Spojrzałem na słońce.
- Nie wiem - powiedziałem z lekkim zawiedzeniem. Mógłbym zostać sam? - spytałem.
- Jasne, ale uważaj.
- Nie martw się o mnie - powiedziałem bez żadnych uczuć.
Wadera odeszła. Spuściłem głowę i zagryzłem wargę. Wbiłem pazury w ziemie. Musiałem powstrzymywać się przed wpadnięciem w szał. Wziąłem parę głębokich wdechów. Podniosłem głowę. W tedy moim oczom ukazały się dwie sylwetki wilków. Cofnąłem się o krok. Nie potrafiłem uwierzyć w to wszystko. Dwa wilki uważnie się nam przyglądały.
- O mój Boże! Serine! - powiedziała wzruszona wilczyca. Srokata wadera podbiegła do mnie i mocno uścisnęła. Ja stałem nieruchomo.
- Nie wiedziałem, że przylecisz tak szybko. Że w ogóle przylecisz - odezwał się basior o podobnym kolorze sierści, co ja.
- Ja - z trudem to wydusiłem - Czy...
Nie wiem dlaczego, ale... Straciłem obraz "poprzednich" rodziców. Patrząc na nic nie potrafiłem przypomnieć sobie ich wyrazów pysków, ich zachowania. Widziałem tylko... Ich.
- Nie masz pojęcia jak bardzo za tobą tęskniłam - ponownie mnie przytuliła.
- Ja - zawahałem się - ja też - niepewnie położyłem swoją łapę na jej plecach.
- Nie pamiętasz nas, prawda? - spytał basior.
- Wyobrażałem sobie was trochę inaczej.
Oboje popatrzyli na siebie.
- Wiemy. To normalne.
- Jak to "normalne " ?
- Opowiemy ci wszystko po dojściu do naszego mieszkanka. A! I mamy dla ciebie niespodziankę - uśmiechnęła się wilczyca.
- Jaką? - spytałem niepewnie.
- Serine? - usłyszałem głos Ceiviry. Obróciłem się. Na jej widok uśmiechnąłem się.
Ceivira podeszła bliżej. Zatrzymała się stojąc przy mnie.
- Ooo! A któż to taki? - zaciekawiła się starsza wadera.
- To jest Ceivira - zrobiłem przerwę patrząc na nią jakbym nie wiedział, co dalej mówić. Cei również na mnie spojrzała. - Moja... Przyjaciółka - przytaknąłem po udzieleniu odpowiedzi.
- Przyjaciółka, tak? - spojrzała na mnie, a później ponownie na waderę oglądając ją dokładnie jak dzieło sztuki.
- No! Dość tego! Trzeba zaprowadzić te młode gołąbki do naszego domu - przerwał jej basior.
Gołąbki? GOŁĄBKI? Miałem ochotę powiedzieć mu coś wrednego, ale ugryzłem się w język.
- Racja! Dobra, chodźmy więc!
Przez całą drogę szedłem z naburmuszoną miną za para moich "rodziców". Cei szła obok mnie.
- Przyjaciółka, co? - lekko trąciła mnie ramieniem.
- A nie? - zaśmiałem się i oddałem jej tym samym.
- Cieszę sie, że poznałam twoich rodziców.
- Jeszcze ich nie poznałaś. To, co o nich wiesz to zaledwie początek.
- Uuuu brzmisz tak tajemniczo - zaśmiała się.
- Tutaj nie da się być nietajemniczym - uśmiechnąłem się. Wadera zaczęła mnie przedrzeźniać dla żartu. Oboje wybuchliśmy śmiechem,ale kiedy zauważyłem, że para wilków patrzy się na nas automatycznie przestałem tym samym sprawiając u siebie kamienny wyraz pyska.
- Już jesteśmy - powiedziała wilczyca po tym wszystkim.
Zobaczyłem wielką polanę, na której wylegiwała się masa wilków. Jedne leżały na suchej, zwiędniętej trawie, a inne popisywały się akrobacjami w powietrzu.
- Oto nasza wataha, nowa wataha.
- Moment - pokręciłem głowa wychodząc im na przeciw. - To znaczy, że jesteście parą Alfa? - spytałem z zaskoczeniem, ale nie radością.
- Zgadza się. Odkąd obaliliśmy poprzedniego wilka teraz my sprawujemy tu "władzę".
Spojrzałem na pojedyncze wilki. Wydawały się na szczęśliwe, ale czułem, że to wszystko jest małym teatrzykiem.
- Chodźcie - powiedział ojciec.
Obeszliśmy polanę. Zatrzymaliśmy się na skarpie.
- Uwaga! - krzykną donośnie basior. Wilki oderwały się od swoich zajęć - Z wielką przyjemnością pragnę oświadczyć, iż nasz syn przybył do nas! - Wilki zaczęły klaskać i podgwizdywać. Ojciec machnął łapą, abym podszedł do niego. Niechętnie się ruszyłem. Zgarbiłem się lekko, ale byłem zmuszony do wyprostowania się. Zapadła cisza. Patrzyłem na wszystkich z niechęcią. Nie chciałem, alby wszyscy się na mnie patrzyli i w pewien sposób podziwiali? Może to złe określenie, ale chciałem jak najszybciej się stąd urwać.
- Dobrze więc! - krzyknął nagle. - Jeszcze dziś wieczorem odbędzie się uczta!
- Uczta? - spytałem cicho. Basior zerknął na mnie z uśmiechem.
- Zapraszam łowców i kucharzy do mnie - tym zdaniem skończył. Wszyscy rozeszli sie do swoich jaskiń. Tylko parę wilków podeszło do jaskini, która znajdowała się pod nami.
- I jak? - spytała Cei podchodząc.
- Uczta. Uczta? Dlaczego on to robi? - powiedziałem z grymasem na pysku.
- Cieszą się, że przybyłeś. - Położyła łapę na moim ramieniu - To niech okażą to trochę inaczej - zleciałem z wzniesienia.
- Och no! Serine, zmienili się, nie widzisz tego? Czy chociaż raz mógłbyś okazać im trochę... Miłości?
Spojrzałem na waderę. Uśmiechała się, ale pewnie nie była zadowolona moim zachowaniem. Nie dziwię jej się.
- Serine! Seriiine! - usłyszałem głos matki. - O! Tu jesteś. Chodź ze mną, chyba chcesz być obecny podczas przygotowywań - szeroko sie uśmiechnęła.
- Niech będzie - niechętnie się zgodziłem.
***
- Nigdy więcej żadnych przyjęć - powiedziałem padając na trawę.
- Nie było tak źle - wzruszyła ramionami.
- Cei, ja wiem, że to miłe z ich strony, ale... Aghhr! Wszyscy będą się na mnie patrzeć...
- Hej! No! Zachowujesz sie jak baba! - przerwała mi i pacnęła mnie łapą w ramię.
- Nie, ja po prostu nie przywykłem do bycia w centrum uwagi i to dosłownie.
- Będzie dobrze - uśmiechnęła się.
Zauważyłem zbliżającą się moją mamę.
- Serine, muszę ci zająć jeszcze chwilkę. Muszę ci pokazać gdzie będziesz siedzieć.
- Dobrze, ale szybko. Wstałem i razem z dwoma waderami poszedłem do największej jaskini.
Po wejściu do środka moim oczom ukazał się stół z kamiennej płyty. Ostatnio jak tu byłem nie było jej. Przed stołem znajdowały się jakby maty zrobione z owczej wełny.
- Tędy. - Wadera zaprowadziła nas na sam koniec. Ja z twoim ojcem będziemy tradycyjnie siedzieć tutaj - wskazała na dwa miejsca na krótszych bokach stołu - Ty natomiast będziesz siedzieć obok ojca - położyła łapę na moim miejscu. Już miała odejść, ale zatrzymałem ją.
- A Ceivira?
- Słucham? - spytała jakby pierwszy raz w życiu słyszała jej imię.
- Gdzie będzie siedzieć Ceivira?
- Aaaa - zmieszała się. - Wciśniemy ją gdzieś.
- Chciałbym, aby siedziała koło mnie.
- Ależ Ser...
- Albo siedzi obok mnie, albo możecie się ze mną pożegnać - warknąłem. - Wilki szykujące nakrycie do stołu, sprzątające i dekorujące jaskinię zamilkły. Stanęły w bezruchu i obserwowały zaskoczone. Barwna wadera machnęła delikatnie łapą, by powróciły do swoich zajęć.
- Dobrze - z trudem się zgodziła.
Wyszedłem bez słowa z naburmuszoną miną. Wzbiłem się w powietrze i wylądowałem na skarpie gdzie padła wiadomość o uczcie. Położyłem się w wpatrywałem w szaroniebieskie, ciemne niebo.
- Nie musiałeś - powiedziała.
- Musiałem.
- Ale, dlaczego?
- Jesteś dla mnie ważna - spojrzałem na nią. Jej oczy zaświeciły się na te słowa. - Niech nie myślą, że mogą cie traktować jak zwykłego, szarego wilka.
- Dziękuję - powiedziała i oparła głowę na moim ramieniu.
***
Z góry zauważyłem jak mieszkańcy watahy zaczynają się zbierać do głównej jaskini.
- "Świetnie" - pomyślałem.
- Już czas - obudziłem śpiącą waderę.
- Co? A tak, już, już - wstała i zachwiała się.
Poczekałem jeszcze chwilę, aby wszyscy weszli do środka. Kiedy nikogo nie widziałem wlecieliśmy na dół. Stanąłem u wejścia. Szum i gwar był straszny, ale ucichł, kiedy ojciec krzyknął, że już przybyłem. Każdy wilk spojrzał w moją stronę. Było to tak dziwne, że zmieszałem się i po prostu wbiegłem do środka. Zatrzymałem się ze zmarszczonymi brwiami.
- A gdzie miejsce dla Cei? - spytałem.
- jakie miejsce? - spytał basior.
- Mamo obiecałaś - zwróciłem się do wadery.
- Siadaj - zignorowała moje słowa.
Do Ceiviry podszedł jakiś wilk. Powiedział jej coś na ucho i zaprowadził na "jej" miejsce. Byłem zawiedziony. Na przeciwko mnie, po stronie matki siedziała jakaś wadera. Miała włosy upięte w bujnego koka ozdobionego kwiatami. Miała beżowe futro z nieregularnymi plamami od pasa w dół, a przednie łapy pokrywały drobne cętki. Cały czas patrzała na mnie swoimi seledynowymi oczami. Na jej pysku widniał delikatny uśmiech. Stety, niestety ja miałem kamienny pysk. Bez uczuć, bez niczego.
- Proszę o uwagę - basior wstał. - Chciałbym wszystkim podziękować za przybycie. Jak już wiadomo od bardzo, bardzo dawna... - Bla, bla bla. Nieprzerwany potok słów wylewał się z jego pyska. - Chciałbym też z przyjemnością przedstawić mojemu synowi kogoś wyjątkowego.
Wadera z naprzeciwka wstała.
- Serine, oto Chanse, twoja narzeczona.
Ta informacja trafiła do moich uszu i nie chciała wyjść.
- Wstań - wyszeptała matka.
Posłuchałem jej choć nie miałem pojęcia, co robię. Byłem zszokowany. Nie mogłem wydusić z siebie ani słowa. Kątem oka zauważyłem jak jakiś wilk wybiega z jaskini. Była to Ceivira. Obróciłem głowę w jej kierunku. Chciałem pobiec za nią, ale chrząknięcie ojca zmusiło mnie do zostania.
<Cei? V: >