poniedziałek, 12 stycznia 2015

Od Karibu CD. Tasiry

- Może do lasu przemijających snów. - powiedziałam.
- Okej. - odparła Tasira.
- Daleko jest ten las? - spytałam. 
- Niezbyt - odparła Tasira.
- To chodźmy - powiedziałam.
Zaczęłyśmy iść w stronę lasu. Gdy doszłyśmy naszym oczom ukazał się piękny widok:
- Łał, ale tu jest pięknie! - powiedziałam.

<Tasira? Moja wena poleciała w kosmos i udaje gwiazdę T,T>

Od Arisy

Dawno nie opuszczałam swojej jaskini, nie byłam za dobra w zawieraniu nowych znajomości, a raczej nigdy nie chciałam ich zawierać.
Westchnęłam cicho i postanowiłam pójść przez Mroczny Las. Rzadko kto tam chodził, a ja właśnie chciałam pobyć trochę sama, z dala od innych wilków.
Kroczyłam powoli przed siebie, słuchając przyjemniej ciszy, która mnie otaczała.
Nagle usłyszałam za sobą łamanie gałęzi. Natychmiast się obróciłam, bacznie obserwując wszystko dookoła, ale nikogo ani nic nie dostrzegłam. Po chwili niepewnym krokiem poszłam dalej, od czasu do czasu zerkając za siebie czy ktoś nie idzie.
Gdy znów obróciłam wzrok aby spojrzeć za siebie, poczułam, że wpadłam na coś. Natychmiast spojrzałam na to coś... A raczej tego kogoś. Cofnęłam się o kilka kroków, obserwując nieznajomego...

<Ktoś?>

Od Serine'a CD. Ceiviry

Łzy napływające do oczu zamazały obraz. Smugi kolorów przemieszczały się gwałtownie, a zwłaszcza kolory Ceiviry. Kiedy ją ponownie zaciągnięto do lochów, ja stałem nie wiedząc, co mam zrobić. Stałem, a w głowie dzwoniło mi to jedno zdanie.
"Ja już i tak jestem martwa".
Więc to chciała mi przekazać, że umiera? To nie mogło być prawdą. Nie teraz...
- Na pewno jest coś innego - powiedziałem drżącym głosem. 
Chance puściła Ceivirę przekazując ją dwóm strażnikom i obróciła się do mnie z lekkim zaskoczeniem na pysku, które podkreślały wysoko uniesione brwi. Strażnicy mocno trzymając waderę zatrzymali się na lekkie skinienie łapy Chance. 
- Coś? Czy jest COŚ? - spytała twardo akcentując ostatnie słowo. Jej głos lekko zadrżał. Źrenice gwałtownie skurczyły się, a tęczówki zaczęły zmieniać barwę. Zalane mnóstwem kolorów musiała przymrużyć aż w końcu zamrugać. Po każdym uniesieniu powiek kolor był inny. Zielony... niebieski... czerwony. Mogłem zauważyć także kolor jaki ma Ceivira. Cofnąłem się o krok i zacisnąłem szczęki. 
- Masz się zjawić dziś w tej grocie! - wstrząsnęła ochrypłym głosem. Nerwowo potrząsnęła głową i cofnęła się chwiejąc. - Jeśli nie... nie będziesz miał, czego zbierać - popatrzyła spode łba wskazując łapą na zmaltretowaną waderę. 
- Nie, Serine. - Cei powiedziała cicho i zniknęła w mroku.
Jej krzyki przerywał rechot beżowej wilczycy.
- Zgnije w tych lochach - zachwalała się lekko - chyba że się mnie posłuchasz.
- Czy jeśli przyjdę - powiedziałem - wypuścisz ją? 
- Serine, za kogo ty mnie uważasz? Oczywiście, że ja wypuszczę - podeszła do mnie przykładając pysk do mojego ucha. Musiała lekko stanąć na palcach i wyciągnąć szyję, by go dosięgnąć. W mig zesztywniałem i dyskretnie wciągnąłem powietrze do płuc zatrzymując je na czas wypowiedzi samicy. - Pamiętaj, Serine ja chcę tylko ciebie - wyszeptała wywołując ciarki. 
Zamachnęła ogonem i odeszła. 
Wypuściłem powietrze i rozluźniłem mięśnie. Ciężki oddech wziął górę. Spojrzałem w niebo i zadałem sobie jedno pytanie: "Dlaczego"? 
Wolnym krokiem z opuszczonym łbem szlem w stronę domu Katary. Skrzydła szurały po śniegu zostawiając niezrozumiały ślad. Cały czas myślałem o Ceivirze. Czy nie robią jej krzywdy? Czy wszystko u niej w porządku? Strażnicy byli dosyć muskularni. Mogli zrobić waderze wszystko. Warknąłem że złości, a łapa uderzyła w pień drzewa. Wbiłem w nie pazury i przyjechałem po jej wierzchu. 
- Ach! - warknąłem ostro. 
Położyłem czubek głowy do drzewa. Zacisnąłem powieki, ale otworzyłem je uspokajając oddech. Musiałem coś zrobić. Pytanie tylko, co?
- Przepraszam, Cei
***
Zwęglone pnie. Teraz przykryte kocem ze śniegu wyglądały jeszcze starzej i tajemniczo. Myśląc o czarnych pniach, pomyślałem o młodym basiorze. Pewnie strasznie się ucieszy ja mój widok, Jak to szczeniak... Na samą myśl o malutkim pyszczku i drobnej posturze zrobiło mi się ciepłej na sercu. "Ja już i tak jestem martwa"... Dlaczego? Dlaczego nie powiedziała mi wcześniej? 
- Wyciągnę cię z tego, obiecuję. 
Wciągnąłem powietrze czując zapach spalonych roślin. Przez całe ciało przeszło ciepło. Nie czekając ani chwili dłużej pobiegłem w stronę domku starej wadery.  
- O nie... - powiedziałem dobiegając na miejsce. 
Wszystko było doszczętnie zniszczone. Czarny szkielet domku ledwo trzymał się ja słabych podporach. Pobiegłam bliżej wskazując do gruzów.
- Katara?! Zaheer?! 
Grzebałem w startach spalonych desek. Chwytając jedną odsłoniłem kawałek futra. Z przerażeniem cofnąłem się zatrzymując na jedynym ocalałym drzewie. Ciężki oddech nie pozwalał na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Wpatrywałem się w łapę tylko do 1/3 pokrytej sierścią. Ten widok przyprawiał o mdłości. Drżącą łapę postawiłem na gruncie posłanym popiołem 
- Nie - pokręciłem głową. Tętno przyspieszyło jeszcze bardziej. Panika, strach, nienawiść do samego siebie? Czułem jedno z tych, albo wszystko. 
- Zaheer? - Brak sił na dalsze poszukiwania dał się we znaki. Nie sądziłem, że szczeniak przeżył. Skoro matka nie mogła, to czy o wiele młodszy wilk zdołałby? 
Do oczu napłynęły mi łzy. Zacisnąłem łapy pięści i przycisnąłem je do skroni. Nie dość, że straciłem Cei, to jeszcze wilczycę. Nie znałem jej bardzo dobrze, ale miała coś w sobie, co dawało poczucie bezpieczeństwa, przy niej nie dało się nie smucić. Teraz? Jakie to ma znaczenie? Straciłem wszystko, na czym mi zależało. 
Szlochanie wybudziło mnie z przygnębienia. Odskoczyłem do tyłu nastawiając uszu. 
- Zaheer? Zaheer!
Szlochanie było coraz głośniejsze. Wyraźnie było słychać, że to był ten szczeniak. 
Miałem racje. Na widok basiorka podbiegłem i wziąłem go w objęcia. On małymi łapkami odwzajemnił gest. 
- To się działo tak szybko - szlochał. - Przyszli i zaczęli podpalać nasz dom - ciągnął dalej. - Mama kazała mi uciekać. Sama chciała zabrać z domu najważniejsze rzeczy, ale... ale oni ją przytrzymali - dalej już nie mógł mówić. Wbijał cienkie pazurki w moją skórę, ale nie zdołał jej przebić. 
- Kto to zrobił? - spytałem delikatnie jak tylko mogłem. 
- Wi-widziałem t-tylko trzy wilki... w tym jedna wadera - podciągnął nos.  
Zaczynałem podejrzewać, kto to zrobił. 
- Czy... ta wadera... miała... jasnobrązowe futro? - sam nie mogłem tego dokończyć. 
- Tak.. to ona - docisnął mocno głowę do mojego ramienia, jakby wewnętrzny ból chciał zastąpić innym. 
Zagryzłem wargi i położyłem łapę na jego plecach. Widziała mnie i chciała się zemścić.  Nie powinienem tu przychodzić. To była moja wina... moja. 

<Cei? A co tam u ciebie?>