czwartek, 25 grudnia 2014

Od Goyavigi CD. Malika

- Hmm... czego nie lubią kuguary?
- Skąd mam wiedzieć?
- Myślisz, że lubią sowy?
- Um, a co? - westchnęłam i zmieniłam się w sówkę. Dziwnie się czułam, gdy zmniejszałam się gwałtownie. Rozciągnęłam się w "nowym" ciele. Patrzył na mnie nieco zaskoczony. - Ciekawa moc.
- Dzięki.
- O, jeszcze gadasz!
- Bywa. - uśmiechnęłam się na tyle, ile dziób mi pozwalał. Wleciałam szybko do jaskini. Zwierzak popatrzył się na mnie, ale nie przestraszył. Wleciałam w ciemny kąt jaskini i huczałam, ale kotu dalej to nie przeszkadzało. Przeleciałam potem kaguarowi tuż przed nosem, ale tej ciągle to nie przeszkadzało. Usiadłam przed kotem i patrzyłam groźnie, a jeden kociak odebrał to jako chęć zabawy. Niezgrabnie podbiegł do mnie i ziewnął. Ja tylko wyleciałam z jaskini i zostawiłam malca w tyle.
- Zmiana planów.
- Mianowicie?
- Czekaj, myślę...
- Może najpierw zmienisz się w wilka? - już miałam to uczynić, gdy malutki kaguar wyszedł z jaskini. Chodził za mną.
- Zaraz tu wyjdzie matka. Ale ty idź trochę dalej, bo pomyśli, że chcesz malucha ukraść.
- Ja? Nie ty?
- A do kogo teraz idzie? - kuguaś szedł do Malika, którym wyraźnie się zainteresował. Usłyszeliśmy nagle matkę. Wzbiłam się w powietrze a Malik schował się za duży krzak. Kuguarzyca rozglądnęła się i wylizała młode. Wyczuła, że chyba nie powinna tu być, bo czycha tu niebezpieczeństwo. Wzięła pozostałe małe na grzbiet i poszła. Gdy była już daleko zleciałam na dół, a Malik wyjrzał zza krzaka.
- Udało się. - powiedziałam i zmieniłam się w wilka. - Tak o wiele lepiej. - rzekłam, rozciągnełam się i uśmiechnęłam się. Malik też.
- Dzięki wielkie.
- To ja chyba już idę. - powiedziałam i westchnęłam.

<Malik? Przepraszam, że teraz, ale nie zauważyłam, że już odpisałaś :)>

Nowy wilk! ~ Neutro

Od April CD. Day'a

-Według mnie, ty jesteś silny...-mruknęłam.
-No co ty, nie aż tak...-uśmiechnął się lekko. Westchnęłam.
-No trudno...-powiedziałam. Jednak miałam pewne wątpliwości co do jego zachowania. Ale na razie nie będę się przejmować. Jak będzie chciał, to sam mi powie. Nie będę cisnąć. -No i patrz, zaszło. Co powiesz na malutką wycieczkę do lasu przy granicy?-zapytałam podnosząc jedną brew do góry.
-A czemu akurat do tamtego?
-Bo tam zawsze dzieją się fajne rzeczy i nie ma ani chwili nudy... chodź!-wstałam z nagrzanej trawy i spojrzałam na niego wyczekująco. Westchnął lekko, ale z lekkim uśmiechem wstał. Na wyścigi pobiegliśmy do lasu. Właściwie, to nie wiedzieliśmy dokładnie, gdzie jest meta, ale za bardzo nas o nie obchodziło. Zatrzymaliśmy się przy jakimś dziwnym drzewie. Przed nami był jakiś strasznie długi most, a za nami minięte w pędzie ruiny. 
-Gdzie idziemy?-zapytałam z lekkim wahaniem. Równie mocno ciągnął mnie dziwny otwór w drzewie, jak i most.
-Nie wiem, ale bezpieczniej wygląda ten most przed nami...-stwierdził. Przewróciłam oczami.
-Nie za bardzo lubisz ryzyka, co?-uśmiechnęłam się. Tylko spojrzał na mnie wymownie. -No dobra, dobra. Chodź. Przez kilkadziesiąt minut, albo i dłużej szliśmy trzeszczącym mostem, spod którego dochodziły jakieś dziwne piski. Jednak nic ciekawego się nie działo. Aż do czasu, kiedy most się skończył. zobaczyliśmy piękny widok...
Niestety, drogę zagradzał nam jakiś wilk.
Poruszał się jak robot.
-Witajcie. Jestem strażnikiem. Aby przejść, musicie wykazać się odwagą...-powiedział metalicznym,skrzypiącym głosem. 

<Day? xD Załóżmy, że jednak dużo gadam xD Przepraszam za długość, ale wena sobie poszła... >.<>

Od Birka CD. Mivy

Wadera ruszyła, a ja za nią.
- Jak masz na imię? Bo ja Birk. - powiedziałem, żeby trochę rozluźnić atmoswerę.
- Miva.
- Bardzo miło mi Cię poznać.
- Wzajemnie. - delikatnie się uśmiechnęła. Potem raczej nie rozmawialiśmy, a ja po cichu zbierałem różnokolorowe liście na bukiecik dla nowej znajomej. Nie wiedziałem, czy będzie jej się podobać, ale zbierałem te naj, najładniejsze! Po chwili zauważyłem, że Miva jeszcze bardziej posmutniała.
- Hej, nie smuć się! - powiedziałem i przybliżyłem się do wadery. Ona spojrzała na mnie i westchnęła.
- Wiesz, jak to jest, gdy umrze ci ktoś bliski?
- Chyba nie. Daleko jeszcze?
- Nie. - ciągle rozglądałem się za liśćmi. Po paru minutach zrobiony był pokaźny bukiet. Miva w pewnym mimencie zatrzymała się.
- To... ja już sobie poradzę. - powiedziała i uśmiechnęła się szeroko. Ja natomiast wyciągnałem zza grzbietu prezencik.
- To tak wiesz, dla ciebie. - gdy zobaczyła bukiet widać było, że jest jej straszliwie miło.
- Dziękuję bardzo! Kiedy to zrobiłeś...?
- Nie widziałaś?
- Nie. Śliczny jest!
- Podoba ci się? - zaczerwieniłem się lekko.
- Bardzo.
- To ja już chyba lecę, tak?
- Masz gdzie pójść, prawda?
- Noo... - nie wiedziałem czy powiedzieć prawdę.

<Miva?>