piątek, 31 października 2014

Od Aventy'ego CD. Aurory

- Bu! - krzyknąłem zastając od tyłu waderę. Krzyknęła z przerażenia a potem zaśmiała się i pchnęła mnie łapą, tak, że poturlałem się w dół zbocza i wpadłem prosto do wody i otrzepałem się. Wadera podbiegła do mnie.
- No wiesz??? - uniosłem  brwi z wyrzutem.
- Yyy... przepraszam... ja... - urwała gdyż pacnąłem ją ogonem. Również ona wpadła do wody, a potem doskoczyłem do niej i ja. Oboje roześmialiśmy się głośno.

<Aurora?>

Od Oroza ~ Na konkurs

Szliśmy z Ilą przez las.
- Ładnie tu dziś - przyznałem 
- Tak, nie jest źle...
- Co to za miejsce tam - wskazałem łapą w rozświecone dyniami miejsce.
- To cmentarz.... Jest opuszczony. Skąd tam dynie? - przyjrzała się 
Wnet błyszczący księżyc zasłoniły chmury. 
- Co...co się dzieje? - rozejrzałem się 
- Sama nie wiem.... 
W pewnej chwili usłyszeliśmy dziecięcy, przerażający krzyk. 
- Czy ty też to słyszałaś? - otrząsnąłem się po chwili milczenia.
- Jakiś maluch, chyba, potrzebuje naszej pomocy.
- Naszej?! To nie ma rodziców? 
- Nie wiem! Chodź - złapała mnie za łapę. 
Zaczęliśmy iść przez ugór. Było ciemno. Widziałem tylko białą sierść Ili. Naglę ciszę przerwał złowieszczy śmiech i skowyt.
- Szybko - teraz ja zacząłem biec w stronę hałasu. 
Łapami odganiałem gałęzie. W końcu zatrzymałem się przy wejściu. Zobaczyłem Czarną Tygrysicę. Trzymała coś w łapach. To był mały wilczek. Próbował się wydostać ze szponów potwora. 
http://streemo.pl/Image/365858_m.jpg
- Trzeba mu pomóc - szepnęła do mnie Ila
Położyłem po sobie uszy i bez słowa wyszedłem z zarośli. 
- Zostaw go - zarządziłem stając za kotem 
- O! Kundel, znowu się spotykamy - puściła malucha. 
Mały otrzepał się i zaczął się cofać. Nagle wpadł do dołu za Tygrysicą. 
- My go ratujemy, a ten i tak się sam skrzywdzi - szepnąłem od Ili, która walnęła mnie łapą.
- No za co? 
Ila nie odpowiedziała, tylko rzekła do Czarnej:
- Czego tu szukasz? 
- A czego mogę? Jedzenia!
- Chciałaś go zjeść?! - oburzyłem się 
Tygrysica przeskoczyła przez nas i bez słowa uciekła w las.
- To było dziwne...
Wyciągnąłem małego z dołu. 
- Nic ci nie jest? - zapytałem 
- Nie, nie, żyję.... - odpowiedział i się rozejrzał
Później nam wszystko powiedział. Tutaj są groby jego rodziców. Steban. bo tak się przedstawił, był sierotą i mieszkał tu sam w pobliżu. Żal mi go było. Nie widziałem co zrobić...

Od Serine'a CD. Ceiviry

Wadera cały czas próbowała uniknąć mojego wzroku. uśmiechnąłem się pod nosem.
- Pięknie śpiewasz - powiedziałem patrząc się na nią. Wadera wtopiła wzrok w podłogę. 
Wstałem mimo bólu. Podszedłem do niej, podniosłem podbródek - płakała. Otarłem jej łzy i uśmiechnąłem się. 
- Nie płacz - wyszeptałem. Cei pokiwała lekko głową. - No! - stanąłem równo prostując plecy, ale ból sprawił, że musiałem je lekko zgarbić. - Rozchmurzamy się i wychodzimy z tego miejsca. 
- Serine. - Przerwa. - Przecież nie możesz latać - powiedziała. 
Miała racje. Dopóki rany nie znikną, nie mam szans na wzbicie sie w powietrze. Przyznałem jej rację. Cofnąłem się dwa kroki w tył. Przypomniał mi się poprzedni pokój. Ten pokój pokryty powietrznymi poduszkami. Zszedłem krętymi schodami na dół. Było mi głupio, że zostawiłem waderę samą. 
- Hmm - mruczałem pod nosem, kiedy zobaczyłem kolejne drzwi. - Czy ten zamek non stop musi dodawać sobie kolejne drzwi? - Wydaje mi się to bardzo absurdalne. Budowla zewnątrz prezentuje isę jako stara, zniszczona, ciężka o ogarnięcia, a tu proszę! Wnętrze nowiutkie, czyściutkie i cholernie beznadziejnie magiczne. 
Drzwi tym razem miały klamkę. Otworzyły się zanim zdążyłem ich dotknąć. Widok z animi był przepiękny. Ogromny taras z białego kamienia porośniętego bluszczem. Dalej - schody. Między szarymi kostkami rosły fioletowe miniaturowe kwiatuszki. Na końcu schodów ścieżka wiodąca przez tunel drzew niewiele większych od nas. 
- Serine! Serine! - usłyszałem głos wadery. - Matko, tu jesteś! - powiedziała sapiąc lekko. 
- Szukałaś mnie? - spytałem nie spuszczając wzroku z drzew. 
- Tak? W ogóle nie rób tak więcej! Myślisz, że możesz sobie tak znikać? Myślisz, że się o ciebie nie martwię?
- Spójrz - przerwałem jej. Chwyciłem za łapę i poszedłem wzdłuż ścieżki. 
Tunel nie ciągnął sie długo. Na jego końcu widok był jeszcze piękniejszy:
Balkon, który mógłby pomieścić z trzy porządne mieszkalne jaskinie. Panorama ciemnozielonych gór ciągnąca się po horyzont. 
- Piękne - powiedziała. - Jak to znalazłeś? 
- Tylko przeszedłem prze drzwi - spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem.
Rozległ się huk. Ptaki wzleciały spłoszone i szybko zniknęły w chmurach. Cisza. Lekki podmuch wiatru i nasze oddechy były jedynymi źródłami dźwięku. 
- Co się sta - przerwałem waderze.
- Cii.
Huk rozległ sie ponownie. Grunt pod nogami zaczął się trząść. Tempo przypominało kroki. Wstrząsy były coraz silniejsze. Zanim zdążyłem pomyśleć, co mogło by być ich przyczyną. Spod balkonu wyłonił się wilk z dwa razy większy od nas. Cofnąłem się z waderą. Stanąłem przed nią, by w razie czego nic jej sie nie stało. Wystarczy nam jeden ranny. 
Wilk był cały czarny. Skołtuniona, długa sierść oblepiona była jasnozieloną mazią. Puste ślepia i ucięte skrzydła - te najbardziej mnie przeraziły. Krzywe długie zęby rzucały ise w oczy. 
Potwór ryknął. Oparł sie łapą o barierę balkonu by wejść. 
- Co robimy? 
Chciałem odpowiedzieć waderze, ale kiedy zobaczyłem, że za siebie wyciąga ogromną kosę bez gadania pociągnąłem waderę by uciec. 
Szybko pokonaliśmy tunel i schody, ale wejście zagrodziła nam kosa. Gdyby nie wadera prawdopodobnie mielibyśmy ucięte głowy. Pociągnęła mnie w tył. 
- Nie damy rady! - krzyknęła. 
Kątem oka ujrzałem kolejny zamach wilka. Odepchnąłem waderę, a między nami pojawiła sie broń. Moje odbicie w ostrzu dopiero teraz pokazało mi w jakim stanie jestem. 
Zobaczyłem jak wadera wzbiła się w powietrze. Szukała mnie. Chciałem do niej dołączyć, ale ból nie pozwalał mi. Byłem zmartwiony i wściekły. Wycofałem się do tunelu drzew. Skupiłem się. Miałem dość dużo siły bym sam mógł się uleczyć. Zrobiłem to. Czułem się jakby warstwy oparzeń odrywano mi jak płaty skóry. Padłem na ziemię. byłem zdrowy, ale słaby. Mimo tego podniosłem się. 

<Ceivira? Tak wiem... Wymęczyłam końcówkę>

Od Mystic

Cisza i spoookój. Spojrzałam kątem oka na przebiegającego obok mnie wilka. W pewnym momencie wstałam z mięciutkiej trawki. Ziewnęłam cicho i z uśmiechem odwróciłam się. Wtedy zauważyłam przede mną wilka. Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. 
- Yyy Hej. - powiedziałam nie co skrępowana. Nie wiedziałam jak zareagować.

<Dilaj?>

Od Mystic CD. Cole'a

Spojrzałam na basioro miło. Czy piękne to moje imię? To nie wiem... Popatrzyłam chwilę jeszcze na herbatę, po czym odstawiłam ją na duży kamień mieszczący się obok łóżka. 
- Nie masz już na nią ochoty? - zapytał spoglądając na kubek.
- Nie wiem... Trochę mnie boli głowa. Może się przejdę.- uznałam.
Na podwórku strasznie padało. Nie była to pogoda na spacerek. No cóż, ale mi jakoś to nie przeszkadza, więc...
Wstałam powoli. Poczułam narastający ból w łapie. W końcu usiadłam patrząc na bolącą łapę. Nie wyglądała za dobrze. Biały z czerwonym... ach. Rozłożyłam skrzydła. Dobra, chociaż te zostały nietknięte. Zapomniałam, że w pomieszczeniu znajduje się strasznie miły basior. Przypomniałam sobie dopiero po większej chwili.
- Przepraszam, że ci zawróciłam głowę. Ja lepiej sobie już pójdę. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.

<Cole?>

Od Grace CD. Cyndi'ego i Luke'a

Przez chwilę pływaliśmy z Cyndi'm podziwiając Różnokolorowe rafy koralowe oraz ryby co chwilę znikające w różnobarwnych "trawach". Nie wiem, ile tak pływaliśmy, ale było wspaniale. Aż do czasu, kiedy znowu zaczęliśmy się materializować. Po całym ciele rozchodziło się nieprzyjemne mrowienie i  drapanie. W dodatku czułam, że mam w nosie pełno wody... Czym prędzej wypłynęłam na powierzchnię, i zaczęłam rozglądać się za Cyndim. Po chwili zobaczyłam białą głowę tuż obok mnie.
-Czyżby ktoś tu się o mnie martwił? - zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne... - mruknęłam i wyszłam na brzeg, przy okazji specjalnie strzepując wodę z ogona na niego.
-No już, nie tak ostro... wyszczerzył się stając obok mnie, na co popchnęłam go z powrotem do wody.
-Ej! - tym razem to ja się śmiałam.
-No tak, bo to jest bardzo śmieszne... - stwierdził, ale też się uśmiechał. Otrzepał się z wody i... Każdy włos futra stanął mu w inną stronę. Wyglądał jak wyjątkowo napuszony husky.
-Jak... ty wyglądasz... - wykrztusiłam w napadzie śmiechu, który powodował, że musiałam zgiąć się w pół.
-Coś ci dzisiaj bardzo do śmiechu... - westchnął, ale dalej szczerzył się jak głupi do bateryjki.
-Hej, mam pomysł. Kto pierwszy w jaskini? - zapytałam i zanim się zorientował, wystrzeliłam jak z procy w stronę wspomnianego wcześniej obiektu. Byłam chyba pierwsza. Rozejrzałam się przed schodami i weszłam do środka.
-No, to...-miałam powiedzieć "wygrałam", ale z zaskoczeniem zauważyłam, że Cyndi już był w środku i ZNOWU leżał.
-No nie no, weź mi zdradź parę trików... - mruknęłam i położyłam się koło niego.
-No proszę, więc masz chłopaka.... co biały, zmierzymy się? - o nie, psychopata się za mną przywlókł... Cyndi natychmiast wstał i zaczął coś mówić. Również wstałam i podeszłam, próbując go uspokoić, ale oni już zaczęli się lać.... faceci... Nagle cały świat mi się rozmazał, czułam się, jakbym spadała w pustkę.... Wszystko stało się jedną, wielką, białą plamą. I na dodatek to uczucie zawrotów głowy, brak podłoża pod łapami... Kilka razy zamrugałam powiekami i wszystko zniknęło. Rozejrzałam się po jaskini i zobaczyłam -a jakżeby inaczej - dwa lejące się wilki. No serio, muszą? Popatrzyłam dalej i... No nie. Ja dziękuję. Ściany mi będą zamrażali?!
-Och! PRZESTAŃCIE WRESZCIE! NIE DOŚĆ, ŻE ZACHOWUJECIE SIĘ JAK DWA WIELKIE OSŁY, TO JESZCZE ROZWALACIE MOJĄ JASKINIĘ! MAM DOSYĆ! MACIE OBOJE NATYCHMIAST PRZESTAĆ! - wrzasnęłam, czując jak gotuję się ze złości.. No to jest nie do pomyślenia... O dziwo natychmiast obaj przestali. Ten cały Luke wyszczerzył się jakoś dziwnie i powiedział:
-Musisz w końcu kogoś z nas wybrać! I najlepiej, żeby ta decyzja zapadła TERAZ.
-okej, No to żegnam pana... - warknęłam patrząc gniewnie na psychola. Popatrzył na mnie osłupiały.
-Że jak?-zapytał patrząc na mnie z niedowierzaniem.
-No własnie tak. Jak nie wyjdziesz w tej chwili, to co coś zrobię...

<Cyndi? ;3 XD Odpiszesz? ^^>

Od Cole'a CD. Mystic

- Nie bój się... - zachęciłem waderę uśmiechem. - Jesteś w mojej jaskini i nic ci nie grozi... wpadłaś pod koła dyliżansu, uderzyłaś się w głowę i zemdlałaś.
- Dzię.. dziękuję... - uśmiechnęła się blado. Podałem jej ciepłą herbatę.
- Wypij... ogrzeje cię... - usiadłem obok wadery, a ona dała łyka gorącego napoju. - I jak? Już lepiej?
- Lepiej. - odparła z większą pewnością.
- A tak w ogóle to jestem Cole.
- Mystic. - przedstawiła się skrzydlata wadera.
- Piękne imię... - pochwaliłem waderę. Uśmiechnęła się blado. Miałem nadzieję, że czuła się już lepiej.

<Mystic?>

Od Cole'a CD. Dilaj

Natychmiast podbiegłem do wadery i podtrzymałem ją aby nie upadła na ziemię.
- Sytuacja awaryjna, Veyron. Musimy spadać. - mruknąłem i poszedłem powoli, pomagając waderze iść.
- Dzięki. - wyjąkała.
- Nie ma sprawy... jesteś w stanie opisać co ci się stało? - zapytałem, gdy na horyzoncie ujrzałem jaskinię Samanthy.
- Chyba... nie wiem... chyba skręciłam kostkę, ygh... ał. - wadera potknęła się. Zajęło nam to trochę trudności i czadu, ale w końcu udało się nam dotrzeć do jaskini Samanthy...

<Dilaj? Sorry, że takie krótkie DX, ale desperacja...>

Od Cyndi'ego CD. Luke'a

- Słuchaj! - wstałem natychmiast. - Nie wiem, dlaczego łazisz za Grace i wpychasz się w nasze życie, ale wiedz, że jest to bezczelne!
- Oo... odezwał się białasek... jestem gotów zrobić wszystko, aby zdobyć serce tej pięknej wadery! Stań ze mną do walki, jeśli się odważysz! - wyszczerzył kły w białym uśmiechu. Zdenerwowałem się. Coś we mnie zakipiało. Nie miałem już więcej litości.
- Nie wiem, kim jesteś i skąd Gracie cię zna, ale nie zamierzam z tobą walczyć! Błagam, nie zniżaj się do tego poziomu! - żachnąłem się.
- Jeśli nie zamierzasz walczyć, ta bitwa będzie prostsza, bo wygram! - mówiąc to rzucił się na mnie, jednak ja zrobiłem szybki unik.
- Przestań zachowywać się, jak... - nie zdążyłem dokończyć, gdyż pchnął mnie na ścianę, a ja rozciąłem sobie łapę i upadłem na ziemię. On zaś podszedł do Grace i spojrzał na nią wzrokiem mówiącym "I co? Wygrałem! Jesteś moja!". Ona popatrzyła na niego jakoś dziwnie... rozmydlonym wzrokiem. Tego było już zbyt wiele! Zrobiłem się cały czerwony. Moje oczy rozbłysły lodowatą nieznaną dotąd energią. Rozgotowała się we mnie siła która nie znalazła ujścia. Cisnąłem w niego lodem. On zrobił jednak unik i wychynął spod lodowej pięści gniewu. Cała tylna ściana jaskini gamm została zamrożona. On rzucił się na mnie i starliśmy się w boju. Nagle usłyszałem, płynny, czysty, delikatny, a jednak rozgniewany, kobiecy głos:
- Och! PRZESTAŃCIE WRESZCIE! NIE DOŚĆ, ŻE ZACHOWUJECIE SIĘ, JAK DWA WIELKIE OSŁY, TO JESZCZE ROZWALACIE MOJĄ JASKINIĘ! MAM DOSYĆ! MACIE OBOJE NATYCHMIAST PRZESTAĆ!
Była to rozwścieczona Grace. Wtedy ustaliśmy, jak potulne baranki. Luke wepchnął się przede mnie i rzekł:
- Musisz w końcu kogoś z nas wybrać! I najlepiej, aby ta decyzja zapadła TERAZ.

<Grace? *.*>

Od Nathana CD. Melody

- Ciekawa propozycja, - zamyśliłem się na moment. - Zgoda. - skinąłem łbem.
Gdy już ruszyłem przed siebie, a ona za mną mruknąłem cicho.
- No tak, być może i zapomniałaś ale nie przedstawiłaś się jeszcze... - zmierzyłem ją pochmurnym wzrokiem.
- A no tak, na imię mi Melody. 
Po chwili mój wzrok skierował się w inną stronę, otóż zauważyłem w oddali jaskinię. Co prawda i mieliśmy do przejścia jeszcze kawałek ale to już połowa sukcesu.
- Chodźmy, schrońmy się w tamtej jaskini. - pyskiem wskazałem jaką jaskinię miałem na myśli. Wadera posłusznie poszła za mną. Widać było, że tak samo jak ja nie miała ochoty na rozmowę. - chciałbym wiedzieć tak z ciekawości... lubisz może jesień...? - takie głupie pytanie, no ale cóż. Jakoś trzeba było rozpocząć rozmowę.

<Melody?>

Od Dilaj CD. Cole'a

-Naprawdę uważasz, że jestem ładna? Dziękuję za kwiat. – Zarumieniłam się, a przynajmniej gdybym mogła się zarumienić, to na pewno byłabym czerwona jak burak. 
-Tak… a dlaczego by nie?
-Widziałeś już watahę?
-Tak, Toxic mi pokazała.
-Cóż, to może pójdziemy na małe polowanie? Ostrzegam tylko, że jestem bardzo szybka.
-Cóż, polowania to jak na razie nie moja bajka
-Jak uważasz, ale może lepiej byłoby się trochę poruszać? Nie możesz tu siedzieć cały dzień.
-A, dlaczego by nie?
-No nie bądź taki, pobiegajmy trochę. – Trąciłam go nosem w bok. Wstał leniwie. – Gonisz. – Pacnęłam go łapą w szyję i zaczęłam biec na plażę. Wbiegłam do wody by go trochę ochlapać. – Ostudź swój zapał nie tak łatwo mnie złapać! – Krzyknęłam i usłyszałam śmiech. Odepchnęłam się od pionowej skały i zmieniłam kierunek w ten sposób. Była to świetna zabawa, ale wpadłam na Alfę, a zaraz za mną Cole wpakował się w jego bok. Obok niego stał Veyron patrząc na mnie z zaskoczeniem.
-Ja… Przepraszam… Nie chciałam… - wydukałam próbując pozbierać się z ziemi, ale chyba coś mi się stało z łapą. Pisnęłam niemiłosiernie, jak próbowałam stanąć na niej, więc zostałam na ziemi.

<Cole?>

Od Ceiviry CD. Serine'a

Pierwszy, szczery uśmiech na pysku Serine'a! Byłam w siódmym niebie. Niestety, musiałam szybko zejść na ziemię. Czekała mnie tu niełatwa praca. Stanęłam przodem do blatu i zaczęłam wrzucać kolejne zioła do moździerza.
- Co robisz? I jak w ogóle otworzyłaś te drzwi? Przecież były zamknięte. Jakim cudem? - pytał Serine.
- Spokojnie, zaraz ci wszystko opowiem. Gdy zasnąłeś, nie wiedziałam, co robić. Wpadłam w panikę. Myślałam, że straciłeś przytomność i że cię już nigdy nie zobaczę. Wtedy usłyszałam skrzypienie drzwi. Otworzyły się samoistnie! Zupełnie tak, jakby ktoś je popchnął. Wraz z nowym pomieszczeniem odzyskałam zdolność logicznego myślenia. W kuchni znalazłam jakieś opatrunki i zioła. Zrobiłam na prędce maść, a potem obandażowałam cię. Teraz robię kolejną, ale tym razem zdecydowanie lepszą, złożoną z większej ilości składników. Jeszcze tylko chwila i wszystko będzie gotowe. Połóż się tam - tu wskazałam na małą, jasną kanapę - a ja zaraz przyjdę i zmienię ci opatrunki.
Basior posłusznie przycupnął na miękkim materiale. Ja dołączyłam do niego z moździerzem i nową porcją bandaży. Najpierw pozbyłam się starych, a potem rozprowadziłam maść grubą warstwą i założyłam nowe. Nuciłam przy tym przeróżne melodie. Od wesołych przyśpiewek aż do smutnych hymnów.
- Co to za piosenki? - usłyszałam pytanie.
- Przypominają mi dom i rodzinę. Wszystkich nauczyła mnie mama. To taka rodzinna tradycja. Inni przekazują sobie przedmioty, a my pieśni - odpowiedziałam.
Chwilę potem utkwiłam wzrok w jakimś niewidzialnym punkcie. Wróciłam myślami do chwil z dzieciństwa. Beztroskie dni spędzone na zabawie i figlach, a temu wszystkimi towarzyszył zawsze radosny akompaniament melodii, śpiewanych przez mamę. Ten obraz zapamiętam do końca życia.
- Zaśpiewasz mi coś? - zapytał Serine.
Jego pytanie zwaliło mnie z łap.
Jednocześnie chciałam i nie. Utkwiłam wzrok w podłodze. Wtem z mojego pyska zaczęły wypływać dźwięki. Śpiewałam pieśń, którą ostatni raz słyszałam, zanim zostaliśmy napadnięci. Lekkie jak piórko nuty zdawały się spadać do spokojnego jeziora. Smutny ton piosenki roznosił się po całej kuchni. Śpiewałąm o miłości i ogromnej tęsknocie za nią. Ta melodia i ten tekst zdawały się opowiadać moją historię. Kiedy patrzyłam na moich rodziców, chciałam być tak szczęśliwa jak oni. Popatrzyłam ukradkiem na Serine'a. Trudno było mi stwierdzić, co teraz czuł. Ja czułam smutek i to ogromny. Kiedy skończyłam swoją pieśń z moich oczu popłynęły łzy, które starałam się za wszelką cenę zamaskować. Zapadła cisza. Basior popatrzył na mnie, ale ja uciekłam wzrokiem.
Wtedy powiedział:
...

<Serine?>

Od Melody CD. Nathana

Spacerowałam po lesie gdy nagle zaczął padać deszcz. Dlaczego gdy zawsze mam chęć na spacer to pogoda musi to zawsze zepsuć. Poszłam szukać jakiejś najbliższej jaskini aby się schować gdy nagle zobaczyłam jakiegoś basiora...
-Co tutaj robisz? - spytałam wilk. Ten powoli obrócił się w moją stronę, widać, że nie miał ochoty na żadne rozmowy. Ja również..
 - Spaceruję, oddycham, żyję, patrzę, mówię do ciebie, mam wymieniać dalej? - uniosł brew przyglądając się mnie. Po chwili jednak skierował swe oczy ku zachmurzonemu niebu. - a ciebie co tutaj sprowadza?  
Nie miałam ochoty na nowe znajomości ale w końcu byłam na obcym terenie, więc...
-Przyszłam tu aby się dotlenić- spojrzałam nieufnie na basiora- jak się nazywasz? - spytałam szybko...
-Nathan - odpowiedział krótko.
-Może pójdziemy znaleść jakąś jaskinie, żeby dalej nie moknąć na tym deszczu...

<Nathan?>

Od Mony CD. Abyss

- Hej! - zawołałam z gniewem. - Co ty wyprawiasz?!
- Wybacz... - powiedziała osłabionym głosem i odsunęła się od jędrnego jelenia. - Nie wiedziałam, że ta zdobycz należy do ciebie...
Podeszłam do wadery i zobaczyłam, że jest czymś strasznie wykończona.
- A... z resztą! Co mi tam? I tak już się najadłam. Częstuj się do woli. - uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam obok wadery. - Na co mi z resztą taka kupa mięsa?

<Abyss?>

Od Cole'a CD. Dilaj

- Jestem nowy. - uśmiechnąłem się do wadery. - Nie znam tutaj prawie nikogo.
- Tak? A kogo znasz? - Zapytała z zaciekawieniem wadera.
- Cóż... - podrapałem się po skroni. - Znam ciebie... Samanthę, Aventy'ego, Veyrona, Grace i Toxic. To wszystko. Tylko główni przedstawiciele watahy i nawet miła wadera. Szkoda gadać. Jakoś nigdy nie miałęm nosa do tych spraw.
- To znaczy? - zachichotała wadera. Spojrzałem na nią podejrzliwie, ale ciągnąłem dalej:
- To znaczy, że muszę najpierw polubić jakiegoś wilka, żeby móc się z nim kumplować. A ciebie już polubiłem... z resztą... kto by nie polubił takiej ślicznej wadery, jak ty?
Mówiąc to schyliłem się i wpiąłem kwiat we włosy Dilaj.

<Dilaj? :3>

Od Cole'a CD. Toxic

- Hej... - uśmiechnąłem się lekko. - Twoja postać jest bardzo ciekawa i intrygująca.
- C... co masz na myśli? - warknęła wadera, nadal nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Spokojnie - odgarnąłem łapą włosy z twarzy - nie jestem nastawiony wrogo... jestem nowy w watasze. A mówiąc, że jesteś intrygująca, miałem na myśli, że jesteś niezwykła i jedyna w swoim rodzaju, gdyż nigdy nie zetknąłem się z takim wilkiem, jak ty.
- To miło. - wadera zmieniła nastawienie. - Bo ja też jestem nowa i nie wiem, co gdzie leży. Może przejdziemy się razem i poznamy tereny watahy.
- Bardzo chętnie. - odparłem dziarsko. - Jestem Cole, a ty?
- Yyy... Toxic. - wadera spuściła wzrok, jednak po chwili na nowo się rozchmurzyła.

<Toxic?>

Od Nathana

Spacerowałem sobie ot tak bez żadnego celu po jednym z zalesionych terenów należących niegdyś do mojej dawnej watahy. Z nosem wbitym w ziemię, starałem się wytropić jakąkolwiek zwierzynę jednakże nadaremno. Kątem oka rozglądałem się po okolicy czy aby na pewno nikt prócz mnie nie przebywa w tej okolicy. Na ziemię kapały krople deszczu, a moje futro ku mojemu niezadowoleniu coraz bardziej się kleiło od błota. Gdy już w końcu uznałem, że nadaremno szukać zwierzyny podczas ulewy i lepiej poszukać jakiegoś schronienia usłyszałem dość osobliwy dźwięk. Będąc w gotowości, rozejrzałem się dookoła. Przez głowę przemknęła mi myśl ,,Nie wydziwiaj, lepiej poszukaj jakiegoś schronienia przed deszczem", gdy wtem usłyszałem czyiś głos zza pleców.
- Co tutaj robisz? - był to głos wadery. Rozpoznałem to od razu. Obejrzałem się, a widząc obcą mi waderę nieco spochmurniałem. Nie przepadałem za jakimikolwiek kontaktami z innymi wilkami, ale nie było wyjścia. Musiałem jej odpowiedzieć. Kto wie? Może miałaby zamiar mnie zaatakować. 
- Spaceruję, oddycham, żyję, patrzę, mówię do ciebie, mam wymieniać dalej? - uniosłem brew przyglądając się jej. Po chwili jednak skierowałem swe oczy ku zachmurzonemu niebu. - a ciebie co tutaj sprowadza? - skoro ja jej odpowiedziałem, uznałem, iż ona także musi to zrobić.

<Jakaś wadera? :3>

Od Cobalta ~ Na konkurs

Usłyszałem plotki o nawiedzonym lesie. Postanowiłem sprawdzić czy on naprawdę istnieje i co się w nim kryje. Ruszyłem truchtem na południe. Drogę przebiegł m Zeke.
-Co ty tu robisz? - zapytałem
-Ćwiczę i....się nudzę - odpowiedział
-To chodź ze mną do nawiedzonego lasu - zaproponowałem
-Do czego? - zapytał
-Chodzą słuch że na południu jest nawiedzony las - powiedziałem
-Okay - odparł
Ruszyliśmy dalej. Szliśmy w ciszy. Tę ciszę zakończył piorun. Nie dość że byliśmy w jakimś czarnym lesie to jeszcze zbierało się na burzę.Las robił się coraz ciemniejszy i coraz bardziej zamglony. 
-Daleko jeszcze? - zapytał Zeke
-Nie wiem - odparłem
Basior miał  coś powiedzieć ale zagłuszył go krzyk bólu. A potem suchy śmiech. Poszliśmy to sprawdzić. Doszliśmy do wielkiego starego muru. Naprawdę starego. Był podziurawiony jak ser szwajcarski. Przeszedłem razem z Zeke przez jedną z dziur. Po drugiej stronie był stary jak świat zamglony cmentarz. Niepewnie szliśmy pomiędzy nagrobkami. Nagle przed nami ukazała się postać człowieka. Okazało się że to nie był człowiek tylko ... nieumarły. To on wydawał te przerażające dźwięki . Gdy tylko nas zobaczył rzucił się na nas. Zeke szubko wzbił się w powietrze. Ja przez chwilę chciałem go zaatakować, ale...szybko się rozmyśliłem. Biegłem przed siebie próbując mu uciec. Mój towarzysz próbował go  atakować z powietrza, lecz na marne. Wciąż mnie gonił. Nagle zobaczyłem swoją szansę - wąska dziura w murze. Przyspieszyłem w jej stronę. Skoczyłem. Precyzyjnie odmierzyłem skok. Wyszedłem z tego bez szwanku. Nieumarły przywalił w mur. Przyglądałem mu się dysząc ciężko. Dołączył do mnie Zeke. Kiedy tylko przyleciał zaśmialiśmy się. Lecz potwór się ocknął. 
-Spadamy! - krzyknąłem i ruszyliśmy z powrotem na tereny watahy.
po paru godzinach drogi dotarliśmy do swoich jaskiń.

Od Dilaj

Veyron odszedł już jakiś czas temu, ale ja postanowiłam jeszcze zostać. Wyczułam czyjąś obecność. Zeskoczyłam ze skał i ruszyłam w las rozejrzałam się dookoła. Wbiegłam do części lasu, w której rosną nieziemsko pachnące kwiaty. Nad niewielkim jeziorkiem rozłożył się jakiś wilk. Miał piękne brązowe futro i zielone oczy. Bawił się tymi pięknymi roślinami. Podeszłam niepewnie od drugiej strony. Spojrzał na mnie z zadowoleniem. Podniósł się z ziemi. 
-Cześć. – Miał śliczny lekko zachrypnięty głos. Myślałam, że wymięknę. Chyba się zakochałam znowu… 
-Witaj na terenie Watahy Mrocznej Krwi. Kim jesteś?
-Jestem Cole, a ty?
-Dilaj. Jak się tu znalazłeś i dlaczego?

<Cole?>

Od Abyss

Obudziłam się na polanie. Nie wiedziałam kim jestem i gdzie jestem. Leżałam bez ruchu próbując rozwiać pustkę w mojej głowie, lecz nie dało to żadnego skutku. Wstałam powoli i ociężale. Byłam poobijana. Jakieś 2 metry ode mnie była rzeka. Ruszyłam chwiejnie do niej. Przejrzałam się w tafli. Byłam niecodziennym wilkiem z rogami. Ten widok jednak mnie nie zdziwił. Najbardziej zadziwił mnie fakt że nie widzę na jedno oko, a przez nie przechodzi blizna, jakby ślad po pazurze. Kiedy schyliłam się by się napić z szyi spadł mi brudny od błota medalion. Wcześniej go nie zauważyłam.  Podniosłam go. Był na nim wyryty napis Abyss. Domyśliłam się że to moje imię. Zachwiałam się i upadłam, a medalion wpadł do wody i odpłynął z nurtem. Nie miałam siły go gonić więc odwróciłam się i odeszłam. Szłam chwiejnie przez siebie. Byłam głodna. Bardzo głodna. Nie miałam siły unieść głowy,a co dopiero uganiać się za zwierzyną. Lecz jednak szczęście mi dopisało. Znalazłam zdechłego jelenia, podeszłam do niego. Był już częściowo zjedzony. Nie przejęłam się tym. Zaczęłam jeść. Nagle zza krzaków wyłonił się wilk. Najwyraźniej była to jego ofiara.

<Wilku? =3 >

Nowa wadera! ~ Abyss