poniedziałek, 3 listopada 2014

Od Serine'a CD. Ceiviry

To co powiedział mi basior zwaliło mnie z nóg, sprawiło,że nogi zrobiły mi się jak z waty. basior odszedł pytając się o coś waderę. Mimowolnie podsłuchałem coś o smoku. Podniosłem głowę, a zza zamku wyłonił się potwór. Biały (czemu wszystko musi być białe!?), pokryty delikatnymi szarymi łuskami. Na końcu długiej szyi znajdował się masywny łeb z setkami ostrych zębów. Czubek jego głowy zdobiły Czarne, zawinięte jak u barana rogi. Smok lekko uginał sie pod ich ciężarem. Wadera cofnęła się o krok. Smok był tak duży, że kawałki tynku spadały  z niego gdy sie podnosił. 
- Serine - powiedziała stając koło mnie. Basior jednak musiał sie wryć pomiędzy nas rzucając mi nieprzyjemne spojrzenie. - Czy on urósł? 
- Najwyraźniej - przełknąłem ślinę. 
Smok spojrzał na nas swoimi płomiennymi oczami. Można było wyszukać najróżniejsze kolory. Zbliżył swoją łepetynę. Jego pysk znajdował się niecałe dziesięć metrów od nas. White i Ceivira zbliżyli się do balustrady tym samym oddalając się od niego zaledwie metr. Tylko ja nie ruszyłem się ani krok w tył. Zapadła cisza. Próbowałem obniżyć tętno, ale nic nie pomagało. Pysk był bliżej, bliżej i bliżej. W końcu był na wyciągnięcie łapy. Jego oczy płonęły tysiącem kolorów. Oparł głowę na rogach i obserwował. 
- Se - wadera chciała coś powiedzieć, ale biały basior jej przerwał. Smok dmuchnął powietrzem z nosa powodując powiew o dużej sile. Na początku był spokojny, ale coś musiało go zdenerwować. W sekundę jego źrenice i tęczówki skurczyły sie do minimum, a następnie gwałtownie podniósł głowę. Kiedy stał na czterech nogach ryknął głośno. Jego szpony zbliżały sie w naszym kierunku.  Na szczęście uniknąłem ataku, ale nie wiedziałem co w waderą. Próbowałem zobaczyć coś przez warstwę pyłu i kurzu. Nic z tego. Jedyne co zdążyłem zauważyć, to kolejną łapę zbliżającą sie w moim kierunku. Uderzyłam w głaz. Przeszywający ból sparaliżował moje ciało.
Otworzyłam oczy. Leżałam nie ruszając się. Nie miałam ochoty wstawać. Ciężar mojego ciała nie pozwalał mi wstać. Widziałem jak Cei dzielnie broniła się uderzając w smoka falami dźwięku. Robiła uniki i atakowała. Nie było z nią White'a. To mnie przeraziło. Basior bł nieobliczalny. Nagle poczułem jego oddech. 
- I jak ci się podoba, he? - Spytał szepcząc. 
leżałem nieruchomo znosząc to wszystko. 
- Widzisz... Ceivira jest dla mnie kimś wyjątkowym... A jej dusza... Taka piękna - zaśmiał się. Wziął skądś metalowy pręt. Podejrzewałem co zamierza z nim zrobić. - Za pierwszym razem ci się upiekło, ale teraz - wstał i wbił pręt prosto w plecy. Wilk nie pozwolił mi nawet krzyknąć. Wszystko stało sie jasne - chciał się mnie pozbyć. Znikną we mgle kurzu i pyłu.  Przez chwilę nie mogłem złapać oddechu. Nie mogłem się ruszyć. Uczucie szybko znikło, a ja powoli próbowałem wstać. Ból był niewyobrażalny. Jakby rozrywało mnie od środka.
Stałem chwiejąc się. Z rany kapała czarna krew. Na miejscu gdzie leżałem była plama mojej krwi , a na środku pręt. Patrzałem na niego przez chwilę, a następnie wzbiłem się w powietrze. Pełen gniewu wylądowałem na najwyższej wierzy. Potwór spojrzał na mnie. W jego oczach było widać furie. Spojrzał na mnie. Kątem oka wadera próbowała do mnie podlecieć, ale rogi potwora jej przeszkadzały. Zacząłem krzyczeć potworowi w głowie. Ten zaczął sie rzucać i obijać łbem o ziemię. Cei uderzała go falami dźwięku. Dodatkowo próbowałem tkać mu krew, ale w jego żyłach nie płynęła zwyczajna krew. 
Przestałem krzyczeć. 
- Cei! Zacznij śpiewać! - krzyknąłem. 
- Co!?
- ŚPIEWAJ! 
Wadera obróciła się w stronę smoka. Z jej ust zaczęły lecieć spokojne nuty. Łagodne i lekkie. Monstrum stanęło i zaczęło kołysać sie w ich rytmie. Następnie upadło z hukiem na ziemię. Zleciałem z gracją i dumą na ziemię. White był zaskoczony kiedy mnie zobaczył. Juz sie miał na mnie rzucić, kiedy wadera wleciała na przeciwko mnie. 
- Serine! - rzuciła mi się na szyję. - Gdzie byłeś? - powiedziala drżącym głosem. 
 -Właśnie Serine, gdzie byłeś? - spytał basior patrząc spod byka.
- Miałem - zrobiłem przerwę patrząc na waderę - Miałem cos do załatwienia. 
Miłą pogawędkę przerwał nam nasz smoczek, który najwyraźniej otrząsnął sie po śpiewie Cei. 
- No panie White. Może pan coś teraz zaprezentuje? - spytałem unosząc brwi. 

<Cei? omg czo ja tam napisałam XD>

Od Telary CD. Deatha

Nieznajomy już chciał iść gdy powiedziałam:
-Czekaj - basior się obrócił - przepraszam za moje zachowanie, zawsze gadam głupoty gdy się wystraszę czegoś - mogłabym już się zamknąć, za dużo mówię...
Basior spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem, czułam, że jest dobry w środku...
-Nazywam się Telara - powiedziałam podchodząc bliżej do wilka.
- A ja Death - chyba zauważyłam u niego mały uśmiech...
-Skąd jesteś?
-Z Watahy Mrocznej Krwi, jest niedaleko stąd...
Uśmiechnęłam się gdy dowiedziałam się, że jest tu niedaleko wataha. Może w końcu będę mogła osiedlić się tu na stałe..
Z zamyśleń wyrwał mnie głos Death'a....

<Death?>

Od Grace CD. Cyndi'ego

-Wiesz... myślę, że on jest raczej chory psychicznie... W pewnym sensie... - mruknęłam.
-Na normalnego to on mi rzeczywiście nie wyglądał... Skąd ty takiego wytrzasnęłaś? - zaśmiał się.
-Tsa.... to nie jest śmieszne... Jakby za tobą się taki idiota ciągał od watahy do watahy, też by ci do śmiechu nie było... Po za tym to niebezpieczny psychopata jest... Patrz, co ci zrobił - wskazałam na owiniętą - już w połowie przesiąkniętą krwią - szmatką łapę.
-Myślałem, że mniej krwawi... - zdziwił się.
-Chodź, pójdziemy z tym do kogoś... - westchnęłam. - A przy najbliższej okazji skopię temu całemu Luke'owi tyłek...
-Oooo, to ja chcę to zobaczyć! - wyszczerzył się. - Jego mina będzie bezcenna... - udał, że się rozmarzył, na co oberwał ode mnie po głowie.
-No co? Ja tylko stwierdzam fakty... - on zdecydowanie za dużo się uśmiecha... Niestety, to udziela się także mnie. Po zobaczeniu oczami wyobraźni miny basiora, momentalnie wybuchnęłam śmiechem.
-Ale zrobisz mu wtedy zdjęcie - wyciągnęłam do Cyndi'ego łapę.
-Stoi - zaśmiał się.
-No ale najpierw idziemy z twoja łapą!

<Cyndi? XD Musisz wytrzasnąć jakoś aparat XD>

Od Matta CD. Ecclesi

- To jak? Idziemy? - zachichotała.
-Z chęcią - postałej jej szelmowski uśmiech.
Pobiegłem w kierunku morza i wskoczyłem do niego. Pływałem w nim przez chwile gdy zobaczyłem jak Ecclesia przygląda mi się z brzegu. 
No wskakuj powiedziałem chlapiąc ją wodą. Wadera zrobiła obrażoną minę i gdy patrzyła w inną stronę, zanurkowałem podpływając do niej chwyciłem ją za łapę i wciągnęłem ją do wody...
-Ej - krzyknęła śmiejąc się.
Wskazałem jej ruchem ręki aby popłynęła do wyspy. Gdy byliśmy już na miejscu wyszedłem na ląd i otrzepałem się z wody. Pomogłem Ecclesi też wejść. I usiadłem na piasku patrząc na słońce. To chyba nie był dobry pomysł bo oczy zaczęły mnie piec. 
Mrugałem aby przestało...
Musiało to dziwnie wyglądać, bo wadera zaśmiała się...

<Ecclesia?>

Od Deatha CD. Telary

Wyszedłem niepewnie zza drzewa. Wiedziałem, że wadera się wystraszy. Gdy tylko się ukazałem, wrzasnęła z przerażenia i cofnęła się gwałtownie w tył.
- Zostaw mnie! - krzyknęła bojowo, choć w jej głosie zabrzmiała nuta trwogi.
- Spokojnie... wiem, że wyglądam strasznie... ale nie bój się mnie. Nie jestem żadnym demonem. Jestem zwykłym wilkiem. Tak jak ty, czy kto inny. I przyrzekam na swoją własną głowę, że cię nie skrzywdzę.
- Nie wierzę ci! - wadera podkuliła ogon i cofnęła się jeszcze. Ja westchnąłem. To jedyne, czego mogłem się po niej spodziewać. To jedyne, czego na początku mogę się spodziewać od każdego. Przeklinam cię, Evil! To ty sprawiłeś, że jestem taką szkaradą! Kiedyś się zemszczę...
Odwróciłem się na piętach i zwiesiłem łeb... już miałem odejść, gdy nagle usłyszałem za sobą głos:
- ...

<Telara?>

Od Telary

-Woooo! - krzyknęłam radosna wpadając w kolejną stertę kolorowych liści. Jesień, jesień, jesień!!! W końcu nadeszła.
Leżałam tam patrząc na kolejne spadające liście. Zaśmiałam się cicho i wstałam otrzepując się. Musiałam już iść w dalszą drogę, bo inaczej nie znajdę schronienia do wieczora.
Szłam sobie nucąc jakąś wymyśloną melodie gdy zorientowałam się, że ktoś mnie śledzi.
-Kto to? - krzyknęłam gotowa do ataku...

<Basiorze?>

Od Ceiviry CD. Serine'a

Jeszcze przez chwilę trwałam w objęciach wilka. Mimo że cały czas przed oczami miałam tę dziurę w dywanie, nie obchodziła mnie ona. Interesowało mnie jedynie tu i teraz. W pewnym momencie w głowie usłyszałam głos: "Cei, wszystko w porządku?". To był White. Odsunęłam się od basiora. Jeszcze w tamtej watasze naucyzliśmy się porozumiewać telepatycznie. Nie miałam pojęcia, czy to jeszcze działa. Otworzyłam umysł i wyobraziłam sobie wilka. Wysłałam wiadomość: "Tak, zaraz wrócę."
- Coś się stało? - usłyszałam głos Serine.
- Musimy tam wrócić. Tam jest ten smok. White nie ma pojęcia o jego istnieniu. Nie ma czasu - wyznałam.
Basior zwiesił głowę. Widziałam, że walczył ze sobą. Chciał mi pomóc, ale wiedziałam, jak bardzo nie znosił White'a. Chociaż nigdy się do tego nie przyznał, widać to było gołym okiem.
- Dobrze... Jeśli tego właśnie chcesz... - rzekł smutno.
Podeszłam do niego, chwyciłam za łapę i zaczęłam machać skrzydłami. Serine również to zrobił i już po chwili szybowaliśmy w stronę zamku. Myślałam tylko o tym, czy White już zobaczył smoka. Oby nie... Wreszcie dolecieliśmy. Zaczęłam wzrokiem szukać białego basiora. W końcu dostrzegłam go na ogromnym balkonie - tam, gdzie go zostawiłam. Wylądowałam. Zaraz za mną był Serine.
- Wreszcie jesteś! - krzyknął i już miał do mnie podbiec, ale zatrzymał się.
Widziałam, jak coś się w nim gotuje.
- Odsuń się - wysyczał przez zęby.
Nie wiedziałam, co robić. Machinalnie wykonałam polecenie. Nagle White rzucił się na Serine. Najpierw popchnął go prosto na balustradę, a potem pazurami zrobił mu szramę na pysku. Nie mogłam na to patrzeć.
- White, przestań! - wykrzyknęłam najgłośniej, jak tylko potrafiłam. Biały basior przestał.
- Odejdź od niego! - krzyknęłam.
- Cei, przecież on... - zaczął White.
- Ani słowa więcej - przerwałam mu.
Podeszłam do Serine. Nie wyglądał zbyt dobrze. Strasznie ciężko dyszał.
- Nic ci nie jest? - zapytałam, po czym zaczęłam go leczyć.
- Już nie - uśmiechnął się lekko.
Pomogłam mu wstać. Miał się już zdecydowanie lepiej, a przyjmniej na taki stan rzeczy wskazywał jego wygląd.
- Co on tutaj robi? Chciał Cię otruć! - wysyczał przez kły White.
- White, proszę... Zapomnijmy o tym. Jestem pewna, że nie zrobił tego specjalnie. Zaufaj mi - powiedziałam patrząc mu w oczy.
Ten przez chwilę stał i tylko mierzył zielonookiego basiora wściekłym spojrzeniem. Wreszcie uległ. Podszedł do Serine'a i wyciągnął do niego łapę. Serine podał mu swoją. Uśmiechnęłam się. Czyżby pojednanie? White przyciągnął basiora do siebie i szepnął mu coś na ucho, nie słyszałam, co. W pewnym momencie do moich uszu wdarł się ryk smoka...
- Co to było? - zapytał White.
- To smok... - odpowiedziałam.

<Serine? Trochę krótkie, jak na mnie, ale czas mnie goni. Mam nadzieję, że wybaczysz>

Od Ecclesi CD. Matta

Zatrzymaliśmy się i ujrzeliśmy wielką rozległą plażę. Słońce zachodziło, rozlewając po niebie odcienie wszystkich barw. Piasek był prawie biały. Gładki i miękki w dotyku. Słona, morska woda rozpryskiwała się o brzeg ochlapując nas nieco przy tym drobną mżawką. Pośrodku wody spostrzegliśmy niewielką wysepkę, porośniętą gąszczem palm.
- To jak? Idziemy? - zachichotałam.

<Matt?>

Od Matta CD. Ecclesi

- Moja historia jest nie ciekawa, ale wiedz, że uwielbiam lato i żelki. - zaśmiała się. - A teraz ty opowiedz coś o sobie.
-Wiesz moja historia nie jest szczęśliwa i pełna słońca i tęczy - powiedziałem smutno - moich rodziców zabito zaraz po moim urodzeniu... Potem zostałem w wieku kilku miesiącu przeniesiony do pobliskiej watahy i tam mieszkałem aż do dorosłości gdy watahę napadli ludzie. Zdołałem uciec i tak trafiłem tu i z tobą rozmawiam - powiedziałem uśmiechając się w jej stronę...
-Nie wiedziałam... - powiedziałam ale szybko jej przerwałem...
-Spoko, nie musisz mi współczuć - powiedziałem - może i dobrze, że tak się stało...
Wadera spojrzała na mnie zdziwiona...
-Inaczej nie spotkałbym.... O zobacz tam - wskazałem przed nami...

<Ecclesia, co jest przed nami :P ?>

Od Shai CD. Aventy'ego

Aventy oprowadzał mnie po terenach watahy, a Kuro kierował mnie tak bym nie wpadła na żadne drzewo, ani nic podobnego. Po jakimś czasie zaczęło się ściemniać. Usiedliśmy pod jednym z drzewa. Poprosiłam by Kuro poleciał coś upolować (nie jest ptakiem drapieżnym, a mimo to tak dobrze sobie radzi). 
Patrzyłam gdzieś przed siebie, sama nie wiem tak naprawdę na co. Po chwili usłyszałam głos basiora.
-...

<Aventy?>

Od Ecclesi CD. Matta

- Pewnie! - uśmiechnęłam się i ruszyłam za basiorem. - Nawet nie wiesz, jak dawno nie przeżyłam żadnej wspaniałej przygody! A z tobą przygoda na pewno będzie najlepsza!
Wyszczerzyłam zęby.
- Może opowiesz mi coś o sobie? - zagadnął Matt.
- Moja historia jest nie ciekawa, ale wiedz, że uwielbiam lato i żelki. - zaśmiałam się. - A teraz ty opowiedz coś o sobie.

<Matt?>

Od Ili CD. Oroza

- Hmm... - mruknęłam pod nosem i wstałam rozglądając się niepewnie. Ruszyliśmy powoli. Spojrzałam Orozowi w oczy. Zamyśliłam się na chwilę i... łupnęłam w drzewo. Przewróciłam się, a Oroz stanął nade mną.
- Nic ci nie jest? - zapytał, nie mogąc zdusić w sobie śmiechu. Ja również zachichotałam i podniosłam się z ziemi przy okazji otrzepując się z liści. Nagle zza drzewa wyłoniła się jakaś mroczna, zakapturzona postać.
- Ym... Oroz? - chrząknęłam, cofając się. - To są te twoje złe przeczucia?
Nagle dziwna postać zdjęła kaptur. Okazało się, że jest to inny wilk. Wyglądał strasznie młodo. Wydawał się taki sam jak każdy inny... ale miał w sobie coś dziwnego... innego... coś, co wyróżniało go z tłumu... coś dziwnego. Był cały biały z delikatnie zaognionymi plamkami na czele. W jego uszach i na łapach tkwiły różne ozdoby. Jedną z nich, szczególnie wyróżniającą się był krwistoczerwony amulet, zawieszony na szyi wilka. Nagle odezwał się czystym, głębokim tonem:
- Spokojnie... nazywam się Saivo. Nie chcę zrobić wam krzywdy...
Pokazał łapą uspokajający gest.
- No... no ale kim ty jesteś? - wyjąkał Oroz.
- Tego nie mogę wam zdradzić, ale wiedzcie, że od kiedy się poznaliście... jestem z wami. Szpiegowałem i czuwałem, aby nic się wam nie stało. Wybaczcie, że wcześniej się nie ujawniłem, ale nie miałem do tego głowy... bałem się. - spuścił wzrok. Oroz i ja spojrzeliśmy na siebie zszokowani.
- Ale... czy to możliwe, że ty... ty jesteś pradawnym wilkiem Yin Yang, który zejdzie na ziemię, aby chronić wybrańca, zdolnego władać nieopisaną magią?! - zachłysnął się zielony basior.
- Cóż... nie do końca, Oroz. Jestem jego synem. Przybyłem tu, aby chronić właśnie ciebie... przed mrocznym władcą. Posiadasz tak potężną moc, że samo wyobrażenie choćby o jej części przechodzi wszelkie pojęcie... jesteś zagrożony, gdyż jesteś Jedynym. Jedynym, który zdoła pokonać Czarnego Pana. A ja jestem tylko Twoim pomocnikiem i ochroniarzem. - Saivo ukłonił się w tym miejscu. - Oczywiście za twym pozwoleniem, o Panie! Czarna Tygrysica, była jednym z sługusów tego nikczemnika, Czarnego Władcy. Musisz udać się w wędrówkę, która pozwoli ci pokonać Mrocznego władcę...
- A czy nie mówiłeś, Cz... - zaczęłam, ale od razu zostałam wycięta z irracjonalnej konwersacji, z której nic nie rozumiałam, więc jedyne, co mi pozostało, to przysłuchiwać się tempo.
- Nie przerywaj! - syknął syn potężnego władcy pokoju. - Tak więc, Orozie, będziesz natychmiast musiał udać się na wędrówkę, a co zrobisz z twą towarzyszką... to już nie moja sprawa. Ta decyzja należy się tobie...
Zapadła cisza. Oroz przekręcił głowę i zamrugał oczami.
- To jakiś żart prawda? Dobrze grałeś... - zaśmiał się.
- Nie. To czysta prawda.

<Oroz? Długo czekałeś, alem się troszkę rozpisała :3>

Od Matta CD. Ecclesi

Przechadzałem się po terenach watahy. Wiatr wiał dość mocno,że liście spadały z drzew tworząc kolorowy deszcz.
Prychnęłem zły, jak ja nie lubiłem jesieni...
Z zamyślienia wyrwał mnie ból głowy. Zauważyłem, że zdeżyłem się z jakąś waderą. Zaczęliśmy się nawzajem przepraszać gdy wadera się przedstawiła:
 -Jestem Ecclesia, a ty?- spytała zmieszana zaistniałą sytuacją.
-O miło mi... Jestem Matt...
Wymieniliśmy krótkie spojrzenia po czym Ecclesia powiedziała:
-Dokąd idziesz?
-Jeszcze nie wiem ale prawdopodobnie gdzieś daleko... Przeżyć jakąś przygode życia - odpowiedziałem uśmiechając się...
-Idziesz ze mną?

<Ecclesia?>

Od Ecclesi

Spacerowałam po terenach watahy. Jak to się często zdarzało, nie miałam nic a nic do roboty. Spacerowanie, siedzenie w jaskini i polowanie zaczynało mnie już nudzić. Tu zajączek, tam drzemka, tu jelonek, tam przechadzka, i tak w kółko. Chciałam przeżyć ciekawą i niebezpieczną przygodę, z ryzykiem, jak ostatnio. Najlepiej z kimś innym. Samemu zawsze jest ciężej i mniej ciekawie. Jak na zawołanie przede mną pojawił się wilk. Nie przerastał mnie, jak niegdyś Caseus, co mi się niezbyt podobało. Niestety, ów wilk zagapił się i wpadł na mnie. Wylądowałam na ziemi. Niekoniecznie tak to miało wyglądać. Wstałam. Zaczęliśmy się wzajemnie przepraszać. Kiedy w końcu skończyliśmy to całe nasze "przepraszando", przedstawiłam się.
- Jestem Ecclesia, a ty?

<Wilku? A najlepiej basiorze? :3>