- Em-Emma. – odparłam nieśmiało. – Przepraszam, nie zauważyłam cię...
- Spoko, przyzwyczaiłam się. – lekko westchnęła. Miała trochę dziwny wyraz twarzy, ale poza tym wydawała się miła.
Przyjrzałam się jej uważniej i stwierdziłam, że jest naprawdę ładną waderą. Aż dziwne, że wcześniej jej nie zauważyłam.
- Dlaczego trzymasz się tak na uboczu? – spytałam, próbując zagaić rozmowę.
- Jakby na to nie spojrzeć, ty też nie jesteś w tym tłumie. – odparła.
Na chwilę zamilkłam, zastanawiając się, co jej odpowiedzieć.
- No cóż... Chyba nie należę do zbyt towarzyskich wilków. – westchnęłam i usiadłam obok niej.
- Jestem w stanie to zrozumieć. – mruknęła i uśmiechnęła się do mnie uprzejmie. Była dla mnie naprawdę miła. Cieszyłam się, że mogłam z nią pogadać chociaż chwilę, nawet jeśli na początku nadepnęłam jej na ogon.
- Ej, słyszałaś to? – Podniosłam się, słysząc jakiś huk.
- Aha. Jak myślisz, co to mogło być?
- Nie wiem, ale na pewno to „coś” nie znajduje się na terenach watahy. Huk pochodzi z naprawdę daleka.
Alice spojrzała na mnie z zastanowieniem, po czym spytała:
- Sprawdzimy to?
- W sumie... Czemu nie? – odparłam bez namysłu.
<Alice? ^^ Mam nadzieję, że u ciebie lepiej z weną, bo, szczerze mówiąc, u mnie tak kiepsko xc>
środa, 23 grudnia 2015
Od Alice
Dołączyłam już jakiś czas temu, jednak żaden z mijanych wilków mnie nie zauważał. O moim istnieniu wiedzieli chyba Jedynie Aventy, Veyron, Grace i Cyndi, chociaż co do tych ostatnich, to miałam lekkie wątpliwości. Na prawdę dziwię się Aventy'emu, że nie bał się umieścić ich na tak odpowiedzialnym stanowisku... Chociaż co ja tam wiem... Usiadłam z boku, w cieniu drzew. Na polanie przede mną było mnóstwo wilków. Wyglądały tak... ciepło. Nawet "ciemne" typy tutaj wydawały się miłe z tej odległości. Dziwne uczucie. Jest ich dużo, ale to nie jest tłum... Zupełnie inaczej niż...
-Co do...?-poczułam, jak ktoś siada mi na ogon i zaraz się podnosi. Momentalnie go zabrałam lekko zaskoczona. Za mną stał jakiś wilk. Chociaż to w sumie nie powinno mnie dziwić. W końcu jestem w watasze. Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu miękkiej rzeczy, którą był mój ogon. Jego wzrok prześlizgiwał się po mnie, jakbym była niewidzialna. Westchnęłam cicho i pomachałam mu łapa przed nosem. Dopiero teraz mnie zauważył i odskoczył zdziwiony.
-Co? jak? Ale... - i zamilkł.
-Cześć, Jestem Alice. A ty?
<Ktoś? xd jakże piękny wstęp ;-;)>
Od Grace CD.Cyndi'ego
Westchnęłam przeciągle. Walcząc z dziwnym bólem brzucha powoli stanęłam na trawie o własnych siłach.
-Dobrze się czujesz?-zapytałam widząc doskonale, jak słania się na łapach. Mówiłam, że... Ech, nieważne. Nie będę mu teraz wymyślać. Najważniejsze jest jego zdrowie...
-Jest okej... tylko trochę kręci mi się w głowie...-potrząsnął futrem. Miał dziwny wyraz pyska.
-Ta jasne, bo ci uwierzę... Masz natychmiast się położyć. To jest rozkaz, nie prośba....-wywalił się na trawę. Dobrze, że była miękka...
-Potrzebujemy wody...-skupiłam się, próbując przypomnieć sobie, czy nie mam jakiejś pomocnej mocy. Jest! Zaraz wyczarowałam małe jeziorko obok Cyndi'ego. Ignorując ból (który swoją drogą się zwiększył po użyciu mocy) poszłam znaleźć coś do jedzenia. Miałam wyjątkowe szczęście, znajdując śpiące króliki. Zanim zdążyły się obudzić zabiłam je i zaniosłam do Cyndi'ego. Popatrzył na mnie wzrokiem wszystkomówiącym, jednak widać było wyraźnie, że jest wykończony.
-Nie patrz się tak na mnie. Po prostu je zjedz i idź spać. Rano poszukamy drogi z powrotem...-sama również położyłam się na trawie.
-o nie, ja nie będę jadł, jeśli ty też nie zjesz-westchnął podsuwając mi pod noc królika.
-Nie, masz zjeść oba. Nie jestem głodna, a ty musisz nabrać sił... W końcu ważę swoje. Po za tym boję się, że jeżeli bym coś zjadła, to mogę zwymiotować...-westchnęłam.
-I bardzo prawidłowo się boisz!-przed nami w chmurze zielonego i śmierdzącego dymu pojawił się jakiś mały, zielony skrzat. patrzyliśmy na niego osłupiali.
-Coś ty za jeden?-zapytał po chwili milczenia Cyndi. Zielony ludzik prychnął urażony.
-Teraz to nikt mnie już nie zna! Jestem bogiem niestrawności! Bogiem! Rozumiesz to?!-zrobił się czerwony i zadarł wielki nos do góry.
-Tak, tak... super, ale co tu robisz?-kontynuował swój wywiad Cyndi. Chyba po raz pierwszy to on mówił, a nie ja.
-No bo ten! Jak widzisz, ta biała teoretycznie powinna być teraz pod moją opieką, co nie? Odkąd król potworów się wkurzył, no to mam ręce pełne roboty! Uparci jesteście! Za nic nie chcecie się zatruć! No i teraz, jak już się cieszyłem, że mi się udało, to się okazuje, że jednak nie! No nie i nie! No i po prostu no nie!-zaczął w kółko powtarzać swoje "no po prostu nie!". Popatrzyliśmy na siebie z Cyndi'm zdziwieni.
-Ale jak to nie? Przecież właśnie powiedziałeś, że...-odezwałam się, przerywając jego "nie".
-Ej! Nie przerywaj bogowi w połowie słowa! No bo nie! Nie ja to sprawiłem! A chciałbym! Teraz nie dostanę kasy, i skąd ja będę brał środki na trucizny?-teraz to był już bordowy.
-A nie jesteś bogiem? Powinieneś mieć to od tak-machnęłam łapa, przez co ból brzucha nasilił się.
-No i właśnie tu jest problem, bo nie! Ale co was to obchodzi?! Ja po prostu mówię nie! i zobaczycie, lekarz tez wam powie, że to nie jest moja sprawka! O nie! Nie, nie, nie! A teraz żegnam, ale mam do zatrucia całą masę wilków! i NIE będę marnował tu czasu, o nie!-i zniknął. Została za nim chmura zielonego dymu, przez który oboje dostaliśmy kaszlu.
-Co to miało być?-zapytałam po chwili.
-Nie wiem, ale nie było to... Hej, Gracie, wszystko okej? Grace, powiedz, że...-reszty zdania nie usłyszałam. Dookoła była tylko ciemność...
***
Obudziłam się z nosem w czymś miękkim. I białym. I ciepłym... i przyjemnym...
-Cyndi?-mruknęłam cicho, ze zdziwieniem zauważając, że moje łapy są nienaturalnie ciężkie.
-Gracie! Boże, nie strasz mnie tak więcej!-natychmiast białe, ciepłe coś zniknęło i zostało zastąpione językiem Cyndi'ego.
-Przepraszam... Ale co się tak właściwie stało...?-spróbowałam wstać, jednak łapy odmówiły mi posłuszeństwa. Coś było nie tak.
-Po zniknięciu tego gościa nagle zemdlałaś... Byłaś nieprzytomna dwa dni. W międzyczasie Aventy zdążył mnie ochrzanić za zgubienie się i Samantha powinna być tu z Luke'iem...-wypowiadając imię brata lekko się skrzywił. Zaśmiałam się cicho, nie do końca jeszcze kontaktując z rzeczywistością.
-Czy ty jesteś zazdrosny?-zapytałam patrząc mu w oczy. Co chwilę odwracał wzrok w inną stronę, a przez białe futro na pysku zaczęły przebijać się czerwone rumieńce...
-Cyndi...-z lekką trudnością złapałam go za policzki i zmusiłam do spojrzenia mi w oczy.
-Noo... Może trochę...-mruknął i zaraz przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie.
-Nie masz o co. ja przeżyłam Cassandrę, ty przeżyjesz Luke'a-teraz to na pewno był cały czerwony.
-Jeszcze ją pamiętasz?-zdziwił się.
-No pewnie! Nie zapomnę tych morderczych myśli i tego "Cyndi jest mój"-zaśmiałam się dając mu całusa w policzek.
-Jesteś niemożliwa...-westchnął i schował nos w moich włosach.
-Nieprawda, po prostu mam pamięć do niektórych rzeczy-zaśmiałam się. Nagle między drzewami zauważyłam dwie znajome sylwetki.
-Hej, zobaczy, chyba już są!
<Cyndi? No i masz, to krótkie, pisane jeszcze raz opko, bez większego przypływu weny twórczej... Boże, jak ja dawno nie pisałam O_o Ale jest default smiley xd I co robimy dalej? :3>
Od Night
Szłam po lesie w ludzkiej postaci, na moim ramieniu siedział feniks. Ptak niemrawo wpatrywał się w zachodzące słońce znikające powoli za linią gór. Wyglądał trochę jak posąg. I gdyby nie to, że co jakiś czas wydawał z siebie skrzeczący dźwięk można by pomyśleć, że to figura. Wokoło nie było widać znaku życia. Większość drzew straciło już liście, las zakrywała mgła, która przez blade promienie wschodzącego księżyca, nabierała niebieskawej barwy. Wszystko to tworzyło atmosferę niesamowitej tajemniczości i grozy za jaką już tak bardzo tęskniła. W pewnym momencie coś zaszeleściło. Klika słów rozmyło się w ciszy. Feniks wzleciał i z niewiarygodną szybkością zniknął w gąszczu drzew. Wyglądało to wręcz magicznie. Zamiast ptaka w krzakach było widać jedynie szamoczący się grafitowy płomień. Podeszłam bliżej, zeschłe liście zaszeleściły pod moimi stopami. Pod moje nogi upadły dwa szare zające pozbawione jakiejkolwiek cząstki życia, a na moim ramieniu znów usiadł feniks. Pogłaskałam ptaka po czarnych jak węgiel skrzydłach i podniosłam zdobycz. Klika minut później znów szliśmy przed siebie zostawiając za sobą ciała dwóch zwierzaków.
***
Całą noc wędrowałam po watasze, nawet zwierzęta nie wychodziły ze swoich kryjówek, ciekawe dlaczego. Byłam już trochę zmęczona natomiast ptak na moim ramieniu nadal rozglądał się wokoło i nerwowo machał skrzydłami jak gdyby nie czuł upływu czasu. Zmierzałam już do swej jaskini, gdy nagle usłyszałam coś dziwnego odwróciłam się i...
<Chce ktoś dopisać dalszą część?>
Od Luny CD. Dezessi
Jak na pierwszy dzień, to poznałam całkiem miłą waderę.. No, bynajmniej takie sprawiała wrażenie. Spoglądałam na nią ukradkiem. Całkiem dobrze zbudowana, szybka, zwinna, tylko jak na takiego wilka przystało, trochę kulała w sile.. Niczym ja. Zaśmiałam się cicho, kręcąc głową lekko.
- Huh.? - Zaciekawiła się wadera.
- A nic.. śmieję się z tych czerwonych plamek. Wyglądamy niczym zmutowane.. krowy.? - Podniosłam się z ziemi, by otrzepać sierść z kurzu.
- Wiesz, Ty też pięknie nie wyglądasz.
- No wiem, normalnie miss lata. - Machnęłam ogonem.
- Z takim wyglądem.? - Zakpiła. - Chyba miss brudu. - Uśmiechnęła się złośliwie.
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zacząć się śmiać. Obydwie wyglądałyśmy tragicznie, wypadałoby się umyć, bo lepka sierść nie jest przyjemna, a późniejszy odór.. Jest serio nie do zniesienia. Zgodnie ruszyłyśmy nad jezioro, tam gdzie ją poznałam. Podróż mijała teraz o wiele szybciej, o wiele milej. Miała rację, w tej watasze są sami mili członkowie, chyba nie ma takiego.. który by mnie zdołał zdenerwować.. Ugh. Nie.. nie myśl o tym. Wzięłam głębszy oddech, by wyrzucić z siebie te niemiłe wspomnienie. Zanim się obejrzałam, dotarłyśmy nad wodę, gdzie mogłyśmy się spokojnie umyć.. Ale jak to w mojej naturze bywa, nie mogło obejść się od chlapania Dezzesi. Szczerze? Może i jestem dorosła, ale duszę mam szczeniaka, która jest wiecznie niewyżyta. Wadera odpłaciła mi tym samym, tylko że wpychała mnie pod taflę wody, co było jeszcze zabawniejsze.
Niestety, musiałyśmy kończyć, bo zaczęło się ściemniać. Samica zaproponowała mi, że zaprowadzi mnie w miejsce, gdzie będę mogła odpocząć. Zgodziłam się bez wahania. Szczerze? Polubiłam ją, co jest dosyć dziwne. Polubić kogoś od pierwszego, jeszcze świetnie się z nim bawić, jakby się go znało całe życie? Bezcenne uczucie. Miałam cichą nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.
<Dezzesi?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)