piątek, 3 kwietnia 2015

Od Deatha CD. Telary

Wbiegliśmy na plażę. Zacząłem się nerwowo rozglądać. Podeszliśmy aż do samej wody i zatrzymaliśmy się. Słońce już robiło się czerwone na zachodzie...
- Co teraz? - zapytała z niepokojem Telara.
- Nie wiem. Czekajmy. - odezwałem się, a potem spojrzałem na krystalicznie czystą wodę bijącą o piaszczysty, prawieże biały brzeg. Nagle zobaczyłem w wodzie jakiś błysk. Schyliłem się. To był malutki diamencik w kształcie serca. Podniosłem go delikatnie. Dostrzegłem jakieś słowa wypisane na drogocennym kamieniu.
- Co tam znalazłeś? - Telara zapytała mnie spoglądając mi przez ramię. Dokładniej przyjrzałem się znaleziusku. Uśmiechnąłem się pod nosem. A co mi tam? Możliwe, że zaraz zginiemy.
- Proszę. Jest dla ciebie. - wręczyłem diament Telarze.
- Coś jest tu napisane... - stwierdziła wadera, ale zanim zdążyła to przeczytać, podniosłem jej głowę i spojrzałem w jej oczy.
- Mogę cię o coś zapytać, Telaro?
- Tak...?
- Czy ten wilk zrobił ci krzywdę?
     To pytanie chyba zbiło waderę z tropu. Zaczeła nerwowo rozglądać się gdzieś za mnie, jakby szukała drogi ucieczki.
- Więc... no... ee... widzisz... nie.  - zaczęła się jąkać. - Rozmawiał ze mną. Lodowatym, ale za razem głębokim, czystym i poważnym głosem... nie wiem, o co mu chodziło, ale podejrzewam, że...
W tym momencie Telara urwała. Poczułem lodowaty chłód bijący z lasu. Obiegł całem moje ciało i udeżył wielką falą strachu. To co tam stało, było niewiarygodnie potężne. Odwróciłem głowę, aby móc spojrzeć w tamtą stronę. Całą plażę owiało mrokiem. To było takie... takie straszne uczycie. Nie potrafię go opisać... cień rozpaczy pomieszany z bólem, żałobą i... i wszystkim co niesamowicie straszne. I... mimo, że na plaży było zupełnie jasno od czerwieniejącego na zachodzie słońca, to w moim sercu panowała pustka i mrok. Na brzegu lasu stały dwa wilki. Jeden uniosły i poważny, drugi wredny z chytrym uśmieszkiem. Wkroczyli na plażę, jak gdyby nigdy nic. Czarna mgła w okół nich zniknęła. Rozwiała się nagle i uleciała z wiatrem. Trochę mi zelżało, ale spojrzałem na Telarę stojącą u mego boku. Na jej twarzy malował się cień przerażenia. Nagle zrobiła coś czego się zupełnie nie spodziewałem. Wyraz jej twarzy zmienił się na buntowniczo rozgoryczony. Zamachnęła się i z całej siły cisnęła moim prezentem w mroczne istoty nadciągające ku nam. Trafiła temu dostojniakowi w czoło i nagle stało się coś niezwykłego... obie istoty zaczęły rozpadać się w proch. Po kilku minutach nie zostało tam nic oprócz diamenciku. Zajęło mi troszkę, żeby się po tym otrząsnąć. Co się właściwie stało?
- Death... - zaczęła Telara niepewnym głosem. - Co było tam napisane?
- Kocham Cię - powtórzyłem słowa wyryte na kamieniu.
- Co?! - śnieżnobiała wadera wybałuszyła na mnie oczy, jakby nie mogła uwierzyć, w to co słyszy.
- Tak było tam napisane. - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- Ach, to dobrze... bo już myślałam, że ty faktycznie...
- To również prawda - ukłoniłem się z szarmanckim uśmiechem, nie wiedząc do końca, jak to rozegrać.

<Telaro? ^v^ Wybacz, że tak późno, ale niestety nie miałem pomysłu na odpisanie :v>

Od Day'a CD. Katherrine

- Bardzo cię przepraszam... - powiedziałem cicho. - Nie wiedziałem, że tu polujesz. Wybacz.
- A co jeśli nie wybaczę? - wadera uniosła brew i popatrzyła na mnie krytycznie. - Dawno się nie uaktywniałam w watasze i nie poznałam zbyt wielu wilków.
- Ta... - uśmiechnąłem się niezgrabnie. - Jestem Day. Też nie znam tutaj zbyt wielu wilków.
- Mhm... ja jestem Katherrine, ale możesz mi mówić Kath, Katy, Kathy, Kate i tak dalej, bla bla, bla. Zero formalności. - wadera uśmiechnęła się kusząco. Chyba trochę się zarumieniłem.
- To super. Może ja już ci nie będę przeszkadzał w polowaniu i w ogóle... - zerknąłem na Katherrine, aby wiedzieć, czy się na mnie gniewa. Nie widziałem w jej oczach jakiejś szczególnej sympatii, więc postanowiłem nie drażnić wadery. Odwróciłem się na pięcie i już miałem odejść, gdy wadera chwyciła mnie za ramię. Zacisnąłem powieki i odwróciłem się powoli w jej stronę.
- Myślisz naprawdę, że puszczę cię wolno tak szybko? Pomóż mi chociaż odzyskać mój obiadek, co? - wilczyca wyszczerzyła swoje zęby i puściła się pędem w pogoń za swoją zwierzyną. Przez chwilkę stałem osłupieniu, bo nie dotarło do mnie to, co się właściwie stało. Jednak po chwili mój mózg zdąłżył już sobie przyswoić i ruszyłem za ciemnowłosą waderą.

<Kathy? :D>

Od Ceiviry CD. Serine'a

Włóczyłam się bez celu po zamku. Niby rozglądałam się wokoło, próbowałam skupić na czymś uwagę, ale tak naprawdę odleciałam do zupełnie innego świata, z którego nie potrafiłam się wydostać. Cały czas rozmyślałam o Serinie i Chance. Każda rzecz mi go przypominała... Nieważne, czy spojrzałam na kawałek ściennej tapety, skrupulatnie ułożoną podłogę albo przyozdobiony sufit. Za każdym razem czułam okropny, przeszywający ciało ból. Nie mogłam do niego podejść, porozmawiać z nim, a nawet spojrzeć w jego stronę. Wszystkie takie gesty zaciskały na jego szyi śmiercionośną pętlę. Miałam ochotę płakać, zapaść się pod ziemię, umrzeć... Stąpałam po marmurowych schodach ze spuszczoną głową. Zatrzymałam się przy wielkich drzwiach, prowadzących na balkon. Położyłam łapę na klamce. Brakowało mi siły, by chociaż lekko pchnąć ogromne wrota. Straciłam wszystko, łącznie z chęcią życia. Gdy już miałam zrezygnować, usłyszałam skrzypienie. Otworzył mi Zaheer. Uśmiechnął się krzywo, próbując mnie rozweselić, ale nie zadziałało. Wyszłam na zewnątrz i przycupnęłam przy balustradzie. Nieopodal mnie stała Rorelle. Nic nie mówiła, tylko uważnie mnie obserwowała. Widziała, że jest mi ciężko, jednak miałam wrażenie, iż mi nie współczuła. Nie wiedziała pewnie o szantażu, a ja nie zamierzałam jej mówić. Wadera już chciała się odezwać, kiedy do moich uszu dotarł śmiech Chance. Drzwi otwarły się z hukiem. To, co zobaczyłam, przeraziło mnie. Koło niej stał Serine, ale wyglądał i zachowywał się inaczej niż zwykle. Znajdował się może centymetr od niej, a mimo to próbował zmniejszyć tą odległość. Tulił się do niej, przymilał. Spojrzałam mu w oczy. Przeżyłam szok. Tęczówki nie lśniły tak jak dawniej. Nie dostrzegałam w nich żadnych uczuć. Jego spojrzenie było puste, takie bezpłciowe.
- Co mu się stało? - pytałam samą siebie.
- Dzień dobry wszystkim - uśmiechnęła się szeroko Chance.
Nikt jej nie odpowiedział. Obsypywaliśmy ją zdziwionymi spojrzeniami. Jej jednak ta gra przypadła do gustu.
- Co z wami? Co was tak dziwi? Przecież to było oczywiste, że prędzej czy później do tego dojdzie. Serine od zawsze mnie kochał. Potrzebował tylko czasu, żeby to zrozumieć, prawda skarbie? - zaśmiała się.
- Prawda, byłem ślepy - odpowiedział całując ją w policzek.
Nie przytaknął szczerze. Każdy jego gest był sztuczny, a słowa przypominały wykute na blachę regułki. Rorelle zrobiła krok do przodu. Wiedziałam, że za sekundę zrobi się niemiło. Podeszła do Serine'a i spojrzała na niego.
- Mówiłam ci, żebyś uważał, a ty tak łatwo dałeś się omotać - rzekła surowo.
W jej głosie dosłyszałam jednak bezsilność, smutek, zawód. Okropne uczucia...
- Od kiedy niby mam cię słuchać? Zawsze miałaś gdzieś mnie i moje życie. Dlaczego teraz się mieszasz?! Uważasz się za moją matkę?! Bzdura! Ja nie mam matki, rozumiesz?! Nigdy nie miałem. Mogłaś zginąć razem z ojcem. Jesteś egoistyczna, pusta, bezużyteczna. Wynoś się stąd! Nie chcę cię znać! - wykrzyczał jej prosto w twarz.
Zamurowało mnie. Jak mógł ją tak potraktować? Staliśmy z Zaheerem w kompletnym osłupieniu i nie wiedzieliśmy, co robić. Rorelle nic nie odpowiedziała. Zachowywała kamienną twarz. Wyminęła syna i z podniesioną głową opuściła balkon. Próbowała udawać, że wszystko jest w porządku, ale w środku czuła ból. We mnie emocje kotłowały się. Wiedziałam, iż zaraz to ja wybuchnę.
- Nie poznaję cię. Dlaczego powiedziałeś to wszystko? Przecież wiem, że tak nie myślisz... - w moim głosie rozbrzmiewała bezsilność.
Podeszłam do niego, ale on mnie odepchnął. Pierwszy raz w życiu...
- Ty wcale nie jesteś lepsza! Zostawiłaś mnie, kompletnie olałaś, a potem poleciałaś do tego szczeniaka. Co ty sobie myślisz?! Jesteś podłą zdrajczynią! - po raz kolejny podniósł ton do maksimum.
W oczach stanęły mi łzy. Nie chciałam go skrzywdzić. Co ja narobiłam? To była moja wina...
- Dosyć tego! Nie będziesz się tak do nikogo odzywał.
Zaheer się zdenerwował. Podszedł do mnie i położył mi łapę na ramieniu. Teraz to on był zły. Chciał podejść do Serine'a, ale go powstrzymałam i pokiwałam ze zrezygnowaniem głową. Po chwili ból przerodził się w rozpacz, a rozpacz w szał. Przygotowywałam już ogromną kulę dźwięku. Gdy tylko mój wzrok padł na Chance, od razu ją zaatakowałam. Uderzyła plecami o balustradę i zapiszczała. Zbliżyłam się do nie. Zaczęłam ją okładać kolejnymi ciosami. Miałam już wszystkiego dosyć. Ona nawet nie próbowała się bronić. Uśmiechała się tylko szyderczo.
- Cei, stój! - krzyknął Zaheer.
Odwróciłam się. Zobaczyłam, jak Serine zwija się z bólu na ziemi. Wadera zaśmiała się.
- No, dalej. Bij mocniej! Tylko pamiętaj, że on też to czuje - powiedziała zuchwale.
- Co mu zrobiłaś? Gadaj! - krzyknęłam.
- Serine kocha mnie tak bezgraniczną miłością, że przeszedł przez pewien rytuał. Jesteśmy jak jedno ciało.
- To niemożliwe... - szepnęłam z niedowierzaniem.
- A jednak. Widzisz, ja zawsze dostaję to, czego chcę, a teraz proszę, wylecz mnie, skoro narozrabiałaś - rozkazała.
- Nigdy - powiedziałam, po czym odwróciłam się napięcie.
Byłam już przy drzwiach, gdy usłyszałam szczęk ostrza. Spojrzałam na Chance. W ręku dzierżyła ostry, bogato zdobiony sztylet.
- Co chcesz zrobić? - spytałam przerażona.
Ta uśmiechnęła się szyderczo i wyciągnęła do przodu łapę. Zbliżała do nie ostrze, aż wreszcie zatopiła w niej niebezpieczne narzędzie. Basior zawył z bólu, a ona wycofała się. Jednak po chwili znowu zaczęła. Serine zwijał się z bólu. Patrzyłam na niego, a z oczu kapały mi łzy. Słyszałam chrzęst łamanych kości, przesycony przeraźliwym wyciem. W moich tęczówkach odbijały się czerwone krople krwi. To był najgorszy możliwy sposób torturowanie mnie - jego cierpienie. Tak bardzo go kochałam...
- Wybieraj, albo ratujesz mnie, albo on zginie - wysyczała.
Zaheer stał jak osłupiały. Nie mógł wydusić z siebie słowa. Patrzyłam to na Chance, to na Serine'a. W głowie kłębiło mi się tysiące myśli. Jak można być tak okrutnym? Wadera uniosła klingę. Po chwili finezyjnie, powoli i z ogromną precyzją zaczęła ciąć swoją łapę. Krew lała się strumieniami. Nie mogłam dłużej na to patrzeć.
- Stój! - wrzasnęłam z bezsilności.
Szlochałam. Nie potrafiłam się opanować. Po chwili jednak zaczęłam cicho śpiewać. Rany na skórze Chance zrastały się tak samo jak u Serine'a. Zaraz po tym wybiegłam. Wpadałam do kolejnych komnat, po czym zaraz je opuszczałam. Wreszcie użyłam skrzydeł i wzleciałam na dach. Zamknęłam oczy. Próbowałam się uspokoić, ale nic nie pomagało. Wciąż byłam roztrzęsiona. Zbliżyłam się do krawędzi. Wzięłam głęboki oddech i już za chwilę runęłam w dół. Spadałam z niesamowitą prędkością w przepaść. Zwinęłam skrzydła. Byłam coraz bliżej ogromnych, ostrych głazów.
- Cei! - usłyszałam krzyk.
Otworzyłam oczy. Nie wiedziałam, co robić. Od śmierci dzieliło mnie kilka sekund. Wreszcie, dosłownie centymetr od skał, rozwinęłam skrzydła. Potem zaczęłam unosić się ku górze. Zatrzymałam się na balkonie. Stał tam Zaheer i Rorelle. Oboje nie wiedzieli, co zrobić, a ja w dalszym ciągu płakałam. Nagle wadera podeszła do mnie i mocno przytuliła. Nie wyrywałam się. Trwałam tak przez dobre kilkanaście minut.
- Wiem już wszystko. Zaheer mi powiedział. Posłuchaj, Serine nie robi tego świadomie. Chance rzuciła na niego urok. On mówi i zachowuje się tak, jak ona tego chce - wytłumaczyła.
- Jak to? Skąd wiecie? - dopytywałam.
- Młody opowiedział mi o rytuale. Połączyłam fakty. Cwana jest, ale poradzimy sobie z tym. Zobaczysz, wyciągniemy go z tego, ale musisz wziąć się w garść, być silna. Damy radę, obiecuję - szepnęła cicho.
- Ale jak? To w ogóle możliwe?
- Oczywiście, na wszystko znajdzie się sposób. Musimy tylko być cierpliwi i szukać - zapewniła.
Poczułam się znacznie lepie. Przestałam dygotać i płakać. W tamte chwili po głowie chodziły mi słowa, które niegdyś usłyszałam w swojej rodzinnej watasze:
"Podziękuj za cierpienie,
Czy umiesz, czy nie umiesz,
Bez niego nigdy nie wiesz,
Ile miłość kosztuje".

<Serine? Krwawo się zrobiło...>

Selekcja zakończona... [...]

Niezwykle negatywnym wynikiem. Ponad połowa wilków zdecydowała się odejść... fajnie, prawda? ;-; Nawet już mi się nie chce pisać, które wilki odeszły, więc napiszę po prostu, które zostają:

  • Grace
  • Samantha
  • Ila
  • Melody
  • Ceivira
  • Ecclesia
  • Telara
  • Diamond
  • Arisa
  • Miva
  • April
  • Emma
  • Night
  • Katherrine
  • Hamona
  • Ignis
  • Hazel
  • Ethel
  • Aventy
  • Veyron
  • Cyndi
  • Ghost
  • Death
  • Cobalt
  • Matt
  • Serine
  • Cole
  • Day
  • Ryan
  • Lost
To wszystkie wilki, które postanowiły zostać w watasze.
  Dziękuję wszystkim tym wilkom, bo większość z nich jest ze mną od samego początku watahy i nie opuszczają mnie pod byle pretekstami <3 A poza tym, już za osiem dni pierwsze urodziny watahy ^v^ Radość mnie rozpiera :D, a te wilki i ich właściciele, do których bardzo się przywiązałam będą mogli świętować razem ze mną. Dziękuję.
hayden