poniedziałek, 22 czerwca 2015

Od Dezessi CD. Veyrona

Patrzyłam jak odchodzi chyba nie widział większości moich uśmieszków. Jaka ślepotka!
-Veyron?- zapytałam.-A tak z innej beczki…
-A nie miałaś się obrazić na zawsze?- zapytał sarkastycznie. Zignorowałam to.
-Jak zamierzasz spędzić jutrzejszy dzień?
-No jeszcze nie wiem…- zdziwił się.
-To fajnie! Ja mam genialny pomysł!- powiedziałam mając pustkę w głowie.
-Masz szybkie zmiany nastroju… Zauważyłaś to?- zachichotałam.
-Nie no! Ty myślisz, że ja serio z tym obrażeniem się?- pokiwał głową.- Coś ty!
Już atmosfera zaczęła się ocieplać. Wcześniej to jakoś było tam nie przyjemnie… Dziwnie. Zaczęłam coś nucić nie wiedziałam dokładnie co, ale jakie to ma znaczenie? Zaczęłam podskakiwać z radości.
-Też masz wrażenie, że zawsze tu było pięknie, ale dopiero teraz to zauważyłeś?- zapytałam od tak.
Popatrzył na mnie. Spuścił wzrok na ziemię, podniósł na mnie i tak kilka razy. przygryzł wargę i zamyślił się.
-Wszystko oki?- zapytałam.
-Tak i tak.- powiedział zamyślony.
-A to drugie tak?- zapytałam.
-Na to twoje pierwsze pytanie.
-O! Jak miło. To chodź nie marudź.- pociągnęłam go za sobą.
Więc! Nareszcie dotarłam do jego domu. Wzięłam głęboki wdech i wydech. 
-Do jutra.- powiedziałam stojąc i się nie ruszając.-Miłej nocy.
-Jasne dzięki. Tobie też.- zmieszał się.
Miałam taką podnietę jeszcze nie wiedziałam z czego. Zaczęłam się rechotać na cały głos. Trzęsłam się na trawie jak po dotknięci paralizatora.
-EJ wszystko ok?- zapytał uśmiechając się.
Kiwnęłam głową, a ten zaczął się śmiać i tarzać. Minęło chyba pół godziny zanim się ogarnęliśmy.
-Do jutra. Pod głazem się spotkamy.-powiedziałam przez łzy.
-Jasne!- odpowiedział entuzjastycznie.
Miałam MEGA głupi pomysł. Przeszłam do realizacji. Otarłam łzy. podeszłam do Veyrona i…cmoknęłam go w lewy policzek. Potem szybko odskoczyłam przypomniałam sobie o moim honorze i uciekłam szybko do swojej jaskini. Dopiero tam zaczęłam myśleć. Może nie zauważył?! Tego będę się trzymać. Zasnęłam z tą myślą. 
Jak się obudziłam zauważyłam Veyrona patrzącego na mnie z uśmiechem na twarzy. Przestraszyłam się tak bardzo, że wznieciłam ogień.
-Przepraszam. Hej. Muszę coś zjeść więc idę zapolować. Ty tu zostań! Albo idź…- zaśmiałam się idiotycznie.
Wyszłam z jaskini. Powoli wróciłam z jedzeniem do jaskini. Spojrzałam na leżącego po środku basiora. Położyłam przed nim jedzenie i zaczęłam jeść. Wszystko dokładnie gryzłam kawałek po kawałku.
-To co idziemy?- zapytał jak zjadłam.
-Pewnie!- ucieszyłam się.- A gdzie?
-Nie wiem. Wczoraj mówiłaś, że masz świetny pomysł na dziś dzień.- Powiedział miło na mnie patrząc.
-Co masz na myśli? To nie ty! Ty tak się nie zachowujesz….-zasmuciłam się.
Prychnął. Usiadł obok mnie. Po chwili zaczął padać deszcz.
-No to mamy czas na gadanie.- powiedziałam.
-Mnóstwo.
-To co się stało wczoraj… Sorry głupi pomysł…- Pomyślałam „miłość czy nie miłość to głupie”.
Nie odezwał się. Siedzieliśmy i zapowiadało się, że będzie padać jeszcze przez cały dzień. Mnóstwo czasu do rozmów. widać było, że Veyron coś ode mnie chciał. Ja jednak starałam się powstrzymać prawdę o „miłośc"i którą go darzę. Jednak nie wytrzymałam i powiedziałam mu prawdę. ten nie wzruszony nawet się nie ruszył. cały czas myślał. Ja jak taka głupia wyznają mu miłość, a ten co?! Nico! Jednak ja też siedziałam i się nie ruszałam… W końcu się odezwał

<Miałam wenę! Przez chwilę potem było gorzej…>

Od Ignis CD. Sperrka

- Nie, dzięki. Nie mam ochoty na spacer.
Spojrzałam chłodno na basiora. Jego iskierki w oczach, ich blask… Przypomniałam sobie to, co mówił mi o swoich złych przeżyciach z przeszłości: że nie czuje żadnego bólu związanego z tamtymi zdarzeniami. Nic. Kompletnie nic.
Skąd miałam wiedzieć, czy jego uczucia do mnie nie są warte tyle samo?
Zwątpiłam. Kurczę. Za nic w świecie nie podejrzewałabym siebie o miłość. Czy to w ogóle była miłość? Zwątpiłam. Bardziej wątpiłam w moje uczucia niż w to, że Koszmarek wrzuci mnie z powrotem do Tartaru.
Odwróciłam łeb. Czy tamte zdarzenia wywołują we mnie ból? Nie. Najwyżej zwiększają moją determinację do walki. Nie mogłam wrócić do tamtego piekła. Nie mogłam.
- Chcę zostać sama. – Starałam się, by mój głos brzmiał uprzejmie, ale wyszło jak zwykle. Bezbarwny, wręcz chłodny. 
- Gniewasz się?
W pierwszej chwili miałam ochotę na niego wrzasnąć. „Chcę zostać sama! To takie trudne do zrozumienia?!” Opanowałam się jednak i z trudem wykrztusiłam:
- Po prostu zostaw mnie samą.
Basior odszedł; słyszałam cichy szelest uginających się pod jego łapami traw. Nie odwracałam się. Nie chciałam tego widzieć. Nie chciałam słyszeć. Chociaż przez jedną sekundę, chciałam przestać czuć.
To była jedna z tych chwil, w których gniew rozsadza cię od środka, chcesz zrobić coś szalonego, byle cię opuścił, ale mimo to nadal nie wiesz, co tak naprawdę cię rozdrażniło. Jak się nazywało to uczucie? Aha, podłość. Czułam się podle.
Wzięłam do łapy pierwszy lepszy kamień i cisnęłam go w wodę. Rozległ się plusk, na wodzie powstały okrągłe fale. Wpatrywałam się w nie jak zahipnotyzowana.
„Ciiii… Wszystko będzie dobrze. Pokonasz tego idiotę. Rozpal ognisko. Połóż się. Uspokój nerwy. Wszystko będzie dobrze.”
Zrobiłam to, co kazał mi rozsądek. Słońce skryło się na chmurami, drewno wspaniale się zapaliło. Ogień mienił się tysiącami ciepłych kolorów, każda mała iskierka, każda pojawiająca się i gasnącą, należała do płomienia, by nadać mu sens i harmonię. Ogień był taki prosty, tak nieskomplikowany, a jednocześnie nic z niego nie rozumiałam. Daje ciepło, światło, swoje piękno; dlaczego? Ogniki, iskierki niczym gwiazdy na nocnym niebie, błyszczą ciepłymi barwami, nadając światu doskonalszego wyglądu. Taki śliczny, spokojny, prosty. „Wszystko będzie dobrze.”
Ogarniająca mnie błogość nasuwała się coraz natarczywiej. Zamknąć oczy, przestać myśleć, wyrzucić z umysłu i serca wszystko i wszystkich. Stać się płomieniem ognia, pięknym, dostojnym, dającym ciepło i światło, a mimo wszystko pozostać niebezpieczną, dziką iskrą, gotową parzyć, jak tylko się jej dotknie. Takie było moje postanowienie, gdy uciekałam z wioski. Co się stało, że się otworzyłam, co się stało, że popełniłam tak głupi błąd i pozwoliłam swoim uczuciom wygrać?
„Uczucia to też jakiś rodzaj ognia.” Nie. Uczucia mieszają, wytracają się do życia, nieproszone, niechciane. Są beztroskie, nie znają jutra. Rozsądek zna i wie, że to co robią uczucia jest bezsensownie głupie. Dlaczego więc istnieją? Bez uczuć nie byłoby duszy, bólu, miłości. Nie byłoby radości. Czy ogień, taki ciepły, może być jednocześnie chłodny?
Uczucia to rodzaj ognia? Ciepłe, ale bolesne? Piękne, ale niebezpieczne? Nie, nie, nie. W takim razie nie chciałam być już płomieniem.
Ale jak nie płomieniem to czym? „Robakiem”, przyszła pierwsza myśl. Nie. Byłam silna, miałam walczyć. Ale skoro ogień jest inny, to czy ja nie upodobniałam się do niego? Czy to znaczy, że mam być inna? Czy byłam inna? Inna niż miałam być?
Otwarta, nie zamknięta? Pozwalająca się nieść falom uczuć? Być dziką? Czy ja przez cały ten czas nie byłam sobą?
Przeszłość, przeszłość, przeszłość. Znowu, znowu, znowu. Zimne drgawki, palące gardło, czerwona wysypka. Nie, nie, nie. Dlaczego?
Mój rozsądek się wyłączył. Po raz pierwszy w życiu kierowałam się emocjami. Gdzie one mnie doprowadziły?
- Sperrk? – zapytałam nieśmiało, patrząc w oczy basiora. Leżał na polanie, kawałek dalej od jeziora. Byłam zziajana od jednostajnego biegu, pot spływał po moim ciele. Czułam w nozdrzach jeszcze zapach palącego się drewna, które zostawiłam za sobą.
- Sperrk? – powtórzyłam. – Nie… Zostań ze mną. Proszę.

<Ciemniejsza strona Ignis… Orientujesz się, co jest jawą, a co snem?>

Od Telary CD. Deatha

- Wbijamy się!- mrugnęłam w jego stronę - A szyfru nie trzeba, wystarczy rozwalić drzwi... Odsuń się...
Skupiłam się na drzwiach a po chwili na pnączach rosnących na murze. Rośliny zaczęły się przemieszczać, aż dotarły do drzwi. Następnie rozerwały szyfr na drzwiach i otworzyły je szeroko.
-Wow- powiedział Death.
-Dziękuję - uśmiechnęłam się - Chodźmy.
Weszliśmy do środka upiornego zamku. Moją uwagę przyciągnęła wielka biblioteczka po prawej stronie. Na wprost był mały starodawny salon oraz po lewej wielkie metalowe drzwi.
-Myślę, że mieszkają lub mieszkali tu ludzi. Na wszelki wypadek przyjmijmy postać ludzi- spojrzałam na niego po czym znów użyłam swojej magii...
-Ach jak ja nie lubię chodzić na dwóch łapach - uśmiechnęłam się.- Teraz ty...

<Death? >

Od Melody CD. Losta

Obudziłam się dość wcześnie, tuż po wschodzie słońca. Przeciągnęłam się i spojrzałam na śpiącego Losta.
Wyglądał tak... uroczo. Zarumieniłam się na tą myśl po czym spoważniałam i potrząsnęłam głową aby ją wyrzucić.
- Lost. Pobudka...- szturchnęłam go w ramię.
-Co, co?- zapytał zaspany.
Zaśmiałam się cicho:
-Dzień dobry - uśmiech zniknął z mojej twarzy- Ruszamy dalej....
-Gdzie?- wstał z ziemi i otrzepał się przy tym ziewając.
-Pójdźmy do najstarszego czarownika na tej ziemi. On na pewno zna odpowiedzi na nasze pytania. Tylko kłopot w tym, że nie wiem gdzie go szukać...- westchnęłam...

<Lost? Bardzo przepraszam za nie pisanie... :c >

Od Cole'a CD. Blair

Blair wbiła swoje ostre pazury w szyję kocicy, ale ta nie umarła; odskoczyła z gwałtownym sykiem.
- Jak śmiesz, ty wstrętny szczeniaku! Oddawaj pióro! Nie masz ze mną szans! - Wychrypiała chwytając się za gardło. Wielka rana na nim zaczęła syczeć i dziwnie parować.
- Regeneruje się! - Krzyknęła wilczyca w moją stronę.
- Nie możemy jej na to pozwolić! Musimy ją złapać, zanim odzyska pełnię sił! - spojrzeliśmy po sobie porozumiewawczo. Wadera rzuciła się na panterę i zaczęła ją agresywnie drapać po twarzy. Ja skupiłem w sobie całą energię. Spod ziemi wystrzeliły wielkie pędy traw i zielska.
- Cole! Szybciej! - wrzasnęła Blair. - Nie daję rady!
- Za trzy... dwa... TERAZ, SKACZ! - Posłałem w stronę kocicy wszystkie wielkie, grube posplatane ze sobą liany, kiedy tylko Blair odskoczyła. Wznieciłem przy tym tumany kurzu i padłem na ziemię osłaniając oczy. Minęło chyba z pięć minut, za nim cały pył opadł. Cała trójka miała brązowe od kurzu i piasku, brudne futro. Podbiegłem do Blair.
- Nic ci nie jest? - pomogłem jej wstać i obejrzałem ją z każdej strony z niepokojem. Na szczęście nie była ranna.
- Ale co...? Yy... nie... chyba. - odrzekła półprzytomnym tonem.
- No tak. Ale co z tamtą... - spojrzałem w stronę bioorganicznej klatki, ale była pusta. Pantera... zniknęła.

< Blair? Wybacz, że tak długo musiałaś czekać ^.^ >

Od Veyrona CD. Dezessi

- Nic ci nie jest? - wyjrzałem przez półkę skalną.
- Nie - burknęła wadera spoglądając na mnie z dołu.
- Oj, no nie obrażaj się już. Metr w dół pod kamieniem na którym siedzisz znajduje się ścieżka, którą dotrzesz na górę - westchnąłem.
- Nie dzięki. Wolę tu siedzieć - mruknęła Dezessi.
- Okej, jak sobie chcesz - odwróciłem się na pięcie i już miałem odejść, gdy usłyszałem za sobą głos wadery.
- Nie no... co ty... chodź tu! Wracaj. Ja tylko żartowałam! Uh... to gdzie ta ścieżka?
- Musisz zeskoczyć w dół - odrzekłem buńczucznie.
- Dzięki - mruknęła Dezessi i już po chwili znalazła się obok mnie na górze.
- No, ostatnie kule już odleciały. Całkiem miło było. - stwierdziłem. - Pójdę już lepiej do domu.
- Czekaj... co? Chcesz mnie tu tak zostawić?! Nie odprowadzisz mnie?! - żachnęła się wadera.
- Podobno jesteś na mnie obrażona. - Przewróciłem oczami.
- A, racja. Idź sobie - wadera wydęła wargi.
- To świetnie - odwróciłem się od niej plecami i ruszyłem w przeciwnym kierunku.
- A żebyś wiedział! Phi! Bezczelny.
- Jutro się widzimy - mruknąłem pod nosem.
- Nie myśl sobie! - odkrzyknęła wadera z daleka. - Obrażam się na zawsze! Już nigdy się do ciebie nie odezwę!
- Jak sobie życzysz, moja pani... - pokręciłem głową.

<Dezessi? Nie mam zielonego pojęcia, o czym napisałaś w poprzednim opowiadaniu... >

No hej! Nr 2

Kolejna selekcja, trololololooo... w watasze było już kilka selekcji i chyba każdy wie, na czym to polega ^.^ Jeśli nie, to w tym poście na samiutkim dole będzie napisane "Etykiety", a potem klikniecie w etykietę "ogłoszenia", a kiedy przeniesie Was na tamtą stronę, zescrollujecie (wiedzieliście, że jest takie słowo jak "zesklerociejecie"? xD) na dół i przeczytacie, jak to było z poprzednimi selekcjami :3 Jeśli czegoś nie wiecie, to piszcie w komentarzach - odpowiadam na każdy. 
Bo, wiecie, mam wrażenie, że wataha upada. Że nikt na nią nie zagląda, nikt nie pisze opowiadań, nikt nie udziela się na czacie... nikt nawet nie przyszedł na urodziny watahy i wstawiłam chyba tylko jedno opowiadanie. Serio, może prowadzicie swoje watahy, może uważacie, że inne są lepsze, ale jak dołączacie, to chociaż się udzielajcie. Nawet nie wiecie, jakie to męczące ganiać każdego, żeby napisał opowiadanie, a on i tak tego nie robi. Jestem młodsza od większości z Was i trochę z tym wszystkim nie wyrabiam. Także: Ankieta trwa do jutra. Kto chce - zostaje (ale proszę go wtedy o napisanie opowiadania w ciągu trzech dni od zakończenia selekcji inaczej keep out), a kto nie chce - wynosi się. O to prawo świętego Graala, które właśnie wymyśliłam :3