niedziela, 2 listopada 2014

Od Serine'a CD. Ceiviry

Cały czas słyszałem jej krzyki, a przed oczami widniał widok jej smutnych, zawiedzionych oczu. Moje uczucia nie chciały współpracować z ciałem. Byłem rozdarty.  Chciałem uciec, umrzeć wiedząc, że straciłem to, co było dla mnie najważniejsze. Ciało chciało uciec, ale uczucia ciągneły mnie z powrotem. Nie mogłem zdecydować. Zatrzymałem się gwałtownie na jednym z drzew. Liście wplątały mi się między białe lotki. Wytrzepałem je i zleciałem na sam dół. Stanąłem ze łzami w oczach, ale powstrzymałem je. Widok był przepiękny, ale nie tak jak wczoraj. Ciemnozielone wyspy otaczające zamek, w którym spędziłem wiele wspaniałych chwil z Ceivirą. Ciężko dyszałem. Czułem niewyobrażalny gniew. Zatrzymałem przelatującego ptaka. Zacząłem tkać jego krew. Ohydne dźwięki łamania kość stawały się przyjemnością. Kiedy ptak zaczął obficie krwawić przestałem. Poczułem obrzydzenie. Zwłoki niewinnego zwierzęcia leżały niedaleko mnie. Przypomniały mi się wszystkie niewinne wilki, które musiałem zabić. Ich pyski, ich załamane rodziny. Krzyknąłem na cały głos. Echo niosło się przez chwilę. Cisza. Nie było słychać już śpiewu ptaków, szumu drzew tylko jedną, wielką ciszę. Padłem na ziemię. Byłem bezradny. Wróciłbym, ale White prawdopodobnie będzie robił wszystko, aby się mnie pozbyć. 
***
Wieczór nie był taki piękny jak dwa dni temu. Niebo nie było takie same. Patrzyłem na zachodzące słońce siedząc pod tym samym drzewem.
- Weź się w garść - mówiłem sam do siebie. - Masz tam lecieć i wszystko wyjaśnić. 
Po tym wzbiłem się w powietrze. Leciałem najszybciej jak mogłem. Powietrze świszczało mi między uszami. Nienawidzę tego dźwięku. Co chwile musiałem zniżać lot. 
W kocu dotarłem. Szybowałem nad zamkiem. Widziałem białego basiora, leżał sam na wielkim balkonie. Moja pierwsza myśl to: "Gdzie jest Cei?" Okrążyłem zamek. Za nim usłyszałem ryk jakiegoś zwierzęcia. Zleciałem na sam dół. Wbiegłem do dziwnego pokoju. Tam stała wadera, a przed nią smok. Próbowała sie bronić, ale to tylko pogorszyło sytuację. Wzleciałem nad potwora i chwyciłem waderę. To, co mnie zdziwiło to to, że wyleciałem przez ścianę. Lecieliśmy nad zieloną wodą pomiędzy małymi wyspami wielkości jednej jaskini. 
- Co ty tu robisz? - spytała zaskoczona.
Wylądowaliśmy na wyspie daleko od zamku. 
- Co ty tu robisz? - spytała ponownie. 
Nie odpowiedziałem. Byłem zbyt szczęśliwy. Mimo tego wydusiłem coś z siebie.
- Tęskniłem za tobą - objąłem ją mocno. Wadera była jeszcze bardziej zaskoczona niż przed chwilą. 
- Ja, ja za tobą też - powiedziała smutnym głosem. Spuściła głowę. 
- Hej... Nie płacz.
- Czy... Czy ty na prawdę chciałeś mnie otruć, zabić? - Reakcja wadery zaskoczyła mnie. 
- Cei - pokręciłem głową. - Przecież wiesz,że nigdy bym tego nie zrobił! 
- Ja już nie wiem - rozpłakał się. 
- On... White ci to wmówił, prawda? - w moim głosie można było usłyszeć gniew. 
Ceivira nie odpowiedziała. 
 -Jak - chciałem coś powiedzieć, ale zacząłem od początku. - Co mam zrobić, abyś mi uwierzyła!? - spytałem drżącym głosem. - Nie widzisz, że zależy mi na tobie? 
- Serine przestań! - Tak jak poprosiła wadera zamilkłem. - Kiedy odleciałeś myślałam, ze to koniec! - łkała. - White próbował mnie pocieszać, ale to nie pomagało! Brakował mi cię! - jej pysk zalał sie łzami. Podszedłem do niej i przytuliłem. Jej łzy spływały po jej pysku, a następnie spadały na moje plecy. 
- Obiecaj, że już nigdy tego nie zrobisz - powiedziała przez łzy.
- Obiecuję. - powiedziałem.

<Ceivira? :3 >

Nowa wadera! ~ Telara

Od Cieiviry CD. Serine'a

- Nie możesz za nim lecieć - usłyszałam.
- Dlaczego? Przecież to mój przyjaciel. On nigdy nie zrobiłby mi nic złego... - westchnęłam.
- Wiem, że ci na nim zależy, ale zaufaj mi. To działa tylko w jedną stronę. To nie jest wilk dla Ciebie - powiedział White.
- Serine nigdy by mnie nie otruł! - wykrzyknęłam.
White wyrwał mi z ręki filiżankę i wylał jej zawartość prosto na piękny dywan, który leżał nieopodal. Wtem zaczęły się z niego unosić zielone opary. Kiedy opadły jedyne, co zobaczyłam, to tylko i wyłącznie ogromna dziura. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To niemożliwe...
- To właśnie stałoby się z twoim przełykiem, gdybyś to wypiła... - szepnął.
Wyciągnął łapę i próbował ją zbliżyć do mojego pyska, ale ja się cofnęłam. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Chciałam zostać sama. Pragnęłam tego najbardziej na świecie.
- White... Ja muszę pobyć chwilę sama... Proszę, zostaw mnie... - szepnęłam i wzbiłam się w powietrze.
Wylądowałam na balkonie, z którego roztaczał się piękny widok - ten, który pokazał mi Serine. Z moich fioletowych oczu zaczęły płynąć łzy, bardzo obficie... Czułam się taka samotna, taka oszukana... Nadal nie mogłam uwierzyć w obrót tej całej sprawy. To wszystko tak bardzo mnie bolało. Gdy zobaczyłam tą dziurę w dywanie, moje serce przeszedł sztylet i pozostanie tam już chyba na zawsze. Opadłam na zimną, kamienną posadzkę. Wtem nad moim ciałem przeleciał lekki powiew wiatru, który kołysał mnie do snu. Na początku opierałam się, ale już po chwili zasnęłam. To był jedyny sposób na to, abym choć na chwilę zaznała ulgi. Ta jednak nie nadeszła... Nawet gdy spałam, nawiedzała mnie senna zjawa. Cały czas przed oczami miałam tylko i wyłącznie tę dziurę oraz odlatującego w dal Serine'a. Nie wiedziałam już, co bardziej bolało - to, że mnie oszukał, czy to, że mnie opuścił... Nagle obudziłam się. Była noc. Niebo usiane było milionami gwiazd. Zawsze je kochałam, ale teraz nawet i ten widok nie był w stanie mnie pocieszyć.
- Wreszcie wstałaś. Jak się czujesz? - usłyszałam czyiś głos.
Odwróciłam się. Zobaczyłam białą sierść basiora i jego niebieskie oczy. Nie czułam ulgi... Nie nadeszła i nigdy nie nadejdzie...
- Źle... - wyznałam cicho.
White zaczął powoli iść w moją stronę. Usiadłam na kamiennej posadzce, a z moich oczu znowu popłynęły łzy.
- Ciii... Wszystko będzie dobrze - uspokajał mnie basior swoim aksamitnym głosem.
- Nic już nie będzie dobrze. To koniec... On odleciał...
- Cei... On nie jest Ciebie wart. To kłamca! Chciał Cię tylko i wyłącznie oszukać. Nie widzisz tego? - zapytał.
- Nie, nie widzę... - szepnęłam.
Mimo tego, że Serine tak mnie potraktował, cały czas o nim myśłałam. Nie mogłam zapomnieć jego pięknego głosu, rozwiniętych w locie skrzydeł i uśmiech, który był dla mnie najcenniejszym skarbem na świecie. White podniósł mój pysk swoją łapą i spojrzał mi prosto w oczy. Jego niebieskie tęczówki potrafiły oczarować niejedną waderę. Bił z nich blask i masa uczuć. Jednak miały jedną wadę. Nie były tak piękne, jak zielone oczy Serine. Takie spokojne, pełne troski i tego niezbadanego pierwiastka...
- Cei, jesteś taka piękna... - wyszeptał White, patrząc mi prosto w oczy.
O dziwo, ten komplement nie wywołał u mnie radości, ale tylko strach. Strach przed tym, jakby się poczuł Serine, gdyby to zobaczył... Odwróciłam pysk i wstałam.
- White, przepraszam Cię, ale ja tak nie potrafię... - powiedziałam cicho i po raz kolejny wzbiłam się w powietrze.
Zaczęłam krążyć wokół zamku, aż wreszcie wylądowałam w nieznanym sobie miejscu. Przede mną rozpościerały się wielkie, drewniane wrota. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam je. Pokój był ciemny - czarno - fioletowy. Po lewej i po prawej stronie stały rzędy owalnych luster. Światło dawały jedynie świece rozstawione po obu stronach każdego ze zwierciadeł. Ogromna komnata była tajemnicza i trochę straszna, ale w tamtej chwili najmniej mnie to obchodziło. Chciałam ugasić ten palący mnie od środka, zżerający do szpiku kości ból... Zaczęłam przechadzać się wzdłuż długiego, czarnego dywanu. Wreszcie zatrzymałam się przy jednym z luster. Odwróciłam się do niego przodem. Zobaczyłam tak siebie w klatce, śpiewającą dla złowrogich wilków... Coś ukuło mnie w serce. Wydarzenie z tamtego czasu powróciły niczym bumerang. Szybko przeszłam do następnego lustra. Ujrzałam tak śmierć... Śmierć swoich bliskich - mamy, taty i śmierć White'a... Odwróciłam się napięcie i zajrzałam do kolejnego zwierciadła. Oto ja, stojąca obok Serine'a w momencie gdy zemdlał... Kolejne - Serine odlatuje, następne - spędzająca mi sen z powiek dziura w dywanie. Niemożliwe! Każde z luster pokazywało największą udrękę, bolączkę i strach mojego życia. Jakim cudem? Wróciłam na dywan i zaczęłam kręcić się w kółko. Zwierciadła zmieniały obraz, ale każde z nich w dlaszym ciągu pokazywało tylko i wyłącznie mój ból. Wtem usłyszałam brzęk tłuczonego szkła. Zimny, złowrogi wiatr wtargnął do komnaty i uniósł mnie w górę. Nagle zniknął, a ja upadłam na ziemię. Poczułam straszny ból. Syknęłam. Wiatr zaczął zamieniać się w wir. Powoli zaczęłam dostrzegać w nim jakąś postać. Formowała się w środku. Gdy proces się skończył ujrzałam przed sobą ogromnego smoka! A przynajmniej coś, co go przypominało - ten został pozbawiony skrzydeł. Próbowałam się wycofać, ale nie potrafiłam. Każdy mój ruch sprawiał mi ogromny ból. Zaczęłam się leczyć. Udało się! Wstałam i starałam się wycelować w potwora falą dźwięków. Ten jednak nie dał się złapać. Zaciągnął mnie pod ścianę. Nie miałam gdzie uciec. Zamknęłam oczy. Byłam przygotowana na najgorsze. Wtem poczułam, że lecę! Rozwarłam powieki i ujrzałam Serine'a! 
- Co ty tu robisz? - zapytałam totalnie zaskoczona.

<Serine? 100% wyciągnięte :)>

Od Melody CD. Oasisa

Od kiedy on mówił w innym języku, coś mi tutaj nie pasowało. Wystąpiłam kilka kroków przed Oasis'em.
-Gdzie idziesz? - spytał a jego głos odbijał się po pustej komnacie.
-Muszę coś sprawdzić - powiedziałam idą w stronę głosu- zaraz wracam... - zniknęłam w mroku i ciemnościach...
-Melly?! - usłyszałam za sobą zdziwione wołanie basiora.
Westchnęłam ciężko i ruszyłam na Anioła...
-To jest podstęp, wcale nie masz mojego brata... Ja w ogóle nie mam rodziny... To był podstęp aby zabić Oasis'a - i wtedy w moich myślach pojawiały się wszystkie moje miłe wspomnienia z nim. Uśmiechnęłam się lekko do siebie i poczułam, że robi mi się cieplej na sercu.
Za pomocą białej magii zamieniłam się w Anioła i zaczeła się walka... 
***
Wyciągnęłam sztylet zrobiony ze światła i w chwili nieuwagi wroga wpiłam mu je prosto w serce.
Zmora zaczęła przeraźliwie krzyczeć z ból i po chwili rozpłyneła się w ciemnościach zostawiając po sobie czarną mgle.
Nagle do komnaty wpadł zmartwiony Oasis. Obróciłam się w jego stronę i zamieniłam się znowu w wilka... Uśmiechnęłam się do niego i podbiegłam wtulając się w niego...

<Oasis?>

Od Jeffa

Po tym co się wydarzyło miałem ochotę odpocząć... No i potrzebowałem schronienia, a dołączenie do watahy nie wydawało mi się takie złe...Wystarczyło tylko nie wrzucać się w oczy ale dzięki mojemu odrażającemu wyglądowi nie będzie to łatwe... W pewnym momencie zauważyłem jakąś waderę, nigdy do tond nie obchodziły mnie inne wilki lecz ten mnie zaintrygował. Obserwowałem waderę przez pewien czas w ukryciu... i czekałem na dogodny moment...

<Toxic?>

Nowy basior! ~ Jeff

Od Aurory CD. Aventy'ego

Zaśmiałam się, szczerząc zęby. Trwała burzliwa, mokra wojna wodna. Kropelki latały wokół w powietrzu, co jakiś czas kłapałam na nie kłami. Byłam szczęśliwa. Szczęśliwa. Skakaliśmy, brodząc w stawie i płosząc ryby. Jakiś czas później zmordowani wspięliśmy się na brzeg pół metra nad wodą i legliśmy w długą, puszystą trawę. Wciąż szybko oddychaliśmy. Gdy słońce zachodziło, przegięłam się przez brzeg i kłapnęłam w stawie szczękami. Udało się. Złapałam rybę, Aventy zrobił to samo. Po posiłku ułożyliśmy się znów w trawie, na plecach. Wypatrywałam gwiazd.

<Aventy?>

Nowa wadera! ~ Noche