-A jeśli się mylisz? - zapytałam.
-Nie mylę się. - stwierdził.
-Ja sądzę, że to coś innego...
-Tak? To co? - zapytał ciekawy.
-Nie umiem opowiedzieć. Ja nie wiem czy to coś co czuję to miłość czy może dziwna odmiana nienawiści czy też uzależnienia. To jest nie do wytłumaczenia.
-No to świetnie. A co wtedy czujesz? Pewnie to nic z powyższego tylko trochę przesadziłaś.
-Wcale nie! No to jak serce bije mocniej, czas zwalnia i mogę godzinami patrzeć w jego oczy... To jest jedno z powyższych. I tego nie lubię nie chcę mieć związane ręce tymi myślami co to? I tego nienawidzę!
-Aha... Trudno stwierdzić. - zaśmiał się.
-A ty co czujesz? - zapytałam się. Spoważniał. - Co? Też chcę wiedzieć.
-No ja to nic nie czuję... - chyba zrobił się nie śmiały.
-Eh tam! Jaka z ciebie strachajła! Nie chcesz nie mów! - popatrzyłam na niego. - Za rok tęż będą te dziwne kule...
-Z pewnościom tu przyjdę. - powiedział. - Ty też?
-Pewka! - krzyknęłam.
Zrobiło się niezręcznie. Żeby było ciekawiej postanowiłam go przestraszyć. Pękła mała część kamienia na którym leżeliśmy. Veyron podniósł wzrok na mnie. Trzasnęła większa część. Zachichotałam. Nagle straciłam nad tym panowanie.
-Veyron! Uciekaj! - krzyknęłam.
-No na pewno! Śmieszne owszem, ale po co taką chcę od razu.
-Nie żartuję! Nie wiem co się stało. - skała zaczęła się jeszcze bardziej kruszyć.
-Przestań. - powiedział podnosząc się.
-Szybciej chodź! No jak ty spadniesz ja będę musiała też więc złaź z tej skały!
-Możesz się nie zgrywać.
Wiedziałam, że nie uwierzy. Miałam dwa wyjścia. Chwyciłam go za łapę i pociągnęłam go w stronę bezpiecznego gruntu.
-Szybciej idź! - byłam już zdesperowana.
Już prawie się osuwaliśmy. Z zniecierpliwieniem ciągnęłam go dalej. W pewnym momencie straciłam grunt. Popchnęłam Veyrona na stały grunt i spadłam w przepaść. Miałam twarde lądowanie na mniejszej półce skalnej. Usłyszałam jeszcze tylko krzyk Veyrona i czerń.
<Co teraz? Zostawiam resztę tobie.>