Ostrożnie się rozglądając, wyszłam z mojego nowego domu. Była to jaskinia o przesłoniętym iglakami i krzakami wylocie. W środku była dość surowa; właściwie stanowiła ją dość wąska półka skalna o niskim suficie położona jakieś półtorej metra nad ziemią, do której trzeba była wspiąć się na kilku wrębkach w pionowej skale.
Uważam, że to dość dobry pomysł jak na pierwszy dorosły dom w moim życiu.
Wracając jednak do tematu, z ostrożnością wychynęłam z jaskini. Udałam się do widzianej wczoraj, rozległej polany pośrodku puszczy, na której przeważnie ktoś bywał.
Wkroczyłam na nią i w cieniu głazu zobaczyłam basiora. Dyszał, nic dziwnego, bo dzień, choć jesienny, był upalny. Podchodząc, uśmiechnęłam się lekko sztucznie, podchodząc, chciałam zrobić dobre wrażenie.
- Witaj.
Wilk przestał dyszeć i odwrócił głowę w moją stronę.
- O, Aurora.
Lekko uśmiechnął się z serdecznością. Skłoniłam głowę, nie wiedziałam, jak zareagować, widząc Alfę. Bywałam w watahach, w których na przywódcę nie można było bezpośrednio patrzeć, znałam też takie, w których Alfy nie było w ogóle. Nie miałam więc pojęcia, co zrobić. Basior przechylił lekko głowę.
- Coś nie tak? - spytał z nikłym zainteresowaniem.
- Skąd, wszystko dobrze. Nie... nie wiem, co robić - machnęłam ogonem. - Nie ma nikogo? - rozejrzałam się z żalem. - Mógłbyś mnie oprowadzić... po terenach? - badałam ostrożnie grunt, dokąd mogę się posunąć z pytaniami i prośbami. Wzruszyłam delikatnie ramionami. - Może jest coś... co mógłbyś powiedzieć mi o tej watasze? - rozejrzałam się i nie patrząc na basiora dodałam - Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co mogę robić cały dzień.
<Aventy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz