środa, 15 kwietnia 2015

Od Willa CD. Ethel

- Co tu robisz? - powtórzyłem raz jeszcze usiłując przekrzyczeć deszcz. Wadera najwidoczniej tym razem mnie usłyszała. Odwróciła się natychmiast. Powiedziała coś, ale ja tego nie usłyszałem. Nie wiedziałem jak mogę się z nią porozumieć, skoro nic nie było słychać. Deszcz bębnił o piaszczystą ścieżkę, która teraz zmieniła się w mokrą plamę błota. Szczerze mówiąc, to nawet nie widziałem dokładnie, jak wadera wygląda, choć stała tak blisko mnie. Widziałem zaledwie jej zgrabną sylwetkę. Machnąłem żeby dać jej do zrozumienia, aby poszła za mną. Chyba zrozumiała. Ruszyłem w przeciwną stronę brnąc przez błoto, które o chwile zagłębiało nas bardziej. Co chwilę zerkałem przez ramię, aby sprawdzić, czy nie zgubiłem wilczycy. W końcu chwyciłem ją za łapę i pociągnąłem do najbliższej jaskini. Gdy weszliśmy, zasunąłem za sobą liściastą kotarę. Deszcz ucichł ale był jeszcze jeden problem... w tej jaskini nie było światła, a jako, że wszystko na zewnątrz było suche nie mieliśmy jak rozpalić ognia.
- Halo...? - usłyszałem delikatny głos, który rozbrzmiał odbijając się od wszystkich ścian.
- Przepraszam, że cię tu zaciągnąłem, ale wyglądałaś tak, jakbyś nie miała się gdzie schować... A teraz nie mamy jak zapalić światła. - mój głos również potoczył się echem po jaskini.
- Hm... - zamyśliła się wadera. - Myślę, że Ethel może załatwić ten problem.
- Kto? - zamrugałem oczami. Nie usłyszałem jednak żadnej odpowiedzi. Ujrzałem natomiast, że pode mną paliło się słabe światełko. Gwałtownie cofnąłem się do tyłu. Choć nawet, jakby ktoś rzucił we mnie płonącą pochodnią, nie miałem pewności, czy moja przemoczona sierść dała radę się zapalić. Nagle światełko zaczęło się powiększać wypełniając słabym, ale ciepłym światłem. Wreszcie mogłem dokładniej przyjrzeć się wilczycy. Mimo tego, że była cała mokra, wyglądała niezwykle. Miała białe futro z szarym zakończeniem ogona. Była szczupła i tylko trochę niższa ode mnie. Na głowie obok szeroko osadzonych uszu tkwił przemoknięty wianek. Badała mnie swoimi błękitnymi, przenikliwymi oczami. Na jej twarzy zaistniał lekki uśmieszek. Skinęła głową.
- Yy... - zacząłem. - Will jestem. Mam szczerą nadzieję, że cię nie „porwałem”.
- Nie. Jestem Ethel.
- Jak udało ci się rozpalić ogień? - zagadnąłem zaciekawiony.
- Ech, to długa historia. - wadera machnęła łapą.
- Chętnie posłucham. Mam dużo czasu.  - usiadłem na ziemi odwzajemniając uśmiech.

<Ethel? Wybacz, jeśli cuś napisałem źle ^^>

Od Emmy CD. Cole'a

„Nie waż się odwracać!” – krzyczał mój mózg.
Nie ważyłam się.
- Em…Emma? – usłyszałam za sobą głos So…Orala? A zresztą nieważne.
- Co? – warknęłam, nadal stojąc do nich tyłem.
- Przepraszam. Ja… wybaczysz mi?
Energicznie się odwróciłam. Jak tych dwoje basiorów mogło przysporzyć tyle bólu?
- Odwalcie się ode mnie. – odparłam sucho.
Cole spojrzał na mnie chyba lekko zdekoncentrowany.
- Mówiłaś, że go kochasz…
- Powiedziałam coś. – odrzekłam nader spokojnie. – Po prostu sobie stąd idźcie. To naprawdę nie jest trudna czynność, a wy jesteście na tyle duzi, żeby ją wykonać. Idźcie pomęczyć i pobawić się uczuciami kogoś innego. A i dzięki za uratowanie mi życia. – zwróciłam się do Cole’a.
- Ee, tak, w porządku, ee, nie ma sprawy. – zająknął się basior.
Przez chwilę wszyscy staliśmy w milczeniu.
- No co, nie idziecie sobie? – prychnęłam.
- Emma, możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi? – zdenerwował się Cole.
- Chm, jak na kogoś, co dopiero powstał z martwych, radziłabym ci trzymać nerwy na wodzy.
- Co ja ci zrobiłem?! Najpierw na mnie wrzeszczysz, teraz zachowujesz się jakbym nigdy nic dla ciebie nie znaczył. Jakbym ci nie uratował życia. Czemu taka jesteś?
Zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem.
- No, krucze, nie mam zielonego pojęcia! Może to nie on mnie przez cały czas oszukiwał? – wskazałam na Soula. – I może to nie ty nie widzisz tego, co oczywiste?
- Cz-czego nie widzę? – wymamrotał.
- Soula zawsze kochałam jak brata! Był dla mnie kimś w rodzaju opiekuna, kogoś, kto mi pomógł w bardzo trudnej sytuacji! – prychnęłam. – Nigdy nie mogłabym go pokochać jako mojego partnera! Jest dla mnie jak pikolona rodzina! A, nie, przepraszam, BYŁ dla mnie jak pikolona rodzina!
- Ale…
- Gdyby ktoś z twojej rodziny przeszedł na złą stronę i to właśnie ty – TY – musisz go pokonać i ci się udaje, to do jasnej ciasnej, jak byś się czuł? Fakt, że się na tobie wyżyłam znaczy tylko, że… - mój głos się załamał.
- Że co?
- Teraz to już nie ma żadnego znaczenia. Po prostu już sobie idźcie. – odparłam nagląco, nieco łagodniejszym tonem.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. – westchnął Soul.
- Myślę, że moja postawa jest dość zrozumiałą odpowiedzią. – odparłam poważnie.
- Ale… Mi jest naprawdę przykro. 
- Ta, ta, jasne. Kolejne kłamstwo. A teraz idźcie sobie, bo inaczej was do tego zmuszę.
- Niby jak? – Soul naprężył się.
- Za mało ci walki? Ech, skoro chcesz… - Podniosłam łapę do góry i z ziemi, trawy i innych roślin powstał wielki, wspaniały potwór. Byłam niemal wzruszona na jego widok.
- Wygoń ich! – powiedziałam stanowczo. – Nie pozwól im się do mnie zbliżać!
Ziemisty potwór ruszył ku basiorom. Odwróciłam się i kontynuowałam trening jakby nigdy nic. Moja bezuczuciowa wersja podobała mi się chyba bardziej od tamtej wcześniejszej. Z zimną krwią powołałam o życia stwora, by mógł wypędzić basiorów, których nienawidziłam. Lub… których kochałam.

< Cole? Krótkie, takie sobie, bez akcji. Mój brak weny razi w oczy. *-* >

Od Ethel

Dzisiaj zachód słońca nie był tak czarujący, jak wczoraj. Czarne chmury zasłaniały czerwone niebo. Jedynie w niektórych miejscach promienie słońca przedzierały się przez ciemną gęstwinę delikatnie oświecając suche gałęzie drzew. Śpiew ptaków cichł, kiedy Ethan wyrażał swoje niezadowolenie. Cichy dźwięk przypominający biały szum przewlókł się przez moje uszy. 
- Jeśli chcesz, mogę pokazać ci więcej widoczków.
Cisza sprawiła, że kompletnie zapomniałam o towarzyszącym mi basiorze. Długie kruczo-czarne futro łapało rubinowe promienie jak magnes. 
- Nie, dzięki - powiedziałam beznamiętnie.
- Och, rozumiem, rozumiem. „Widziałam lepsze” - cienkim, prawie że ochrypłym głosem przedrzeźnił moją niedawną wypowiedź. I mimo woli uśmiechnęłam się. Klepnęłam go w ramię, a ten wybuchnął śmiechem. Jako że wilk zawsze zarażał śmiechem - też się roześmiałam.
Miła atmosfera nie trwała jednak długo.
Oboje wystraszyliśmy się, kiedy lampa naftowa eksplodowała tryskając szkłem i naftą. 
- Ethan! - wydarłam się patrząc w miejsce gdzie mógłby być.
- Twój... przyjaciel chyba za mną nie przepada - powiedział wilk wstając. Spojrzał ze ściągniętymi ustami na zwłoki lampy. Uśmiechnął się delikatnie i siłą woli zaczął podnosić szczątki. Jego oczy jak płomienie zalały się bielą, a wokół odłamków szkła pojawiła się równie biała poświata. 
- Przepraszam cię... Za to i za lampę.
- Spokojnie, mam takich sporo. Wiesz, łatwo je podwędzić ludziom – mruknął.
- No tak - przewróciłam oczami. Zawsze to robiłam, gdy basior opowiadał lub wpadał na głupie i nierozsądne pomysły. - Będę musiała się zbierać - powiedziałam. 
Kiedy skończył sprzątać odwrócił się. jego ślepia były z powrotem pomarańczowe. 
- Och, no co ty, Et... 
- Nie mów o mnie Et - upomniałam go. „duch” 
- Wiem, że lubisz znikać, ale...
- Ale teraz przynajmniej ci to mówię - przerwałam mu. - Kai, muszę iść. 
- Och, oczywiście, że musisz. Ale zanim ponownie rozstaniemy się na parę miesięcy, chciałbym ci coś podarować. – Jego uśmiech na pysku był tak ciepły, tak przyjazny, że nie mogłam mu odmówić. Nie wiem, jak to robił, ale zawsze potrafi przekonać każdego... no, prawie każdego. 
- Dobrze, więc co masz ta... - zanim zdążyłam dokończyć czarny basior nachylił się i pocałował mnie w policzek. I tak, myślałam, że go uduszę, ale to, co zrobił było za słodkie.
- Uważaj na siebie - powiedział stykając się nosami. - I odwiedź mnie kiedyś - odszedł parę kroków i zaczął zbierać resztę swoich rzeczy do swojej torby bez dna. 
- Oczywiście... tylko najpierw będę musiała cię znaleźć, ale to chyba nie problem, hm? 
- Ej, grabisz sobie Et, grabisz... 
***
Przez pół nocy nie zmrużyłam oka. Pomijając deszcz i niezbyt atrakcyjne miejsce do spania, to przeszkadzał mi Ethan. Sądząc po wybuchających korzeniach, pękającej ziemi, mój przyjaciel nie był zadowolony. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale można było się domyślić, że jego problemem był Kai.
- To mój przyjaciel, Ethan - powiedziałam z nadzieją, że trafię. I nic. Żadnych wybuchów, żadnych dźwięków. – Nie możesz tak traktować każdego… - ściągnęłam brwi i położyłam się na wilgotnej ziemi. Dopiero teraz się odezwał. Szumy wypełniły moją głowę, aż rozbolała. – Choleraaa, Ethan! – chwyciłam się z jękiem za łeb przyciskając go do ziemi. Tym razem przesadził. 
Szum zatrzymał się jak na płycie. Odetchnęłam z ulgą, ponieważ ból również się skończył. Byłam jednak zła na towarzysza. 
- Tak mnie potra… - urwałam. Moje uszy dobiegł dźwięk plusku, takiego, kiedy chodzi się po błocie. Nastęnie delikatne szumy świadczące o niepewności, ostrzeżeniu Ethana. Nie miałam wyjścia, musiałam wyjść z ukrycia. Co jeśli był to jakiś drapieżnik? Czy wilki w ogóle mają jakiś wrogów? 
Plusk kałuż i błota ginęły w szumie deszczu. Rozpadało się bardziej niż przypuszczałam. Oślepiona spływającą wodą po oczach nie wiedziałam gdzie biegnę. Gdyby nie duch już kąpałabym się na dnie rzeki. Jej rwący nurt z łatwością wciągnąłby mnie w swoją głębie. Ulga i przerażenie. Nie mogłam zdecydować, co poczułam stojąc tam. Dodatkowo całe ciało przeszedł mnie dreszcz, kiedy ktoś odezwał się za mną. Jednak woda zagłuszyła głos. 

<Ktoś?>

Nowy basior! ~ Will

Od Cole'a CD. Emmy

Miałem ciemność przed oczami. Wielką pustkę, która była nie do opisania. Po prostu czarna głębia ciągnąca się w nieskończoność. Nagle usłyszałem głos. Dochodził zewsząd i odbijał się echem po nicości. Rozejrzałem się, ale nadal miałem ciemno przed oczami.
~ I co, mięczaku? Będziesz się tak nad sobą użalał przez całą wieczność? Hę? ~ nie wiedziałem, kto do mnie mówi, ale głos był znajomy... Tak bliski... a za razem tak daleki. ~ Nie wiesz, że jest ktoś, kto na ciebie czeka i myśli, że nie żyjesz?
- Yy... co? - zamrugałem powiekami i zacząłem się rozglądać. O co chodziło... próbowałem sobie coś przypomnieć, ale wszystko uleciało z mojej głowy. Nagle w uszach rozbrzmiał mi szum... znajomy. Nagle zabrakło mi powietrza. Poczułem lodowaty chłód otulający całe moje ciało. Z początku było trudno mi coś dostrzec, ale po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że jestem w wodzie. Ujrzałem nade mną maluteńkie światełko. Natychmiast podpłynąłem do niego, ale nie mogłem wypłynąć na powierzchnię. Tak, jakby woda była przykryta grubą warstwą niezniszczalnej folii. Na wodzie ktoś stał. Wilk. Wadera. Biała wadera. Biała wadera w czerwone wzory. Wpatrywała się we mnie przenikliwie.
~ Zadam jeszcze raz pytanie. ~ powiedziała sucho. ~ Chcesz żyć, czy zginąć?
- Żyć! - wykrzyknąłem bez zastanowienia, ale zabrzmiało to bardziej jak „bul, bul, bul”. Zacząłem się dusić, bo straciłem resztkę powietrza. Potrząsnąłem głową. Nagle wadera zrobiła coś nieoczekiwanego. Wsadziła łapę do wody i wyciągnęła mnie za kark. Najpierw wypuściłem powietrze i zacząłem głęboko oddychać, a potem się rozejrzałem. Nade mną widniało białe, czyste niebo. Stałem na wodzie. Nie mogłem w to uwierzyć, ale to się stało. Spojrzałem jeszcze raz na białą waderę... i nagle zacząłem wszystko sobie przypominać. Kiedy razem z Emmą spotkaliśmy wentusa i stoczyliśmy z nim zaparty bój, jak ruszyliśmy szukać pomocy u Wilczego Księcia, jak poznaliśmy Hitaishi, kiedy wspólnie razem ruszyliśmy by stoczyć pojedynek z Oralem, kiedy Soul porwał Emmę i ruszyliśmy jej na pomoc, kiedy myśleliśmy, że Navarog zginął, kiedy wymyśliliśmy genialną pułapkę, kiedy okazało się, że to Soul jest Oralem, kiedy wyruszyliśmy, by zniszczyć medalion, a Emma odkryła swoją ukrytą moc i... znów została porwana... a ja przybyłem by ją uratować, ale przypłaciłem to życiem... no właśnie... życiem... cz ja zginąłem?
- Hitaishi... powiedz mi... czy ja żyję? - zapytałem.
- Owszem. - odparła wadera. - Ale jeśli się nie pospieszysz, przestaniesz żyć. A tego chyba nie chcemy?
Pokręciłem głową.
- W takim razie żegnaj, a ja muszę iść... - głos wadery rozpłynął się w powietrzu. Poczułem jak na mój nos skapnęła kropla wody.
Otworzyłem oczy i zamrugałem nimi, próbując wydobyć z nich piasek. Gdzie ja byłem... aa... pewnie leżałem przygnieciony stertą kamieni w pałacu. Nie. To nie to. Przede mną znajdował się wielki i stary dąb, a ja byłem jedynie przykryty białym pyłem i resztką kamieni. Nie wierzyłem w to, że żyję. Uśmiechnąłem się lekko. Miałem nadzieję, że Emmie nic nie jest. Podniosłem się na nogi, ale zaraz upadłem z powrotem na ziemię. Nie obniosłem jakichś szczególnych obrażeń wewnętrznych, ale rozorana łapa nie dawała mi spokoju. Wstałem i ruszyłem chwiejnych krokiem w stronę ruin fortecy Orala. Za nim odnajdę Emmę mam jeszcze jedno zadanie do wykonania.
- Wyłaź! Wiem, że się tam czaisz. Taki wilk, jak ty nie mógł zginąć od byle wybuchu! - zawołałem ostrym tonem.
Nagle sterta ostrych kamieni poruszyła się i na zewnątrz przyczłapał Oral.
- Czego ode mnie chcesz, cholero? Już dość mnie wdeptałeś w ziemię. Chcesz to naśmiewaj się. A proszę cię bardzo! Jestem już za stary i nie mam sił. - zakaszlał wilk.
- Chcę tylko jednej rzeczy. - stwierdziłem.
- Czego znów? I nie wiem, dlaczego miałbym cię słuchać. To, że przechodzę na emeryturę i daję już sobie spokój z tym wszystkim, po tym co mi zgotowałeś, nie oznacza, że nie jestem twoim śmiertelnym wrogiem i mogę zdmuchnąć cię z powierzchni ziemi jednym ciosem... - warknął.
- Chcę, żebyś przeprosił Emmę. Nawet, jeśli chciałeś ją wykorzystać, to na pewno czułeś do niej sympatię po tym, co razem przeszliście, a teraz rozdarłeś jej serce. To nie jest rozkaz. To tylko szczera prośba. - przerwałem mu.
- Hm... może masz rację. - powiedział wilk ochrypłym głosem. - Ale... nie wiem, czy mogę. Jestem waszym wrogiem.
- I co z tego? - spojrzałem na niego. - To, że chciałeś wykorzystać zdolności Emmy, nie znaczy, że ci nie wybaczy! Jest do ciebie przywiązana! Zapatrzona jak w obraz. Dlaczego nie możesz przestać myśleć o tej całej władzy i zdobyć sobie prawdziwego przyjaciela, co? Bądź mądrym wilkiem... możesz jeszcze odwrócić wszystko, co się stało! Być na powrót jej starszym bratem, opiekunem!
- A... ale jak? - prychnął Oral.
- Jak to jak? - Pokręciłem głową. - Wystarczy jedno słowo, aby wszystko odmienić! Powiedz do niej „przepraszam”.
- My... myślisz naprawdę, że mi wybaczy? - zająknął się spoglądając na mnie z niepewnością.
- Tego nie wiem. - zamyśliłem się. - Ale warto spróbować. Chyba tego chcesz, prawda?
- Oczywiście... chodźmy. - zamrugał powiekami.
- Ale... nie wiem, gdzie ona jest. I nie mogę chodzić. Mam rozwaloną łapę. - chrząknąłem.
- I połamane żebra. - Oral rzucił mi krótkie spojrzenie. - Możemy tam przecież polecieć... a tak się składa, że ja wiem, gdzie jest.

Wylądowaliśmy niedaleko polany. Nie wiedziałem gdzie jesteśmy. Zachwiałem się i straciłem równowagę, ale basior nie dopuścił do mojego upadku.
- Szkoda tylko, że... - spuścił wzrok. - Moja córka zaginęła... podejrzewam, że Navarog zabrał ją do swojego pałacu... ale... nie wiem, czy żyje.
- To ty masz córkę? - wybałuszyłem oczy. On tylko przytaknął.
- Emma znajduje się na tej polanie. Trenuje. - wskazał łapami na światło dochodzące zza drzew.
- Dobrze... tylko... powiedz jej o tym delikatnie... - skinąłem głową.
- Denerwuję się. Mógłbyś tam pójść i powiedzieć Emmie, jakie mam intencje? - wyszeptał niegdyś zły basior przestępując z nogi na nogę.
- Tak. - odparłem, po czym ruszyłem w stronę polany. Kiedy na nią wyszedłem, zobaczyłem Emmę. Całą i zdrową. Od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Tylko nie wiedzieć czemu stała do mnie tyłem i uderzała w worek treningowy. Ale... cuś jej to zbytnio nie wychodziło.
- Emma... - zacząłem. Nagle, nie wiedzieć dlaczego wadera przestała powtarzać swoją czynność i zastygła bez ruchu. Nie obróciła się w moją stronę. - Chciałem tylko powiedzieć... że... że jest tu ze mną Oral i... i... i nie ma złych... złych intencji, tylko... chce ci coś powiedzieć... eh...
I wtedy czarny basior z blizną na oku wyłonił się na polanę.

<Emma? :3>

Od Ili

Położyłam się na miękkiej trawie kończąc ostatni kawałek mięsa. Polowanie było na prawdę udane - złapałam tłustą sarenkę i przy okazji dwie młode wiewiórki. Mogłam być z siebie dumna. Najedzona oparłam pysk na łapach i przymknęłam powieki. Wiatr delikatnie zmierzwił moje srebrne loki.
Zaczęłam myśleć o mojej watasze. Cudownie było czuć, że znów żyjemy w zgodzie.
"Stop" - pomyślałam, - "przestań myśleć, zacznij działać!". Zerwałam się na równe nogi i popędziłam przed siebie. Nie wiedziałam dlaczego, ale miałam niezwykłą ochotę na ponowną eksplorację. Tak, jak dawniej, kiedy jeszcze byłam na stanowisku alfy.
Obeszłam po kolei większość grot i wgłębień w skale, które znalazłam. Rozejrzałam się po raz drugi, ale nadal nic nie spodobało mi się... czułam pustkę. To przecież zwykłe tereny. Nie ma tu żadnych wilków... Postanowiłam odejść trochę dalej od pustych, opuszczonych jaskiń. Na reszcie krajobraz zaczął zmieniać się z górskiego na leśny. Nagle nie wiadomo skąd, wzięła mnie upiorna ochota na sen. Wyłożyłam się wygodnie na mchu i zasnęłam.
***
Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie rano. Wstałam i udałam się na spacer po okolicy. Tej części terenów watahy nie odwiedzałam zbyt często, więc byłam ciekawa, co znajdę. Im głębiej zapuszczałam się w las, tym więcej dało się zauważyć dębów, które swoją wielkością robiły coraz to większe wrażenie. Już po chwili domyśliłam się, gdzie się znajduje - na Polanie Starych Dębów. 
Zamiast zawrócić ruszyłam dalej pomiędzy rośliny giganty. Zachowałam jednak rozum i nie zbliżałam się do Mrocznego Lasu. Wiedziałam, że jest na wschód ode mnie i nie chciałam się narażać, chociaż nie ukrywam, że planowałam wycieczkę do tego miejsca w najbliższej przyszłości. 
Rozejrzałam się dookoła. Piękno roślin zaparło mi dech w piersiach. Przysiadłam na ziemi i zaczęłam podziwiać otoczenie. Od tej polany wyczuwało się niesamowitą aurę, jednak nie potrafiłam tego dokładnie wytłumaczyć. Bliskość tych niespotykanych roślin sprawiła, że na moment straciłam czujność i to wystarczyło, bym w tym czasie narobiła sobie kłopotów. Z zamyślenia ocknęłam się już po chwili, ale nie miałam czasu nawet się ukryć. Obok mnie pojawił się nieznajomy wilk.

<Ktokolwiek? :p>