Kiwnąłem głową. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu wyjścia. Zobaczyłem jedynie ciemność. Nagle powróciły te szepty. Z ciemności wyłonił się ten dziwny stwór. Zaczął się zbliżać. Cofnęliśmy się, lecz nie za daleko bo za nami była ściana. Przylgnąłem do tej zimnej i mokrej ściany. Zaraz! Skoro woda przechodziła przez skały to znaczy że jest cienka skała!
-Kiedy powiem, walimy w tą ścianę za nami - wyszeptałem.
Mona lekko się zdziwiła, lecz kiwnęła głową. Podniosłem średniej wielkości kamienia i rzuciłem nim w stronę stwora. Trafiłem i padł na ziemię.
-Teraz! - powiedziałem.
Obje zaczęliśmy pchać tą ścianę, aż w końcu uległa i się zawaliła. Kamienie spadły w przepaść. Burza ciągle trwała. Złapałem Monę i wyskoczyliśmy w tą przepaść. Podczas spadania rozprostowałem skrzydła i wyrównałem lot. Wylądowaliśmy bezpiecznie na polanie.
<Mona?>