środa, 24 grudnia 2014

Od Serine'a CD. Ceiviry

Zimna trawa drażniła moje łapy. Każdy krok przyprawiał mnie o dreszcze. Stanąłem robiąc głęboki wdech. Wzdrygnąłem. Chciałem postawić kolejny krok, ale moje ciało zostało sparaliżowane krzykiem. Głos był znajomy, bardzo znajomy. Przez sekundę stałem i nie mogłem się ruszyć jednak musiałem się wrócić. Biegłam nieustannie myśląc o Ceivirze. Przecież to jej krzyk usłyszałem. 
Moje źrenice zmniejszyły się, a żołądek skurczył z przerażenia. Kałuża krwi, a po środku niej, ona. Nie. To nie mogło się tak skończyć. Nie mogła umrzeć. Ruszyłem się podkładając łapę pod jej głowę. Krwawienie dobiegało z rany na brzuchu więc tam ucisnąłem najmocniej. Starałem się zatamować krwawienie, ale nic nie dawało rady.
- Cei, wszystko będzie dobrze - mówiłem łamiącym się głosem. Wadera z trudem otworzyła oczy zaledwie do połowy, a resztkami sił wyciągnęła łapę i położyła ja na moim policzku. Niestety łapa opadła, a oczy zamknęły się. Wszędzie była jej krew, w której odbijał się księżyc. Uniosłem łapę pokrytą lepką mazią. Czułem jak rośnie we mnie coś, czego w sobie nienawidziłem - gniew. W moim przypadku, gniew to furia lub coś jeszcze gorszego.
Schyliłem się lekko by położyć ją na grzbiecie. Kiedy była bezpieczna lekko uniosłem skrzydła, by nie spadła. Ciepło bijące z jej ciała było jedynym znakiem, że jeszcze żyje. 
***
- Katara! - krzyknąłem. Wadera szybko wybiegła z domku i pomogła mi.
- Połóż ją tutaj - wskazała na kanapę, na której dziś siedziałem. Zrobiłem, co kazała. 
Ceivira non stop drżała.Starsza wadera przyniosła jakieś liście, misę z ciepłą wodą, szmaty i koce. Kazała mi obrócić Cei na plecy. Podeszła do rannej i oczyściła futro z krwi. Woda w misie zabarwiła się na jasno bordowy. 
Chodziłem oo pokoju w kółko. Co chwilę spoglądałem na umierającą Ceivirę. Każda mijająca sekunda była coraz gorsza, jak dla mnie, tak dla niej. 
*** 
- Serine, Serine obudź się. 
Do moich uszu dobiegał tępy głos. 
- Coś się stało? - jęknąłem wstając. Otworzyłem oczy i wszystko zaczęło misę przypominać. 
- Na razie powstrzymałam krwawienie, ale w każdej chwili może dojść do ponownego krwotoku. Musi być bardzo ostrożna. 
- Dziękuję - powiedziałem - za wszystko. 
Wilczyca zostawiła mnie samego z Cei. Usiadłem przy jej łóżku. Była rozpalona, ciężko oddychała. Wziąłem jej łapę i nakryłem ją moją. 
- Wyciągnę cię z tego, obiecuję. 
Pocałowałem ją w spocone czoło. 
***
- Gdzie byłeś? - spytała nerwowo Chanse. 
- W lesie... musiałem... 
- W lesie, tak? - spytała ironicznie. 
Mój mózg cały czas szukał odpowiedniej odpowiedzi, ale nic nie potrafiłem wymyślić. 
- Musiałem pomóc Kate...
- Kate nie ma, Od dwóch dni jest w trasie po nowe zioła. 
Wściekłość i podejrzenia wadery stawiały mnie w trudnej sytuacji. Nie miałem nawet siły myśleć. 
- Jestem zmęczony, miałem trud...
- Nie kłam! - krzyknęła ochrypłym głosem i uderzyła mnie zewnętrzną stroną łapy.
Wbiłem pazury w ziemię czując, jak skóra na pysku zrasta się w dwóch miejscach. Blizna gwarantowana.
- Jutro jest nasz ślub, a ty robisz te wszystkie okropne rzeczy! - krzyczała bez opamiętania. Wyglądała jak wariatka. Pojedyncze kosmyki wypadające z eleganckiego koka wpadały jej do oczu. - Jak nie ty, to Ceivira! Jak możesz?! To miał być najszczęśliwszy dzień mojego życia.! 
"Mojego"... 
No tak...
- Ceivira nie będzie mogła być twoją druhną - powiedziałem mocno zaciskając szczękę.
Na Imię rannej, Chanse dawał wrażenie jeszcze bardziej wściekłej. 
- Co? A co jej się stało? - powiedziała udając zmartwienie. 
- Coś lub ktoś ją zaatakował. 
Wadera prychnęła wybuchając śmiechem. 
- I bardzo dobrze! 
- Jak możesz tak mówić? - pokręciłem głową. 
- Nie widzisz jak się do ciebie klei? jak na ciebie patrzy? Wszystko by zepsuła! 
- Zaraz... Co zrobiłaś, kiedy odszedłem? 
- Czy ty mnie o coś podejrzewasz?! - zbulwersowała się. 
- Tylko się pytam - powiedziałem przez zęby. 
Samica usiadła w uniesioną głową jak królowa. 
- Zaczęłyśmy rozmawiać o torcie weselnym. Następnie odeszłam. Nie wiem, co działo się dalej.
Co miałem zrobić? Przed chwilą dowiedziałem się, do czego jest zdolna. Mógłbym oskarżyć ją o zaatakowanie Ceiviry, ale wszystkiego by się wyparła.
***
Resztę nocy przesiedziałem nad jaskinią. Zagłębiając sie w pytaniu: "Kto mógł to zrobić"? Słońce ledwo zaczęło świtać. Promienie zaczęły muskać łyse korony drzew jak i moją sierść. Przymknąłem oczy i spróbowałem się rozluźnić. W ten do moich uszu dobiegł cieniutki krzyk. 
- Serine, Serine! 
Był to ten młody, czarny szczeniak. 
- Zaheer? Co ty tutaj robisz?
- Serine, szybko! - mówił zdyszany. - Twoja dziewczyna rzuca się po całym naszym domku! 
- Dziewczyna? - spytałem. Przez pierwsze sekundy słowa wilczka nie dotarły do mnie, ale nie miałem na to czasu.

<Cei? :I >

Od Emmy CD. Cole'a

Niepewnie otworzyłam oczy. W głowie buzowały mi słowa, dźwięki, odgłosy. Miałam mętlik w głowie. Taak. Znowu.
Powoli dochodziłam do siebie. Gdy w końcu stwierdziłam, że jestem w stanie racjonalnie myśleć, na dobre otworzyłam oczy. Widok, który zobaczyłam, napełnił mnie przerażaniem. Nade mną stały trzy wilki: Cole, Navarog i jakaś wadera, której nie poznawałam. Jeszcze bardziej przeraził mnie fakt, że nie leżę na ziemi, tylko ktoś mnie podtrzymuje. Cole. Tak, to na pewno on. Wyrwałam się z jego objęć i przestraszona zlustrowałam wzrokiem całą trójkę. Tak naprawdę miałam ochotę przytulić się do Cole'a, poczuć jego miękką sierść, usłyszeć, że wszystko będzie dobrze, lecz nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie chciałam, by przeze mnie cierpiał. Wróciłam wzrokiem do śnieżnobiałej wadery. Miała duże, ogniste skrzydła i dziwne, krwiste znaki w niektórych miejscach na sierści. Mimo przerażenia, które nadal odczuwałam, wydusiłam pewnie:
- Kim jesteś?
- Nazywają mnie Hitaishi. Potrafię czytać w myślach innych wilków.
Spojrzałam na nią badawczo, a potem uniosłam pytająco brwi.
- To o czym myślę? – spytałam ciekawsko.
- Jesteś przestraszona. Chciałabyś… Chmmm… Chyba nie chcesz, bym o tym mówiła?
- Mów. 
- Chciałabyś przytulić się do tego tu - wskazała Cole’a – Poczuć się bezpiecznie. Boisz się jednak, że go zranisz. Aha, masz też mętlik w głowie. Nie wiesz, co się dzieje. Poddajesz pod wątpliwość moją moc. O Wilczym Księciu sądzisz, że jest majestatyczny, lecz na jego widok ogarnia cię zwątpienie. Chciałabyś dowiedzieć się, co kryję się za jego maską. Teraz myślisz, że chyba umarłaś, albo to ci się tylko śni. Chcesz się ukryć, lecz coś cię tu trzyma.
No, fajnie. Teraz już nawet moje myśli nie stanowią dla nich tajemnicy. Jeśli przeżyję, trzeba będzie pomyśleć nad nauką telepatii i ochrony swojego umysłu przed takimi sztuczkami. Genialnie.
Czułam na sobie spojrzenia Cole’a. Spuściłam łeb, ale zaraz potem go podniosłam i spojrzałam na Navaroga.
- Co mi zrobiłeś?
- Obejrzałem twą duszę.
- Po co?
- Bym mógł się przekonać jakie są twoje intencje. Nie martw się, twoja dusza jest czysta, nieokaleczona.
- Nieokaleczona?
- Nie doznałaś nigdy tak wielkiego bólu, któryby ją okaleczył.
- Polemizowałabym.
- Naprawdę? Na twoim miejscu, jednak bym sobie zaufał.
- Niech ci będzie. – odparłam ciężko. – To jaki jest plan? Zabijecie mnie, czy pozwolicie mi się wynosić? A może jeszcze trochę podręczycie?
- Nie. – odrzekł Wilczy Książe sucho. – Zamierzam wam pomóc.
- O! Naprawdę?! Tego się nie spodziewałam. Wiem, działam ci na nerwy. Taki jest mój plan. Nie mam ochoty w tym uczestniczyć. – wstąpiła we mnie dziwna złość, której dotąd nie czułam. Po co ja tu przylazłam?! Nie mogłam zostać z Soulem?! Co mnie podkusiło?!
- Co? – zapytał Cole zdezorientowany. – Jak to nie zamierzasz w tym uczestniczyć?
- Ano tak to. – warknęłam, nawet na niego nie patrząc.
- Uspokój się, dziewczyno. – powiedziała Hitaishi. – Wiem, co czujesz, jednak musisz zapanować nad emocjami.
Wie, co czuję?! Taa, jasne, dobre sobie. Mam zapanować nad emocjami?! Niby po co?! I tak nie mam już woli życia. Nic mi nie mogą zrobić.
- Możecie dać mi spokój?! Nie możecie mi nic zrobić! Wszystko mi jedno! Zostawcie mnie najlepiej w spokoju! Zgniję tu i tyle! Po co wam ja?! Po nic! No, więc odczepcie się ode mnie!
Byłam zła, wściekła. Sama nie wiedziałam, o co mi chodzi. „Po co to robisz? Chcesz się wdać bójkę z potężnymi wilkami? Phi! Na to wygląda” – pomyślałam.
Odwróciłam się od nich i usiadłam na ziemi. Do moich oczu podpłynęły łzy. Nie chciałam, by je widzieli. By widział je Cole. Położyłam się i schowałam głowę w łapach. Co się ze mną dzieję? Zachowuję się jak rozhisteryzowany szczeniak. Czemu? Łzy powoli spływały po mojej twarzy. Poczułam ich słony smak. Byłam zła, ale zupełnie inaczej niż przed chwilą. Byłam zła na siebie. Za to, że zachowuję się jak histeryczka. I co o mnie pomyśli Navarog? Jakaś niespełna rozumu, młoda wadera, która myśli, że cały świat ma u stóp, która nie boi się śmierci. No, pięknie. Wspaniale wręcz. Uwielbiam siebie za moje cudowne napady histerii. Są zawsze bardzo trafione.
Poczułam obok siebie coś ciepłego i miękkiego. Nie zastanawiając się co lub kto to jest, przytuliłam się i schowałam głowę w puszystą sierść. Nad sobą usłyszałam znajomy, łagodny i spokojny głos:
- Ciii… Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Nie musisz się o nic martwić.
Przytuliłam się mocniej do Cole’a. To dziwne, ale chyba tylko przy nim umiałam się uspokoić. Nawet Soul nie miał tego daru.
Podniosłam łeb i spojrzałam głęboko w oczy basiora. Miał piękne, zielone tęczówki. Potargałam mu łapą czuprynę i szepnęłam mu do ucha:
- Dziękuję.
Basior pomógł mi wstać i zapytał:
- Już w porządku?
Kiwnęłam głową i dzielnie poszłam w kierunku dwóch pozostałych wilków. Spoglądnąłam na Hitaishi. 
- Czy…?
- Tak. Nie musisz się przejmować. Rozumiemy to. 
Spojrzałam na nią z wdzięcznością.
- Co mam robić? – zwróciłam się do Wilczego Ksiecia.
- Zobaczysz. - odparł tajemniczo.

< Cole? Na życzenie. C: >

Wesołych...

świąt życzę wszystkim Wam, czyli członkom watahy! Niech ta noc będzie jedną z Waszych najlepszych! Dużo zdrowia, szczęścia, weny i prezentów pod choinkę :). Dziękuję osobom, które wytrwały tutaj ze mną przez cały rok, chodź napotykały wiele przeciwności :D. Również dobrych ocen i wesołego nowego roku! Niech spełniają się Wasze najskrytsze marzenia!
hayden

Od Cole'a CD. Emmy

          Wpatrywałem się w niego przez dłuższą chwilę. Panowała cisza... nagle Wilczy Książę zniknął mi z przed oczu. Zamrugałem. Nie wiedziałem dlaczego i jak, ale coś mi podpowiadało, że wiem, gdzie się znajduje. I miałem rację. Stał przy ogromnym drzewie i wpatrywał się w oczy Emmy. Ona stała jak kołek, była zalana potem, oczy miała szeroko otwarte, a z kącika jej ust sączyła się strużka śliny. Zakląłem pod nosem. Musiał złapać ją w swoją iluzję. Postanowiłem szybko zadziałać. Postanowiłem coś powiedzieć, aby odwrócić jego uwagę od Emmy. W ogóle... co ona tu robiła?! I dlaczego bez swojego kochanieńkiego Soula?! Wilczy Książę jednak uprzedził mnie i spojrzał na mnie pierwszy. Co było dziwne, miałem wrażenie, że wcale nie chce mnie złapać w swoją iluzję. Podbiegłem do Emmy, abyuchwycić ją w porę.
- Tak bardzo bawi cię dręczenie innych stworzeń? - krzyknąłem cały rozgniewany.
- Nie dręczę ich. - odparł ze stoickim spokojem, a ja zacząłem się dziwić. - Po prostu zaglądam wgłąb ich dusz, aby sprawdzić, czy są czyste...
- A patrzyłeś kiedyś w swoją duszę?! - wykrzyknąłem, zanim zdążyłem się pohamować i przypomnieć sobie kim jest ten wilk. Zamilkłem czekając już tylko na swoją pewną śmierć. Jednak zamiast tego stało się coś zupełnie nieoczekiwanego.
- Owszem. - odparł wilk. Osłupiałem. Nie wiedziałem co powiedzieć. Myślałem, że Navarog rozszarpie mnie na strzępy za to co powiedziałem... - Zaglądałem w swoją duszę i stwierdziłem, że jest ona czarna i okaleczona. Jednak wasze dusze są zupełnie inne... białe, czyste, nieokaleczone... nieznające prawdziwego bólu... dlatego ci pomogę, Cole.
No, teraz to kompletnie mnie zamurowało... nawet umiał czytać w myślach! Co za typ! No, przynajmniej nie musiałem mu się spowiadać przez pół godziny...
- Mylisz się. - usłyszałem za sobą delikatny, kobiecy głos. Wystraszyłem się na śmierć i odwróciłem gwałtownie w tamtą stronę. W moją stronę szła piękna, delikatna, wysoka, szczupła, ale jednak potężna wadera. Miała potężne, płonące skrzydła i tajemnicze znaki na czole.
- A ty to kto?! - wybuchłem. Teraz nic już nie rozumiałem. Byłem kompletnie otępiały. Zobaczyłem, jak Emma otwiera oczy. Jeszcze lepiej.
- Witaj. Nazywają mnie Hitaishi. Mylisz się, twierdząc, że Władca potrafi czytać w myślach. Ja jestem tylko Jego pomocniczką. I to ja tutaj... jak ty to ująłeś "czytam w myślach". Wasze umysły są teraz dla mnie, jak otwarta księga.
- To skąd Na... znaczy się Wilczy Ksią... - zacząłem, spoglądając niepewnie na Emmę.
- To proste. - przerwała mi Hitaishi. - Przesyłam mu wszystkie te wiadomości telepatycznie. Jestem jego oczami i uszami, a on moją obroną... można powiedzieć, że sami przeżylibyśmy, ale razem tworzymy najpotężniejszy zespół na świecie! Jesteśmy nie do pokonania!
- Zespół, powiadasz, Hitaishi? - westchnął Navarog. Ona spuściła wzrok.
- Przepraszam, proszę pana... - w jej głosie zabrzamiała nuta strachu, jakby zaraz miał nastąpić jej koniec. Biedna dziewczyna. Pewnie była pod jego rządami... kiedy uda nam się jakoś pokonać tego całego Orala, czy jak mu tam, spróbuję pomóc tej kobiecie.
- Zamknij się! - warknęła Hitaishi i rzuciła mi nienawistne spojrzenie, jednak zauważyłem, że w kąciku jej oczu zaiskrzyła się malutka łza. - Nic o mnie nie wiesz!
- A czy wil...
- Nie! Nie chce abym czytała w jego myślach, to tego nie robię, skurczybyku! - warknęła.
- Hitaishi! Wystarczy. - odezwał się sucho Navarog. - Chłopak nie chce, abyś czytała w jego, to tego nie rób. Dziewczyna pewnie też! Uspokój się. I tak już za dużo o nas wiedzą.
- Hai, proszę pana. - Hitaishi ukłoniła się nisko.
- Hej, Emma się obudziła! - powiedziałem, przerywając gniewną bójkę obu potężnych wilków...

<Emma? Mogłabyś w swoim opowiadanku jeszcze nie przechodzić do wojny? Bo mam "superfajny" pomysł :3>