sobota, 25 października 2014

Od Aurory CD. Aventy'ego

Wysunęłam dolną szczękę.
- Przecież nie wiem, co jest gdzie.
Nie wiedzieć czemu wilk uśmiechnął się. Potrząsnął łbem.
- Więc idź przed siebie. Powiem Ci, gdzie jesteś.
Ten basior doprawdy mnie zaintrygował. Uniosłam brew i ruszyłam między drzewa. Po kilku minutach spytałam przez ramię:
- Ehe? I gdzie jesteśmy?
Nie otrzymałam odpowiedzi.
- Aventy...?
Odwróciłam się. Basiora nie było.

<Aventy?>

Nowe wadery! ~ Lyka i Akira

Nowe wilki! ~ Nathan i Toxic

Od Aventy'ego CD. Shai

- Wow... twój ptak potrafi gadać? - krzyknąłem ze zdziwienia.
- Co? - chyba Shai zdziwiła się o wiele mocniej niż ja. - Ty... ty go rozumiesz?!
- Wyczuwam w nim jakąś dziwną energię, której nie potrafię określić... - zamyślił się kruk... czy orzeł... nie wiedziałem co to był za ptak... no, nie istotne. 
- Co? - teraz to ja wytrzeszczyłem oczy. - Nie rozumiem cię... Shai... możesz mi wytłumaczyć?
- Eee... czasami plecie takie głupstwa. - chrząknęła. - Może się gdzieś przejdziemy, a ja postaram się nie walnąć w drzewo.
Zaśmiała się.

<Shai?>

Od Aventy'ego CD. Moon

- Smacznego. - uśmiechnąłem się do wadery.
- A ty nie jesz? - zdziwiła się i popatrzyła na mnie jakimś takim pustym, rozmytym wzrokiem.
- Nie dzięki... ja już wcześniej jadłem. - chrząknąłem. - Nie jestem taki znowu strasznie głodny...
- Twoja strata. - powiedziała Moon i wepchnęła sobie kawałek mięsa do ust. - Mm... nawet nie wiesz, co tracisz!
- Może i tak... - mruknąłem, ale wadera tego najwidoczniej nie usłyszała i wgryzła się w zdobycz.

<Moon? Wybacz, że takie krótkie Dx>

Od Cyndi'ego CD. Grace

- Wiesz... - zamyśliłem się. - Moim zdaniem powinnaś robić, jak ci serce podpowiada... ja chyba jestem na to jeszcze zbyt młody...
Uśmiechnąłem się.
- No... teraz to ja już sama nie wiem. - Grace rozwaliła się na ziemi. Dość śmiesznie to wyglądało. Usiadłem obok niej.
- Kocham cię Grece. - spojrzałem w oczy wadery.
- Zbyt rzadko mi to mówisz. - wadera pchnęła mnie łapą i również się rozchmurzyła.

<Grace?>

Od Michaela CD. Sandstorm

- To bardzo przykre... - westchnąłem. - Ale przecież nie można w taki sposób zmarnować sobie życia... trzeba patrzeć do przodu, a nie do tyłu...
- Niby tak... ale... jakoś nie mogę o tym zapomnieć. - popatrzyła w niebo.
- A może jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić... no wiesz... aby polepszyć ci humor... no wiesz...
- Sama nie wiem... - podrapała się po skroni.
- Na pewno jest jakaś rzecz, która sprawiłaby ci przyjemność. Tylko pomyśl... mógłbym cię zabrać w jakieś fajne miejsce... na przykład na plażę... - uśmiechnąłem się. - Albo poszlibyśmy do lasu... moglibyśmy poszukać jagódek na Eliksir Szczęścia...
- Mikey...? - zaczęła Sands.
- Och, żartuję no, żartuję... - wyszczerzyłem zęby.
- A ja uważam, że to świetny pomysł. - powiedziała stanowczo wadera. Widać poprawił jej się troszkę humor.
- Oo... serio? Nie wiedziałem. - uśmiechnąłem się. - Jakoś nigdy wcześniej nikt nie brał mnie na poważnie.
- No to dziś zostałeś wzięty na poważnie. - wadera udała kamienną twarz. Parsknąłem śmiechem. - Więc słuchaj... najpierw pójdziemy do Aventy'ego, żeby się o czymś dowiedzieć.
- Okejo. Zatem chodźmy.
***
Zapukałem delikatnie do drzwi jaskini naszego alfy. Czekaliśmy chwilkę z Sandstorm, gdy nagle Aventy pojawił się w wejściu do groty, nieco ospały.
- Tak? - zapytał z lekką dezaprobatą w głosie.
- Chcemy wyruszyć po Eliksir Szczęścia. Powiesz, gdzie możemy go znaleźć? - zapytała Sandstorm.
- W Świętym Lesie... - odparł samiec alfa.
- Czyli...? - dopytałem.
- U driad.
- A kto to? - zapytałem. Sandstorm i Aventy popatrzyli na mnie jak na jakiegoś wariata. - No co? Nie jestem taki wszechwiedzący jak wy.
Sands westchnęła i zaczęła tłumaczyć:
- Driady to istoty magiczne. Charakterystyczne dla nich jest zielonkawe zabarwienie skóry. Driady są wyznawczyniami kultu matki natury. Stronią od innych ras i zabijają niemal każdego, kto naruszy ich święty las. Starają się nie włączać do konfliktów i tłumaczą to tym, że natura jest wieczna i będzie trwać nawet po wojnach. Ich społeczność składa się tylko z kobiet. Młode driady rodzą się z uświęconych związków z elfami lub ludźmi, przy czym zawsze rodzą się dziewczynki. Driady są bezwzględne, mistrzowsko władają łukiem oraz potrafią poruszać się bezszelestnie po lesie. Lepiej ich nie denerwować...
- Ech... okej. - westchnąłem. - Aż tylu informacji mi o nich nie było trzeba.
- Będziecie potrzebowali wielu pieniędzy. - powiedział alfa. - Około tysiąca Diamentów.
- Że co?! - żachnęła się Sands. - Przecież ja nie mam tylu pieniędzy! Zaledwie trzysta!
- I ja też! - wypaliłem.
- Może się jakoś z nimi dogadacie... - Aventy uniósł brwi i zniknął w swojej jaskini.

<Sands? Wena mi dziś dopisuje ^.^>

Od Aventy'ego CD. Aurory

- Och... nie jestem jakimś wielkim wilkiem... mów mi po prostu Aventy. Jestem tak samo ważny, jak każdy inny wilk. Moim zdaniem prawo powinno być równe... no, ale w końcu musi być ktoś co się wszystkim zajmie. I tak, bardzo chętnie cię oprowadzę po terenach naszej watahy. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Yyy... dziękuję? - chrząknęła.
- To gdzie chciałabyś iść najpierw? - zagadnąłem i wyczekiwałem na odpowiedź.

<Aurora?>

Od Sandstorm CD. Michaela

Oboje leżeliśmy jeszcze przez chwilę. W końcu zaczęłam, ponieważ nie mogłam zmierzić tej ciszy. 
- Wiesz, że ja też miałam takie miejsce? 
Basior podniósł głowę
- Kiedyś lubiłam chodzić do sadu wiśni, ale teraz nie mogłabym na niego normalnie spojrzeć i siedzieć.
- Dlaczego? 
- Za dużo wspomnień, które ranią. 
- Opowiedz mi o nich - Basior był strasznie ciekaw.
- Nie wiem czy chcę o tym mówić. Tak jak wspominałam, to za bardzo boli.
- Okey, rozumiem. Wiesz... Czasami warto opowiedzieć komuś coś, co go gryzie - powiedział takim przekonującym tonem.
Wzdychnęłam ciężko i zaczęłam od pierwszej watahy. Watahy gdzie spotkałam swoją pierwszą miłość, ale ona nie chciała mnie zaakceptować. Tak to się ciągnęło do czasu, kiedy zakochałam się po raz drugi, ale wszystko zniszczyła kolejna miłość jeszcze za czasów rodzinnej watahy.
- Byłaś następcą alf? - przerwał mi w pół zdania.
- Co? Nie - uśmiechnęłam się blado. - Moi rodzice nie byli wysoko w hierarchii. Pomijając basiora, który później mnie zranił - złapałam się za ranę nad krtanią. - To mój "były" był synem alf. On jest typem klasycznego kobieciarza - prychnęłam. - Nie okazywał prawdziwych uczuć tylko grał na emocjach, bawił się mną jak dziecko, marionetką, którą później spalił, wyrzucił i wymienił na lepszą zabawkę. 
Chwila ciszy - jak zawsze w takich sytuacjach.
- Nie wiem co powiedzieć...
- Wiesz, najgorsze jest to, że to za mną chodzi i nie daje o sobie zapomnieć, a zwłaszcza teraz. Nie mogę normalnie żyć, bo cokolwiek zrobię, cokolwiek zobaczę to wszystko wraca, a każde nowe wspomnienie boli coraz bardziej.

<Michael? >