niedziela, 18 maja 2014

Od Samanthy CD. Ghosta

Było późno. Robiłam notki na temat ziół sprowadzonych ostatnio  przez Ile. Nagle usłyszałam pukanie do jaskini. Kto tak późno?
-Proszę...? - powiedziałam niepewnie. Po chwili do jaskini wpadła Ila. Była cała zdyszana.
-Szybko! - zawołała tylko. Wstałam i pobiegłam za nią. Wpadłyśmy do mroźnego lasu, gdzie zawsze panował mróz. To było jakieś zaklęte miejsce. Na białym śniegu leżał wilk. Wył cały zakrwawiony.
-Jeszcze żyje! - powiedziała Ila. Szybko pomogła zanieść mi go do jaskini, a ja zoperowałam jego krwawiącą łapę. Po kilku godzinach czuwania Ila krzyknęła:
-Otworzył oczy!
<Ghost? Wybacz, że tak późno... nic nie poradzę ;)>

Nawiązaliśmy sojusz!

Nawiązaliśmy nowy sojusz. Z Watahą wilczego Głosu!

Od Mony - Konkurs

Wykończyły mnie dziś polowania, więc poszłam spać. Po chwili zrobiło mi się gorąco. Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że dryfuję na krze... ale nie na lodowcu. Na lawie! Podniosłam się natychmiast. O co tu chodziło? Jak się tu znalazłam? Nagle zauważyłam, że nie jestem sama. Na drugim końcu kry ktoś leżał. Jakaś ciemna, prawie czarna smukła wadera. Zamknęłam oczy. Bałam się jej. nagle zrobiło się zimno. Otworzyłam oczy. Leżałam na miękkim śniegu. Obok mnie leżała wadera. Zrozumiałam co się stało. Teleportowałam się. Ale dla czego ona teleportowała się razem ze mną? To było pytanie...
Podeszłam do niej. Była cała w ranach.
-Co ci się stało? - zapytałam zdumiona. - Kim jesteś.
-Pomocy... - wychrypiała cicho. - Oni zaraz tu będ... dą...
-Co mam robić? Kto będzie? - powoli przeradzałam się w stan paniki. Gdzie ja w ogóle byłam?!
       Wadera powoli zaczęła zamykać oczy. N... nie, błagam! Nie umieraj mi tu na kolanach!
-O... oni tu... tu idą... zaraz bę... - urwała. Jej ciało stało się zimne i... martwe. Nagle usłyszałam jak ktoś woła:
-TAM JEST!
Odwróciłam się. Zobaczyłam kłusowników. Zaczęłam panikować. Zostawiłam martwe ciało wadery i zaczęłam uciekać w stronę watahy. Tylko... nie wiedziałam, gdzie jest moja wataha. Nie wiedziałam nic. Nawet nie wiedziałam gdzie jestem...

<CDN>

Od Snoupe - Przygoda życia ~ Konkurs

To był ciężki dzień - dla mnie. Położyłam się późno spać, a gdzie się obudziłam? Obudziłam się na odłamku skały dryfującej na wielkiej lawie - oceanu lawy. Wstałam jak poparzona. Było bardzo gorąco i duszno. Nie miałam prawie czym oddychać, tym bardziej, że jestem wielkiem wody, a woda to przeciwieństwo ognia. Rozglądałam się wokół. W pewnym momencie zobaczyłam coś na drugim odłamku skały. Leżało coś na niej. Przymrużyłąm oczy. To był jakiś wilk - chyba nie żywy. Jednak chciałam się upewnić więc wskoczyłam na jedną skałę, a potem na drugą. Serce mi dudniło coraz szybciej - jakbym miała zawał serca. Bałam się, że wpadnę do wody, jednak szłam dalej. Przeskoczyłam jeszcze jedną skałę i znalazłam się przy wilku. Obruciłam go w moją stronę - był cały we krwi i ranach. Dotknęłam go i na mojej łapie pojawiła się czarna sadza, a w miejcu gdzie go dotknęłam pojawiło się coś białego. Wzięłam wodę w moich ust (ślina) i przejechałam nią po ciele wilka. Teraz wyglądał tak:
Nie wiedziałam co robić. Najpierw sprawdziłam czy oddycha - nie oddychał. Potem sprawdziłam jego tętno - miał normalne. Nie miałam czym go dalej opatrzyć - sama potrzebowałam pomocy. Rozglądałam się przez siebie. Wtedy zobaczyłam ziemię! Ziemię bez roślin, suchą ziemię. Poaptrzyłam w drugą stronę, w stronę gdzie lawa płynęła - prze dnami był wodospad! Wodospad ognia! Przeraziłam się, więc rychem geparda zarzuciłam wilka na plecyi wskoczyłam na jedną półkę i tam ciągle. Skakałam z jednej półki na drugą. W końcu przed spadnięciem wielkim skokiem skoczyłam na ląd. Spadłam na kamienie - za to ten wilk miał miękkie lądowanie. Serce mocniej zaczęło mi bić, oddech był szybszy, a same ciało przestraszone, ale i także czułam ulgę, ze to już koniec tej lawy. Teraz trzeba jedynie się przedostać do watahy i dowiedzieć się jak to się stało. Ruszyłam przed siebie w głąb lasu. Las był spalony, ciemny i nie żywy. Ani kropli wody, która mogłam wykorzystać. Zaczęła się burza, lało jak zcebra, a wiało jak tornado. Znalazłam jakąś jaskinię. Weszłam do niej - była pusta, opuszczona. Wszędzie było wilgotno i zimno, ale prznajmniej nie padało. Położyłam wilka przy ścianie. Powrócił mu oddech - to pewnie przed sadzę jego płuca się zatkały. Stęknął. Wystawiłam łapę na zewnątrz i zebrałam trochę wody z ziemi i z kropel deszczu. Opatrzyłam go i obmyłam mu rany. Spał - jednak się nie ruszał. Jedynie jego klatka się lekko poruszała - znaczy, że oddycha. Położyłam się obok niego i zasnęłam.
***
Obudziłam się późno. Wilka nie było - zniknął. Wyszłam z jaskini. Las nadal był jak spalony, czarny i nie żywy.
- Cześć.
Usłyszałam za plecami. Przeszły mnie ciarki po czym się odwróciłam. To ten wilk, który leżał wczoraj pół żywy, a teraz wyglądał tak:
- Jestem Brail, a ty? - Zapytał.
- Snoupe. - Odpowiedziałam.
- Dzięki za uratowanie życia.
- Nie ma za co. - Odpowiedziałam zdezorientowana
- Ja ruszam dalej. - Dodał.
- Ale gdzie?
- Przed siebie. Szukać przygód.
- A jak się znalazłeś wokół lawy na skale?
- Zleciałem z urwiska i spadłem na półkę skalną na lawę. Potem nie mogłem oddychać i zemdlałem.
- A ja się skąd tam wzięłam?
- Wezwałem pomoc bogów i pewnie ciebie wysłali.
- Ale ja spałam i nie poszłam tu!
- Wiem, wysłali po ciebie Hermesa.
- Aha...?
- No dobra, muszę iść.
Wyszedł z jaskini, ale stanął i zawrócił mówiąc:
- To za uratowanie życie. - Podał mi roślinę. - To jest Unabis, roślina z zamku Artura. Jest lekarstwem na wszystkie rany. Powiedziałam i odszedł. Potem już go nie widziałam. Wzięłam kwiat w łapę i schowałam go. Wtedy coś mi się przypomniało - przecierz nie mogę wyjść po za terenami watahy, przez zaklęcie. To znaczy, że nadal jestem na jej terenach. Wyszłam z jaskini i skierowałam się na zachód.

Szłam już wiele godzin. Byłam strasznie głodna. Wtedy zobaczyłam maliny. Zerwałam kilka i je zjadłam. Nadal byłam głodna, ale szłam dalej. Szłam już cały dzień. Byłam wyczerpana. Upadłam na ziemię. Wtedy zobaczyłam liście z drzewa życie (takie drzewo znajdowało się w mojej poprzedniej watasze). Zerwałam kilka i zrobiłam z nich miksturę, która dała mi energię. Poczułam się lepiej i szłam dalej. Przeszłam już dwie polany, pięc lasów, trzy wodospady. Doszłam! Zobaczyłam Splintera i inne wilki! 

Tego dnia przeżyłam przygodę życia, jedną przygodę, dzięki której zyskałam roślinę - roślinę, która uleczy najboleśniejsza ranę.

Od Snoupe - Czy to miłość?

Obudziłam się wczesnym rankiem. Słońce paliło jak oszalałe, kilka chmurek białych na niebie i nawet nie było rosy. Może to i wiosna, ale żeby tak ciepło? Poszłam się schłodzić do jeziora. Gdy tam doszłam wskoczyłam do wody, napiłam się i trochę popływałam. Potem wyszłam z wody nie czując upału i położyłam się przy drzewie w cieniu. Usłyszałam coś - szelest, łamanie gałązki. Wstałam i się rozglądnęłam. Wtedy zobaczyłam samca przy wodzie. Miał czarną sierść i trochę kolory czerwonego. Poczułam motylki w brzuchu. Zakochałam się? Tego nie wiem. Miałam sobie dać spokój z basiorami, a tu proszę - zakochałam się. Przyglądałam mu się jeszcze chwilę po czym ruszyłam w jego stronę
- Cześć, jestem Snoupe. - Powiedziałam z uśmiechem
- Hej. - Odpowiedział kierując wzrok na mnie. - Ja jestem Splinter.
- Splinter... - Szepnęłam sobie cicho. - Długo już jesteś w tej watasze?
- Raczej tak...
- To może mnie oprowadzisz? Ja dopiero dołączyłam. Przynajmniej lepiej się poznamy. - Powiedziałam i wyszczerzyłam lekko zęby. Był on bardzo przystojny! Podobał mi się, ale czy ja mu się spodobałam?

<Splinter?>

Nowa wadera!

Witaj Snoupe!

Od Snoupe - dawne i nowe życie

Zacznijmy tak... Cała moja wataha była schwytana i zostaliśmy niewolnikami. Moja rodzina, aby urotwać sobie życie wydała mnie. Powiedzieli gdzie jestem i gdzie mnie szukać. Całą watahę wybili po miesiącu - nawet moją rodzinę. Od teraz boje się komukolwiek zaufać.

Po kilku tygodniach znaleźli mnie i chcieli zabić, ale dzięki mojej sile, wytrwałości, chytrości i odwadze przeżyłam. Wtedy miałam 2 lata. Sama uczyłam się walczyć. Uciekałam i walczyłam o przetrwanie. Dopiero po roku zobaczyłam mój znak - znak na ramieniu. Rodzice mi opowiadali o tym samym znaku - że ma magiczną, wielką i wieczną siłę. Jeszcze jej nie znam, ale kiedyś odnajde. 

Po następnym roku dowiedziałam się, że byłam księżniczką, ale mnie porwano. Jednak lubiłam swoje życie - życie wolne. 

Po miesiącu natknęłam się na czarownice, która rzuciła na mnie klątwę - klątwę, która zabrania mi przekroczenia granicy terenów na której znajduje się ta wataha. Musiałam więc znaleźć alfę i tu dołączyć. Po kilku dniach poszukiwań odnalazłam jakąś samicę.

<Selena?>