niedziela, 29 czerwca 2014

Od Ili CD. Ghosta

-Słuchaj Ghost... muszę cię poinformować, że niestety... ech... nie ważne.
Ghost gestykulacją jakoś próbował mi coś powiedzieć.
-No cóż... 
Pokiwał głową, jakby zaraz miał się stać jakiś cud.
-Samantha wypatrzyła sposób, jak można sprawić, abyś odzyskał głos. - wypaliłam litując się mad basiorem.
***
          Ghost kroczył ścieżką prowadzącą do jaskini Samanthy. 
-No, miło było, ale się skończyło. Do zobaczenia. - pokiwałam basiorowi łapą, jednak w sercu odczuwałam pewien niepokój i martwiłam się, że coś może pójść nie tak, jak powinno. A nie chciałabym, żeby któremukolwiek wilkowi coś się stało...

<Ghost? Nie za długo czekałeś?>

Od Mony CD. Kuraia Ricrossa

          Zdjęłam szmatę z oczu. Coś we mnie zakipiało. Byłam taka wściekła. W zasadzie, to nie wiedziałam, dlaczego, ale postanowiłam wyżyć na kimś pierwszym lepszym, swój niepohamowany gniew.
-Co ty sobie wyobrażasz?! - ryknęłam. - Jak ty traktujesz...
Ale w tej chwili przerwałam. Zarumieniłam się strasznie, bo zdałam sobie sprawę, że właśnie miałam zamiar nawrzeszczeć na basiora w którym się podkochiwałam, a w dodatku, który przed sekundą uratował mi życie.
-Przepraszam. - wyjąkałam zawstydzona. - Nie chciałam cię obrazić... pomyliłam cię z kimś innym.
-Nie szkodzi. To tak na niektórych działa... Ekhm...
-A jasne. Co to był za typ? Znałeś go? Opowiesz mi coś o nim? A może ty go nie znasz?

<Ricross? Sorry, ale jak Wy to mówicie "wena oklapła".>

Od Cyndi'ego CD. Grace

          Zamrugałem oczami nie mogąc uwierzyć w to co widzę.
-Ouo... Wow. - wypaliłem. - Robi wrażenie.
-No... - burknęła wadera.
-Ej - podszedłem do wadery i szturchnąłem ją znacząco z uśmiechem na twarzy. - Powiesz mi co się stało?
Wadera spojrzała na mnie.
-No... sama nie wiem. Mam złe przeczucia co do tego malucha i myś...
-Poczekaj! - wtrąciłem się grzecznie. - Wybacz, że ci przerywam ale mówiąc "malucha" masz na myśli tego skrzata, tak?
-Dokładnie. - potwierdziła Grace. - I mam złe przeczucia co do niego...
-Czemu? Co on może zrobić? - zdziwiłem się  niezmiernie.
-Och nawet nie wiesz czego możesz się spodziewać po takim małym skrzaciku... mszczą się, jak mało co...
O mało nie wybuchłem śmiechem. 
-Może obadamy, co to za drzewo? - zapytałem z przekąsem.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł... - zawahała się Gracie. - Ale... dobrze, chodź. 
          Podeszliśmy do drzewa.
-Robi wrażenie. - pomyślałem na głos. Było wielkie i błyszczące. Z otworu w skalnej półce sączyło się światło zalewając drzewo promiennym blaskiem. Na gałęziach z mocno dającymi po oczach liśćmi wisiały wielkie okrągłe "cosie", które można było porównać do owoców. Były rozmiarów przejrzałej pomarańczy. Bordowo srebrne z metalicznym połyskiem. Wyciągnąłem łapę i sięgnąłem po jeden. Po chwili odetchnąłem z ulgą, bo stwierdziłem, że nadal stoję żywy obok Grace i nic mi nie jest. Ów owoc był lodowaty i miał zapach miedzi. Wtedy miałem zamiar go ugryźć.
-Lepiej tego nie rób. Nie wiemy, co to może być. - skarciła mnie Grace.

<Gracie? Nic nie szkodzi ;)> 

Od Kuraia Ricrossa CD. Mony

Nudziłem się. By zabić wolny czas skubałem, bawiłem się kłębkiem kurzu, piłem wodę oraz wiele innych rzeczy.
Nagle usłyszałem krzyk.
-Aaaaaa!!!
Zerwałem się na nogi i ruszyłem do pomocy. Mona?
Zacząłem atakować wroga.
-Użyj swych mocy! - Krzyczała Mona.
-Nie. - Szepnąłem. Rzuciłem w stronę Mony moją obrożę, która zawiązała jej oczy.
-Bez cenzury . - Powiedziałem cicho. Wilk zaczął mnie dusić. Nagle odwróciłem się. Z pleców wyskoczyły czarne kolce, które wyglądały jak niestabilna konstrukcja. Jak cień. Przebiły wroga. Zwłoki wrzuciłem do wody. Po płynęły z biegiem rzeki. Rozwiązałem waderze oczy.

<Mona? Obrzydliwe?>

Od Grace CD. Cyndi'ego


Chwilę płynęliśmy i kiedy już zaczęło nam brakować powietrza, ukazał się tunel i dosłownie nas wciągnął i wyrzucił na brzeg. Byliśmy znowu wilkami.
-To było dziwne... - stwierdziłam.
-No brawo... - mruknął Cyndi. Rozejrzałam się w poszukiwaniu mojej torby z kartami, kiedy zauważyłam skrzata uciekającego z MIMI kartami z wrednym uśmiechem na ustach.
-Wracaj tu! - wrzasnęłam i zaczęłam za nim biec. Cyndi lekko zdezorientowany pobiegł za mną.
-O co ci chodzi? - rzucił w biegu.
-Ten... - tu poleciało kilka słów, które bardzo brzydko wyglądały by napisane - ...zabrał moje karty! Zabiję go!-warknęłam i przyspieszyłam.
-Okeeeej... niech ci będzie... - w takiej furii - to mnie na pewno jeszcze nie widział. Dobiegłam do jakiejś lodowej jaskini i wcisnęłam się do ciasnego tunelu w ślad za uciekającym złodziejem. Nie patrząc na to, że biegnę po cienkim i strasznie wysokim moście z lodu gnałam ile sił w łapach. Powoli zaczęłam doganiać skrzata, ale nie zauważyłam zakrętu. W ostatniej chwili chwyciłam się krawędzi pazurami.
-Chol*ra... - syknęłam sama do siebie. Zaczęłam się podciągać, zale śliska i niezbyt gruba kolumna z lodu skutecznie mi to uniemożliwiała. Po dość długiej chwili w zasięgu wzroku (który swoją drogą ograniczał się do krawędzi kolumny i przepaści pode mną) pojawił się Cyndi.
-Wiesz co? Ty kiedyś sobie poważną krzywdę zrobisz... - stwierdził pomagając mi wejść na płaską powierzchnię.
-Dzięki... - mruknęłam nie patrząc mu z w oczy.
-Nie dosłyszałem... - wyszczerzył się.
-Dziękuję. A teraz możemy iść po moje karty? - zrobiłam błagalną minę.
-Niech ci będzie... Ale jak znowu spadniesz, to ci już nie pomogę... - powiedział i ruszył przodem. Teraz strasznie długo to trwało. Nagle zobaczyłam moją torbę na krawędzi i skrzata tak samo jak ja wcześniej zwisającego z krawędzi. Miałam ogromną ochotę zrzucić go w przepaść, ale resztami silnej woli się powstrzymałam. Wzięłam torbę i pomogłam mu wejść.
-A tylko spróbuj to zrobić jeszcze raz... - warknęłam, ale skrzat już zwiał.
-I jednak nie zabiłaś... - stwierdził Cyndi. 
-Miał dzień dobroci dla skrzatów... - mruknęłam.
-Hej, widziałaś to? - zapytał nagle Cyndi wskazując łapą na coś dziwnego przed nami.
Zielone drzewo w środku lodowej jaskini...

<Cyndi? Sory, że tak długo, ale mnie do sztandaru wzięli i próby, próby, próby... x.X>

Od Cyndi'ego CD. Cassandry

-Ee... no... cześć. - odparłem rozmasowując sobie z zakłopotaniem kark. - Co tu robisz?
-Ja? Ogarniam watahę i szukam pożywienia, a co? - odparła wadera. - A tak w ogóle, to jestem Cassandra. - dodała odgarniając włosy z twarzy. 
-A no tak! Wybacz! Zapomniałem się przedstawić! Jestem Sha... tfu! Cyndi jestem. - straciłem głowę i jak najszybciej zmieniłem temat. - Szukasz jedzenia?
Wadera pokiwała twierdząco głową.
-Może zapolujesz ze mną? - zapytała.
-Em... jasne. Chodź. Znam bardzo dobre miejsce na polowania. - uśmiechnąłem się. Wadera ruszyła za mną. Doszliśmy na wielką polanę, zewsząd otoczoną drzewami zieleniącymi się promiennie w blasku słońca. Wszędzie, między źdźbłami trawy w najróżniejszych odcieniach zieleni, wplotły się malutkie różnobarwne kwiaty. Były różnych gatunków. Były prześliczne, a ich woń wpraszała się bez ostrzeżenia do nozdrzy. Niedaleko na samym końcu żyjącej łąki z pluskiem ze skały opadała krystalicznie czysta woda prosto do malutkiego jeziorka mącąc je nieco. Nad wodopojem pochylony stał sącząc wodę biały jeleń. Moje oczy błysnęły z zachwytu. Był wysoki, mięsisty, a jego oczy tryskały lazurową łagodnością. Jego rogi były pokryte warstwą kurzu, nieznacznie zdobiąc gigantyczne poroże ŚNIEŻNEGO rogacza. Był to niezwykle rzadki gatunek; zawsze był młody, nieśmiertelny i zawsze w świetnej formie. Słyszałem, że jego mięso było przepyszne, lecz nigdy nie było dane mi spróbować.
-Ładny cel. - szepnęła Cassandra i rzuciła się na jelenia.
-Zaczekaj bo spł... - ale było zbyt późno. Jeleń zastrzygł uszami i spostrzegłszy waderę rzucił się do ucieczki. Uniosłem brwi i puściłem się w pogoń za jeleniem. Wbiegł do lasu, a ja tuż za nim. Oboje sadziliśmy między drzewami. Rogacz raz po raz spoglądał w tył obawiając się mnie. Byłem już tak blisko. Wystarczył tylko skok... ale jeleń był szybszy i miał silniejsze nogi. Sprężystym skokiem wybił się w powietrze i wylądował... po drugiej stronie wielkiej rozpadliny skalnej. Ale ja nie zdążyłem wyhamować. Zacząłem spadać...

<Cassandra? Liczę na Twoją inwencję twórczą ;)>

Od Cassandry

Uchyliłam lekko powieki szybko mrugając. Podniosłam się, wyciągając i lekko ziewając. Uśmiechnęłam się do siebie zeskakując ze skały na, której przed chwilą spałam.
-Trzeba pomyśleć o czymś do zjedzenia - powiedziałam do siebie i ruszyłam truchtem w stronę lasu. Nie minęło dużo czasu kiedy wpadłam na jakiegoś wilka.
-Och, cześć! - powiedziałam i przechyliłam głowę patrząc na osobnika.

<Kto chce?>