(Kiedy miałem kilka tygodni.)
Moja mama opiekowała się moją siostrą, gdy moja babcia zaszła mnie od tyłu.
-Skarbie... Nie przetrzymasz go długo przy życiu.- powiedziała do mojej mamy zimno.
-Wiem, ale będę go trzymać ile będę mogła... Uciekną z tond i będą szczęśliwi.- spojrzała na babcie.- Mówię ci. Będę ich bronić ile będę mogła.
Wiedziałem wtedy nie wiele, ale wiedziałem chodziarz tyle, że rozmawia się tu o mnie i Dezessi. Widząc powagę mamy przytuliłem się do Dezessi. Odwzajemniła uścisk.
-Sperkuś?- zapytała Dezessi.- Czy będziemy razem na zawsze? Nie rozdzielą nas?
-Nie Deze... Będziemy razem.- przysiągłem.- Na zawsze.
-To dobrze, że tak mówicie.- wtrąciła mama.- Macie się wspierać. Pewnego dnia dorośniecie, a wtedy skończycie ten koszmar... bądźcie cierpliwi i wytrwali.
-Pokonamy wszystkich razem!- Deze chwyciła mnie za łapę- Będziesz z nas dumna mamo!
-Tak...- nieśmiało potwierdziłem.
Babcia prychnęła.
-Sama go zaniosę pod pysk Wetora jak będzie trzeba.-powiedziała zimno babcia.
Mama oburzona wstała i zaczęła warczeć na babcie. Deze poszła w jej ślady. Ja też się przyłączyłem.
-Odejdź!- powiedziała mama.
-Numa! On ma zginąć!- zdenerwowała się babcia.
***
( Kiedy miałem kilka miesięcy)
-Zbierajcie się Sperkuś! Deze!- wołała mama.
Mieliśmy uciec z tej watahy jak najdalej, aż dorośniemy. Potem mieliśmy zabić naszego ojca i uwolnić spod jego władz dziesiątki wader gotowych oddać za niego życie. Wataha złotych zbroi miała raz na zawsze być wolna. Ja byłem bardziej przykuty do tej watahy niż Dezessi. Ojciec kazał zabijać każdego basiora którego spotkają białe wadery. W tej watasze były tylko takie... miałem białą matkę, siostrę, babcie, kuzynki, ciotki nawet ojciec był biały. Nie wiem jakim cudem jeszcze wtedy żyłem. Wiem tylko tyle, że matka była betą i sprawiała pewne problemy... i tylko uciekając mogła mnie uratować.
-Sperkuś... co jest?- zapytała Dezessi.
-Nic... Jeśli to się nie uda to wierz, że już złota zbroja czeka na ciebie? Masz ją włożyć kiedy będziesz mieć dwa lata... Ta zbroja jest naprawdę... piękna i jest na Chełmie diament.
-Nie chce tej zbroi.- powiedziała obrażona.
-Czemu?- zdziwiłem się.
-Wiesz... Gdybym ją przyjęła oznaczało by to, że będę robić tyle zła co inne wadery... Zabijać wszystkich basiorów... i wadery które nie są białe. Wierz, że ojciec powiedział, że jak dorosnę... będę alfą, razem z nim.
-Wyczuł twoje moce?- zadziwiła się mama.
-Nie wiem... Jakie mam moce?- zapytała ciekawska Deze.
-Nie mogę ci powiedzieć kochana. Jak dorośniesz będziesz wiedzieć.
Deze wtuliła się w futro mamy. Ja też to zrobiłem. W tym miejscu w którym mieliśmy watahę zawsze był śnieg więc było też zimno. Deze jak to ona zasneła po kilku sekundach. Mama delikatnie wzieła ją w pysk i zaniosła do naszej nowej mniejszej jaskini. Ja szedłem obok niej.
-Mamo... Nie lepiej bym uciekł już teraz? Deze by mnie wezwała w odpowiednim dniu...- powiedziałem.
Nie zareagowała, aż doszliśmy do jaskini i jak odłożyła Deze.
-Było by to jeszcze bardziej niebezpieczne. Deze nie zginie nawet jak się sprzeciwi ojcu, a ty musisz- koniecznie, więc jakbyś teraz uciekł sam to wadery by cie wytropiły i zabiły nawet bez mojej wiedzy. Twoje moce będą w takiej sytuacji... Bez użyteczne... Dużo o tym myślisz?- zapytała zatroskana.- Za dużo. Musisz stawać się coraz silniejszy... To tobie chce powierzyć najważniejsze zadanie... Zabicie go.- mamie zaświeciły się oczy.
Zasnąłem obok Deze. Tylko je dwie miałem. Deze miała jeszcze wtedy takie czyste serce, bez brudu jakim jest miłość. Ojciec dzięki temu nie mógł jej nic zrobić. Deze miała przejąć po nim stado. Miała być władczynią ziem i wszystkiego czego ojciec dotkną. Deze miała zdobywać coraz więcej terenów i watah. Ja miałem zginąć bym nie miał potomków. Jednak Był jeden wyjątkowy Basior który miał identyczne moce jak ojciec( był też biały). Ten Basior miał być razem z Deze Alfą po śmierci Ojca...
***
(Kiedy miałem 1 rok i 6 miesięcy)
-Mamo! Mamo!- usłyszałem krzyki Deze.- Mamo! Proszę wróć!
Deze płakała.
Wybiegłem z jaskini biegnąc za głosem siostry. Dobiegłem do niej. Stała nad urwiskiem. Zdziwiłem się. Spostrzegłem, że na śniegu było trochę ślady dorosłej wadery. Prowadziły do skraju urwiska. Widziałem też kilka kropelek łez na śniegu. Spojrzałem dalej za urwisko. Zobaczyłem ojca któ®y uśmiechał się pobłażliwie do Dezessi. Za nim stało całe stado białych wader. Wszystkie wyglądały bardzo podobnie: długie białe futro, niebieskie lśniące oczy i złote zbroje. One patrzyły się zachłannie na mnie. Między waderami zaczął się ktoś przedzierać do przodu. Wyłonił się Rott. Następca ojca. Spojrzał na mnie sztucznie przerażony, a potem spojrzał na szlochającą Dezessi i się uśmiechną zadowolony.
-Deze!- krzyknąłem.-Nie daj się!
Spojrzała na mnie. Wiedziałem co się kroi i ona też o tym wiedziała.
-Ty też się nie daj!- zaszlochała bardziej.- Pójdę teraz „gdzieś”. Możemy iść tam razem.
-Nie ja pójdę do nich...- zawahałem się, ale musiałem czegoś spróbować.
***
(Tydzień po śmierci matki. Byłem już w watasze jako Beta.)
Do mojej jaskini weszła wadera. Była piękna. Uśmiechnąłem się do niej.
-Witaj Sperrk!- powiedziała melodyjnie.
-Witaj! Co cię tu sprowadza?- zapytałem nie ciekawy odpowiedzi.
Żyłem jak król w tej jaskini więc czemu miałbym z niej wychodzić.
-Wetor cię wzywa.- powiedziała czekając na mnie.
Wstałem. Podszedłem do jej prawego boku i skinąłem głową na znak, że możemy już iść. Przy wyjściu z jaskini czekały na mnie inne wadery. Tworzyły taki jakby korytarz do mojego ojca. Stał obok niego Rott. „Pewnie ojciec w końcu go zabije i mnie... MINIE! Mianuje na jego godnego następce.”- myślałem z dumą. Ahh.. Te wadery będą widziały jak staję się ich nowym i przyszłym królem!
Podszedłem już do ojca.
-Witaj Sperrk”u.- powitali mnie.
-Witaj ojcze!- ucieszyłem się.- Rott...
-Sperrk...- powiedział z zawiścią Rott.
Ojciec odetchnoł.
-Wiesz, że Dezessi się tu pojawiła?-ojciec wymówił jej imie z czcią.- Wyglądała tak cudownie!
-Deze... Dezessi tu była?- ucieszyłem się.- Gdzie jest teraz?
-Jeszcze nie wiem Wadery ją śledzą.- odpowiedział.- Wiesz o czym mi przypomniała jej wizyta? Ciebie tu nie powinno być. Powinieneś zginąć, a ona powinna odebrać zbroję. Rott dziś ma cie zabić.- oświadczył.
Rott uśmiechnął się do mnie.
-Nie będę taki...- powiedział.-Wybiorę dwie wadery na to zadanie.
-Ehhh... Tchórz!-wykrztusiłem zaskoczony obrotem sytuacji.
Babcia podeszła do mnie i szepnęła:
-Twoje moce to: Zmienianie się w ducha, panowanie nad umysłem i ciałem wilków i żywiołów i umiesz regenerować siebie i umiesz zmieniać się w inne wilki i zwierzęta. Dez też. Użyj tych mocy.- szeptała bardzo cicho. Potem zwróciła się do mojego ojca.-Powiedziałam mu to co chciała mu powiedzieć moja córka.
-Brać ją!- krzykną Ratt.
Spojrzała na mnie ciepłym spojrzeniem i została zabrana ode mnie przez pięć wilczyc.
Wiedziałem, że teraz muszę uciec. Użyłem mocy i skupiłem się nad tym by przemienić się w ducha. Udało się. Szybko przedostałem się przez tłum kłów i pazurów wader i Rotta. Wiedziałem, że moc słabnie. Potem już nie będąc duchem biegłem ile sił przed siebie. Biegłem tak długo, aż zgubiłem „towarzystwo”. Co dzień oddalałem się od watahy ojca.
Każdego dnia szukałem zapachów Dezessi. Pewnego PIĘKNEGO dnia je znalazłem... były świeże, więc poszyłem za nimi.
***
(Kiedy byłem już dorosły i to w pełni. I kiedy znalazłem tą watahę a w niej moją siostrę.)
Wyczułem tu bardzo dużo zapachów wilków, ale był w nich ten jeden wyjątkowy.. Należał do Dezessi. Szedłem za nim. Dotarłem w pewnym momencie do jakiejś jaskini. Tam czułem bardzo dużo jej zapachu. Zauważywszy wśród tych jaskiniowych ciemności jasne niebieskie oczy. Nie mrugały przez długi czas.
-Sperrk!- krzyknęła rzucając się na mnie.
Przytuliłem ja mocno do siebie. Śmialiśmy się i płakaliśmy ze szczęścia.
-Pokarzę ci tą watahę!- stwierdziła prowadząc mnie „gdzieś”.
Pokazywała mi swoje koleżanki itd... Ja jednak zauważyłem pewną piękną i niezwykłą waderę... W której teraz zakochałem się do szaleństwa. Ignis- tą spokojną nieśmiałą, wspaniałą Ignis!
<Cała historia Sperrk’a na tacy...>