czwartek, 11 grudnia 2014

Od Serine'a CD. Ceiviry

Stałem, ale nadal patrzyłem się na oddalającą waderę. Ten widok strasznie mnie bolał. 
- Serine - usłyszałem głos matki. Ponownie spoglądnąłem na młodą wilczyce, ale kiedy nasze spojrzenia spotkały się odruchowo spojrzałem na ojca. Ten delikatnym ruchem głowy podpowiadał mi, co mam robić. Wadera wyciągnęła do mnie łapę. Złapałem ją zewnętrzną stroną. Nachyliłem się, by pocałować ją w nią, ale przed moimi oczami widniał obraz oddalającej się Ceiviry. Zagryzłem wargę, ale w końcu zrobiłem to. Chanse zachichotała delikatnie. Ja ze spuszczoną głową usiadłem i wpatrywałem się w talerz. 
*** 
Spotkanie powoli dobiegało końca. Wilki zaczęły wracać do swoich mieszkanek. 
- To wy się zapoznajcie, a my pójdziemy jeszcze coś obgadać - powiedziała matka. 
Oboje siedzieliśmy w ciszy. Wadera wyprostowana, uśmiechnięta, zachwycona, a ja - przygarbiony, z przygnębioną twarzą. 
- Więc podobno przyleciałeś z bardzo daleka - powiedziała delikatnym głosem. 
- Tak. - powiedziałem patrząc na wejście jaskini. - miałem nadzieję, że Cei w końcu przyjdzie. 
- Podobno też to ty miałeś zabić poprzedniego alfę. To zaszczyt być tutaj z tobą.
- Co? - spytałem zdziwiony. 
- Chodźcie słoneczka! - usłyszałem głos matki. - Zaprowadzę was do waszej jaskini. 
NASZEJ jaskini? NIe, tego było za wiele. 
- Nie - wstałem. 
- Co "nie" ?
- Chciałbym mieć osobną jaskinię. 
- Ależ kochanie, powinieneś się poznać z Chanse. 
- Mamo, słuchaj. Ja... Ja dopiero przyleciałem. Dajcie mi się przyzwyczaić do tego wszystkiego. 
- Nalegam - Chanse odezwała się. - Chciałabym poznać bliżej swojego przyszłego męża - uśmiechnęła się. 
Byłem załamany. Nie mogłem uwierzyć w to, co stało się zaledwie z dwie godziny temu jak i teraz. Nie miałem pojęcia, dlaczego rodzice układają za mnie moje życie. Wadery ciągle nalegały. Nie pozostało mi nic innego jak zgodzić się, choć nie było to łatwe.
***
Leżałem na posłaniu z wełny patrząc się na wejście. Młoda wadera non - stop tuliła się do mnie, a ja ignorowałem ją. Pewnie niejedna dałaby mi w pysk. 
- Hej, co tak patrzysz i patrzysz? - Chanse za wszelką cenę próbowała zwrócić na siebie uwagę. 
- Nieważne. 
Wadera oparła głowę na moim ramieniu. Spojrzałem na nią. Od razu zmieniłem pozycję. 
- Coś nie tak? 
- Nie , wszystko w porządku - skłamałem. Nie miałem ochoty  na "czułości",ma  zwłaszcza z nią. 
- Przecież widzę, powiedz, proszę. 
- Nie - uniosłem się lekko. - Przepraszam, ja... ja tak nie mogę - wstałem i wybiegłem. 
Przez resztę nocy włóczyłem się po skraju lasu, polanie. Nie miałem siły by myśleć nad tym wszystkim. Jakby mój umysł był dla mnie ograniczony. Po prostu z każdą minuta nie potrafiłem się wszystkiemu sprzeciwiać. 
Zaczęło świtać. Ja dalej chodziłem. W oddali zauważyłem wilka lezącego przy jeziorze. Zmrużyłem oczy. Pobiegłem czym prędzej w jego stronę. 
- Cei, czy to ty? - spytałem podchodząc. Strasznie się zmieniła przez tę noc. - Cei, heeej... - usiadłem obok niej i odsłoniłem włosy z jej pyska. Była cała blada, podkrążone oczy, była kompletnie bez życia. Otworzyła oczy. Wstała powoli. 
- Zostaw mnie - wyszeptała. Pokręciłem głową. Podszedłem bliżej, by ją przytulić. 
- Zostaw mnie! - krzyknęła ochrypłym głosem odpychając mnie po czym zaczęła lekko łkać. 
- Hej, co jest? 
- Zostaw mnie! Rozumiesz! Chce być sama! SAMA! - krzyczała bez opamiętania. 
- Cei, słuchaj...
- Nie, to ty słuchaj! Nie chcę cie cię widzieć na oczy, rozumiesz?! Nie chcę!!! - krzyknęła. Nie mogłem tego słuchać. Podbiegłem i objąłem ją mocno. Ta szarpała się i krzyczała. Im bardziej napierała tym mocniej ją przytulałem. W końcu poddała się. Przestała się rzucać, ale nadal płakała. 

<Cei? DX >