Biegłam przed siebie. Zdyszana i spragniona szukałam kogoś do pomocy. Nie wiem jak długo wytrzymam. Łapy same zaczęły się pode mną uginać. Obejrzałam się za siebie by sprawdzić czy dalej mnie goni. Jego posstać dalej za mną biegła. Nie miałam sił. W pewnym momencie poczułam jak gwałtownie zatrzymuję się, a zaraz po tym straciłam równowagę. Podknęłam się o wystający korzeń. Moje ciało bezwładnie spadało w dół kiedy stałam się niewidzialna. Upadłam z hukiem tocząc się niżej i słysząc jak suche gałęzie łamią się pod moim ciężarem. Zatrzymałam się uderzając w drzewo.
Obudziłam się w jakiejś jaskini. Okryta byłam kocem prawdopodobnie z niedźwiedziego futra. Pod głową delikatnie wypełniona pierzem poduszka. Podniosłam głowę sycząc z bólu. Zanim jednak zdążyłam wyjść spod nakrycia usłyszałam głos basiora.
- Nieźle się urządziłaś! Nawet nie chcę wiedzieć cośty robiła. - Zbliżył się do mnie.
<Basiorze?>