wtorek, 17 marca 2015

Od Ryana CD. Arisy

- Słucham? - zaciekawiłem się tym co powiedziała wadera.
- Ech... nic, nie ważne... pytałam, czy wiesz może, jak się wydostać z tej wyspy... - chrząknęła zakłopotana Arisa.
     Rozejrzałem się dookoło. Plaża była piaszczysta... wszędzie, ale to dosłownie wszędzie był piasek. Biały jak śnieg, ale jednak niesamowicie gorący. Kilkanaście metrów dalej długim pasem rozciągała się ciemna, gęsta i nieprzenikniona dżungla.
- Mnie się tu podoba. - powiedziałem, po czym wywaliłem się na gorący piasek. Nie będę ukrywał... piasek jest złośliwy; szczególnie wtedy, kiedy właśnie wyszedłeś z wody, położyłeś się na nim i zostałeś oblepiony tysiącem malutkich kamyczków... Przewróciłem oczami. No ładnie, no ładnie...
- Tak, super, super, a teraz wstawaj i wracamy do domu.
- Nie chce mi się... - mruknąłem zamykając oczy.
- Wstawaj, luniuchu!
- Wiesz co? Zanim się urodziłem, miałem mieć skrzydła... - stęknąłem.
- Co? - chrząknęła wadera z trudem powstrzymując nagły i niezgoła oczekiwany napad śmiechu.
- No naprawdę... zanim się urodziłem, szaman powiedział mojej matce, że będę miał skrzydła. Ale jakoś ich nie mam... - popatrzyłem smętnie na swój grzbiet. - Nawet, jeśli wyglądałbym idiotycznie, to oddałbym wszystko, żeby teraz mieć skrzydła... wziąłbym ciebie i razem byśmy przelecieli nad oceanem, prosto do naszej watahy, a potem bym się położył i zasnął głęboko.

<Arisa? :> >

Od Aventy'ego CD. Ilus

- Oczywiście! - uśmiechnąłem się. Spokojne dotychczas oczy wadery zapłonęły niebieskimi iskrami radości.
- Dziękuję. - wyszczerzyła zęby. - Ej, a tak w ogóle, to jestem Ilus, panie alfo, a ty?
- Mam na imię Aventy, ale możesz mówić do mnie jak kolwiek chcesz, tylko proszę nie „panie alfo”. - zaśmiałem się.
- Tak jest panie... yy... ee... znaczy się, Aventy. Może mógłbyś oprowadzić mnie po swoich „och jakże skromnych” terenach watahy.
- Pewnie. - potaknąłem głową. - To gdzie chciałabyś się udać najpierw?
- Hm... pomyślmy... - zamyśliła się na chwilkę błękitnooka wadera.
- Więc? - zacząłem.
- Może zabierzesz mnie najpierw w najpraktyczniejsze miejsca, z których będę mogła kożystać? No wiesz... na przykład, gdzie leżą jaskinie, gdzie wodopój, w których miejscach złazi się najwięcej zwierzyny, żeby można było jak najszybciej zdobyć sobie pożywionko, gdzie jest plaża z dostępem do morza i tak dalej... - Ilus podrapała się w głowę.
          Razem z niezwykłą waderą zwiedziliśmy wpierw wodopój, pokazałem waderze lasek, w którym łatwo jest otoczyć sarny, dzikie jelenie i wiele innych, jeśli tylko pracuje się w grupie. Później zwiedziliśmy morskie wybrzeże, które rozciągało się na półtora kilometra granic watahy. Kiedy tam przebywaliśmy, wskazałem waderze łapą małą wysepkę przynależącą do naszej watahy, w której mieści się zatoka syren. Spoglądała wtedy z rozmarzeniem w dal, jakby przypomniały jej się jakieś wspaniałe, odległe czasy. Później udaliśmy się w mniej znane miejsca, na przykład na stare cmentarzysko, Las Tysiąca Luster, nad rzekę przepływającą przez watahę... nawet z dlaleka przyglądaliśmy się starej, opuszczonej farmie stojącej na skraju lasu. Ilus chciała nawet tam pobiedz, ale powiedziałem jej, że to bardzo niebezpieczne miejsce; mój kuzyn kiedyś tam był i nie przyniósł stamtąd przyjemnych wspomnień...
Pod koniec dnia, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, rozlewając po niebie tysiące wielobarwnych pasm, a cała wataha była już ogólnikowo zwiedzona, postanowiłem zabrać waderę w jeszcze jedno ciekawe miejsce. Zabrałem ją na szczyt wielkiego wzgórza z osuniętym wałem ziemi, tworzącego rodzaj klifu. Usiedliśmy na jego skraju pod wiśnią, która rozkwitała tysiącem pięknych, delikatnie różowo psstelowych płatków. Mieliśmy wspaniały widok na całą watahę oraz niezwykle urokliwe niebo.
- Ładnie tu, prawda? - uśmiechnąłem się, zapatrując się w kolorowe niebo, które powoli ciemniało i słońce malejące za horyzontem.
- Mhm... - mruknęła z zadowoleniem Ilus obok mnie. Zapatrzyłem się w dal. Gdy byliśmy mali przychodziliśmy to z rodzicami, siostrami i kuzynem, aby się pobawić... to były piękne czasy.
- Hej, Ilus... chciałbym cię o coś zapytać... - zacząłem, kierując wzrok w stronę wadery... znaczy... chciałbym, żeby tam siedziała. Spojrzałem w prawą stronę, ale nigdzie nie ujrzałem wdery.
- Ilus? - szepnąłem sam do siebie. Gdzie ona mogła się podziać? Miałem szczerą nadzieję, że nie strzeliło jej do głowy, by iść „pozwiedzać” opuszczoną farmę...

<Ilus? Wybacz, że musiałaś długo czekać, ale za to się troszkę rozpisałem :3>

Od Losta CD. Ceiviry

Spojrzałem przerażony na dół wąwozu. Dna nie było nawet widać. Wolałem nie myśleć co się stało z Cei. Zrobiłem nim pomyślałem co robię. Skoczyłem w dół. Ściana mroku uniosła się wokół mnie i opadłem łagodnie na dno. Rozejrzałem się w poszukiwaniu wadery. Nigdzie nie było jej widać. Złapałem trop i ruszyłem po nim. Wkrótce dotarłem do jaskini. W środku panował półmrok. Zobaczyłem moją przyjaciółkę. A nad nią pochylał się właśnie jakiś wilk. Ztłamsiłem w sobie chęć zabicia go siłą woli. 
-Ceivira? - spytałem. Wadera spojrzała na mnie i w jej oczach dostrzegłem ulgę.
-Lost - powiedziała - To jest Light, Wilk Życia.
Spojrzałem na niego. Był biały i miał szaro - zielone i zimne tęczówki. Zmusiłem się do uśmiechu. On to powtórzył. Patrzyliśmy na siebie bez słowa. Cei chyba wyczuła napięcie między nami.
-My się znamy - powiedziałem po chwili jadowitym tonem - Aż za dobrze.

<Cei? Jak się sprawy potoczą?>

Cześć!

Hej! Wybaczcie, że aktywność watahy spadła do zera, ale wraz ze spadkiem aktywności spadła na mnie tona nauki. Obiecuję, że od dziś będę starała się wstawiać codziennie posty. Jeszcze raz bardzo Was przepraszam :c.
Btw. Jeśli znacie kogoś zainteresowanego pisaniem opowiadań na blogach, koniecznie polećcie mu naszą watahę :D