czwartek, 28 maja 2015

Od Sperrka CD. Ignis

-Ignis..? Ty serjo lubisz być zawsze sama? Nie chcesz mieć znajomych? Ja nie chcę być sam lubię cię wię sobie nie pujdę!- powiedziałem czując coś dziwnego.
-Nie musisz. Łaski bez.- powiedziała sucho.
-Nie odstraszysz mnie.- powiedziałem.
-Zakłąd?- zasmuciłą się.
Przygotowałem się i zmieniłem się w ducha.
-Nie uznaję hazardu.- wymigałem się.
Prychneła.
-Nie chcesz mnie widzieć? Słyszeć?- zapytałem się.
-Nie.- powiedziałą stanowczo.
-Tak się stanie.- zauwarzyłąm jak jej oczy zaczynają się „pocić”.-Będę na drzewie.
Podfrunołem na jedną z gałęzi. Trochę mi się nudziło więc zaczołem gadać ze sobą w myślach:
-Hej.
-Hej.
-Co tam u ciebie słychać?
- A nic wiszę sobie na drzewie, bo moja ulubiona wadera nie ma nastroju... A u ciebie?
-Ehh... To samo!
-No popatrz!
-Śmieszne nie?
-No masakrycznie.
-Chyba do niej zejdę i jej powiem prawdę...
-Cicho bądż! Po co ja z tobą wogule gadałem?!
-Pa...
-Nara.
Siedziałem sobie chyba pół godziny na tej głupiej gałęzi. Więcej już nie wytrzymam! Zeszłem wolno.
-Przepraszam cię!- zaczołem cicho.-Nie dam rady dłurzej! Muszę słuchać lub mówić!
-Pogadaj ze sobą- zdziwiła się.- ciekawe zajęcie.
-No gadałem, ale kazałem mu się zamknąć. Strasznie wkurzający gość. On chyba ma ADHD!- zaśmiała się, razem ze mną.
Patrzyłem na jej twarz i chyba się zakochałem, w jej enigmatycznej postaci, w jej uśmiechu i wytrzymałości. Tylko jak jej to powiedzieć... ja nie lubię nic ukrywać!
-Hej... Ignis?
-Co?- już miała przyjemniejszy głos.
-No ja ten... Mam... Chcę... Ja...- jąkałem się.- Ty... pomyślałem. Kórczę!- popatrzyła się na mnie.-Zakochałem się w tobie...
-Eeeeeeee.....- gały jej wyleciały z orbit.
 Usłyszeliśmy straszmy chuk! To Był.....!

<Dramaturgia jest? Zaskoczysz mnie?>

Od Dezessi CD. Veyrona

Stałam jak wryta. Co to jest!? Troll? Tu?! O matko! Muszę coś zrobić! Nie mogłam zebrać myśli... usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się i zauważywszy Veyrona warczącego i obnażającego zęby. Poszłam za jego śladem. Skopiłam się i wysunęłam z pod ziemi kamienie jak sztylety. Veyron je zmroził.
-Coś ci jest?- zapytał.
-Nie... dzięki.- nagle poczułam, że muszę coś powiedzieć.- Poradziłbym sobie sama. Tylko nie wiedziałam, że coś takiego tu jest.
-Aha..- przeciągną sarkastycznie.- lepiej uważaj.. to mam mózg i wpadnie na pomysł by to okrąrzyc.
-Wiem.-spuściłam głowę.- Zaraz to załatwię.
-To ja popatrzę...- prychnął.
Chciałam mu już coś odpowiedzieć, ale się powstrzymałam. Patrzył się na mnie przyjaźnie. Wyszczerzyłam zęby w uśmiech i stwierdziłam, że show czas zacząć.
-A czego Trolle nie lubią?-zapytałam.- Dobra bez podpowiadania.
Podeszłam bliżej. Popatrzyłam się uważnie na trolla który okrążał ostrza. Spojrzał na mnie i zakipiał złością. Pomyślałam, że żywioły będą najlepsze do obrony i ataku. Zmusiłam wiatr by zawiał teatralnie. Rośliny by korzeniami związały nogi trolla. Kamienia i skałą by rozstąpiły się w fosę, wodą kazałam ją wypełnić, ogniowi tryskać spod nóg trolla.
-Jak mi idzie?- wiedziałam, że troll jest unieszkodliwiony.- Czy może to za mało?
-I będziesz go tu trzymać żywego na wieki?- zmartwił się.- Biedak...
-Zobaczymy...- w tej chwili ogień przestał strzelać, rośliny rozwiązały więzy, woda wypłynęła  z fosy.- Zaczekaj... lepiej skrócić mu żywot czy umieścić w kamiennej klatce pod ziemię na wieczność?
-Ja nie wiem... co lepsze?- zaśmiał się.
-Ja bym wolała siedzieć pod ziemią chyba, że bez fajnych wilków... to zginięcie jest lepsze...- roześmiałam się.
 Umieściłam trolla w klatce z kamienia. Spuściłam w głąb ziemi, a tam skały ostre jak miecze dokończyły..
Veyron przyglądał mi się uważnie.
-Co tam?- spytałam bez celu.- Coś cie gryzie?
-Nic ciekawego i nie. A u ciebie?
-Wporzo! Coś tak spochmurniał?! Obraziłeś się? Wstałeś lewą nogą?
Zauważyłam, że źrenice mu się powiększyły. Po chwili usłyszałam ryk pumy, skok Veyrona i... kurz...
Skąd się ona wzięła? Usłyszałam piski i jęki. Chciałam przejąć umysł pumy, ale nie mogłam się skupić końcu to zrobiłam. Zauważyłam oczami pumy krew... łapę, kły i ciemność. Odepchnęło mnie od jej umysłu.
-Veyron?!- krzyknęłam zdesperowana.- Proszę żyj! Nie znam nikogo jak ty! Błagam!

<Czy jest odpowiednie napięcoie? :-P>

Od Ewrani CD. Whitesa

Czemu tak trudno nawiązać z kimś kontakt? Ehh.. o tam ktoś siedzi! To chyba basior. Nareszcie jakaś żywa dusza!
-Cześć!- podeszłam szybko.- Jak się nazywasz? Ja jestem Ewrani. Czy chciałbyś się zaprzyjaźnić? Proszę jestem tu trochę nowa i nikogo nie znam!- chyba za burzo na raz.
-Hej!- wybąkał niepewnie.- Ja jestem Withes. Też jestem nowy i szukam kolegi lub koleżanki...
-O to świetnie!- ucieszyłąm się.- Ja nieznam wszystkich wwoich mocy i chciałam je odkryć, ale nie wiem czy chce Ci się mi pomuc.
-Jasne, że pomogę! Ja też chce odkryć resztę moich mocy. Pomożemy sobie nawzajem!- wymyślił.
-Genialne!
Ustaliśmy co narazie wiemy o swoich mocach. Postanowiliśmy sprawdzić czy czasem nie mamy mocy związanej z rzywiołem wody więc poszliśmy nad wodę. Potem na łąkę. Masa czasu na nic! Pomyślałam, że może inni w watasze mają pomysły. Tylko kogo tu zapytać?! Ojca? Odpada! Pierwszą lepszą osobę.
-Ty się zapytaj.- zaczeliśmy się przyjacielsko kłucić.
-Nie. Ty!- krzyknoł.
-Nie! Ty musisz!
-Nie! Ty!
-Tak ty!
-Ehhh... ja się niezapytam!
-No wiesz!? Ja też się niezapytam.
-To co robimy? Zgłodniałem...
-Ja też... Zapolujemy.
-Kto pierwszy!- krzykną.
-Ej!
Biegliśmy szybko, ale on szybciej (w końcu miał specjalną moc). Odebrałąm mu ją częściowo. Już niebył tak szybki i pewien siebie. Siedziałam mu na ogonie gdy zniknoł! Przypomniałam sobie jego moce. Włączyłam obronę na inne moce. Już mnie nie będzie mugł kontrolować.
-Asians.- zawołałam władczo.
Zjawił się mój osobisty duch.
-Czy widzisz młodego basiora?
-Tak...- odpowiedział zchrypniętym głosem. Pojawiło się też echo.- Chcesz znać jego ppołożenie. Jest za tym drzewem.- wskazał palcem pobliskie drzewo.
-Dziękuje. Pozdrów mamę...- wzruszyłąm się, ale wruciłąm do poszukiwania kumpla.
Podeszłam do drzewa.byłam szkolona przez najleprzych w sztuce łowienia. Nie ma szans, że druga coś złapię. Słyszę nawet króliki biegające blisko granicy terytorjum.
-Wem gdzie jesteś. Jakbyś się nie starał nie masz szans.- stwierdziłam.
 Usłyszałam kroki sarny położonej kilkaset metrów odemnie. Poczułąm zapacz i ruszyłam prawie bezszelestnie. Już byłam przy przyszłej ofiarze gdy... obruciła się w moją stronę i zaczeła biec. Ja na nią też się rzuciłam. Zmieniła kierunek. Biegła w stronę Withesa. Zaczełąm rozumieć. Skoczyłąm kilka razy i już kilka cm by dosięgnąć łani. Udało się, ale nie tylko mnie. W tym samym czasie skoczyliśmy i złapali łanię. Miał szczęście! Zabiliśmy ją. I zjedliśmy.

<Podoba się? :D>