sobota, 22 listopada 2014

Nowa wadera! ~ Dream

Od Malika CD. Grace

-A o czym chcesz rozmawiać? - zapytałem.
-No nie wiem....może opowiesz coś o sobie? - zaproponowała.
-No dobra....no to jeżeli chodzi o moce to mam tylko jedną, którą już poznałaś. Historia również nie należy do skomplikowanych - kiedy jeszcze nie panowałem nad mocą przez przypadek zamroziłem większość terenów mojej rodzinnej watahy, a alfa kazał mi się wynosić. I to wszystko. - opowiedziałem.
Znów zapadła cisza. 
-A ty opowiesz o sobie? - zapytałem.

<Grace?>

Od Emmy CD. Cole'a

Odwróciłam łeb. Jęki były coraz głośniejsze. Postanowiłam to sprawdzić. Trochę mnie dziwiła ta moja pewność siebie, bo zwykle w takich chwilach uciekałam jak najszybciej mogłam. Głupio mi to przyznać, ale żyłam w strachu. Każdy nowy dzień był dla mnie nowym niebezpieczeństwem. Teraz jednak gdy miałam watahę, a w niej wilki, na których pomoc mogę zawsze liczyć, strach odszedł. Zrobiłam się niewidzialna i zaczęłam się skradać w stronę krzaków jak najciszej mogłam. Nie było to łatwe, bo chrust pod stopami szeleścił nieznośnie. Nie przejmowałam się tym zbytnio, bo co jakiś czas powietrze rozdzierały pełne bólu jęki i zagłuszały każdy szelest. Byłam już bardzo blisko krzaków, gdy usłyszałam za sobą szept Cole’a:
- Gdzie jesteś?
Zatrzymałam się lekko zdezorientowana. Kompletnie zapomniałam o basiorze! Stałam się znów widzialna, choć wiedziałam, że zobaczy tylko te części futra, które nie są czarne. 
- Tutaj. – odpowiedziałam. – Mam moc, żeby stawać się niewidzialną. – dodałam, bo przeczuwałam, że wilk będzie chciał wiedzieć w jaki sposób tak nagle zniknęłam.
- Aha. – odpowiedział Cole.
- Spróbuję sprawdzić co to za jęki. – wyjaśniłam. – Możesz tutaj poczekać.
- Nie - zaprzeczył basior. – Idę z tobą.
- Ok, tylko staraj się być cicho.
Basior pokiwał głową i ruszył w moją stronę. Gdy do mnie doszedł, podeszliśmy razem do krzaków.
- Mam pomysł. – szepną Cole. – Ty zrobisz się niewidzialna i zobaczysz co tam się dzieje, a ja tu sobie postoję. Później opowiesz mi co widziałaś. 
Potaknęłam. I tak nie miałam wyboru. Stałam się niewidzialna i ostrożnie włożyłam łeb między krzaki. Widok, który zobaczyłam był straszny.
Na polanie były cztery wilki. Trzy z nich z pewnością należały do Watahy Cienia. Dwoje z nich najwyraźniej się kłóciło. Trzeci stał nad innym wilkiem z ogromnym biczem. Nie poznałam torturowanego wilka. Oprócz tego, że leżał na ziemi i był cały we krwi, nic nie widziałam. Nagle wilk trzymający bicz, podniósł go i uderzył wilka z największą siłą. Jęk rozdarł powietrze. Ogarnął mnie strach. Nie chciałam na to patrzeć. Jak zaraz czegoś nie zrobię to on umrze. Nie mogłam na to pozwolić. Kiedy moi rodzice zostali zabici, może nawet przez te wilki, poprzysięgłam im zemstę. Nie pozwolę, żeby kolejne stworzenie ulegało wilkom z Watahy Cienia. Muszę coś zrobić. Ale co? To jest pytanie. Postanowiłam zapytać Cole’a.
Kiedy powiedziałam mu wszystko co widziałam, basior wyglądał na przerażonego.
- Co więc zrobimy? – zapytałam.
- Nie wiem… - odpowiedział Cole i zamyślił się. – Może by tak przyprowadzić inne wilki? – powiedział po chwili.
- Nie mamy czasu! Kiedy wrócimy z innymi, ten wilk będzie już martwy!
- No więc co zamierzasz zrobić?
- Wszystko byleby tamten wilk przeżył.
- Czyli?
- Czyli dokładnie nie wiem co. – westchnęłam. – Chyba po prostu wejdę na tę polanę i pokonam te wilki. 
- Jak? Sama na trzech?
- Nawet nie wiesz jak potężna potrafi być woda. Może zabić tysiąc razy więcej wilków od tamtych trzech głupków na polanie. Tylko trzeba wiedzieć jak to zrobić.
- Ale… Jak coś się nie uda? Nie możesz narażać swojego życia dla wilka, którego nawet nie znasz!
- Dlaczego? Narażam swoje życie na niebezpieczeństwo odkąd się urodziłam. Nic nowego. A nie pozwolę, by wilki, które zabiły mi rodziców dalej zabijały i torturowały.
Przez dłuższa chwilę żadne z nas się nie odzywało. Kiedy już miałam wejść na polanę, Cole mnie zatrzymał
- Co robisz?! – zapytałam ze złością.
- Masz rację. Musimy jakoś pomóc temu wilkowi. Nie możemy bezmyślnie tracić czasu. – powiedział spokojnie, a ja poczułam się jak idiotka. No tak. Byłam tak pochłonięta rozmową, że nie zwracałam uwagi na jęki, które były coraz bardziej bolesne. Chociaż z drugiej strony to, że w ogóle były, znaczyło, że wilk jeszcze żyje! – Sugeruję byśmy wymyślili jakiś plan albo, żebyś ty mi powiedziała co zamierzasz zrobić.
- Eeeee… no… tego… ja… ja chciałam… eee… Nie wiem. – odparłam smutno.
- Zamierzałam tam wejść na żywca?! 
- Nooo… Tak jakby?
Basior palnął się tylko w czoło. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- No dobra. – powiedział zrezygnowanym tonem. – Chyba najlepiej będzie, żebyś wykorzystała swoją moc, nie? Przecież mówiłaś, że wiesz jak to zrobić.
- Powiedziałam, że trzeba wiedzieć jak to zrobić, a nie że wiem jak to zrobić. – powiedziałam niewinnym tonem.
- Aha. Czyli z tego wynika, że chciałaś się po prostu zabić, co?
- Chmmm… Może… - zachichotałam. Wiedziałam, że to go wkurzy, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać.
Wilk westchnął ciężko. 
- A teraz tak na poważnie, ok?
- Ok. Ok. – powiedziałam jeszcze trochę tamując chichot. – Mam pewien plan, ale bez ciebie się nie uda. – powiedziałam i na ucho wyszeptałam mu mój plan.

< Cole? Myślę, że i tak napisałam dość dużo. Reszta należy do ciebie. :P >

Od Ceiviry CD. Serine'a

Byłam sama w jednym wielkim pomieszczeniu. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Chodziłam w tę i z powrotem. Fizycznie przybywałam tutaj - pośród obrazów i wszechobecnego przepychu, ale myślami byłam z Serinem. Zaczynałam żałować, że pozwoliłam mu tam iść. Przez głowę przelatywały mi najróżniejsze obrazy. Znałam możliwości White'a/ W walce był niedościgniony. Wpadłam w obłęd. Nie mogłam już wytrzymać. Wybiegłam z pokoju i zaczęłam szukać basiora. Wtem usłyszałam jakiś hałas. Podążyłam w tamtym kierunku. Weszłam po schodach na górę. To, co zobaczyłam, zmroziło krew w moich żyłach. White podszedł do leżącego na ziemi Serine'a i rzucił nim o ścianę. Z przerażeniem dostrzegłam czarną kałużę krwi, rozlewającą się dookoła.
- Już nie jesteś taki mocny, co? - powiedział kpiąco White.
Odizolowałam wszystkie dźwięki. Chciałam usłyszeć tylko jedno - oddech Serine'a. Po kolei zabierałam każdy odgłos z powietrza. Wreszcie udało mi się go dosłyszeć. Odetchnęłam z ulgą. Teraz musiałam tylko odciągnąć białego basiora od Serine'a. Nie miałam gotowego planu. Trzeba było zatem grać na zwłokę.
- White, proszę... - zaczęłam.
Basior odwrócił się. Jego wzrok lekko złagodniał, ale nadal się go bałam. Zaczął powoli kroczyć w moim kierunku.
- Cei, jednak przyszłaś - delikatnie się uśmiechnął.
Patrzył na mnie w dziwny sposób, jakbym była tylko jego, jakby się jemu należała. Zmroziło mnie to, ale musiałam udawać, że wszystko jest w porządku. W mojej głowie zaczął się kształtować plan.
- Teraz już jesteś tylko moja... - wyszeptał.
- White, musisz coś zrozumieć. Znam cię od szczeniaka. Lubię cię, ale... Nie mogę być z tobą. Przepraszam... - powiedziałam.
Widziałam, jak emocje zaczęły się w nim gotować. Wiedziałam, co się za chwilę stanie, dlatego musiałam działać szybko. Wymierzyłam w niego potężnym strumieniem dźwięku, któremu dodałam jeszcze właściwości ogłuszające. White otarł się o ścianę i opadł bezwładnie na ziemię. Błyskawicznie poprowdziłam chmurę nut w stronę Serine'a. Po chwili basior lewitował kilka centymetrów nad podłogą. Musiałam się szybko ulotnić z tego miejsca. Biegłam, ile sił mi w łapach starczyło. Zatrzymałam się wreszcie w jednej z wielu sal. Ostrożnie położyłam Serine'a na posadzce. Ciężko oddychał.
- Cei, co ty robisz? - szepnął tak cicho, że trudno było go usłyszeć.
- Cii... Nic nie mów. Musisz szybko nabrać sił - rzekłam przyciszonym głosem.
Niestety, basior był w złym stanie. Rany były rozległe. Zaczęłam poważnie martwić się o jego zdrowie. Poczęłam śpiewać - cicho, prawie szeptem. Nie chciałam, aby White mnie usłyszał. Wtem zdałam sobie sprawę z tego, że to niewiele pomaga. Serine z każdą sekundą czuł się coraz gorzej.
- Cei... - zaczął.
Położyłam się obok niego, nadal cichutko śpiewając.
- Jestem tu - rzekłam.
- Musisz stąd uciekać... Zostaw mnie... - z trudem wypowiadał kolejne słowa.
- Wiesz dobrze, że nigdy tego nie zrobię, bo ja... - urwałam.
Chciałam powiedzieć mu coś bardzo ważnego, ale zrezygnowałam. To jeszcze nie ten moment. Spojrzałam na niego swoimi smutnymi oczami. Jego zielone tęczówki zdawały się przekazywać te same emocje, a jednak dostrzegałam tam odrębną nutę. To była radość. Po chwili zaświeciła ona i w moich oczach. Cieszyłam się, że jest tak blisko, tuż obok. Nigdy nie spotkałam kogoś takiego jak on. Nieywmownie troskliwy, opiekuńcyz i praworządny wilk, który ma w sobie są cząstkę x, a ona sprawia, że jest wyjątkowy i niepowtarzalny. Nie znajdę drugiego takiego. Serine jest tylko jeden. Muszę go uratować, bo inaczej to wszystko straci sens. Wtem usłyszałam brzęk tłuczonego szkła. Zerwałam się na równe łapy.
- To White... - powiedziałam sama do siebie.
Osłoniłam Serine'a własnym ciałem. Byłam przygotowana na najgorsze, Nagle drzwi otowrzyły się z hukiem. W progu stanął nie kto inny, jak White. Był wściekły.
- Lepiej się odsuń - powiedział gniewnie.
Stałam pewnie na swoim miejscu. Nie rusyzłam się nawet o milimetr. 
- Skarbie, nie utrudniaj. Dobrze wiesz, jak to się skończy. Serine musi stąd zniknąć na zawsze i ty dobrze o tym wiesz - rzekł drwiąco.
- Nie pozwolę na to - odparłam stanowczo.
Na twarzy basiora pojawił się kpiący uśmieszek. Miałam ochotę mu go zedrzeć.
- Mała, nawina Cei... Ty chcesz pokonać mnie? Przecież to absurd. Zmiótłbym cię jak piasek z pustyni. Nawet nie zdążyłabyś dobrze ruszyć łapą, a już by cię nie było. Nie masz nade mną żadnej władzy - powiedział.
- I tu się mylisz... Czy nie może być tak, jak dawniej? Czy wszystko nie może wrócić do normy? Ja mogę ci wszystko wybaczyć, możemy znowu być przyjaciółmi. Bez zawiści, zazdrości... Błagam, daj mu spokój. Przestań się mścić za nic... - rzekłam błagalnym głosem.
- Zastanów się przez chwilę. Co ty dla niego znaczysz? - tu wskazał łapą na Serine'a - Nic... Jedno wielkie nic. On chce cię wykorzystać, omamić. Mnie znasz od szczeniaka, a jego od niedawna, to nie wystarczy? Ufasz mu bezgranicznie, a nawet nie wiesz, ile rzeczy ma na sumieniu. Chodź ze mną. To mnie musisz zaufać. Tylko ja jestem tego wart... - powiedział, ostatnie słowa wypowiadając delikatnie.
- Kłamiesz...
- Cei, my się nie rozumiemy. Cokolwiek zrobisz, ja będę o tym wiedział. Gdziekolwiek pójdziesz, ja cię znajdę. Jeśli uciekniesz, będę cię gonił. Nie masz szans - rzekł.
Zdałam sobie sprawę, że White nie żartuje. On naprawdę zamierza tak zrobić. Popadł w jakąś chorą obsesję, w wir, z którego nie może wyjść. Zaczęłam śpiewać, najpierw cicho, potem coraz głośniej. Wreszcie było mnie słychać wszędzie. Cały zamek ogarnęła moja symfoniczna melodia. Ta pieśń pozwoliła mi go uwolnić. Może teraz pozwoli mi go pokonać albo przynajmniej osłabić. White zaczął się nieznacznie cofać. Wtem zdarzyło się coś niesamowitego. Wokół mnie i Serine'a tworzyła się ochronna kopuła. Oznaczało to, że doszłam do perfekcji. Każdy mój dźwięk był idelanie trafiony. Kula energii powiększała się. Gdy tylko doszła do White'a, uderzyła go z pełną mocą, a ten z hukiem wyleciał za drzwi.
- Cei... - usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się i zobaczyłam Serine'a pozbawionego wszelkich ran. Udało się. Podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam. Moja euforia nie trwała jednak zbyt długo, bo chwilę potem u wrót znowu dostrzegłam White'a.

<Serine?>

Uwaga!!!

Nie wiem, dlaczego, ale w żaden sposób nie mogę dostać się na moim laptopie na howrse i wstawić opowiadań... nie mówiłam tego wcześniej, bo myślałam, że da się temu zaradzić, ale nie. Jeszcze trochę popróbuję, ale na razie nie mogę nic na to poradzić. Tylko informacja dla niecierpliwych.
hayden