Zamrugałem oczami nie mogąc uwierzyć w to co widzę.
-Ouo... Wow. - wypaliłem. - Robi wrażenie.
-No... - burknęła wadera.
-Ej - podszedłem do wadery i szturchnąłem ją znacząco z uśmiechem na twarzy. - Powiesz mi co się stało?
Wadera spojrzała na mnie.
-No... sama nie wiem. Mam złe przeczucia co do tego malucha i myś...
-Poczekaj! - wtrąciłem się grzecznie. - Wybacz, że ci przerywam ale mówiąc "malucha" masz na myśli tego skrzata, tak?
-Dokładnie. - potwierdziła Grace. - I mam złe przeczucia co do niego...
-Czemu? Co on może zrobić? - zdziwiłem się niezmiernie.
-Och nawet nie wiesz czego możesz się spodziewać po takim małym skrzaciku... mszczą się, jak mało co...
O mało nie wybuchłem śmiechem.
-Może obadamy, co to za drzewo? - zapytałem z przekąsem.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł... - zawahała się Gracie. - Ale... dobrze, chodź.
Podeszliśmy do drzewa.
-Robi wrażenie. - pomyślałem na głos. Było wielkie i błyszczące. Z otworu w skalnej półce sączyło się światło zalewając drzewo promiennym blaskiem. Na gałęziach z mocno dającymi po oczach liśćmi wisiały wielkie okrągłe "cosie", które można było porównać do owoców. Były rozmiarów przejrzałej pomarańczy. Bordowo srebrne z metalicznym połyskiem. Wyciągnąłem łapę i sięgnąłem po jeden. Po chwili odetchnąłem z ulgą, bo stwierdziłem, że nadal stoję żywy obok Grace i nic mi nie jest. Ów owoc był lodowaty i miał zapach miedzi. Wtedy miałem zamiar go ugryźć.
-Lepiej tego nie rób. Nie wiemy, co to może być. - skarciła mnie Grace.
<Gracie? Nic nie szkodzi ;)>