I nagle wszystko legło w gruzach.
Siła i dźwięk eksplozji zmusiły mnie do zakrycia uszu i przylgnięcia do ziemi. Owiało mnie ciepłe powietrze. Odczekałam jakieś dziesięć minut, zanim odważyłam się podnieść łeb. Z zamku zostało kilka pokaźnych stert gruzu i szczątek marmuru wokół nich. I to wszystko.
Byłam dziwnie pusta w środku. Nie chciało mi się płakać. Nie chciałam krzyczeć. Nie czułam nawet najmniejszego żalu, po tym co się stało. Wpatrywałam się tylko ślepo w miejsce eksplozji. Usypiska kawałków marmuru, osmolona trawa, smużka dymu.
Nie wiedziałam, co mam robić. Wrócić do watahy? Nie! Poszukać kogoś? Niby gdzie? Mogłam się tylko gapić na miejsce, w którym zginęło dwoje najważniejszych wilków w moim życiu. Nic więcej.
Nagle usłyszałam za sobą czyjś głos.
- Emma, jak dobrze, że… Co tu się stało?
Odwróciłam łeb do Hitaishi i Navaroga. Patrzyli na mnie pytającym, roztargnionym wzrokiem.
- Zniszczyliście go? – spytałam ochrypłym głosem.
Wilczy Książe pokiwał posępnie głową.
- Co tu się stało? – ponowił pytanie.
Zwróciłam wzrok na ruiny. Dym już prawie przestał lecieć.
- To nie ma znaczenia. – Usłyszałam swój pusty, bezbarwny ton. Czułam się tak jakby ktoś pozbawił mnie wszelkich emocji. Jakbym przestała czuć.
- Emmo, o co chodzi?! – zapytała poirytowana Hitaishi.
- O nic. – mruknęłam głucho. – Po prostu…
Poczułam, że w gardle staje mi nóż. Nie mogłam wypowiedzieć ani słowa. Ktoś powrotem włączył mi emocje, a ja wybuchłam płaczem.
Przez jakieś piętnaście minut leżałam na trawie i szlochałam. Navarog i Hitaishi próbowali mnie uspokoić, ale im nie wychodziło. Tylko jeden wilk to potrafił, a teraz on już nie żył.
Otarłam ostatnią samotną łzę z policzka, zebrałam się w sobie i opowiedziałam o wszystkim.
- Może spróbujemy przeszukać te sterty? – spytała Hitaishi po wysłuchaniu mojej historii.
- Po co? – odezwałam się bezbarwnym tonem.
- No, może ktoś jednak ocalał? Może leżą nieprzytomni w tych kupach gruzu?
Mówiła w liczbie mnogiej, ale tak naprawdę wiedziałam, że chodzi jej tylko o Cole’a. Tylko on był coś wart.
- Spróbujmy. – odparłam niepewnie.
Zaczęliśmy przeszukiwać stertę po stercie. Było ich około dwudziestu, więc szło nam to dosyć wolno. Byłam przynajmniej tak bardzo skupiona na zadaniu, że zapomniałam o wielkiej, pustej dziurze, ziejącej w moim sercu.
Po dwóch długich godzinach bezcelowego szukania, miałam ochotę się poddać. Krew, która zdążyła już zaschnąć, pozlepiała moją sierść i włosy. Była różnokolorowa, więc wyglądało to tak jakbym poplamiła się farbami. Usiadłam na ziemi i zaczęłam rozplątywać kołtuny. Nadzieja, którą wzbudziła we mnie Hitaishi, kompletnie wyparowała.
- Hej! – zawołał Navarog. – Ktoś tu chyba jest!
Zanim zdążyłam pomyśleć, zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do niego. Nadzieja wypełniła moje serce ze zdwojoną siłą. Mógł to być fałszywy alarm lub przewidzenie, ale nie chciałam o tym tak myśleć. Musiałam mieć nadzieję.
Hitaishi przybiegła zaraz po mnie. Zaczęłam się wpatrywać w kupkę, którą przeszukiwał Wilczy Książę. Nagle rozległo się głuche kaszlnięcie.
- Ktoś tam jest. – szepnęłam.
- Sprawdźmy kto. – odparła rzeczowo wadera i zaczęła odkopywać ocalałego. Przyłączyłam się do niej i po chwili we trójkę wciągnęliśmy poobijane ciało wilka na zewnątrz.
- Musimy go eskortować do mojego zamku. – mruknął Navarog.
- A co z resztą, panie? – zapytałam zaniepokojona.
- Ty i Hitaishi możecie jeszcze poszukać. – odparł obojętnie.
- Widomo w ogóle kogo wyciągnęliśmy? – bąknęła poirytowana wilczyca.
Navarog zmierzył ją chłodnym wzrokiem.
- Mam pewne przeczucie, ale zawsze możecie jeszcze poszukać, co?
- W porządku, panie. – odezwałam się przerywając ich niemą kłótnię. – Damy sobie radę.
- Mam nadzieję – odparł chłodno i zniknął w czarnej chmurze dymu razem z ocalałym.
- Zacznijmy tam. – powiedziała wilczyca, wskazując na cztery kupki gruzu. – Tylko te nam jeszcze zostały.
Pokiwałam głową i ruszyłam w ich stronę.
Sprawdzenie wszystkich zajęło nam jakieś piętnaście minut. Nic nie znalazłyśmy. Mogłam mieć tylko nadzieję, że wilk, którego znaleźliśmy był Colem.
- Jak dostaniemy się do zamku? – Mój głos stawał się coraz bardziej jałowy.
- W pobliżu jest coś podobnego do tamtej skały, dzięki której znaleźliśmy się tutaj. – zatoczyła łapą koło. – Wiem, gdzie ono jest. Po prostu tam chodźmy.
Zagłębiłyśmy się kawałek w gęsty las, aż nagle Hitaishi powiedziała:
- To tutaj.
Pieniek z różnymi dziwnymi znakami. Położyłam na nim łapę, wilczyca zrobiła to samo. Ogarnęło mnie znajome uczucie i po chwili stałyśmy już przed zamczyskiem Wilczego Księcia. Bałam się. A… A jeśli to był Cole? Co mu powiem? Po tamtym moim wybuchu złości i rozpaczy powinien mnie zostawić na pastwę losu, a jednak mnie uratował. Dlaczego? Jak ktokolwiek mógłby się poświęcać dla kogoś innego? Po ciosie zadanym przez Soula, obiecałam sobie, że już nigdy nikomu nie zaufam. Ale…?
- Przestań tak dużo o tym myśleć. – Hitaishi wywróciła oczami.
- Co…?
- Zapomniałaś o moim pięknym darze? – westchnęła.
- Ja… A wiesz mam to gdzieś. Daj mi znać jak się dowiesz, kto to był.
Odwróciłam się i chciałam pójść w stronę lasu, ale zatrzymał mnie głos wilczycy w mojej głowie.
~ Na twoim miejscu bym tego nie robiła
- Dlaczego? – warknęłam nie odwracając się.
~ Mogłabyś mu chociaż podziękować.
Do oczu napłynęły mi łzy. Mimo to przełknęłam ślinę i wzięłam się w garść.
- Podziękuj mu ode mnie.
Już chciałam pobiec, gdy wilczyca tym razem zawołała:
- Byłoby lepiej, gdybyś sama to zrobiła.
Odwróciłam się do niej ze złością.
- Nie rozumiesz? Bawił się moimi uczuciami tak samo jak So… Oral. Razem się mną pobawili. Na tym koniec.
- Gdzie pójdziesz?
Spojrzałam przeciągle w stronę lasu.
- Nie wiem. – mruknęłam w końcu. – Gdziekolwiek, byle dalej od wilków. I jakichkolwiek istot żywych. Chcę być sama, nauczyć się panować nad nowymi mocami. I emocjami. Nie chcę, żeby ta sytuacja się powtórzyła. Chcę stać się w końcu twardą wojowniczką, a nie waderą zachwianą emocjonalnie. Chcę nauczyć się żyć.
Miałam nadzieję, że zrozumiała. Dostrzegła, że tego naprawdę chcę. Musiałam się tego nauczyć sama, inaczej nic i nikt mi nie pomoże.
Odwróciłam ku niej swój wzrok. Wilczyca wpatrywała się w ziemię i w końcu odpowiedziała:
- Skoro tak chcesz… Mogę tylko życzyć ci szczęścia. I… żebyś nie zapomniała. – posłała mi krótkie spojrzenie, a potem ruszyła w stronę zamku.
Było mi ciężko, ale wiedziałam, że to było jedyne wyjście. Zanim Hitaishi zniknęła mi z pola widzenia, zawołałam:
- Przekaż mu, że… - mój głos się załamał. – Że tak naprawdę to ja zawsze k…
~ Rozumiem. ~ mruknęła w mojej głowie.
Odwróciłam się i zagłębiłam ciemny las.
< Cole? Heh, wiem, poziom opka nie powala. :c >