wtorek, 16 grudnia 2014

Od Serine'a CD. Ceiviry

Na wstępie chciałabym cie poprosić, byś nie brała sobie do serca słowa Serka :I
- Co jest? - spytałem obojętnym głosem. 
- Mam wspaniałe wieści - wadera ewidentnie była zadowolona. 
- Jakie? - mój głos zmienił się na normalny. 
- Więc... Ty... I Chanse... 
Obawiałem się najgorszego. Każda sekunda była udręką, z każdą sekundą czułem jak ściska mi gardło. 
- Będziecie mieli ślub- powiedziała radośnie z klaśnięciem. 
Zamurowało mnie. Niewidzialne ręce ścisnęły mnie za gardło i nie chciały puścić. W głowie miałem tylko jedno pytanie: "Dlaczego" ? Szybko zastąpiłem go inną myślą. Zacząłem układać plan, który nie był najlepszy, ale mógł zadziałać. 
- Wspaniale - powiedziałem w końcu. Wadera spojrzała ze zdziwieniem. 
- Myślałam, że będziesz się sprzeciwiać.
- Co? Niby dlaczego? - zacząłem udawać zaskoczonego. - Chanse to cudowna wadera. Nie to, co Ceivira - machnąłem łapą nadal udając. - A jej uroda...
- Uroda Chanse - chciała się upewnić. 
- No oczywiście! Cei? Pfff! Nie chcę mieć już do czynienia z tą brzydką waderą - powiedziałem spokojnie. Każde słowo o Cei coraz bardziej mnie raniło. Nie wiem, co mnie pokusiło do takiego zachowania, ale wiedziałem, że to jedyny sposób, aby rodzice na ten moment dali mi spokój. - Kiedy będzie...
- Ślub? Za cztery dni, równo w niedzielę.
- To fantastycznie - powiedziałem z mniejszą euforią. W moim głosie było słychać przygnębienie. 
- Coś nie tak? Obawiasz się, że Ceivira coś popsuje? Zajmiemy się nią. 
- Co!? NIE! - zaprzeczyłem od razu. Mogliby zrobić jej krzywdę, a wiem, do czego zdolne są wilki krwi. poza tym nie ufałem im jeszcze dostatecznie. - Znaczy... Nie trzeba. Sam to zrobię. 
- W sumie sami się już tym zajęliśmy - machnęła łapą. 
- Co? 
- Nieważne, muszę lecieć papapapaaaa! - krzyknęła radośnie podśpiewując. 
Ceivira zniknęła mi z oczu. Rozpłynęła się w powietrzu. 
- "o nie" - powiedziałem w myślach. Pobiegłem w stronę jaskiń wilków choć powinienem szukać w przeciwnym kierunku. 
- "Cei gdzie ty jesteś" ? 
Niestety zamiast czarno - białej wadery znalazłem Chanse. Podbiegła do mnie uchachana i objęła. 
- Słyszałeś o naszym ślubie, prawda?
 -No, jestem zachwycony - po raz kolejny zacząłem odgrywać ten beznadziejny teatrzyk. 
- Cieszę się jak nigdy. 
- Wolisz czysta biel, czy kość słoniową? 
- Co? 
- Kolor sukni! 
- Sukni... - przełknąłem ślinę. To się wpakowałem. W każdej chwili mogłem uciec, ale nie wiedziałem gdzie jest Ceivira, a ojciec z pewnością wysłałaby po mnie jego strażników. Widząc ich na przyjęciu nie chciałem mieć z nimi do czynienia. - Czego nie wybierzesz, i tak będziesz wyglądała ślicznie - uśmiechnąłem się. Fałszywy uśmiech zniknął, kiedy wadera odeszła w podskokach. Widząc odchodzącą waderę przypomniało mi się jezioro. Czemu na to nie wpadłem od razu? Na pewno tam będzie. Nie zna tak dobrze tych terenów, a w takim stanie raczej zapuszczać się w głąb lasu nie będzie. 
Bingo. Wadera siedziała zgarbiona patrząc sie w swoje odbicie.
- Cei! 
- Czego chcesz? - spytała szorstko. 
- Posiedzieć, porozmawiać. 
- A masz mi cos ważnego do powiedzenia? 
- W sumie to tak. 
- Więc słucham.
- T nie jest takie proste. 
- Ostatnio nic nie jest proste. 
- Ja i Chanse bierzemy ślub - powiedziałem patrząc się w szare niebo. 
- To fantastycznie! - krzyknęła. Było widać, że udaje. 
- Co? 
- Jak to "co" ?
- Nie jestem ci teraz potrzebna - powiedziała ze łzami w oczach. 
- Cei, co ty najlepszego opowiadasz? Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza - położyłem jej łapę na ramieniu, ta tylko strąciła ją wstając. 
- Najważniejsza? najważniejsza!? Lepiej wracaj do swojej narzeczonej, bo z taką "brzydką wilczycą" raczej nie chcesz się zadawać! - jej głos był na granicy płaczu. - Oj tak Serine. Myślisz, że jestem głupia? Jestem wilkiem dźwięku! Słyszałam WSZYSTKO!
Nie wytrzymałem. W jednej chwili poczułem się jak nie ja. Jakby moimi uczuciami i ciałem zawładnął ktoś inny. 
- CO SIĘ Z TOBĄ DO CHOLERY DZIEJE!? - krzyknąłem. Wilczyca cofnęła sie o krok z przerażeniem. Szeroko otwarła swoje fioletowe oczy. Spojrzałem w nie z każda sekunda napływały do nich kolejne krople łez.
- Serinie, nie poznaje cie - wyszeptała. Od razu zmieniła nastawienie. Jakby to nie ona sie uniosła tylko sam ja. 
- Nie poznajesz? To ja ciebie nie poznaję!  Robię wszystko, byś była szczęśliwa, wszystko, byś została, byś w końcu zrozumiała, ŻE NIE KOCHAM CHANSE!!! - wydarłem się na całe gardło. Samica stała i nie mogła w to uwierzyć, że tak zareagowałem. Wiedziała, że nigdy nie podniósłbym na nią głos. Cofnęła sie o kolejny krok, następnie o dwa. Tak odwróciła się i uciekła. Ja stałem ze łzami w oczach. Wbiłem pazury w ziemię. Zagryzłem wargi tak mocno, że poczułem smak swojej krwi. Nie smakowała jak każda inna krew. . Ta była gorzka. Złapałem się za głowę także lekko ją raniąc. Jednak rany same się zagoiły, a strużki czarnej mazi zaczął zmywać deszcz. Leżałem wpatrując się  w krople deszczu spływające po moim futrze.
- Cei, przepraszam - powiedziałem ochrypłym głosem. W tamtej chwili chciałbym, aby to usłyszała, aby wróciła i powiedziała, że wszystko jest w porządku. Chciałem poczuć jej dotyk. Jednak rzeczywistość nie pozwoliła na to. Pomiatał mną na lewo i prawo budząc we mnie to, co najgorsze. 

<Cei? Przepraszam :C >

UWAGA!

Ech... lepiej tym razem przeczytać :3. Tak jak wcześniej zapowiedziałam (tu >>>klik<<<, jak ktoś nie widział, albo nie pamięta), selekcja. Tak. Wszystkie wilki, które mają zamiar zostać w watasze i dalej mnie wspomagać, pisząc opowiadania, proszę o wysłanie imion wilków, które chcą zostać na blogu, na prywatną pocztę, o tu >>>klik<<<. W tytule wpiszcie po prostu "Selekcja", nic więcej nie trzeba. Oczywiście, jeśli jakieś wilki chcą wyrzucić swoje stare wilki i dodać nowe, nie ma problemu :D. Na imiona Waszych wilków czekam do... yyy... ee... trzy dni, czyli do piątku 19 c:. Do godziny... 20:00? Ok, to ustalone ^^. Jeśli ktoś nie przeczytał tego zawczasu, bo nie zajrzał na bloga, proszę napisać wyjaśnienie na PP. Nieobecnych nie biorę pod uwagę :3. To tyle. Miłego dnia c:
hayden

Od Goyavigi CD. Malika

- Nie mam pojęcia, ale na razie się nie zanosi żeby przestało... nie przepadam za deszczem. – westchnęłam głośno. – Ale jakby co, to mi się nigdzie nie spieszy, więc narazie możesz tu zostać. – powiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie, co basior odwzajemnił.
- Co to? – spytał patrząc na skałę obłożoną różnokolorowymi kamieniami.
- A to... takie pamiątki. – zmyśliłam coś. W sumie nie wiem, czemu trzymałam je tak na wierzchu, skoro były dla mnie tak ważne...
- Skąd? – podszedł do nich zainteresowany.
- Nie dotykaj! – powstrzymałam go. Cofnął łapę przestraszony. – Są ważne. – on wrócił na swoje miejsce patrząc w podłogę. - Och, przepraszam, Malik...
- Nie ma sprawy. – powiedział cicho.
- Tak, dobrze myślisz, skłamałam. – przyznałam się. – Ale i tak ci o nich nie opowiem. – zerknął na mnie tajemniczo.
- Nie to nie.
- Zły jesteś?

<Malik? Ostatnio moja wena gdzieś sobie na spacerki chodzi ;-;>

Od Cole'a CD. Emmy

Rozciąłem sznury i spojrzałem na skrzydlatego basiora nazywanego przez Emmę Soulem.
- Nie lubię cię, wiesz? - mruknąłem i zacząłem wpatrywać się w wodę - Jakbyś nie zaczął, to by się nie stało.
- Ja ciebie też nie lubię... - stwierdził  basior - Ale musimy się stąd jakoś wydostać... anu tak... przecież mam skrzydła!
- A co z Emmą, geniuszu? - żachnąłem się. Zapadła chwila ciszy.
- No jak to co? Nie ma już dla niej ratunku. - zniżył głos i wzbił się w powietrze.
- Ale o czym ty gadasz?! Musimy jej... 
- Nie!
- Ale przecież ją kochałeś! I nagle przestało ci na niej zale...
- Nie!
- No to co z...
- Nie!
- Ale...
- Powiedziałem NIE! Jak chcesz to sam ją ratuj... ja skóry za nią nastawiać nie będę! - Zmarszczył brwi.
- Czy tobie do reszty odwaliło?! - krzyknąłem rozgniewany. Nigdy wcześniej nie buzowało we mnie tyle negatywnej energii. Chciałem rozszarpać basiora na strzępy. - Chociaż mi pomóż! 
- Sam sobie pomóż! - prychnął Soul i wylądował na drugim końcu jeziora.
- Dobra! Dzięki za pomoc! Sam sobie poradzę! - mruknąłem pod nosem. Podniosłem z ziemi sznur i przymocowałem go mocno do stalagmitu.
- To nic ci nie da! To wieczna pułapka! Nie da się z niej uciec! - zaśmiał się basior.
- Zamknij się... ja próbuję przynajmniej coś zrobić, nie to co ty! Hm... powinno być okej. - mruknąłem. Zrzuciłem mocno przywiązany sznur do wody i usiadłem przy brzegu. Zacząłem czekać. Po kilku minutach sznur zadrżał i napiął się. Otworzyłem szeroko oczy, chwyciłem sznur i zacząłem energicznie ciągnąć. Po chwili z wody wynurzyła się ociekająca wodą Emma i zaczęła kaszleć. Podbiegłem do niej i od razu dostałem mokrą łapą po twarzy.
- Ała! A to za co? - rozmasowałem policzek.
- Za to, że mnie tak nastraszyłeś!

<Emma? Z weną nieco lepiej, ale i tak słabo :/>

Od Malika CD. Goyavigi

Była okropna pogoda. Cały dzień lało. Chciałem przeczekać ten deszcz w jaskini, więc ułożyłem się wygodnie w koncie jaskini i zasnąłem. Obudził mnie dziwny warkot. Otworzyłem oczy i zobaczyłem że do mojej jaskini wchodzi samica kuguara. Wstałem powoli i zacząłem iść w stronę wyjścia ocierając się bokiem o ścianę jaskini. Kocica skoczyła obok mnie i chciała mnie podrapać, jednak zrobiłem unik. Zrozumiałem aluzję i wyszedłem z jaskini. Szedłem w deszczu cały przemoczony. Było też zimno, ale to mi nie przeszkadzało bo to moja temperatura. Nagle podbiegła do mnie jakaś wadera.
-Co tutaj robisz w taką pogodę? Chcesz się osuszyć? - zapytała zupełnie spokojnie/
-Niestety w mojej jaskini zadomowił się niezbyt przyjemny kuguar, więc musiałem się wynieść - powiedziałem.
-To chodź do mojej jaskini, przeczekasz ten deszcz - zaproponowała.
Kiwnąłem głową w odpowiedzi. Jej jaskinia  była duża i przytulna.
-Dzięki - powiedziałem - Jestem Malik, a ty?
-Goyavige - odparła.
-Ciekawe jak długo będzie jeszcze padać.... - powiedziałem.

<Goyavige? :3 >

Od Emmy CD. Cole'a

- Emma! – usłyszałam głos Cole’a.
- Już dobrze, idę do ciebie! – krzyknęłam w odpowiedzi i spojrzałam ostro na Soula.
- Czego mam unikać w jamie? – spytałam sucho.
- Dlaczego mówisz do mnie tak, jakbym był twoim wrogiem? – powiedział sfrustrowany.
- Bo nim jesteś. – syknęłam. – Więc na co mam uważać?
- Skoro jestem twoim wrogiem, to dlaczego ani ja cię nie zabiję, ani ty mnie?
- Skończ z tym! – powiedziałam ze złością. – Dobrze wiesz dlaczego.
Basior na chwilę umilkł, aż w końcu powiedział:
- Na kałuże.
- Co? – odpowiedziałam zdezorientowana.
- Uważaj na kałuże. – powtórzył głucho.
Popatrzyłam na niego z politowaniem i potargałam mu czuprynę tak, jak to robiłam za dawnych czasów. Potem odsunęłam się od niego, podeszłam do jaskini i szepnęłam cicho, ale na tyle głośno by mógł mnie usłyszeć.
- Dziękuję.
Weszłam pewnym krokiem do jaskini. Wołałam Cole’a, a on odpowiadał mi tym samym. Szłam na oślep w ciemnościach, kierując się jego głosem. Tak swoją drogą, jak ja stąd wyszłam? Pamiętam, że oparłam się o coś zimnego i twardego. Wtedy mi się wydawało, że to ściana jaskini, ale może… Ach, później o tym pomyślę!
Szłam i szłam wgłąb groty, która wydawała się nie mieć końca. Coraz bliżej słyszałam głos Cole’a. Niestety im głębiej wchodziłam w jamę, tym więcej kałuż napotykałam. Starałam się je omijać, jednak wilgoć panująca w pieczarze sprawiała, że bardzo trudno było się nie poślizgnąć. Próbowałam użyć moich mocy, jednak nic to nie dało. Musiałam sobie jakoś poradzić. 
Widziałam już ledwie widoczny zarys basiora w ciemności, gdy nagle poczułam, że moja łapa znajduje się w jakimś mokrym i lodowatym płynie. Wystarczyła chwila nieuwagi, by oplotły ją wilgotne i oślizgłe macki. Potwór mieszkający w kałuży wciągał mnie do niej powoli. Zaczęłam panikować. Gdyby to była najzwyczajniejsza w świecie woda, dałbym sobie łatwo radę. Niestety oślizgłe stwory wolą inne miejsca do zamieszkania.
Krzyczałam ile sił, szarpałam się, niestety to nie pomagało. Stworzenie coraz szybciej wciągało mnie w swoje sidła, a ja pamiętam tylko to, że po prawej stronie słyszałam przerażony głos Soula, a po lewej Cole’a…
***
Otworzyłam oczy. Nic to nie dało. Było tak samo ciemno, jak gdy miałam je zamknięte. Próbowałam się podnieść, lecz wtedy zauważyłam, że nie mogę. Byłam skrępowana oślizgłymi mackami. Nagle dotarło do mnie najważniejsze: mogę oddychać! Gdzie jestem? Znajduję się w wodzie, czy na powierzchni ziemi? A może w jakiejś innej ciemnej grocie? Co się stało z Cole’m? Soulem? Nic nie rozumiem. „No, dobra. Ogarnij się.” - pomyślałam. „Najpierw musisz załatwić sobie nieco światła”
Skupiłam całą uwagę na czystej, normalnej wodzie. Kiedy pojawiło jej się trochę nad moją głową, postanowiłam użyć sztuczki, którą kiedyś przez wypadek wymyśliłam. Ścisnęłam wodę w jedno skupisko. Chodziło o to, żeby wszystkie cząsteczki napierały na siebie nawzajem, powodując tarcie. Dzięki temu woda stawała się coraz bardziej gorąca i zaczęła wytwarzać nikłe światło. „Jeszcze trochę” – myślałam. Minęło jeszcze chyba z pięć minut, zanim woda w końcu rozbłysła błękitnawym blaskiem. Nie było przy nim widać tak dużo, jak przy świetle dnia, ale na razie taki poblask powinien mi wystarczyć. Podsunęłam niebieską kulkę blasku do macek, a te, o dziwo, zaczęły mnie puszczać i cofnęły się do małej jamki w kamiennej ścianie. Powoli wstałam, ale mięśnie tak mi zdrętwiały, że poruszałam się z wielkim trudem. Ile ja mogłam tu leżeć? Poświeciłam jeszcze trochę do otworu i przyjrzałam się mu z bliska. Nie był głęboki wręcz przeciwnie. Była to malutka szczelina. A dziwnych macek nigdzie nie było. 
Przekonałam się, że znajduję się w miejscu pod czarną kałużą. Najwyraźniej ona miała robić za coś w rodzaju pułapki, czy jako-takiej ochronki. W miejscu gdzie wciągnęły mnie tajemnicze macki, o których myślałam, że należą do jakiegoś oślizgłego potwora, było suche i czyste powietrze. Dziwne kończyny najwyraźniej miały za zadanie wciągnąć tu ofiarę i zadusić. Być może źle mnie objęły, bo nie udało im się mnie udusić i do tego, jeszcze żyję. Oj, Soul będzie zły.
Pochodziłam po jamie i oceniłam jej wielkość. Nie była duża, dwa razy mniejsza od mojej własnej jaskini. Musiałam tez coś zjeść. O dziwo, nie było z tym problemu. We wgłębieniu jaskini znalazłam posłanie z siana i trochę owoców. Dość marny posiłek, jak na wilka, no ale innego nie miałam. Zdziwiłam się. To było zbyt proste. Tak jakby dla tych, co przeżyli, basior zostawiał specjalną nagrodę. Jednak nie narzekałam. Zostawiłam cześć jedzenia, gdybym miała tu zostać dłużej, co osobiście, średnio mi pasowało. Teraz zostało najgorsze. Jak się stąd wydostać? 

< Cole? Sorry, ze tak długo, ale wena mi podupadła, a nie chciałam wysyłać tylko kilku zdań. :3 >