliłem ognisko. Widziałem jak Samantha cała się trzęsie. 
Usiadłem koło niej i pomogłem jej też zdjąć szalik. Miała zimne palce i powiedziałem żeby usiadła i się ogrzała koło ogniska.
Wadera wykonała polecenie. I powiesiłem nasze szaliki tak aby wyschły. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę więc usiadłem koło niej i przytuliłem ją do siebie aby było jej cieplej...

<Samantha, reakcja :D>