Stała przede mną uśmiechnięta Deze. Przyglądała się ciekawie Ignis.
Cieszę się, że przyszłaś.... ale musisz mieć powód nie?- zapytałem.
-Ehhh tam! Nie mogę sobie tak od czasu do czasu przyjść do mojego brata?- zapytała.
-No pewnie, że możesz!
Przytulałem ją ze szczęścia. Zawsze jak była obok mnie czułem się lepiej...
-No dobra.- powiedziała siadając.-To jak? Co ona taka nie śmiała?
-Nie wiem już tak ma...- zamyśliłem się.
Deze położyła mi łapę na ramieniu.
-Co się dzieje? Wiem, że coś się dzieje wiec nawet nie próbuj mówić, że nic się nie dzieje.-popatrzyła mi w oczy. Posmutniałem.
-No, problemy... Zawsze muszą się jakieś znaleźć...
-Czyli wierz...- powiedziała.
-Co wiem?- zdziwiłem się.
-Że one mnie znalazły... chyba, bo ja tylko wyczułam ich zapach...-przeciągała sprawdzając moją reakcje.
-Czekaj! Czekaj! Że co?! One doszły, aż tu?- przeraziłem się.
-Bywa. Nie wejdą tu, ale będą czekały... na zewnątrz watahy... Os trzesz ją by nie wychodziła poza teren. No przynajmniej do momentu mojego spotkania się z nimi.- posmutniała.
-Co one tu chcą?- jęknąłem.
-Dobrze wiesz co chcą.- powiedziała wstając.
Dała mi znak by za nią iść. Szła w stronę Ignis.
-Ja z chęcią chwilkę z nią pobędę do momentu, aż rozgryziesz o co chodzi i je zlokalizujesz.- powiedziała.
-Racja puki co to ty masz nad nimi największą władzę więc z tobą Ignis będzie bezpieczna...- stwierdziłem.
Zauważyłem, że Ignis podnosi wzrok na mnie. Znaczy, że słyszała kto z nią zostaje.
-Myślę, że źle nie będzie.- uśmiechnęła się do Ignis.
Ignis patrzyła na mnie zdezorientowana.
-Ignis?- Dezessi zwróciła się przyjaźnie do Ignis.-Może chwilkę sobie razem pobędziemy? Mo wiesz pogadamy...
-Powodzenia!- już miałem odejść, ale Ignis mnie złapała za łapę.
-O co tu chodzi? Mieliśmy się trzymać razem.- zauważyła.
-Nie martw się nie będzie mnie tylko pół godziny... Z nią i tak w tej sytuacji będziesz o wiele bezpieczniejsza.- przytuliłem się do Ignis i pocałowałem ją w policzek.
Widząc moją siostrę... stwierdziłem, że ledwo się powstrzymała od sławnego „Oooooooch”.
-Nie chcę iść, ale muszę. To nie tylko dla mojego bezpieczeństwa, ale też i dla waszego.- powiedziałem ściskając ja mocniej.
Puściłem ją i popatrzyłem jej w oczy. Widząc je uśmiechnąłem się.
-Ty Deze nie zamęcz jej i nie: obraź jej, zagłódź, pozbaw chęci życia...- widząc ich miny stwierdziłem, że nie muszę mówić dalej.- To za chwilkę wracam.
Odwróciłem się do nich i biegnąc w stronę jaskini Deze słyszałem głośny głos Deze. Próbowałem zwietrzyć te wadery, ale przez długi czas ich nie czułem. Nie zauwarzyłem, ale gdy złapałem ich zapach byłem już na terenie „niczyim”. Troszkę się zaniepokoiłem.
Szedłem już tak uważnie, że uważniej się nie dało. To nic nie dało, albo mnie wyczuły, albo usłyszały, albo zobaczyły, bo jedna z nich wyszła mi na przeciw.
-Czego chcecie?- zapytałem.
-Gdzie Dezessi?- jeszcze były przyzwyczajone czcić jej imię.-Odpowiedz!
-Jest „gdzieś” jest tam bezpieczna.- powiedziałem prostując się.
-Masz nas do niej zaprowadzić.- powiedziała wadera za mną.
-Nie mam takiego zamiaru.- odsłoniłem zęby.-To już nie jest ten wasz bezpieczny teren watahy...
Zaśmiały się. Jak zawsze Rott musiał mnie zaskoczyć i zjawić się w niespodziewanym momencie. Zaśmiał się widząc mnie. Był o wiele lepiej zbudowany... tyle mięśni to w ogolę możliwe?!
-Sperrk? Twój ojciec nie żyje... Czas na panowanie nowych władców... Dezessi musi się zjawić.- powiedział melodyjnie.-Jaka szkoda, że Deze zabiła ojca... On chciał może ją mianować na władcę, a ona go zabiła.... szkoda.
-On nie chciał jej mianować!-krzyknąłem.
-Kłamiesz!- zakrzyknęły wadery odsłaniając zęby.
Ich zbroje były nadal tak samo błyszczące co kiedyś.
Odwróciłem się na znak, że idę od nich. To był mój błąd. Jedna z wader się zezłościła i rzuciła się na mnie. Zaczęliśmy się gryźć. Wygrywałem, więc Rott się dołączył odpychając waderę. Z nim już szans nie miałem. Gryzł tak mocno, że czułem się słabo po chwili.
Widziałem kilka mroczków i już potem tylko czerń....
<Ignis? Trochę mnie zaskoczyłaś zmianą planów, ale tak jest lepiej.>