sobota, 3 stycznia 2015

Od Goyavigi CD. Malika

Skoczyliśmy z pazurami na zwierzę. Po chwili leżało już nieżywe u naszych łap.
- Tak więc... smacznego. - rzekł Malik, a ja skinęłam dziękczynnie łbem i zaczęłam jeść razem z towarzyszem. Mięso było jakieś dziwne, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Gdy już zjadłam tyle, ile chciałam, usiadłam obok jedzącego jeszcze basiora. Poczułam, że kręci mi się w głowie.
- Malik, też to czujesz? - spytałam a on dziwnie się na mnie popatrzył.
- Co?
- Um, nic. - rzekłam i oparłam głowę na ziemi. Zaczęło mi się robić niedobrze.
- Wszystko w porządku?
- Taaak... - powiedziałam sennie. Zakuło mnie jeszcze raz mocno we łbie. Syknęłam z bólu.
- Na pewno? - przerwał jeść i podszedł bliżej. Potem jeszcze coś mówił, ale nie słyszałam. Zasłabłam.

<Malik?>

Od Katherrine CD. Ezia

-Chciałam zrobić niespodziankę watasze, kiedy ktoś się obudzi nie będzie trzeba polować na śniadanie, a przywlekłam je tu, dlatego, że wszyscy przychodzą rano nad wodopój. Jeszcze powinnam podłożyć karteczkę z pokwitowaniem, że „Assassynka Kath tu była”. – Basior zaśmiał się gardłowo, ale nie cofnął ostrza z moich żeber ja z resztą też nie. – Fajnie już wiesz, kim jestem i wiesz, że Cię nie zabiję, więc odwdzięcz mi się tym samym. – Schowałam ostrze i położyłam łapę na ziemi. 
-Ezio – chrząknął cofając ostrze. Chciałam się przyjrzeć jego oczom by sprawdzić czy niczego nie knuje, ale Durny cień kaptura. Zauważyłam pierwsze promienie słońca. Nikt nie może mnie zobaczyć w tym stroju, nikt nie może wiedzieć, kim jestem nocą. Poprawiłam kaptur by nie widział mojej twarzy i zwiałam w las do mojej ukrytej jaskini. Zdjęłam szybko strój i ukryłam go w krypcie za tylną skałą. Przejrzałam się w kałuży. Kurczę straciłam jedno pióro. Wróciłam powoli nad wodopój. Uśmiechnęłam się na widok Ezia, który chyba był zdezorientowany pośród innych wilków zajadających się wielkimi Jeleniami. Mam nadzieję, że nie widział jak wyglądam bez kaptura. Jak gdyby nigdy nic podeszłam do jeleni i zajęłam się jedzeniem tuż obok jakiejś niskiej wilczycy. Zdziwiony basior rozejrzał się po wilkach dochodzących do moich zdobyczy, ale dał spokój i zajął się jedzeniem. 
***
Usiadłam na jakiejś gorącej skale. Poczułam jak ktoś pacnął łapą mój merdający ogon. Odwróciłam głowę i zobaczyłam przesłodką małą waderę. 
-Cześć. – Odparłam – Jestem Katherrine
-Hej Miva. – Usiadła obok mnie
-Powinnaś być tu sama? – Zapytałam patrząc w jej śliczne oczka.
-Nie, ale mama jest niedaleko, więc chyba mogę. – Zachichotałam
-Będę miała kłopoty. Melody jest twoją mamą mam rację?
-Tak.
-Może odstawię Cię tam, albo mam ją zawołać?
-Jakbyś mogła. 
-Melody! – Zawołałam jedzącą waderę. Przybiegła widząc mnie z jej córką. – Cześć, Miva powinna być sama?
-No nie… zabawiała cię?
-No powiedzmy.
-Miva chodź. – Mała mi pomachała, a ja jej, ale miejsce zajął Ezio.
-Wiem, kim jesteś i chyba straciłaś coś – pokazał mi pióro leżące pod drzewami

<Ezio?>

Od Cole'a CD. Emmy

Przyglądałem się z zafascynowaniem walce dwóch potężnych wilków. Ich ruchy były szybkie, płynne i nieomylne, jakby zaplanowane od początku! Nagle spostrzegłem, że zniknęła Emma.
~ Spokojnie... poszła na górę. - w głowie zadźwięczał mi głos Hitaishi. No po prostu miałem ochotę ją rąbnąć porządnie po głowie.
"Wynoś się z mojego umysłu!" - warknąłem. Nagle usłyszałem głos Orala. Spojrzałem w jego stronę. Basior kroczył dostojnie pod ścianą.
- Nie rozumiem... - odezwał się głosem przesyconym nienawiścią. - Zostały na świecie tylko dwa wilki naszego gatunku, a ty nadal się bronisz... nie dostrzegasz prawdy... jesteś drugim najpotężniejszym wilkiem na świecie! Dołącz do mnie, a razem będziemy wstanie zapanować nad światem... może kilka marnych istnień na tym ucierpi, ale dzięki temu zapanuje pokój... nikt już nie zginie, o "Wilczy Książę".
Mruknął coś pod nosem, a z jego rąk zaczęły wypełzać na wpół przezroczyste sznury naładowane elektrycznością i rzuciły się ku Navarogowi. On jednak utworzył wielką ścianę z wody, która ochroniła nas przed uderzeniem, po czym zniknął.
- Mam ci tak ot po prostu wybaczyć wymordowanie klanu? Nie myśl sobie! - powiedział Książę. Ale to nie był już ten sam poważny, dostojny, opanowany, głęboki ton. Był to młodzieżowy, lekko zachrypnięty, pełen zapału głos. Coś było nie tak. Przetoczył się w drugi róg komnaty i cisnął w niego kulą ognia.
- Więc tak masz się zamiar bawić, co? - zaśmiał się szyderczo Oral, po czym uzbierał w dłoniach te samą energetyczną kulę co poprzednio i cisnął nią w nas. - Zatem przenieśmy imprezę na zewnątrz!
Kula wybuchła jednak osłoniła nas tarcza Navaroga. Zaraz... co z Emmą?! Zacząłem się nerwowo rozglądać. Ją też osłonił przed upadkiem... ale skąd wiedział, gdzie jest, skoro stała się niewidzialna? Ach, no tak. Hitaishi. Forteca została zupełnie zgruzowana. Znajdowaliśmy się w wielkim, lesie... no, nie można było tego nazwać lasem, tylko bardziej polaną na której powyrastało kilka drzew. Nagle Wilczy Książę wymruczał zaklęcie a przed nim pojawiła się drewniana... kukła? Była powiązana z jego łapami jakimiś dziwnie błyszczącymi niebieskimi nićmi. Najwyraźniej dzięki nim mógł sterować kukłą.
- Coo...? - zapytał Oral, a na jego twarzy można było zaobserwować zaniepokojenie - Już przechodzisz do konkretów? Hm? To ja też!
Powiedział, po czym wypuścił pędy grubej roślinności i pochwycił w nie... niewidzialną Emmę! Ona natychmiast znów stała się widzialna.
- Emma! - krzyknąłem i poczułem jak coś skręca mi się w żołądku.
- Słuchaj, o "Potężny Wilczy Książę"! Nie myśl, że nie wiem, co jest dla ciebie najważniejsze! Nie zemsta... ale ona! Zróbmy tak: Ty oddasz swoje życie w moje ręce, a ja oddam ją w wasze! Będę czekał do jutrzejszej północy... sam wiesz gdzie! - powiedział z szyderczym uśmiechem. Ja rzuciłem się na niego tracąc zmysły, jednak, gdy już go prawie miałem, on... rozpłynął się w powietrzu zabierając ze sobą Emmę...

<Emma? :3>

Nowa wadera! ~ Hamona

Od Ceiviry CD. Serine'a

Wylądowaliśmy w zatęchłym więzieniu. Podeszłam do krat, zacisnęłam na nich swoje łapy i przystawiłam do nich łeb. Z oczu kapały strugi łez. Wszystko, tylko nie więzienie... Wnet poczułam na sobie łapę Serine'a. Odwróciłam się. Basior otarł moje łzy i lekko się uśmiechnął. Nie miałam pojęcia, dlaczego. 
- Jak dobrze, że nic ci nie jest... - powiedział cicho. 
Serine spoglądał na mnie troskliwie. Byliśmy w zamknięciu, a on jednak zachowywał się jak szczęśliwy wilk. Niesamowite. Po raz pierwszy od dłuższego czasu byłam tak blisko niego. Nie mogłam się powstrzymać. Przytuliłam go mocno. Wtuliłam się w jego miękką i delikatną sierść. On objął mnie i nakrył swymi skrzydłami. Tak bardzo mi tego brakowało - jego dotyku, obecności oraz tego szczęścia, które czułam będąc przy nim. Zdałam sobie sprawę, że to wszystko, to moja wina. Gdyby wiedział, co się ze mną dzieje, może teraz bylibyśmy wolni. 
- Przepraszam... - wyszeptałam. 
On wziął moją głowę w swoje łapy i spojrzał mi prosto w oczy, w których widniał spokój. 
- Nie obwiniaj się o nic. Nie masz za co przepraszać, naprawdę - rzekł pewnie. 
Wtedy przed oczami stanął mi ojciec Serine'a. Spod powiek wydostawały się kolejne łzy. 
- Tak mi przykro... - odparłam, zalana kroplami wody. 
- Cei, to nie twoja wina, rozumiesz? To Chance. Ona się mści, chce nas pozabijać, ale nie dam jej ciebie skrzywdzić. Nigdy - powiedział z ogromną determinacją.
Wtedy do mnie dotarło. To ja musiałam chronić jego. Wadera nic mi nie zrobi, póki ciąży na mnie klątwa strażnika. Położyłam się na ziemi. Było tu wilgotno i nieprzyjemnie, ale musiałam odciążyć nogi. Spojrzałam w stronę miniaturowego okienka. Robiło się ciemno. 
- O nie, nie teraz... - wyszeptałam. 
Niestety, było już za późno. Ostatnie promienie słońca zniknęły. Zaczęło się piekło. Tym razem czułam się inaczej, o wiele gorzej. W uszach odbijał się dźwięk gruchotanych kości. "Zaraza" rozeszła się już po całym ciele. Wreszcie ustało. Leżałam bez ruchu, zupełnie jak trup. Serine podszedł bliżej. Był przerażony. Nie chciałam, żeby na to patrzył. 
- Cei, nie będę cię zmuszał, ale wyjaśnij mi, co się z tobą dzieje. Ja chcę tylko ci pomóc, uwierz mi - powiedział. 
Nie wiedziałam, czy mam mu o wszystkim mówić. Bałam się też, że Chance coś usłyszy. Postawiono mnie pod ścianą. Postanowiłam zacząć od innej sprawy.
- Nie mogę ci teraz powiedzieć, wybacz - rzekłam smutno. 
Basior spuścił łeb. Mogłabym mu to powiedzieć telepatycznie za pomocą fal, ale to by nie zadziałało. 
- Słyszysz mnie? - spróbowałam zawołać w jego głowie. 
Serine zesztywniał. Powoli podniósł wzrok i pokiwał twierdząco. 
- Chance nie może się dowiedzieć. Boję się, że mnie usłyszy. Nie mamy teraz czasu, bo to długa historia, ale nie martw się. Gdy to się skończy, wytłumaczę ci wszystko - poinformowałam go.
Basior potulnie pokiwał głową na znak, że rozumie. Był taki wyrozumiały i cierpliwy. Ponownie położyłam się na ziemi, a on obok mnie, tak blisko jak nigdy. Cieszyłam się jego obecnością. Mu chyba również odpowiadała moja. Siedzieliśmy w ciszy, w pięknej, słodkiej ciszy. 
- Tak bardzo za tym tęskniłem - rzekł cicho, prawie niedosłyszalnie. 
Spojrzałam na niego zagadkowym wzrokiem. Nie wiedziałam, o czym myślał, gdy te słowa wypływały z jego pyska.
- Tęskniłem za tobą, Cei. Za twoją obecnością, tymi oczami wpatrującymi się we mnie, za twoim uśmiechem... Mógłbym wymieniać w nieskończoność - odparł, patrząc na mnie. 
- Ja też i to bardzo - wyszeptałam i wtuliłam się w niego. 
Tu nie trzeba było słów, wystarczyło tylko spojrzeć. Obiecałam sobie, że będę go chronić. Wytłumaczę mu to wszystko, gdy ten koszmar się skończy, a on zdecyduje, czy będzie chciał przebywać ze mną w te ostatnie dni, czy nie.
Wtem usłyszeliśmy jakiś hałas. Przestraszyłam się. Bałam się, że niebawem wparują tu strażnicy Chance, a ona znowu będzie nas torturować tymi swoimi głupimi gierkami. 
- Kiedy to wreszcie się skończy? - zapytałam bezradnie. 
- Już niedługo, obiecuję ci to - rzekł i ucałował mnie w czoło. Ten gest wiele znaczył, był bezcenny. 
- Dziękuję, że tu jesteś - wyszeptałam.

<Serine? Aż mi wstyd oddawać to w takim stanie. Straszny chaos z tego wyszedł ;_;>

Od Malika CD. Goyavigi

-To ja chyba już pójdę... - westchnęła. Zaczęła się powoli oddalać. 
-Czekaj! Nie musisz nigdzie iść - powiedziałem lekko uśmiechając się. Wadera odwzajemniła uśmiech i wróciła. 
-No to co robimy? - zapytała.
-Przydało by się pójść na polowanie - odparłem.
Kiwnęła głową i ruszyliśmy. Podkradliśmy się do jelenia i czekaliśmy na odpowiedni moment.

<Goyavige? >

Od Ezia CD. Katherrine

Leżałem w swojej jaskini patrząc na pobliskie jezioro. Nagle przy brzegu pojawiła się wadera w kapturze podobnym do mojego. Ciągnęła za kostki trzy jelenie. Wyszedłem z jaskini. Byłem ciekaw po co jej aż trzy zdobycze. Na początku chyba mnie nie zauważyła bo ściągnęła kaptur, napiła się i z powrotem go założyła. Podszedłem bliżej lecz kiedy podszedłem bliżej podniosła prawą łapę i przystawiła mi do szyi ukryte ostrze. Ja odruchowo wysunąłem swoje i przystawiłem jej do żeber.
-Ciekawe... - mruknąłem przyglądając się jej.
-Czego chcesz? - zapytała chowając swoje ostrze.
-Chce się tylko zapytać po co ci aż trzy jelenie - powiedziałem.

<Katherrine? =3 >

Od Ezia CD. Kiry Nezumi

-Cóż...ja tu dopiero wszedłem... - zaśmiałem się - ...ale jak chcesz to możemy zejść.
Wadera lekko się uśmiechnęła i kiwnęła głową. Zmieniła się w wróbla, przeleciała mi przed nosem i zleciała na dół i z powrotem przemieniła się w wilka. Ja chwilę się zawahałem, lecz skoczyłem w dół i dopiero przy ziemi rozwinąłem skrzydła bezpiecznie lądując.  
-Coś się nie spieszyłeś - powiedziała.
-Bywa - mruknąłem z lekkim uśmieszkiem.
Właśnie miałem się spytać do kąt mamy iść, gdy nagle coś zaszeleściło w krzakach.

<Kira Nezumi? Brak weny mnie męczy :/ >

Od Veyrona CD. Karibu

- Jasne... - zacząłem. - Tylko, że ja... no... już mam jaskinię. Jestem betą, który powraca sobie z wyprawy tak po prostu...
Wzruszyłem ramionami.
- Mhm... jasne, jasne... - wadera potrąciła mnie łokciem. - To... w takim razie... gdzie byłeś na tej swojej "zupełnie zwyczajnej" wyprawie?
- Ee... ja... - zacząłem. Nie wiedziałem, co mógłbym wykombinować. Westchnąłem głęboko i popatrzyłem gdzieś przed siebie.
- Chyba możesz mi powiedzieć, skoro to nic ważnego, hm? - dociekała wadera.
- Yyy... a tak w ogóle... to... ee... jak masz na imię, bo ja jestem Veyron. - próbowałem zmienić temat.
- Karibu jestem... już ci to mówiłam... - Karibu spojrzała na mnie spode łba - Powiesz, czy nie?
-Chodziotożetoniemojawinatylkotylyłychhgłupichchochlikówkttoonesięnamnieroozgiewałyaterazmniewiniązabylecokiesyjaniejestemżadnąbestiątylkodladzieciżandarmtychsierot, okej? - zapytałem wyprowadzony z równowagi.
- Nie zrozumiałam ani słowa... - wymamrotała Karibu z niezadowoleniem namalowanym na twarzy.
- Och... ja ci powiedziałem. To nie moja wina, że nie zrozumiałaś... zrobiłem to o co mnie prosiłaś. - odparłem uśmiechając się pod nosem i ruszyłem w stronę swojej jaskini.
- A tak w ogóle, to co masz zamiar robić jak już rozładujesz swoje bagaże? - Karibu podbiegła do mnie, po czym wyrównała ze mną kroku.
- Aa... nie wiem. - wzruszyłem ramionami. - Jestem zmęczony, więc prawdopodobnie się zdrzemnę... albo możemy coś wspólnie porobić... oczywiście, jeśli będziesz chciała.

<Chcesz, Karibu? :3>

Od Diamond CD. Cobalta

 - Mmm... wygląda pysznie - powiedziałam patrząc na jelenia, którego wnosił upolowanego do jaskini.
- Bo taki jest - odpowiedział Cobalt, mrugając do mnie. - Postarałem się złapać dobrego...
- Mam nadzieję, że się nie mylisz - zaśmiałam się i zaczęliśmy jeść. Faktycznie, miał rację. Po posiłku posprzątałam trochę w jaskini, a basiot gdzieś poszedł, nie mówiąc mi gdzie idzie. Nagle wbiegł do jaskini.
 - Szybko, Diamond! Zaraz...

 <Cobalt? ^^>