piątek, 5 grudnia 2014

Od Night

Moją obecność zaznaczał tylko cichy szelest liści spod moich łap, który i tak zagłuszany był przez delikatny wietrzyk wiejący w moją stronę i wywołujący delikatny szum drzew.
Cicho przylgnęłam do ziemi. Praktycznie nie było mnie widać spomiędzy dość wysokich traw. Ha. Czyli jednak bardzo niewielki wzrost na coś mi się przydaje.
Z uwagą wpatrywałam się w mój cel. Niczego nie spodziewający się młody zając ciągle nie zorientował się, że nie jest tu sam, chociaż byłam zaledwie parę metrów od niego. Przez chwilę zrobiło mi się go żal, ale... Byłam głodna. Nawet bardzo. W pysku nie miałam nic od wczorajszego rana. Nie to, żebym miała nieudane polowania, po prostu nie miałam na to czasu.
Podkradłam się trochę bliżej i... Wyskoczyłam z traw i rzuciłam się w pogoń za zającem. No tak, wprawdzie mogłabym cisnąć w niego ogniem lub wodą, ale naprawdę lubiłam biegać. Zwłaszcza, że potrafię osiągnąć zaskakującą prędkość.
Już po chwili doskoczyłam do stworzenia i zabiłam je jednym ugryzieniem w gardło.
Właściwie to chyba nie lubię zabijać. I tak muszę to robić bardzo często, ale chyba jednak tego nie lubię.
Wygląda na to, że jestem dziwna.
Położyłam zdobyć na ziemi. Nagle znieruchomiałam.
Za mną rozległ się cichy, głuchy warkot.
- Co do...? - mruknęłam odwracając się powoli.
Za mną stał wilk. 

< Wilku? ^^ >

Nowa wadera! ~ Night

Od Day'a

Sotojąc na brzegu klifu czułem powiew wiatru, który mierzwił moje futro. Odetchnąłem głęboko i uniosłem łeb. Cofnąłem się o kilka kroków, przykucnąłem, wziąłem rozbieg i skoczyłem. Lot był krótki, trwał najdłużej 2 sekundy. Będąc pod powerzchnią wody zanurkowałem głębiej, po czym wynurzyłem głowę. Usiadłem na mokrym kamieniu i wpatrzyłem się w taflę. Gdy jeden z ''kamieni'' przede mną poruszył się szybko machnąłem łapą w jego stronę, przy czym wbiłem w niego swoje pazury. Z czterech maleńkich dziur pociekła krew. Podniosłem łapę i dokładnie obejrzałem rybę z każdej strony, po czym wrzuciłem ją do pyska. Po posiłku wyszedłem z wody i otrzepałem się. Kamienistą ścieżką ruszyłem w stronę mojej jaskini. Mogłem oczywiście użyć mocy teleportacji, ale stwierdziłem, że świeże powietrze dobrze mi zrobi. Stanąłem przed wejściem do niewielkiej, skalistej groty. Czyżbym coś słyszał? Potem pomyślałem, że to pewnie jedna z sąsiadek. Jednak przekraczając próg jaskini usłyszałem ciche gwizdanie i kroki za mną... Nagle podbiegła do mnie przepiękna skrzydlata wadera.
- Hej, jestem April - przedstawiła się. - Dlaczego cały czas tak sobie sam siedzisz? Jejku... musisz być strasznie samotny! Nie lubię kiedy ktoś jest samotny, bo wtedy jest taki nieszczęśliwy... nie wiem sama... co można robić samemu...? Nie rozumiem wilków, które lubią być same... samotność to taka nuda. Nie można z nikim pogadać, ani podzielić się opinią... emocjami. Hm... a ty to lubisz? Jeśli tak to trochę dziwny jesteś... bo wiesz, ja tu przyszłam, żeby kogoś poznać i uciec od tej przeklętej samotności... kocham nowe wilki i towarzystwo... którego mam dość dużo. Wiesz, w zasadzie to teraz biegałam i pytałam, czy ktoś mógłby poświęcić mi trochę czasu, ale wszyscy jakimś dziwnym trafem byli zajęci... i to bardzo zajęci... hm... a ty też jesteś zajęty? Masz już coś do roboty? Mam nadzieję, że nie... a jeśli tak to... o! Na pewno alfa przydzielił ci jakąś super niebezpieczną misję... och... ale on jest przystojny... ej, a tak w ogóle, to może mi coś opowiesz o tej misji, może jest bardzo niebezpieczna, ale alfa przydzielił na nią takiego wilka jak ty, hm? Wow... to by było super! Może zabierzesz mnie ze sobą? Nudzi mi się, ale razem moglibyśmy przeżyć wspaniałą przygodę!
Zamyśliłem się na chwilę... jakie niektóre wilki są kłopotliwe... no cóż. Trzeba przeboleć, bo ta rozgadana wadera wyglądała na całkiem miłą... jednak ja wolałem być sam. Byłem jednak zdziwiony, że się mnie nie bała... mojego chorego wyglądu... każdy by się wystraszył... dziwna z niej osobniczka... I jaka piękna... Chodź z drugiej strony, jeśli miałem z kimś już koniecznie przebywać, to ona była odpowiednia, gdyż sam nie przepadam za rozmawianiem i z reguły jestem cichym wilkiem... będzie lepiej, jeśli ona będzie cały czas nawijała, bo... miejmy nadzieję, że nie będzie ode mnie wymagała jakichś super odpowiedzi. Westchnąłem ciężko, po czym uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
- Niestety, nie idę na żadną wyprawę... po prostu chciałem się napić...
- Co...? - zdziwiła się wadera z lekkim zażenowaniem w głosie. - A myślałam, że będzie tak fajnie i niebezpiecznie! I, że przeżyjemy razem jakąś wspaniałą przygodę, najlepiej walcząc z jakimś potworem, próbującym zniszczyć naszą watahę, a potem go pokonamy i staniemy się bohaterami! A tu nagle się okazuje, że ty se po prostu siedzisz i śpisz! No wielkie dzięki, no! Ej... słuchaj! Mam genialny pomysł... może SAMI wymyślimy sobie jakieś fajne zadanie? No wiesz, takie niebezpieczne i przygodowe... o! Mam pomysł! Bądźmy szpiegami i szpiegujmy... no... sama nie wiem kogo... jakiegoś podejrzanego wilka? Albo kogoś z obcej watahy... albo całą obcą watahę!
- Słuchaj - westchnąłem. - Nie chcę być nie miły, ale nie uważasz, że to troszeczkę dziecinne zachowanie? Świat nie jest jak gra video, a ja dobrze o tym wiem...

<April?>

Nowy basior! ~ Day

Od Ecclesi CD. Matta

          Hm... basior musiał być naprawdę zmęczony jeśli natychmiast usnął. Podniosłam go i zawlokłam do jego jaskini. Potem, wycieńczona, sama poszłam do swojej. Natychmiast zasnęłam.
          Następnego ranka obudził mnie blady świt. Wstałam, przeciągnęłam, przeczesałam się, umyłam i zjadłam śniadanie. Później wyszłam ze swojej jaskini. Na dworze było jeszcze ciemno, mokro i mgliście. Gdzieś w oddali na horyzoncie można było ujrzeć jeszcze słabe, blade promyczki wstającego słońca. Poszłam nad wodopój. Nikogo tam nie było. Tylko ja. Było zupełnie cicho, tylko dało się usłyszeć chlupot krystalicznie czystego strumienia uderzającego o wyszlifowane kamienie zagnieżdżone na dnie potoku. Mgła unosiła się tusz nad wodą. Postanowiłam udać się do Matta i przywitać go ciepło.

<Matt?>

Od Cole'a CD. Emmy

Rano obudziłem się i ziewnąłem. Rozejrzałem się dookoła. Emmy nigdzie nie było. Westchnąłem i uśmiechnąłem się pod nosem. Porozciągałem się przez chwilkę, a potem poszedłem w stronę wodopoju. Usłyszałem tam piękny śpiew więc zatrzymałem się i zacząłem słuchać.


Poszedłem, aby zobaczyć kto to jest. Spostrzegłem, że to piękna, czarnowłosa wadera, Emma. Usiadłem obok niej, a ona natychmiast przestała śpiewać, a głos uwiązł jej w gardle.
- Ślicznie śpiewasz... ale dlaczego przestałaś? Nie przejmuj się mną... - wyłożyłem się na mokrej jeszcze od rosy trawie.
- Wystraszyłeś mnie! - wydyszała wadera i spojrzała na mnie złowieszczo. - Znowu!
- Och, nie przesadzaj... przecież cię już przeprosiłem. - westchnąłem i spojrzałem w oczy wadery.
- Ha, ha... - mruknęła, ale ułożyła się obok mnie i spojrzała perlistymi oczami w niebo.
- Świetnie się wczoraj spisałaś. - pochwaliłem ją.

<Emma? U mnie z weną troszkę gorzej... >

Od Ili CD. Oroza

- Nie mów tak do niej! - syknął Oroz na Savia, a ja zarumieniłam się lekko. - Trochę szacunku dla wadery!
Savio obruszył się i spojrzał na mnie nienawistnie. Coś mi nie pasowało w tym typku.
- Tak więc, - kontynuował basior - musisz udać się ze mną. Jak chcesz to możesz ze sobą wziąć tę... waderę.
Chrząknął z odrazą. Spojrzałam na niego urażona i zarzuciłam swoimi srebrnymi lokami.
- Ila? - Oroz spojrzał mi w oczy. Spuściłam wzrok. - Myślisz, że możemy zaufać temu gościowi?
- Cóż... mi wydaje się on trochę podejrzany, bo skąd niby miał wiedzieć o tym amulecie... bo... może kogoś zabił dla pozyskania informacji...?
- Ty... - zaczął wściekły Savio.
- ALE - spojrzałam na niego ironicznie - rób i decyduj, jak podpowiada ci serce.

<Oroz?>

Od Mony CD. Cobalta

- Och! - wykrzyknęłam i zeszłam z Cobalta. - Jak cię strasznie przepraszam!
- Ych... nic się nie stało. - wstał i otrzepał się, ale ugiął się z bólu.
- Co ci się stało? - zapytałam z niepokojem podtrzymując basiora. Okropnie się bałam, ale miłość przezwyciężyła to moje okropne uczucie.
- N... nic... - wyjąkał Cobalt, a ja owinęłam jego łapę bandażem, który zawsze nosiłam przy sobie na wypadek sytuacji awaryjnych. - Gdzie my jesteśmy?
- Nie mam pojęcia. - westchnęłam. - Musimy się stąd wydostać. Ale... jeśli się nam nie uda, to wiedz, że nawet, jeśli ty kochasz kogo innego, ja będę cię kochała do końca życia!

<Cobalt? Sorki, że tak długo ;*>

Od Samanthy CD. Diamond

- Dobrze. Wejdźcie. - skinęłam głową. Po przebadaniu wadery zamyśliłam się na chwilę.
- Co się dzieje? - zapytał Cobalt. - Czy to coś poważnego? A może nie? Proszę, odpowiedz!
- Hmm... - podrapałam się po brodzie. - Obawiam się, że tak. To wirus trzeciego stopnia... 
- Ale... da się to wyleczyć, prawda? - zawołał zaniepokojony basior i zatrząsł się cały, przytulając do wadery.
- Tak. Choroba jest poważna... wadera jeszcze miesiąc będzie musiała pozostać w łóżku. - westchnęłam. Co ona musiała wyprawiać, żeby złapać tę chorobę?
- Co...? Nie da się czegoś zrobić? Jakoś pomóc mojej kochanej Diamond? Powiedz, że jest!
- Tak... jest sposób, żeby poczuła się lepiej w krótszym czasie. Mam wszystkie składniki do sporządzenia lekarstwa, ale brakuje mi tylko dzikiego czosnku, który rośnie na wyspie naszej watahy... ech... to takie kłopotliwe. Jeśli zdobędziesz go, wadera wyzdrowieje w ciągu tygodnia. Na razie zostanie w szpitalu na obserwacji, a ty się rusz jeśli faktycznie ją kochasz!

<Cobalt?>

Od Arno CD. Roscello

Roscello zamilknęła. W sumie to miała rację, w tym stanie nie mogłem nic zrobić. 
-Dziękuję ci - mruknąłem.
-Nie ma za co - powiedziała z uśmiechem.
Odwzajemniłem uśmiech. W końcu zapadł zmrok. Szybko zasnąłem. Rano kiedy się obudziłem dobiegł do mnie zapach martwego jelenia. 
-Proszę, jedz - powiedziała.
Chwiejnie wstałem i podszedłem do ofiary. Zacząłem jeść.
-Skoczę po wodę - oznajmiła.

<Roscello? >