Uśmiechnąłem się. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu byłem w euforii. Byliśmy w domu. Ja i ona. Tylko tyle się liczyło. 'Co ona zrobiła? Przecież będziemy mieć kłopoty!' Szybko odgoniłem te myśli i wziąłem głęboki oddech. Dużo się działo. Teraz mogę już odetchnąć zetrzeć łzy. Zapomnieć. Już nigdy nie zobaczyć twarzy tych wilków. Patrzeć na tylko jedną twarz do końca życia. Ignis. To ona będzie się kołatać w mojej głowie. Jak sen na jawie. Będzie powracać i odchodzić by przyjść i dać mi więcej siły. To jej uśmiech jest najważniejszy. To ona jest najważniejsza.
Po chwili zauważyłem, że jestem śmiertelnie zmęczony. Co tam... Położyłem się obok Ignis i objąłem ją. Już spała. Ja zasnąłem tylko chwilkę po niej. Myślami byłem tu i teraz. Tylko to się liczyło.
Gdy się obudziło tylko oświetlenie było inne. Ja pierwszy się obudziłem więc napawając się jej widokiem pozwoliłem dokończyć sny i zamrugać oczami na dzień dobry.
- Cześć śliczna. - szepnąłem.
Uśmiechnęła się lekko.
- No witam. - zaśmiała się.
Pocałowałem ją delikatnie w czoło.
- Może się przejdziemy? - zapytałem.
Wzruszyła ramionami. Spojrzałem jej głęboko w oczy.
- Wiesz jest już biało... - zachęciłem ją.
Przewróciła oczami.
- Jak tak bardzo chcesz... - zgodziła się.
Więc wstaliśmy i ruszyliśmy w drogę. Chodziliśmy tylko po ścieżkach. To tu to tam widzieliśmy szczęśliwe wilki bawiące się w śniegu. Uśmiechałem się coraz szerzej, aż w końcu zacząłem się po prostu śmiać.
- Co cię tak rozbawiło? - zapytała maja jedyna.
- Nic. Po prostu musisz wiedzieć, że już się mnie nie pozbędziesz. - zaśmiałem się.
- Ach tak? Na to liczyłam. - uśmiechnęła się do mnie.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć nie wiedziałem co zrobić. Wiedziałem tylko, że Już jej nigdy nie opuszczę, że będę gotów stoczyć każdą walkę o jej serce. Chcę wygrać.
Wziąłem delikatnie jej łapę i palcami pogłaskałem po jej grzbiecie. Nawet to wydawało mi się tak wyjątkowe, że... nie umiem dobrać słów.
- Tęskniłaś za tym? Za tym spokojem i poczuciem bezpieczeństwa? - zapytałem nagle.
- Nie wiem... Chyba? - zaśmiała się.
Spojrzałem na nią. Na jej grzywce zauważyłem płatki śniegu. Każdy był inny, ale każdy był też piękny. Dziś chyba wszystko jest piękne. Zamarznięte jezioro...
Chwila co? Mamy zamarznięte jezioro?!
Bez zastanowienia puściłem rękę Ignis i pobiegłem w tamtym kierunku. Jeszcze nie zdążyłem wyhamować by sprawdzić jaki gruby jest lód już się wygrzdaliłem się na płasko.
Podniosłem się gdy już byłem na lodzie. Poczułem, że jest trudno o utrzymanie równowagi. Przejechałem z dwa metry, ale zatrzymałem się mimo godnego podziwu wyniku.
- Ignis! - zawołałem. - Chodź zobacz!
Zachęciłem ją machaniem ręką. Podeszła, ale nieśmiało już zrobiła jeden krok na lodzie.
- A jak wywrócę cię jak ty? - zaśmiała się.
- Masz lepszy refleks niż ja. No chodź... - poślizgnąłem się bliżej niej i chwyciłem ją za łapę.
- No dobra, ale jak będziesz spadał to nie na mnie waleniu! - skoczyła energicznie na lód.
- Uwaga, bo go złamiesz. - zaśmiałem się.
Spojrzała na mnie sarkastycznie.
- Nie jestem taka ciężka. - pokiwała głową z dezaprobatą.
Płynęliśmy po lodzie. I tak płynął cenny czas, ale te małe chwile też były cenne. Teraz zauważyłem, że Ignis o wiele lepiej radzi sobie ode mnie. Ja przy niej faktycznie jestem waleniem. Muszę się z tym pogodzić. Jej grzywka powiewała gdy ze skupieniem próbowała nowych trików lub szybszej jazdy. Zaburczało mi w brzuchu.
- No dobra... Ja pójdę coś upolować. - oznajmiłem.
Podjechała do mnie prędko.
- Idę z tobą. Też jestem głodna. - szturchnęła mnie łokciem.
Więc tak oto dalej cieszyłem się każdą chwilą w jej towarzystwie. Nie zawarzyłem nawet kiedy upolowaliśmy sarnę i zjedliśmy ją.
Siedzieliśmy w jakiejś jaskini, bo śnieg zaczął padać zbyt obficie by wrócić do jaskini. Ignis rozpaliła ogień, a ja ją objąłem i usiadłem obok niej. Patrzyliśmy się w ogień. W końcu się zdecydować na rozpoczęcie tego tematu... Trudnego, ale teraz żadne z nas nie może uciec.
- Ignis? - zapytałem niepewnie.
- Yhym... - spojrzała na mnie.
- Czy to wszystko znaczy, że mnie kochasz? - zapytałem jak pięciu miesięczne szczenię.
Odwróciła się do mnie przodem. Leżałem na plecach, a ona stała idealnie nade mną.
- Tak, ślepotko ty... - pochyliła się by mnie pocałować.
Nie był to namiętny, ani długi pocałunek, ale coś znaczył, bo ani ona ani ja nie chcieliśmy przestać, ale brak powietrza był dość przeszkadzający.
- A w tedy w tamtym miejscu nie chciałaś za mnie wyjść, bo chcesz być wolna, czy ...? - zapytałem już z uśmiechem.
- Miałam ratować watahę. - przypomniała.- W tamtej chwili myślałam, że lepiej odmówić.
- A teraz co myślisz? - zapytałem ciągnąc temat.
- Nie dajesz za wygraną co? - zaśmiała się cicho.
- Nie jeśli chodzi o ciebie. - przygryzłem wargę.
- Pamiętasz gdy wyciągnąłeś ze mnie, że cię kocham? - zapytała.
- Oczywiście. Przeżyłem bardzo ciekawą konwersację. - spojrzałem na nią sarkastycznie.
- Zapytałeś co myślę. Opowiedziałam, że..- powiedziała.
- Że jestem Idiota i jeszcze coś, ale wiem, że wskazywało to moją głupotę. - uciąłem jej.
- Tak. Prawda, ale mi chodziło o to, ze t tedy pierwszy raz wyznałam ci moje uczucia.- ciągnęła.
- Zgadza się. I z tego wynika, że.... - pomogłem jej.
- Że jesteś głupi. - zaśmiała się i pocałowała mnie w policzek.
- Jak ja kocham te nasze rozmowy. - zaśmiałem się. - To pomijając to, że jestem głupi może powtórzymy?
- Co? tą rozmowę na drzewie? - prychnęła. - Spoko.
- Nie chodziło mi o pytanie i ostateczną odpowiedź. - westchnąłem. - Zważając, że mnie uziemiłaś i nie mam jak wstać i przyklęknąć jestem zmuszony zadać Ci pytanie czy na mnie wyjdziesz z podłogi.
Wstrzymaliśmy oddech.
- Chyba, że potrzebujesz czasu? Dam ci go. - oświadczyłem.
< Ignis? To moje ulubione opko *_* Nie za bardzo wiedziałam ja się będziesz zachowywać...>