piątek, 31 lipca 2015

Od Veyrona CD. Dezessi

 - Co się stało? - Zapytałem zaniepokojony.
 - Nic, nic, nic... już nic - wadera wtuliła się w moją pierś jeszcze mocniej przewracając naszą dwójkę tym samym. - Po prostu miałam sen w którym ty... w którym ty umarłeś! Ale to nic... już nic. Już nic się nie stało. Leżysz tu. Oddychasz. Nie jesteś ranny. Nie jesteś martwy. Jesteś po prostu Veyronem, takim, którego znam...
 - No już, nie płacz... nic mi nie jest - westchnąłem odwzajemniając uścisk wadery, aby poczuła się lepiej. - Ale... skąd u ciebie te koszmary?
 - Nie wiem. Ale nie chcę ich już więcej. Nigdy! - Dezessi zaczęła żałośnie szlochać.
 - Możliwe, że to przeze mnie - chrząknęła Samantha wyłaniając się z jaskini.
 - Dlaczego? - Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem.
 - Bo jestem beznadziejną lekarką - usiadła podpierając jaskinię. - Większości pacjentów, którzy do mnie przychodzą śnią się okropne koszmary podczas uśpienia. Jestem beznadziejna... co takiego robię źle?!
 - Niczego nie robisz źle - powiedziałem podchodząc do mojej kuzynki razem z Dezessi, która nie chciała mnie za żadne skarby puścić. - Jesteś wspaniałą lekarką. Zoperowałaś tysiące wilków, jesteś najfantastyczniejszą lekarką, tworzysz zioła, które pomagają na wszelkie choroby i schorzenia psychiczne. Odebrałaś tyle porodów, uleczyłaś Sandstorm, moją przyjaciółkę, która dawno by nie żyła, gdyby nie ty! Zseparowałaś tyle złamań, zaszyłaś tyle ran, no i uratowałaś wilczycę, której anatomi nigdy nie znałaś! Właśnie teraz przed chwilą! Może to wina...
 - No właśnie! Nie znałam anatomii jakiegoś wilka! - Jęknęła. - W dodatku jestem starą, skrzeczącą, zrzędliwą jędzą, której nikt nie lubi. Co ze mnie za lekarka?
 - Mylisz się - wyszeptała Dezessi. - Budowa ciała naszych przodków jest niespotykana. Nie mogłaś o niej słyszeć. Jesteś niesamowita. Może to wina środka znieczulającego? Zmienisz trochę składniki i już...
 - Naprawdę tak myślicie?
 - Oczywiście!

<Dez? :p>

Od Veyrona CD. Sandstorm

 - Dziękuję. I... Przepraszam cię - szepnąłem.
 - Och, no, daj już spokój - wadera machnęła łapą i zaśmiała się lekko.
 - Hej, wiesz co? Mam świetny pomysł - uśmiechnąłem się chytrze do Sandstorm.
 - No jaki? - Wyszczerzyła zęby z lekkim zmieszaniem.
 - Może wprowadzimy cię do twojej jaskini? - Poruszyłem znacząco brwiami. - No wiesz... w sensie, że wszystko ogarniemy tak ładnie, wyrzucimy niepotrzebne rzeczy, trochę ją rozjaśnimy, nadamy jej nowy zapach, postawimy nowe meble, jakoś ją udekorujemy... tak... tak wiesz, żebyś mogła czuć się tam tak, jak u siebie w domu i żeby było przytulnie, co?
 - Hm... myślę, że to dobry pomysł, ale to może jutro, okej? - Ziewnęła. - Szczerze powiedziawszy mam już wystarczająco dużo wrażeń na dziś... chętnie bym się zregenerowała i pozbierała do kupy, a poza tym, zaraz się kompletnie ściemni, a wszystko widać słabo w blasku świec... no wiesz...
 Wskazała na zabandażowaną ranę.
 - Oczywiście - poczułem się lekko zmieszany. - Chodź, odprowadzę cię.
 Wstaliśmy i ruszyliśmy razem w stronę nowego mieszkania wadery ścieżką na którą padało jasne światło promieni księżyca. Uśmiechnąłem się.
 - A gdzie leży twoja jaskinia, Veyronie? - Sandstorm spojrzała w moje oczy.
 - Em... no... ten... - zachichotałem nerwowo. - Jutro cię zaprowadzę, co ty na to?
 - A ja na to jak na lato - wadera wyciągnęła się mrużąc oczy z zadowoleniem.
Maszerowaliśmy tak jeszcze przez krótki czas, po czym dotarliśmy do dużej, obszernej jaskini Sandstorm.
 - No to, co mogę ci jeszcze powiedzieć? Do jutra - uśmiechnąłem się promiennie.
 - Do jutra - zasalutowała wadera, choć przez chwilę na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
 - Na pewno wszystko dobrze, Sands? - Zaniepokoiłem się.
 - Ależ oczywiście - wilczyca uśmiechnęła się słabo, po czym zniknęła za progiem swojego nowego królestwa. Ja również udałem się na spoczynek.
***
Rano obudziło mnie kapanie wody. Otworzyłem oczy. Byłem w złym nastroju. Rozejrzałem się. O, no i jeszcze dach przecieka! Super! Po prostu niesamowicie genialnie!
 - Nosz kur...
 - Spokojnie... nie spinaj się tak... ziom. Trochę się wyluzuj, zaraz to naprawię - usłyszałem nagle głos.
 - Kto tu jest?! - prawie podskoczyłem ze strachu odwracając się natychmiast. Zobaczyłem, jak z ciemności wyłania się jakaś wilczyca i zarzuca swoimi srebrnymi lokami.
 - Ila? - Wybałuszyłem oczy. - Co ty tu robisz? Byłaś tu przez całą noc?
 - Może - wyszczerzyła zęby wodząc po jaskini nieprzytomnym wzrokiem. Czułem, jak ogarnia mnie coraz większa wściekłość.
 - Wynocha! Won stąd! - Krzyknąłem oburzony.
 - Ty to nigdy nie potrafisz się wyluzować... podejdź do tego z dystansem - czknęła wilczyca. - Idź do tej swojej paniusi, a kiedy wrócisz, dach będzie jak nowy.
 - Czy ty jesteś pijana? - Zamrugałem.
 - Może - Ila uśmiechnęła się i odwróciła do mnie szperając gdzieś w szufladach. Wziąłem głęboki wdech. Dobra. Sands pewnie na mnie czeka, no i nie będzie zbyt miło, jeśli przyjdę do niej zły i spóźniony.
 - Liczę na ciebie - mruknąłem i wyszedłem z jaskini kierując się w stronę domu Sandstorm.
 ***
 - Spóźniłeś się... - wadera przewróciła oczami stojąc przed jaskinią, ale uśmiechnęła się do mnie. Na jej widok zrobiło mi się lżej.
 - Miałem... hm... jakby to mówiąc małe problemy techniczne - zaśmiałem się. - No i nieproszonego gościa w jaskini.
 - No właśnie! Miałeś mi pokazać, gdzie leży twoja jaskinia, żebym ja ciebie też mogła odwiedzać - pacnęła mnie łapą.
 - No... to może jak skończymy?
 - No dobrze - Sandstorm ponownie przewróciła oczami.
 - To jak? Od czego zaczynamy? - Zmieniłem temat.
 - Podejrzewam, że od odkurzania - wilczyca wyszczerzyła zęby.
 - Będziesz chciała mieć okna w swojej jaskini? - Zapytałem.
 - Chciałabym ale... w śnieżne i burzowe dni będzie wlatywać tu śnieg, woda i zimno, a w upalne słońce i gorąc. Nie dzięki - westchnęła.
 - Och, come on... zapomniałaś, że władasz z lodowym miszczem? - Poruszyłem znacząco brwiami.
 - Nawet, jeśli zakryjesz okna swoim przezroczystym lodem, to prędzej, czy później i tak stopnieje...
 - Mam taki bajer w swojej jaskini, a lód, który stworzyłem nigdy nie stopniał, chyba, że sobie tego zażyczyłem.
 - Przecież to niezgodne z prawami fizyki - zaczęła Sandstorm.
 - A twoje lewitowanie jest z nimi zgodne? - Uśmiechnąłem się.
 - No... nie - chrząknęła.
 - No właśnie! A teraz wbijamy, żeby u ciebie poodkurzać, a potem zrobimy resztę - wkroczyliśmy do jaskini. Była dość obszerna ale taka, no... łysa. Podszedłem do tylnej ściany i zacząłem przyglądać się jej uważnie, po czym przejechałem po niej ręką, aby zgarnąć warstwę kurzu. I zaraz pożałowałem swojej decyzji. Jaskinia zatrzęsła się, a my upadliśmy na ziemię. Ściana zaczęła pękać tworząc jajowaty kształt i odgradzając kawałek skały od reszty pokoju, a po chwili on usunął się z naszych oczu odsłaniając przejście. Gdy pomieszczenie przestało się poruszać podszedłem do wyrwy w ścianie i spojrzałem przez nią.
 - Sands... musisz to zobaczyć.

<Sanduś? Przejmujesz pałeczkę :D>