Chciałam coś zrobić. Pocieszyć go, położyć mu łapę na ramieniu, żeby wiedział, jak bardzo mnie boli, gdy się tak zachowuje, ale tego nie zrobiam. Odwróciłam się tylko i wróciłam na balkon.
- Lećmy - powiedziałam smutno.
White już otwierał pysk, żeby coś powiedzieć, ale ja uniosłam łapę do góry. Nie miałam ochoty słuchać go teraz. Wzleciał więc wysoko do chmur, a ja podążyłam za nim. Zamknęłam na chwilę oczy, nadal lecąc. Wysłałam wcześniej fale dźwiękowe, więc bliskie spotkanie z drzewem mi nie groziło. Lekki powiew wiatru otulał mnie, przynosząc ulgę, której tak teraz pragnęłam. Zastanawiałam się, co jest nie tak. Jeszcze wczoraj razem z Serinem tak dobrze się bawiliśmy, a dziś rano? Cały czas miałam w głowie obraz basiora ze spuszczoną głową. Starałam się go oddalić i sprowadzić inny, bardziej optymistyczny. Nagle poczułam obok siebie obecność kogoś jeszcze. Rozwarłam powieki. To był White.
- Już dolatujemy. Wszystko w porządku? - zapytałam, posyłając mi jedno ze swoich czułych spojrzeń.
Nic nie odpowiedziałam, tylko popatrzyłam przed siebie. Wiedziałam, że biały basior to zrozumie. Po chwili wylądowaliśmy. Podążałam za nim w ciszy.
- Stój - powiedział cicho.
Wysłałam fale dźwiękowe we wszystkie strony. Jakieś zwierzę tu było, a nawet kilka. Wymieniliśmy z basiorem porozumiewawcze spojrzenia. Nieraz już polowaliąmy razem. Taki znak mówił sam za siebie.
- Gotowa? - zapytał szeptem.
Pokiwałam łbem. Zaczęliśmy się skradać do naszych "ofiar". White robił to, jak zwykle bezszelestnie, a ja, w porównaniu do niego, tłukłam się niemiłosiernie. Wreszcie został nam tylko jeden sprawny skok. Znowu wymieniliśmy spojrzenie, a za sekundę już byliśmy na grzbietach naszych ofiar. Po chwili polowanie dobiegło końca. Usiadłam pod drzewem i rozkoszowałam się chwilą ciszy i spokoju. Nagle do moich uszu dotarł dziwny dźwięk. Wstałam i zaczęłam nasłuchiwać. Wtem White skoczył na mnie i przewrócił na ziemię.
- Co ty wyprawiasz? - prawie krzyknęłam.
- Spokojnie, nie wiedziałem, że to cię tak rozzłości, wybacz - rzekł trochę zmieszany.
Podniosłam się i westchnęłam.
- Przepraszam... - wyszeptałam.
Basior podszedł do mnie i położył mi łapę na ramieniu.
- Co jest, Cei? - zapytał.
- Nic... Ja po prostu mam dziś zły humor chyba i ten... Nerwowo reaguje... - wyznałam.
White lekko się uśmiechnął. Wiedziałam, że rozumie. W końcu był moim przyjacielem. Nie lubił, gdy się smucę, ale komu to odpowiadało? Chyba nikomu. Nawet mnie samej. Basior odsunął się, ale tylko o centymetr.
- A pamiętasz, jak kiedyś, we dwoje, wybraliśmy się na polowanie? Było ciepło. Mogę nawet powiedzieć, że bardzo gorąco. Zaczęliśmy się skradać i wtedy... - zaczął.
- Konik polny wskoczył mi na nos, a ja zaczęłam się tak śmiać, że... - przerwałam mu.
- Wypłoszyłaś nam całe stado dorodnych jeleni - dokończył, układając usta w lekkim uśmiechu.
Nie wiadomo skąd, tuż na moim nosie zobaczyłam prezroczystego konika polnego. Uśmiechnęłam się. Najpierw leciuteńko, a potem coraz szerzej, aż w końcu wybuchłam śmiechem. Popatrzyłam na basiora. Zawsze wiedział, jak mnie rozbawić, od małego. Uwielbiałam te jego małe stworzonka, które tworzył z niczego.
- Dlaczego ja tak nie umiem? - zaśmiałam się.
- Chcesz, to mogę cię nauczyć.
Uśmiechnęłam się po raz kolejny.
- Dobra, ale nie tutaj. Powinniśmy się już zbierać. Serine został tam sam, a zamek jest pełen dziwactw. Drzwi bez klamek, smoki i takie inne - powiedziałam.
White pokręcił głową z niezadowoleniem i jakimś dziwnym zawodem. Podszedł do mnie.
- A ty ciągle mówisz tylko o nim. Choć na chwilę zapomnij o jego istnieniu. Na momencik... Teraz jesteśmy tylko my - ty i ja. Czy to ci nie wystarczy?
Zaczął zbliżać się coraz bardziej w moją stronę, ale ja odsuwałam się krok po kroku. Wreszcie natrafiłam na drzewo za moimi plecami. Nie mogłam się już cofnąć. White położył mi łapę na policzku. Spoglądał na mnie w dziwny sposób. Nigdy wcześniej nie widziałam u niego takiego wzroku. Bałam się, że za chwilę zrobi coś, czego będzie żałował.
- White, posłuchaj mnie... - zaczęłam, ale ten od razu mi przerwał.
- Nie, Cei. To ty mnie posłuchaj. Cały czas przebywasz TYLKO z nim. Razem się śmiejecie, nawet śpiewacie! Zapomniałaś już, jak chciał cię otruć? Nie widzisz, że TYLKO mi zależy na tobie naprawdę? - prawie krzyczał.
Takiej twarzy basiora nie znałam. Chciałam, żeby Serine tu był, żeby był tu natychmiast, teraz, w tym momencie! Przywarłam do drzewa pod naporem ciała White'a. Musiałam, jakoś wyjść z tej pułapki. Szybko wysłałam falę dźwięku za niego i wniknęłam w niego. White niezwykle się zdzwił. Coś z niego uleciało. Spojrzałam na niego przerażonym wzrokiem. Ten zaczął oglądać swoje łapy, ciało, wszystko, jakby bał się samego siebie.
- Powinniśmy już lecieć... - powiedziałam niepewnie i powoli.
Wzbiłam się w powietrze, zanim jeszcze usłyszałam odpowiedź. Chciałam, jak najszybciej stamtąd uciec.
- Cei! A co z naszą zdobyczą?! - wykrzyknął.
Miał rację. Wróciłam po jednego z jeleni i niosłam go na chmurce z dźwięku. Przez całą drogę nie wypowiedziałam ani jednego słowa. Przeleciałam przez balkon i wylądowałam w kuchni. Położyłam zwierzynę w kącie i usiadłam na kanapie. Chwilę później dołączył do mnie White.
- Cei... Przepraszam... Wybacz mi, poniosło mnie - powiedział zmartwiony.
- Zapomnijmy o tym. To się nigdy nie wydarzyło... - wyszeptałam.
- Jak sobie życzysz. Czy my jesteśmy jeszcze przyjaciółmi? - zapytał ze smutkiem.
Niepewnie wstałam z kanapy i podeszłam do wilka. Przytuliłam go, ale był to tylko i wyłącznie przyjacielski uścisk.
- Tak - powiedziałam.
Wtem usłyszałam jakieś kroki. Oderwałam się od basiora. Chwilę później w drzwiach stanął Serine. Ucieszyłam się na jego widok. Jednak dokładnie w momencie, w którym przekroczył próg, White przytulił mnie bardzo mocno i to nie tak przyjacielsko, jak zrobiłam to chwilę temu. Natychmiast się od niego odkleiłam. Na twarzy Serine'a pojawił się smutek, ogromny. Odwrócił się i pobiegł w nieznanym kierunku.
- Oszalałeś?! - krzyknęłam do White'a i pognałam za Serinem.
- Zaczekaj! - wołałam za nim.
Znalazłam go za pomocą dźwięku. Stał na środku pustej sali. Światło padało na jego piękne futro. Wyglądał niesamowicie. Podeszłam do niego po cichu.
- Serine... - zaczęłam cicho.
<Serine? Ale się rozpisałam :O Na końcówce zbytnio mnie poniosło, wybacz.>