sobota, 20 grudnia 2014

Ano thx :3

Miła niespodzianka z Waszej strony na zakończenie dnia ^^. Wielkie dzięki :D

Od Ili CD. Blooda

Aventy uśmiechnął się sztucznie, ale widać było od razu, że niezbyt polubił obcego basiora. Nic dziwnego... tamten typek nie okazał mu ani krztyny szacunku!
- To... jak ci na imię? - zapytał nieco przesłodzonym tonem zerkając na mnie z ukosa. Wyszczerzyłam do niego zęby. Zawsze ze swoim bratem umieliśmy się porozumieć, w przeciwieństwie do innych rodzeństw. Nasz klan od wieków szanował członków swojej rodziny i wszyscy tam świetnie się dogadywali.
- Blood. - burknął basior spode łba.
- Dobrze, - Mój starszy braciszek zmusił się do uśmiechu. - możecie już iść.
Wyszliśmy z jaskini, a ja od razu wybuchłam śmiechem.
- Hej, zaraz! O co ci chodzi? - zapytał Blood uszczypliwie, lecz wiedziałam, że wie, o co chodzi, gdyż nie byłby na tyle głupi...


<Blood?>

Od Emmy CD. Cole'a

- Czego tu szukacie? – usłyszałam syczący głos w głowie. Stwierdziłam, że należy on do owej widmowej kobiety. Było to dosyć logiczne, że porozumiewa się telepatycznie, skoro nie ma ust.
Popatrzyłam na Cole. W odpowiedzi spojrzał na mnie pytająco, więc powiedziałam:
- Przyszliśmy zwiedzić zamek.
- Idźcie stąd! – głos kobiety zabrzmiał złowrogo. – Nikomu nie wolno wchodzić na teren Orala!
- Czemu? – spytałam.
Już po chwili wiedziałam, że nie powinnam była tego mówić. Widmo „podpłynęło” do mnie i pochyliło na de mnie swą bladą, kościstą twarz.
- Czemu?! Ty śmiesz pytać czemu?! Oral to wielki i potężny władca tego zamczyska! Bez jego pozwolenia nikt nie może tu wejść! A już na pewno nie tak nędzny wilk jak ty!
W zjawie było coś dziwnego. Gdy była blisko mnie czułam dziwny chłód i smutek. Czułam, że moje życie jest bezsensowne, że nikt mnie nie kocha. Chciałam pobiec, schować się, ukryć, cokolwiek, byle by się tak nie czuć.
Upiór odpłynął, a ja dopiero teraz zauważyłam, że cała się trzęsę. Cole popatrzył na mnie z uwagą.
- Wszystko w porządku? – zapytał w końcu.
Kiwnęłam głową, choć tak nie było. Nie chciałam nic mówić, w obawie, że widmo znów znajdzie się blisko mnie. 
- Co wy tu jeszcze robicie?! – zasyczał mi jej głos w głowie. – Wynocha!
Całe moje ciało chciało jak najszybciej wypełnić rozkaz. Tylko serce i umysł podpowiadały mi, by się mu oprzeć. Stałam, więc z nogami gotowymi do biegu i z uporem stania w miejscu. Nie było mnie stać na nic więcej, więc spojrzałam prosząco na Cole.
- A może nam pani wytłumaczy kto to jest Oral? Nigdy o nim nie słyszałem, a skoro jest tak potężny to chciałbym dowiedzieć się o nim nieco więcej. – powiedział Cole. 
Spojrzałam na niego dziękującym wzrokiem. Tego mi było trzeba. Zajęcia czymś zjawy, żebym ja w tym czasie mogła dojść do ładu i wymyślić jakiś plan.
- Oral to najpotężniejszy wilk we wszechświecie. Nie dziwię się jednak, że o nim nie słyszałeś, bo jesteś jeszcze młody. Wielkiego Orala pamiętają tylko najstarsze wilki na tym świecie. Bo widzisz Oral, kiedy miał tyle lat co ty teraz, był wszechpotężnym i ambitnym wilkiem z niesamowitą mocą. Niestety los go bardzo źle potraktował. Próbował objąć władzę i nawet na trochę mu się to udało. Kiedy był rządził, świat był naprawdę piękny. Każda z nas, sypturii, mogła do woli karmić się duszami innych wilków. A nasi krewniacy, szyłoptomy, mieli stały dostęp do ich krwi. Innym wilkom się, jednak to nie podobało, sama nie wiem czemu.
Moje serce zaczynało bić coraz spokojniej, a napięte mięśnie nóg powoli się rozluźniały. Powróciła mi zdolność racjonalnego myślenia, przestałam panikować.
- Zaczęli się buntować i wszczynać powstania. W końcu doprowadzili do wojny. Wielu moich sióstr i krewniaków w niej zginęło. Na świecie zostały już tylko trzy sypturie i dziesięć szyłoptomów. – postać wydała z siebie coś na wzór chlipnięcia. – A było nas tak wielu! Byliśmy tacy potężni! Niestety, przegraliśmy wojnę. Od tego czasu potężny Oral siedzi w mrocznych ruinach swego, wielkiego niegdyś, zamczyska. Ja oraz moje dwie siostry strzeżemy ich granic, a szyłoptomy polują dla Orala i przynoszą mu eliksir nieśmiertelności. I to mniej-więcej wszystko.
W mojej głowie ukształtował się pewien plan. Polegał on mniej-więcej na tym by zabić sypturię. Nie wiedziałam jeszcze konkretnie jak, ale stwierdziłam, że coś wymyślę. Nigdy nie ćwiczyłam telepatii, ale jedna z moich mocy była bardzo do niej podobna. Trzeba by było, tylko zamiast odczytać to czego pragnie inny wilk, wysłać mu wiadomość. Moje próby, jednak nic nie dawały. Trzeba było się tego nauczy wcześniej.
Zła na siebie oraz całą tą sytuację, kopnęłam kamyk leżący niedaleko mnie. Trafiłam wręcz idealnie w jedno ze skrzydeł widma. Oczywiście kamyk przez nie przeleciał, ale straszydło wydawało się wyjątkowo wściekłe.
- CO TY ROBISZ!? – usłyszałam i już pogodziłam się z nadchodzącą śmiercią, gdy nagle w głowie usłyszałam zupełnie inny głos.
- Padnij!
Posłusznie wykonałam polecenie. Zdążyłam zauważyć tylko, że przelatuje nade mną czarna plama. Podniosłam się. To był Soul. Walił w stwora niewyobrażalną liczbą błyskawic. Chyba zapomniałam wspomnieć, że Soul jest wilkiem burzy.
Przyłączyłam się do walki. Zaczęłam wysyłam w stronę sypturii ostre i bolesne, wodne pociski. Po chwili zauważyłam, że Cole także przyłączył się do walki i unicestwiał potwora używając swoich mocy. Razem zniszczyliśmy widmo.
Gdy tylko Soul wylądował przytuliłam się do niego.
- Dobrze, że jesteś. – wyszeptałam mu do ucha.
- Emma, ja… Chciałem cię przeprosić. Zachowałem się niesprawiedliwie wobec ciebie. Przepraszam.
- Dobrze, już dobrze. Wybaczam ci. – powiedziałam i przytuliłam go mocniej. Cieszyłam się, ze pogodziłam się z basiorem. Był on moim najlepszym przyjacielem i to się nigdy nie zmieni.

<Cole?>

Od Saphiry

Byłam szczęśliwa. Odkąd dołączyłam do WMK byłam całą sobą szczęśliwa. Już nudziło mnie wędrowanie po świecie i poszukiwanie przeznaczenia. Na początku żałowałam, że opuściłam rodziców, ale cóż, taki miał być mój los. Moja matka zawsze powtarzała - ,, Twoje przeznaczenie jest zaplanowane nim się urodzisz i tego nie zmienisz'' . Ah, rodzinka. Ona zawsze poprawiała mi humor. Nawet gdy byłam smutna jak nie wiem co, pomagała. Ale to już przeszłość. Teraz jestem tu. I nie wiem, jak potraktują mnie tu wilki. Czy mnie zaakceptują? A może potraktują negatywnie? A co jeśli dojdzie do całkiem poważnej kłótni? Dobra, Saphira, ogar... z rozmyśleń wyrwało mnie zderzenie z jakimś basiorem...
- Oh, sorry, powinnam patrzeć gdzie chodzę - powiedziałam. - Nic ci się nie stało?


<Basiorze? ^^>

Od Ceiviry CD. Serine'a

Obudził mnie ogień, palący w gardle ogień. Znowu... Cierpliwie go zniosłam i tak będzie, dopóki nie umrę - codziennie rano i wieczorem. Zasłużyłam sobie na to. Nagle usłyszałam kroki. Starałam się zachowywać normalnie. Przełknęłam ślinę i choć ciężko było mi ustać na łapach, dałam radę. Zobaczyłam Chance!
- Po co ona tu przyszła? Chce mnie jeszcze bardziej dobić? - zastanowiłam się.
Wadera podeszła do mnie z podniesionym łbem. Była taka dumna...
- Dzień dobry, Ceiviro - wyszczerzyła zęby.
- Dzień dobry.
- Cieszę się, że cię widzę. Właśnie cię szukałam - powiedziała śpiewnie.
- Po co? - zapytałam.
- Chciałam cię o coś prosić.
- Ty mnie? - zdziwiłam się.
- Co taka zaskoczona? Nie możesz mi pomóc? - udała smutną.
- Czego chcesz? - zapytałam ostro.
- Może trochę łagodniej, co? Nie dziwię się, że Serine dał sobie z tobą spokój. Brak ci ogłady - powiedziała z dziwną manierą w głosie.
Na dźwięk imienia basiora zrobiło mi się gorąco. Jej wypowiedź bardzo mnie zabolała, ale postanowiłam już się nie denerwować. To ponad moje siły, a i tak jestem fizycznie jedną łapą w grobie.
- O co chcesz prosić? - rzekłam łagodnie.
- Tak lepiej. Chciałabym, żebyś została moją druhną.
Dosłownie wmurowało mnie w ziemię. Byłam kompletnie zaskoczona. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony coś krzyczało: Odmów!, ale z drugiej dało się słyszeć: Zgódź się!
- Może to dobry moment, żeby jakoś załagodzić napiętą sytuację z Serinem - pomyślałam.
- Dobrze, zgadzam się - odpowiedziałam głośno.
- Świetnie! Chodź ze mną. Wybiorę ci suknię - powiedziała ochoczo.
Poszłam za nią. Zaprowadziła mnie do jaskini. Ta była pusta. Podeszłam do lustra.
- Przymierz tę! - wykrzyknęła, po czym rzuciła mi ubranie.
Szybko włożyłam je na siebie. Intensywna czerwień sukni nijak do mnie pasowała. Wyglądałam koszmarnie. Chance zmierzyła mnie krytycznym wzrokiem.
- Nie, nie, nie. Jak ty w tym wyglądasz? Zdejmuj to natychmiast! - rozkazała z poirytowaniem.
Zrobiłam, jak kazała. Po chwili włożyłam następną. Zielona... Gorzej być nie mogło... Przymierzyłam jeszce dwie - żółtą i niebieską.
- To na nic - rzekłam z rezygnacją.
- Wiem! - wykrzyknęła wadera.
Minutę później przed oczami ujrzałam piękny fiołkowy kolor. Szybko wciągnęłam na siebie kreację. Aż otworzyłam usta ze zdzwienia. Suknia była wspaniała. Czerń mieszała się z ciemnym różem, a następnie wchodziła w zjawiskowy fiolet. Miała postawiony do góry kołnierz. Po ziemi ciągnęła się lekka, fiołkowa mgiełka. Kolor sukni idealnie pasował do koloru moich oczu. Nigdy nie wyglądałam tak pięknie.
- To jest ta! Wspaniale. Zaczekaj tu na mnie. Zaraz wrócę - odpowiedziała rozochocona.
Wadera wyszła, a ja zostałam sama. Spojrzałam w lustro. Nie mogłam uwierzyć, że to ja. Wtem usłyszałam kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam... Serine'a! Stał i wpatrywał się we mnie. Był bardzo zaskoczony. Patrzyłam na niego nieśmiało. Żadne z nas nic nie mówiło. Staliśmy naprzeciw siebie i wymienialiśmy łagodne spojrzenia. Chciałam zapamiętać ten moment. Był dla mnie bardzo cenny. Przez chwilę miałam wrażenie, że dawna więź wrócila. Zrozumiałam, że nie da się tak po prostu odejść. Kiedy widzisz wilka, na którym ci bardzo zależy, odstawiasz wszystko na bok. Jego łagodne spojrzenie rozpaliło we mnie jakąś nieuzewnętrznioną radość i ogień, ale nie ten drażniący, zadający ból, tylko kojący.
- Wyglądasz przepięknie... - wyszeptał na tyle głośno, że udało mi się go usłyszeć.
Uśmiechnęłam się lekko, prawie niezauważalnie. Napawałam się tą chwilą. Zdałam sobie sprawę, że nie potrafię żyć bez tego spojrzenia, bez jego głosu, obecności... Nagle czar prysł. Do jaskini weszła Chance.
- O, witaj kochanie! Podoba ci się? - pocałowała go w policzek.
Jakby ktoś walnął mnie obuchem w głowę. Zdążyłam się jednak opanować.
- Tak, tak - rzekł, jak wyrwany ze snu ze znaną sobie obojętnością.
- Świetnie. Cei zgodziła się być moją druhną. Czyż to nie wspaniałe? - znowu śpiewny głosik.
- Oczywiście - odparł machinalnie.
- Wybacz skarbie, ale musisz na razie wyjść. Będę przymierzać suknię i trzeba jeszcze podrasować Cei, więc...
- Dobrze, już wychodzę - rzekł obojętnie.
Na odchodne posłał mi jeszcze tęskne spojrzenie, którego miałam nie dostrzec. Znowu coś przebiło mnie sztyletem. Chciałam go przytulić, powiedzieć, co czuję naprawdę, ale nie mogłam i to bolało bardziej niż rozrywanie więzadeł głosowych na strzępy żywcem.

<Serine? Jakaś nieoczekiwana wena spadła z nieba xd>

Nowy basior! ~ Birk

Od Blooda CD. Ili

Wadera mnie pociągenęła. Gdy zobaczyłem basiora, moje futro samo się nastroszyło.
- Spokojnie - odparła.
- Ta...
- Chcesz dołączyć? - spytał.
- Tak. Na jakiś czas...

<Ila?>

Od Tasiry CD. Karibu

- Spokojni, bo ci wszystkie zęby wypadną! - powiedziałam.
- Zamknij się ty ty podmiocie zła! - warknęła wadera.
-Hola, hola... możesz mnie zabić, ale nie możesz mnie obrażać! - warknęłam.

<Karibu?>

Od Ili CD. Blooda

- Cześć. - podeszłam do wilka, który siedział na brzegu i uśmiechnęłam się do niego.
- Cześć... - mruknął. Usiadłam obok niego.
- Oj... co taki podły humorek? - spojrzałam w oczy basiora.
- Ech... nie zrozumiesz tego... - piękny wilk odwrócił się do mnie plecami.
- To chociaż spróbuję. - położyłam łapę na ramieniu basiora.
- Niech ci będzie... - mruknął. - Moje życie nie ma sensu, wszyscy mają mnie gdzieś i nie mam co ze sobą zrobić.
- Znam ten ból... - westchnęłam wlepiając wzrok w ziemię. - ... kiedy inni nie zwracają na ciebie choćby najmniejszej uwagi, jakbyś był tylko powietrzem. Ale to się zmieni! Zobaczysz!
Potrząsnęłam basiorem.
- Tsa... niby jak? - chrząknął znieważanie.
- Dołącz do mojej watahy! Yyy... nie mojej, mojego brata. - powiedziałam energicznie i pociągnęłam basiora za łapę w stronę jaskini alf.

<Blood?>

Od Blooda

Życie... taa... moje było do bani, ale co tam...
Spacerowałem tak sobie po jakiś terenach. Miałem gdzieś czy tutejsze wilki mnie zabiją. Moje życie i tak nie miało sensu. 
Gdy podszedłem do wodospadu napiłem się wody. Usłyszałem kroki i odwróciłem się.

<Ktoś?>

Nowy basior! ~ Blood

Od Serine'a CD. Ceiviry

I odeszła. Znowu. Z sekundy na sekundę coraz mniej mi zależało. Nie miałem na to siły. Mówić z cei to mówić jak do muru. Była tak uparta. Dlaczego nie dostrzegała tego, co ja czuję, co ja o tym sądzę. 
***
- Gdzie byłeś? Tęskniłam za tobą - wadera rzuciła mi się na szyję. Stałem niewzruszony wpatrując się w nasz cień. Cóż...
- Widziałaś Cei? 
-Kogo? A tak. Była tutaj, ale po twoim odejściu. 
- Czego chciała? - spytałem znów. Na pysku Chanse pojawił się grymas. 
- Szukała cię - przewróciła oczami. - Wygoniłam ją i ostrzegłam. 
- Co? Przed czym? 
- Przed tym, żeby nie popsuła naszego ślubu! Myślałam, że to oczywiste - skrzyżowała łapy. - Chociaż mam do niej prośbę. Myślisz, że zgodziłaby się być moją druhną? - spytała z uśmiechem.  
Zamurowało mnie. Było coraz gorzej. Wszystko się coraz bardziej komplikowało. Fantastycznie. 
- Z pewnością by się ucieszyła. 
- Fantastycznie! - wykrzyknęła. - Znajdę ją jutro - powiedziała i położyła się.  Też tak uczyniłem. Zasnąłem wpatrując się w śpiącą waderę. 
Nazajutrz, kiedy się obudziłem wadery nie było. Pewnie poszła znaleźć Cei. Świetnie. Jeszcze tego mi trzeba było. Zranionej przyjaciółki jako druhny wadery, którą nienawidzę. Ale cóż... Pewnie tak miało być. Nie pozostaje mi nic innego jak pogodzenie się ze ślubem, Chance i tym, że Ceivira wkrótce zniknie i nie wróci.

<Ceivira?>

Nowa wadera! ~ Saphira

Nowy basior! ~ Ezio

Od Day'a CD. April

- Czekaj, czekaj... co to ma znaczyć, że mógłbyś je trochę spowolnić, co? - piękna wadera spojrzała ma mnie podejrzliwie.
- Yy... ee... - chrząknąłem i ponownie podrapałem się po karku. Nie lubiłem..., a raczej nie umiałem się tłumaczyć. Jakoś nie specjalnie mi się chciało, nie wiedziałem jak to ująć. Inie chciałem, aby wadera poznała prawdę o mnie. Zarumieniłem się lekko, ale chyba na szczęście tego nie widać.
- Co "ee", hm? Geniuszu... weź się wysłów proszę... nawet nie wiesz, nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaka ja jestem ciekawa! Co? Potrafisz kontrolować słońce? No bo, postaw się na moim miejscu! To tak jak ja bym ci nagle oznajmiła, że potrafię kontrolować księżyc! No wiesz! Czy raczysz mi w końcu zdradzić, co to znaczy "tylko nie wiem, na ile dam radę je utrzymać"! - April zamrugała powiekami. Poczułem wypieki na twarzy. Co miałem jej powiedzieć? Nie chciałem skłamać, ale nie mogłem też powiedzieć prawdy. W końcu wpadłem na radykalne rozwiązanie.
- Cóż... żartowałem głuptasie... przecież nie ma tak potężnych wilków, które kontrolowałyby słońce! - po czym potargałem jej czuprynę. Olśniewająca wilczyca spojrzała na mnie spode łba. To chyba był błąd...

<April? Sorry, że krótkie, ale nie umiem rozpisywać opowiadań, kiedy oba wilki są małomówne... ;___;>

Od Karibu

Biegłam wyczerpana przez pustkowia... Już drugi raz w życiu... Pamiętam, było tak pół roku temu, gdy po śmierci mojej matki biegłam uciekając przed śmiercią... Potem odeszłam z drugiej watahy w jakiej byłam... Teraz biegłam tak samo jak wtedy, w takich chwilach zawsze przesuwają mi się obrazy z mojego życia przed kilkoma tragediami, jakie przeżyłam... Biegłabym tak dalej, gdyby... Nie to, że nagle z poślizgiem zatrzymałam się o mało co nie przewracając jakiejś obcej wadery.
Zjeżyłam sierść, obnażając długie na kilka cali kły... Kto wie, może ona chce mnie zabić? Hmm...?

<Tasira?>

Od Cole'a CD. Emmy

- Hm... nie wiem co mógłbym tobie o sobie powiedzieć... - uśmiechnąłem się pod nosem. - Zastanówmy się... lubię kwiatki.
- Lubisz kwiatki? - wadera z trudem powstrzymała wybuch śmiechu. Uniosłem brwi.
- Tak szczerze mówiąc, to jestem zmuszony lubić... - westchnąłem, skupiłem energię w swojej lewej łapie i uderzyłem nią miękko o trawę pokrytą perlistą rosą. Nagle przed nią wyrósł pęk przepięknych, czerwonych róż pokrytych kropelkami wody delikatnie spływającymi z aksamitnych płatków. Zerwałem róże i podarowałem je Emmie. Zachichotała.
- Nieźle! - odpowiedziała i potargała moją czuprynę.
- Hej... mam świetny pomysł! - nagle mnie olśniło - Wiesz co? Kiedy ostatnio przechodziłem sobie Doliną Starych Dębów, nieopodal zauważyłem ruiny starego zamczyska. Wydawały się być opuszczone, więc postanowiłem je obejrzeć, ale jakoś nie chciało mi się samemu... może poszlibyśmy razem? Co ty na to? Przecież i tak nie mamy co robić, a przynajmniej przeżyjemy jakąś fajną przygodę...
- JEŚLI przeżyjemy! - wadera udała złowieszczy śmiech, a potem wybuchła prawdziwym śmiechem. Dołączyłem się do niej. Oczywiście, zgodziła się.
          Szliśmy razem leśną ścieżką. Drzewa przysłaniały słońce, więc było całkiem ciemno. Nad ziemią unosiła się wilgotna mgła i muskała nas lekko po stopach. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale chodź w powietrzu panowała cicha i poważna atmosfera, to mi zbierało się na śmiech. Panowała głucha cisza. Po kilkunastu minutach marszu spulchnioną, mokrą ścieżką, wyszliśmy na piękną, zieleniejącą polanę zalaną słońcem polanę otoczoną wielkimi, starymi i spróchniałymi dębami. Zmrużyłem oczy i zacząłem się rozglądać. 
- To było gdzieś... yyy... czekaj, czekaj... gdzieś... ee... tam! - wskazałem zdecydowanie na ukryte wśród drzew mroczne gruzowisko. Razem ruszyliśmy w jego stronę. Leżało znacznie dalej niż mi się wydawało. W końcu stanęliśmy przed wielkim, zrujnowanym, wyblakłym, porośniętym mchem murem, otaczającym zniszczony zamek. Już mieliśmy przez niego przejść, gdy nagle drogę przesłoniła nam mroczna, skrzydlata, widmowa kobieta. Miała długie wijące się kruczoczarne, spływające po ramionach, potargane włosy, powłóczysta szatę wijącą się po ziemi niczym setki malutkich żyjących organizmów, oraz chude, kościste, białe, zimne ręce. Widmowa postać nie miała twarzy...

<Emma? Hey you, what you gonna do? What you gonna do? xD>

Nowa wadera! ~ Karibu

Od Tasiry

Chodziłam po terenach watahy myśląc jak długo tu jeszcze zostanę. Inni bogowie wyrzucili mnie za moje czyny na wieczne wygnanie ale nadal pozostała mi potężna moc burzy. Oczy świeciły mi jak błyskawice a po futrze krążył prąd. 
-Gdy się dowiedzą pewnie od razu mnie wygnają. - powiedziałam sama do siebie za bardzo się tym nie przejmując.
Nic się dla mnie nie liczyło tylko zabawa i mordowanie dla przyjemności. Dlatego nie mam partnera kto by chciał mieć potwora za partnerkę? Pff... miłość... nigdy jej nie zaznałam. Mam czarne serce. Nagle kogoś usłyszałam.

<Dokończy ktoś?>

UWAGA!

Koniec selekcji... bardzo mi przykro, że tyle wilków postanowiło odejść, ale nieliczna garść została... o to wilki, które odchodzą:

  •  Mona
  • Susan
  • Sandstorm
  • Elles
  • Cute
  • Luna
  • Shai
  • Toxic
  • Lyka
  • Akira
  • Dilaj
  • Mystic
  • Abyss
  • Noche
  • Nera
  • Samotność
  • Loren
  • Futtys
  • Magicwolfree
  • Dream
  • Splinter
  • Oroz
  • Sirden
  • Oasis
  • Nathan
  • Sage
  • Luke
  • Shadow
  • Waterbi
Ileż to wilków odeszło...? 29. Nie wiem, czy nie powinnam się teraz obrazić, ale tego nie zrobię, bo są wśród Was lojalni członkowie, którzy aktywnie piszą opowiadania... oczywiście, kiedy wilk odszedł, nie znaczy to, że nie będzie mógł powrócić do watahy. Ona zawsze czeka na wszystkich członków z otwartymi ramionami. Ja zachęcam aktywnych członków do pisania opowiadań, a ci, którzy zdecydowali się zostać dostaną ode mnie mały upominek, bo mam (chociaż nie powinnam ;___;) dobry humor ^^
hayden

Od Grace CD. Cyndi'ego

Weszliśmy do jaskini z zamiarem pójścia spać, ale coś zatrzęsło całym pomieszczeniem i kawałki skał posypały mam się na głowę. 
-Serio? To już nawet nie można wrócić do domu? Obiecuję, jeszcze raz ktoś rozdawali mi mieszkanie, to łapy powyrywam... - warknęłam.
-Hej, Gracie, spokojnie... - coś ma magiczny głos.  uspokaja mnie. Musi mnie tego nauczyć.... Powoli wyrównałam oddech i policzyłam do dziesięciu. 
-Okej, już mi lepiej. Idziemy sprawdzić co się dobija, czy lepiej zostać i poczekać, aż się na nas zawali?-zapytałam.
-Mam nadzieję, że to było pytanie retoryczne... - westchnął Cyndi. 
-Nie, wiesz, pytałam na serio... Jasne, że było.
-No to chodź... - wyszliśmy z jaskini i oczywiście nad nami musiał być smok. No bo jak by inaczej, co? Nie, tam im walnijmy smoka, tam drugiego, a trzeciego dla odmiany na dach! 
-SERIO?! JUŻ NIE MACIE ŻADNYCH INNYCH POMYSŁÓW?! - wrzasnęłam w stronę nieba. Smok na chwilę przestał się ruszać, i wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. Cyndi zrobił tak zwanego facepalma. W sumie to mu się nie dziwię. Moja podświadomość robiła dokładnie to samo. 
-Jeśli bardzo tego chcesz... Nie muszę być smokiem... - odezwał się smok. No dobra, to ja już może nie będę komentować... 
-A dokładniej? - zapisałam. 
-Jakich zwierząt nie lubisz? - zapytał smok. Popatrzyła na niego podejrzliwie. 
-Nie... 
-Kotów - odpowiedziałam. 
-Mów... - dokończył Cyndi. Po chwili przed nami stał ogromny, niebiesko czarny kot. Świetnie. Jestem mega głupia. Teraz pytanie - widać, czy może spróbować walczyć? Koty chyba nie lubią wody, prawda...? 

<Cyndi? XD CZY TY SUGERUJESZ, ŻE NIE LUBIĘ GAARY?! >.<>

Od April CD. Day'a

Było pięknie. Już dawno się tak nie czułam... Tak dziwnie... Szczęście? To też. O, już wiem, bezpiecznie. Ostatnio czułam się tak, kiedy rodzice żyli. Czyli dawno. 
-Ech... Szkoda, że słońce tak szybko zachodzi... - mruknęłam. popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem. 
-A chciałabyś, żeby to trwało dłużej? - zapytał. Obróciłam głowę w jego stronę. 
-A umiałbyś tak zrobić?-nie no, na 100% moja mina jest teraz najgłupsza na świecie... 
-Chyba tak. Tylko nie wiem, ile dam radę je utrzymać... - podrapał się łapą po karku. 
-Jeżeli to ma mieć jakiekolwiek konsekwencje, to tego nie rób... - powiedziałam. 

<Day?  Przepraszam, że tak długo i ze takie krótkie... :/>

Od Shay'a CD. Night

Ocknąłem się. Zobaczyłem że nade mną stoi wadera, uśmiechała się. Chwiejnie wstałem i złapałem się za bok. Poczułem pod łapą ciepłą krew. Moje "smocze" skrzydło też nie było w najlepszym stanie. 
-Witaj, nazywam się Night - powiedziała wadera - a ty?
-Shay - odparłem krótko - gdzie jesteśmy?
-Przy leśnym strumyku - powiedziała - co ci się stało? 
-Pewien niedźwiedź postanowił sobie zabrać moją zdobycz, niestety stanąłem mu na drodze... - westchnąłem.

<Night? Wybacz że tak długo... >