piątek, 5 czerwca 2015

Od Dezessi CD. Veyrona

-A jeśli się mylisz? - zapytałam.
-Nie mylę się. - stwierdził.
-Ja sądzę, że to coś innego...
-Tak? To co? - zapytał ciekawy.
-Nie umiem opowiedzieć. Ja nie wiem czy to coś co czuję to miłość czy może dziwna odmiana nienawiści czy też uzależnienia. To jest nie do wytłumaczenia.
-No to świetnie. A co wtedy czujesz? Pewnie to nic z powyższego tylko trochę przesadziłaś.
-Wcale nie! No to jak serce bije mocniej, czas zwalnia i mogę godzinami patrzeć w jego oczy... To jest jedno z powyższych. I tego nie lubię nie chcę mieć związane ręce tymi myślami co to? I tego nienawidzę!
-Aha... Trudno stwierdzić. - zaśmiał się.
-A ty co czujesz? - zapytałam się. Spoważniał. - Co? Też chcę wiedzieć.
-No ja to nic nie czuję... - chyba zrobił się nie śmiały.
-Eh tam! Jaka z ciebie strachajła! Nie chcesz nie mów! - popatrzyłam na niego. - Za rok tęż będą te dziwne kule...
-Z pewnościom tu przyjdę. - powiedział. - Ty też?
-Pewka! - krzyknęłam.
Zrobiło się niezręcznie. Żeby było ciekawiej postanowiłam go przestraszyć. Pękła mała część kamienia na którym leżeliśmy. Veyron podniósł wzrok na mnie. Trzasnęła większa część. Zachichotałam. Nagle straciłam nad tym panowanie.
-Veyron! Uciekaj! - krzyknęłam.
-No na pewno! Śmieszne owszem, ale po co taką chcę od razu.
-Nie żartuję! Nie wiem co się stało. - skała zaczęła się jeszcze bardziej kruszyć.
-Przestań. - powiedział podnosząc się.
-Szybciej chodź! No jak ty spadniesz ja będę musiała też więc złaź z tej skały!
-Możesz się nie zgrywać.
Wiedziałam, że nie uwierzy. Miałam dwa wyjścia. Chwyciłam go za łapę i pociągnęłam go w stronę bezpiecznego gruntu.
-Szybciej idź! - byłam już zdesperowana.
Już prawie się osuwaliśmy. Z zniecierpliwieniem ciągnęłam go dalej. W pewnym momencie straciłam grunt. Popchnęłam Veyrona na stały  grunt i spadłam w przepaść. Miałam twarde lądowanie na mniejszej półce skalnej. Usłyszałam jeszcze tylko krzyk Veyrona i czerń.


<Co teraz? Zostawiam resztę tobie.>

Od Sperrka CD. Ignis

Nie mogłem uwierzyć to ona! Kiwałem głową z niedowierzaniem. Jeszcze nic do mnie nie docierało. Pierwsze słowa które do mnie dotarły to były:
-Sperrk... Jakmożesz mnie nie pamiętać? Jestem Ignis...- już prawie płakała.
-Ty... Ty żyjesz!- krzyknołem radośnie.
-Jakto? Ja? To ty ledwo ledwo...- zatkało ją.- Co się stało?
-Dużo. O matko ty żyjesz!- nadal byłem w euforii.-Już miałem... zginąć, ale ty żyłaś! Jaki miałem debilny pomysł! Jak ja mogłem?!
-Chwila chwila.- zatrzymała moje głośne myśli.- Co tam się stało?
Spojrzałem na nią i przytuliłem mocno już sobie nie będę mówić gdyby... Wstarczy to, że onatu będzie i wystarczy mi tylko to. Odwzajemniła uścisk. Trwaliśmy tak dosyć długo.
-A jednak mam po co żyć.- podsumowałem swoje myśli.
-Wcześniej też miałeś.- zauwarzyła.
-Tak, ale już nie wytrzymałem... chciałem zginąc.- otworzyła szeroko oczy.-A czemu miałbym ginąć? Czemu miałbym tam być?! Jest tylko jeden powód.
-Że słucham!?- wrzasneła.
-Przecież nic się nie stało.
-Chciałeś się zabić?!
-Tylko trochę...- chciałem się wytłumaczyć.
Prychneła.
Opowiedzałem jej wszystko dokładnie i wysłuchałęm jej krzyków. Na koniec usłyszałęm jakieś 15 razy, że jestem „warjatem”, 3, że „imbecylem” i „kretynem”. Wystarczyło. Ile tego wszystkiego było! Masakra. I w pewnym momęcie nie wiedziałem co zrobić, co powiedzieć...
-A ty serjo wtedy..., że mnie lubisz?-zapytała nieśmiało.
-Pewnie! Z takich spraw nie żartuję.- popatrzyłęm na nią pytająco.- Co ty o tym myślisz?
-Że jesteś warjat, imbecyl i idjota.- stwierdziła unikając tematu.
-A tak...
-No co serjo tak uwarzam!-odchrząkneła.
-A powiesz mi co na serjo?- zapytałem.
-To było na serjo.
-Yhym...
-Co się tak patrzysz? No przecierz niekłamię!
-Aha... No tak.
-Ehhh... No dobra tak na sejo to...

<Serjo? Serjo! Aha... I co teraz wymyślisz? >

Od Hazel CD. Aventy'ego

Gnaliśmy, a korytarz zapadał się za nami. Nie sądze jednak, aby to powstrzymało Hekate. Nagle dach przestał sie zapadać, a wszystko wróciło na swoje miejsce. Korytarz wyglądał jak dawnej. Wtedy deska na której postawiłam łapęwyskoczyła w górę, a ze szczeliny wyleciała złota, połyskliwa siatka, która na mnie spadła. Zaczęłam się rzucać. Ale nie mogłam się uwolnić. Nade mną pojawiła się Hekate. Uśmiechnęła się szyderczo. 
-Incantere:... - zaczęła mówić zaklęcie, ale wtedy jakiś ciemny kształt się na nią rzucił. 
-Aventy nie! - wrzasnęłam i spróbowałam się uwolnić. Jednak zaklęcie odrzuciło Aventy'ego do tyłu. Bogini roześmiała się drwiąco. Basior wstał, ale wyglądał na zamroczonego. 
-A teraz... - wyciągnęła nóż. Skuliłam się. Błagam. Niech to się nie stanie. Nie chcę zginąc, pomyślałam. 

<Aventy? Weny brak. ;'(>

Od Hazel CD. Isabel

Parsknęłam śmiechem. 
-Nie. Tutaj łatwo znaleźć przyjaźń, a nawet miłość. Wystarczy poszukać dobrze - zachichotałam. To pytanie było dość absurdalne, ale nie mówiłam tego głośno - A co do mojej przeszłości... Nie przejmuj się. Nie panuję nad tym, ale to nic potwornego. 
Szłyśmy trochę w milczeniu. 
-A tak btw... Jak ci się tu podoba? Wpadł ci ktoś w oko, czy coś? - zapytałam. Isabel pewnie będzie chciała o tym pogadać, bo to wadera. Mnie to nie interesuje, ale cóż... Nie zginę. 
-No cóż...

<Isabel? Co odpowiedziałaś? xD>

Od Ignis CD. Sperrka

- Czemu świat wiruje?
Szybko otrząsnęłam się z zamroczenia i zlustrowałam swoje położenie. Skały. Za wodospadem. A Sperrka nigdzie nie było widać.
Nie myśląc wskoczyłam do wody i przepłynęłam przez wodospad. Gdzieś pode mną zobaczyłam olbrzymią kreaturę i… Przełknęłam głośno ślinę. Basior zwisał nieprzytomnie w jej dłoni.
Miałam zbyt mało sił, by tam popłynąć, a już na pewno za mało, by użyć mocy. Mimo to ruszyłam w kierunku stwora.
Był blisko, coraz bliżej. „Jeszcze tylko trochę.”
Zatrzymałam się kilkanaście metrów od kreatury. Utworzyłam kulę ognia (tak, kula ognia w wodzie) i posłałam ją w stronę gałęziowego ramienia. Drewno zajęło się ogniem, zaczynało mi jednak brakować powietrza. Otoczyłam się chmurką białego dymu i podpłynęłam do Sperrka. Dym wrócił mi siły, z niego także mogłam pobierać tlen. Wyciągnęłam go z palców stwora i wciągnęłam w chmurę. Basior nie dawał znaku życia. Razem z nim wypłynęłam na powierzchnię i dostałam się na skały za wodospad. Chmurką białego dymu otoczyłam Sperrka.
- Proszę, obudź się, błagam. Nie chcę cię stracić.
Przez jedną straszliwą chwilę nic się nie działo. Dopiero potem basior nabrał szybko powietrza i zaczął normalnie oddychać. Jego serce powrotem zaczęło pompować krew.
Sperrk dyszał ciężko. Leżeliśmy na skale w jakiejś jaskini; było całkiem jasno. Światło słońca wpadało przez wodną kurtynę.
Przyjrzałam się basiorowi. Wyglądał na jeszcze trochę wycieńczonego, ale oprócz tego wydawało się, że jest z nim wszystko w porządku. Zaniepokoiło mnie tylko to, że w ogóle się nie odzywał i raz po raz patrzył to na mnie, to na wodną zasłonę.
- Sperrk? Czy… Czy wszystko w porządku? – zapytałam cicho.
Jego wzrok przeszedł na mnie, jednak nic nie powiedział. To było zbyt dziwne.
- Coś się stało? Tam na dole? – spróbowałam znowu.
Nic. Zero reakcji.
Wyglądał tak jakby mnie nie pamiętał. Jakby dziwił się, co tu robię, kim jestem.
Na tą myśl ledwie powstrzymałam napływające do oczu łzy.
- Sperrk? Czy ty… Czy ty mnie pamiętasz?
Basior posępnie pokiwał głową na „nie”.

<Sperrk?>