- To co? Kolejna akcja ratowania świata przed zagładą, znów w duecie? - Poruszyłem znacząco brwiami. Wader uśmiechnęła się delikatnie i odgarnęła blond włosy z twarzy.
- Zatem, jaki masz plan, mistrzu?
- Jak to jaki? Albo wpadamy i robimy zadymę, albo szpiegujemy i zbieramy kilka informacji a potem robimy zadymę - wyszczerzyłem zęby.
- Chyba wolę ten drugi sposób, głupku - Sandstorm pacnęła mnie przyjaźnie.
- Zatem, jaki masz plan, mistrzu?
- Jak to jaki? Albo wpadamy i robimy zadymę, albo szpiegujemy i zbieramy kilka informacji a potem robimy zadymę - wyszczerzyłem zęby.
- Chyba wolę ten drugi sposób, głupku - Sandstorm pacnęła mnie przyjaźnie.
***
Kiedy dwa wilki - my, podążały lasem, ja wraz z Sandstorm staraliśmy podkraść się jak najbliżej, aby usłyszeć, o czym rozmawiają.
- Jesteś pewny, że to wypali? - Mruknęła Nie - Sandstorm do mnie. Znaczy się, tego drugiego mnie, który w zasadzie nie był mną tylko moim sobowtórem, który wyglądał dokładnie tak samo jak ja. Eh, nie ważne.
- Oczywiście, że tak - mój sobowtór pocałował w czoło sobowtóra Sandstorm. Próbowałem nie wybuchnąć śmiechem, ale było to praktycznie niemożliwe. Wtedy napotkałem na surowe, pogardliwe spojrzenie Sandstorm i natychmiast spoważniałem. Nagle nasze sobowtóry rozejrzały się dookoła badając teren, po czym na moment rozbłysło oślepiające światło, po czym... nasze klony zniknęły. Na ich miejscu stały dwa młode wilki. Sandstorm była teraz wilczycą o czarnej, lśniącej sierści z różami wplecionymi we włosy. Ja... ten drugi ja byłem całkiem podobny do siebie, tylko, że miałem ciemniejsze futro i opaskę na lewym oku.
- Głupi intruzi, zdemaskowali się, nawet nie sprawdzając dokładnie terenu. Załatwmy to tu i teraz, na miejscu, za nim wezwą sąd i prawników - prychnęła prawdziwa Sandstorm.
- Zaczekaj - zatrzymałem waderę łapą. - Posłuchajmy co mają nam do powiedzenia.
Ruszyliśmy dalej za wilkami w milczeniu. W końcu czarnowłosa wilczyca odezwała się do swojego męża:
- Naprawdę musimy to robić? Naprawdę lubię tą watahę.
- Kochanie, sama słyszałaś co powiedział wódz? Jeśli tego nie zrobimy, zabiją naszego syna. I to będzie koniec. Z nami. I z nim. Sam nie chcę tego robić, ale w dwójkę nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić.
Spojrzałem w stronę Sandstorm i wyszczerzyłem zęby. Ta tylko uderzyła łapą w czoło, wyszła z ukrycia i powiedziała głośno:
- A w czwórkę?
<Sandziu? :v>
- Jesteś pewny, że to wypali? - Mruknęła Nie - Sandstorm do mnie. Znaczy się, tego drugiego mnie, który w zasadzie nie był mną tylko moim sobowtórem, który wyglądał dokładnie tak samo jak ja. Eh, nie ważne.
- Oczywiście, że tak - mój sobowtór pocałował w czoło sobowtóra Sandstorm. Próbowałem nie wybuchnąć śmiechem, ale było to praktycznie niemożliwe. Wtedy napotkałem na surowe, pogardliwe spojrzenie Sandstorm i natychmiast spoważniałem. Nagle nasze sobowtóry rozejrzały się dookoła badając teren, po czym na moment rozbłysło oślepiające światło, po czym... nasze klony zniknęły. Na ich miejscu stały dwa młode wilki. Sandstorm była teraz wilczycą o czarnej, lśniącej sierści z różami wplecionymi we włosy. Ja... ten drugi ja byłem całkiem podobny do siebie, tylko, że miałem ciemniejsze futro i opaskę na lewym oku.
- Głupi intruzi, zdemaskowali się, nawet nie sprawdzając dokładnie terenu. Załatwmy to tu i teraz, na miejscu, za nim wezwą sąd i prawników - prychnęła prawdziwa Sandstorm.
- Zaczekaj - zatrzymałem waderę łapą. - Posłuchajmy co mają nam do powiedzenia.
Ruszyliśmy dalej za wilkami w milczeniu. W końcu czarnowłosa wilczyca odezwała się do swojego męża:
- Naprawdę musimy to robić? Naprawdę lubię tą watahę.
- Kochanie, sama słyszałaś co powiedział wódz? Jeśli tego nie zrobimy, zabiją naszego syna. I to będzie koniec. Z nami. I z nim. Sam nie chcę tego robić, ale w dwójkę nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić.
Spojrzałem w stronę Sandstorm i wyszczerzyłem zęby. Ta tylko uderzyła łapą w czoło, wyszła z ukrycia i powiedziała głośno:
- A w czwórkę?
<Sandziu? :v>