wtorek, 28 kwietnia 2015

Od Aventy'ego CD. Hazel

- Po co my tu tak właściwie weszliśmy? - zapytałem z niesmakiem.
- Sama powoli zaczynam się zastanawiać. - mruknęła Hazel. - Ale powiedz, czy tu nie jest fajnie?
- Wątpię. - chrząknąłem. - Przed chwilką prawie zginęliśmy pięć razy!
- Och, wyolbrzymiasz wszystko! Nie gadaj,  tylko chodź! - pociągnęła mnie za łapę. Wkroczyliśmy do jakiejś wielkiej komnaty podpartej starogreckimi kolumnami. Ze środka zalatywało stęchlizną. Na ścianach wisiały poprzekrzywiane, wyblakłe obrazy przedstawiające portrety ludzi w chitonach i himationach greckich. Leżało tam również kilka zbutwiałych, poprzewracanych mebli i zmechacony, czerwony jak krew dywan. To dziwactwo wyglądało tak, jakby nikt nie wchodził tu od setek tysięcy lat, a jednak czuć tu było czyjąś obecność...
- Co to za miejsce? - wyszeptała wadera.
- Nie mam pojęcia. - pokręciłem głową i ogarnąłem pomieszczenie wzrokiem. Zdawało mi się, że ktoś nas obserwuje...

< Haaazel? Wena się na mnie obraziła i schowała się w książce o Tacy z zamienioną literką ;-;>

Od Danerys

Szłam spokojnie przez las w poszukiwaniu zwierzyny. Wpadłam na trop stada danieli i ruszyłam śladem. Po chwili na polanie dostrzegłam spore stadko. Powoli ruszyłam w ich kierunku, kiedy z zarośli wypadł inny wilk, chyba basior. Rzucił się na MÓJ obiad. Pognałam w stronę stada. Złapałam jakiegoś, ale niestety nie był on jakiś imponujący. Stać mnie na lepsze zdobycze. Skierowałam wściekły wzrok na wilczura.
-Przegoniłeś mój obiad! - warknęłam.
-Sorry, nie wiedziałem... - powiedział lekko przerażony na widok mojej miny. 
-Nic nie szkodzi - odparłam łagodniej. - Mam chociaż coś do jedzenia. A tak w ogóle to jestem Danerys.
-A ja Cole - oznajmił basior - Ładne imię.
-Dzięki - mruknęłam.

<Cole? c:>

Nowy basior! ~ Ethan

Nowa wadera! ~ Danerys

Od Sperrka

Ucieszyłem się kiedy poczułem zapach mojej siostry. Poszedłem za nim. Zobaczyłem jaskinię w której paliły się gałęzie. Był tam jej bardzo intensywny zapach. Podszedłem bliżej i odchrząknąłem. Po chwili usłyszałem ziewanie i zobaczyłem jej oczy. Świeciły jaśniej niż pochodnie. Rzuciła się na mnie ze szczęścia.
-Tak dawno cie nie wadziłam! - już płakała jak bóbr.
-Och siostrzyczko! Tak się zmieniłaś! - tym razem nie byłem opanowany.
-Co...? Jak ty tu się znalazłeś? - ucieszyła się.
-Nie ważne jak, ważne, że doszedłem. - troch spuściliśmy z wodzy.
-Cieszę się, że ty tu ze mną jesteś. - Powiedziała nadal płacząc, ale już normalnie stojąc.
-Oprowadzisz mnie?
-Pewnie zapoznam cię z moimi przyjaciółkami. Najpierw z Emmą.
Poszliśmy do tej wilczycy i po drodze przedstawiła mnie najstarszej wilczycy. Zapoznała mnie z Emmą- była miła. Zwróciłem uwagę na kogoś zupełnie innego. Na samotnie stojącą wilczycę. Wymknąłem się siostrze gdy paplała z koleżanką.
-Dzień dobry! - powiedziałem szarmancko - Jestem Sperk.
-Ja jestem Ignis. - powiedziała nieśmiało - To ty jesteś jej bratem?- spytała wskazując brodą na Dezessi.
-Tak. – nie wiedziałem jak rozwinąć temat, wydawała się taka skryta!
-Jesteś nowy. - stwierdziła za smutną twarzyczką-Nie wiesz kim jestem ja. I kim jest beta lub alfa. Dołączyłeś tu dla siostry?
-Tak. Nie mógłbym żyć nie wiedząc gdzie jest. Jest wszystkim dla mnie. A ty masz tu jakiś krewnych?
Odwróciła się i poszła siebie od tak! Eeee ... To może taki charakter. Wydaje się jednak delikatna. Co ona skrywa pod maską?
Wróciłem do siostry. Oprowadziła mnie i przedstawiła mi innych. Myślami nadal rozmawiałem z tą skrytą wilczycą....

<Ignis?>

Nowy basior! ~ Sperrk

Red snowflakes. by Safiru

Od Ignis CD. Aventy'ego

Byłam zdenerwowana. Bałam się, że Aventy’emu nie spodoba się cały ten pomysł i wgl… Po tym co mi powiedział, byłam zbyt oszołomiona, żeby myśleć normalnie.
Zobaczyłam idącego w moim kierunku basiora. Zmarszczyłam delikatnie brwi, by moja twarz wyglądała na całkowicie spokojną i opanowaną. Po chwili wilk do mnie dotarł.
- Jak… ty… Jak ci się udało…? – wysapał, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
- Nie było to proste, ale jakoś mi się udało przekonać Ilę. – odparłam spokojnie. – Wszystko już przygotowałam, potrzebuję jeszcze tylko twojej zgody i możemy ruszać.
Aventy przewrócił oczami.
- Chyba nie mam wyboru.
- Cieszę się, że nie będę sama – Spojrzałam na południe. – Przygotowałam ci plecak z najważniejszymi rzeczami oraz mapą. Ja mam drugą. W razie czego nie powinniśmy się zgubić. Ruszymy na razie w stronę polany oddalonej o kilkadziesiąt metrów stąd. Stamtąd zabierze nas Leo.
- Leo…?
- Mój smok. – odchrząknęłam. – Znaczy nie do końca mój, ale bardzo mnie polubił, zresztą ja jego również. Wracając do tematu, Leo przetransportuje nas do Gór Szarych… On… No, smoki nie mogą wylatywać po za nie, bo… Sama nie wiem czemu, po prostu tak jest – szybko wciągnęłam powietrze, żeby złapać oddech. – Przez nie będziemy musieli przeprawić się sami, najlepiej wzdłuż rzeki Bombaskiej, bo gdzieś w jej pobliżu znajdziemy chatkę, a w niej mojego brata. No chyba, że to wszystko to jeden wielki podstęp, który ma mnie sprowadzić powrotem do Tartaru. – Ostatnie zdanie wymamrotałam tak cicho, by basior nie mógł mnie usłyszeć.
- A droga z powrotem? – zapytał podnosząc brwi.
- Przejdziemy przez góry, a dalej przetransportuje nas Leo. – odpowiedziałam spokojnie. – W trzy dni powinniśmy się wyrobić. – Zerknęłam na wschodzące niebo. – Lepiej ruszajmy, po drodze chciałam ci jeszcze wyjaśnić parę spraw.
Podałam Aventy’emu jego plecak, sama założyłam swój. Chwilę później byliśmy już w drodze.
- A więc…? – spytał.
- Taak… - przełknęłam ślinę. Po raz pierwszy miałam to komuś powiedzieć… Choć nie wszystko, to jednak. – Zacznijmy od tych dziwnych rzeczy, które czasami się ze mną dzieją… Jak to przed twoją jaskinią. Stanęłam i nie ruszałam się przez pół godziny, nie? W tym czasie… Przeżywałam jakieś zdarzenie z mojej przeszłości. Jest to trochę skomplikowane. Kiedyś ktoś przeklął mnie, że swoje najstraszniejsze wydarzenia w życiu będę przeżywać cały czas na nowo. I czasami, najczęściej gdy zobaczę coś, co mi się z tym skojarzy, przestaję się ruszać i trwam w takiej pozycji, w jakiej zastygłam, dopóki ktoś mnie nie obudzi lub gdy odlot się skończy. Odlotem nazywam właśnie to, co się ze mną dzieje. Podczas gdy moje ciało się nie rusza, ja przeżywam jakąś straszną rzecz. Rozumiesz?
Aventy pokiwał głową.
- Drugą rzeczą jest to, co zrozumiałam, a mianowicie zrozumiałam to, co mój ojciec miał na myśli mówiąc, że woda i ogień są do siebie bardzo podobne. Obie są potężne, obie dają moce wilkom, bez obu nie da się żyć, ale jednocześnie obie mogą zabić… No i to, że obie nie lubią więzów. Woda jest wszędzie, ale się zmienia. Raz jest ciałem stałym, raz gazem, raz cieczą… Morze może być spokojne, wzburzone lub tajemnicze, bez wyrazu… Za to ogień łatwo się rozprzestrzenia, rozświetla ciemność, a jednocześnie nadaje mroczny wygląd wszystkiemu, co oświetla. Nie wiem jeszcze do czego mi się to wszystko przyda, ale jestem pewna, że tak.
- Aham… - mruknął basior w zamyśleniu.
- Mój sen… No cóż, wiesz, że dowiedziałam się, że mój brat żyje i gdzie się znajduje od Pana Koszmarów. Właściwie nic ciekawszego się w nim nie działo. – plątałam się.
- W porządku. Czy to ta polana? – spytał, wskazując na dość obszerną, obsypaną w młode kwiaty łąkę.
- Owszem. Zaraz przywołam smoka.

<Aventy? Moja wena zdycha na dnie oceanu, niestety. xc>

Od Dezessi

Po wstąpieniu do watahy myślałam o moich celach. Wymyśliłam, że pierwszym z nich będzie odnaleźć brata, drugi poukładać sobie życie i trzeci znaleźć swój cel życia. Zaczęłam od numeru jeden. Przeszłam się niby od niechcenia po granicach terytorium watahy. Jak zgłodniałam przejęłam kontrolę nad umysłem sarny i kazałam jej podejść do mnie. Kazałam zrobić zwierzęciu tępą minę. Przestałam się bawić i w końcu ją zabiłam i zjadłam. Zaczęło mi się strasznie nudzić! Nie wiedziałam co tu zrobić. Może kogoś poznać! Wiem nawet kogo.
-Hej!-powiedziałam pewna siebie do dostojnego wilka- Jestem nowa. Dezessi jestem. A ty?
-Moje imię to Veyron.-powiedział dumny- Widzę, że jesteś nowa. Starsi obywatele watahy inaczej polują. A ty musisz użyć mocy...-powiedział patrząc na mnie ze zdziwieniem.
-Nie muszę jej używać!-zdenerwowałam się.- To dla przyjemności.
-Aha. To pokarzesz jak się powinno polować?-powiedział sarkastycznie.
-Nie muszę ci nic udowadniać. Udowodnię to sobie samej.-próbowałam się uspokoić.
Podniosłam wysoko głowę i zwietrzyłam od za raz zapach bobra. Podniosłam powoli uszy i ruszyłam biegiem w jego stronę. Ledwo wyrobiłam na zakręcie pomiędzy drzewami. Dorwałam bobra i jeszcze żywego przyniosłam na mały terenik pozbawiony drzew. Z bobrem w pysku mocą zbudowałam kamienno drewnianą jaskinię. Położyłam się i zjadłam bobra. Zauważałam jak minutę później basior niósł dużego jelenia. Pomyślałam, że się popisuje, ale zauważyłam, że nawet przeszedł na około mojej jaskini. Chwilę potem słyszałam mlaskanie.

<Veyron?>

Nowa wadera! ~ Dezessi

Ghost Wolf - fantasy, dark, magic, wolf

Od Ceiviry CD. Serine'a

Czułam, jak kości łamią mi się na pół. Wyginałam się na wszystkie strony. Krew zaczęła żyć własnym życiem. Wyodrębniałam każdą jej kroplę, która płynęła w moim wnętrzu. Dało się odczuć, gdy poszczególne komórki łączyły się, a potem nagle rozdzielały, sprawiając ogromny ból. Powoli traciłam świadomość. Coraz mniej wyraźnie odbierałam bodźce ze świata zewnętrznego. Czułam, jak kropla po kropli uchodzi ze mnie życie - powoli i boleśnie. Ostatnimi resztkami sił spojrzałam na Serine'a. To puste spojrzenie, pozbawione uczuć bolało o wiele bardziej niż wszystkie ciosy, jakie mi zadawał. Pragnęłam,aby się uśmiechnął, dotknął mnie, powiedział, że wszystko ułoży się dobrze. Jak dotkliwie odczułam wówczas, iż nadzieja jest matką głupich. Gdy tylko ta myśl przeszła mi przez głowę, zaczęłam cierpieć dotkliwiej niż kilka chwil temu. Teraz jego oczy zasnuły się nienawiścią, nieodgadnioną żądzą, satysfakcją. Zupełnie tak, jakby zabijanie sprawiało mi przyjemność.
- Wiem, że taki nie jesteś, nie ty... Proszę cię, znajdź prawdziwego siebie i wróć do mnie - powiedziałam słabo, wykrzesując z siebie resztki sił.
Nagle, dosłownie na ułamek sekundy, pojawił się dawny Serine - opiekuńczy, współczujący, kochający. O spojrzeniu, które zniewala, sprawia, iż oczyszczasz się wewnętrznie i wtedy nie liczy się nic oprócz tej pięknej pary zielonych oczu. To wlało w moje serce niewiarygodną ulgę, tego potrzebowałam. Jednak trwało to tylko chwilę. Potem znowu przyszedł niewyobrażalny ból. Tęczówki moich oczu zaczęły ciemnieć. Zrobiło mi się słabo. W ułamku sekundy poczułam ogromną chęć odejścia do krainy snów. Wówczas usłyszałam rozdzierający uszy głos:
- Stój!
W mgnieniu oka wróciłam do żywych. Wsłuchiwałam się w swój ciężki oddech i stukanie łap po marmurowej posadzce. Wnet poczułam przy uchu ciepłe powietrze.
- Teraz już wiesz jak to jest, prawda? Krzywdzi cię osoba, dla której zrobiłabyś wszystko. Zapewniam cię, on mógłby bez skrupułów cię zabić, ale tego nie zrobił, a wiesz, czemu? Bo ja mu nie pozwoliłam - rzekła cicho.
- Dlaczego? - wyszeptałam.
- Wolę patrzeć, jak cierpisz, jak zalewasz się bólem, złością, rozpaczą, nostalgią. Wolę patrzeć, jak walczysz bez sensu o coś, czego nigdy nie odzyskasz. Wolę patrzeć, jak szarpiesz się z własnymi uczuciami, wbijasz sobie nóż w plecy, torturujesz się na własne życzenie. Wolę patrzeć, rozkoszować się tym, że umierasz wewnętrznie i boleśnie, po kawałku niszczysz każdą kolejną cząstkę swojej duszy, staczając się w otchłań - wysyczała.
Potem odeszła, a ja zamknęłam oczy. Po moim policzku spłynęła łza. Nie walczyłam ze zmęczeniem i bezsilnością. Po prostu dałam się zanieść na miękkich skrzydłach w lepszy świat.
***
Kiedy się obudziłam, wszystko wokół zdawało się przybierać wyblakły odcień.
- Cei, nareszcie... - szepnął z ulgą Zaheer.
- Długo spałam?
- Ooo, tak. Prawie cały dzień. Już zaczynaliśmy się niepokoić - uśmiechnął się blado.
- Znaleźliście coś? Jakiś sposób? - zapytałam z nadzieją.
- Mamy już jakiś trop, ale to jeszcze nic konkretnego i...
- No to na co czekamy? Szukajmy dalej, skoro wiemy gdzie! - przerwałam mu i próbowałam się podnieść.
- Zaczekaj. Najpierw musisz odpocząć. Jesteś zmęczona, wyglądasz jak cień. Zjedz coś, wyśpij się porządnie, a my będziemy z Rorelle szukać - zakomenderował.
Westchnęłam. Nie miałam ochoty ani na spanie, ani na jedzenie. Mimo to musiałam się zgodzić.
- Dobrze, zrobię, jak radzisz.
Zamknęłam oczy, ale nie potrafiłam zasnąć. Czekałam, aż Zaheer wróci. Starałam się zachować spokój, nie denerwować się. Wsłuchiwałam się w swój oddech. Próbowałam myśleć o kimś innym niż o Serinie, ale nie dałam rady. Nie pamiętam, ile trwałam tak bezruchu. W końcu młody basior wrócił. Czułam na sobie jego spojrzenie. Pewnie nie chciał mnie budzić. Postanowiłam jeszcze przez chwilę udawać. Gdy już naprawdę nie mogłam znieść wzroku basiora, powoli rozwarłam powieki.
- Mam nadzieję, że cię nie obudziłem, a jeśli tak, to przepraszam - rzekł nieco zmieszany.
- Nie, nie - odparłam szybko.
- Mam tu coś dla ciebie - wskazał łapą na ogromnego jelenia.
Wstałam z łóżka i zaczęłam mimowolnie go jeść. Smakował wybornie i dlatego, ku mojemu najszczerszemu zdziwieniu, skonsumowałam go całego.
- Może się przejdziemy? Świeże powietrze dobrze ci zrobi - zaproponował.
- Wiesz, wybacz mi, ale chciałabym pobyć sama. Dzięki za pyszny obiad, za troskę i w ogóle... - odpowiedziałam.
- Rozumiem. Tylko nie odchodź zbyt daleko i uważaj na Chance - ostrzegł mnie Zaheer.
Przyjęłam te słowa bez żadnej obawy. Przecież i tak było mi już wszystko jedno. Otworzyłam ogromne drzwi. Włóczyłam się po zamku, jego obrzeżach i tak mijały sekundy, minuty aż w końcu godziny. Ostatecznie zatrzymałam się na balkonie. Stanęłam przy balustradzie, uniosłam głowę do góry i zamknęłam oczy. Ile wspomnień przeleciało mi wtedy przez głowę, ile pięknych zdań zabrzmiało w moich uszach, ile bezcennych chwil uchwycił w ułamku sekundy mój umysł... A wszystkie dotyczyły jednego wilka - Serine'a. Rozwarłam powieki i spojrzałam w dół. O mało nie zemdlałam. Na małej, zielonej skarpie stał tak dobrze znany mi basior. Miał spuszczoną głowę. Odniosłam wrażenie, że spowija go jakaś smutna aura. Skrzydła same mi się rozwinęły. Rzuciłam się ku niemu niewiele przy tym myśląc. Zadrżał, gdy mnie zobaczył, ale nie wycofał się. Kiedy wpatrywałam się w jego bezwładną sylwetkę, ogrom myśli przeleciał mi przez głowę. Chciałam mu tyle powiedzieć. Gdybym mogła, zamieniłabym się z nim bez wahania. Dałabym wszystko, aby jego wzrok znowu odzyskał tą jasną, pełną dobrej energii i miłości barwę. Wtedy do mojego umysłu przedostały się dwa słowa. Tyle razy pragnęłam je wyznać, wykrzyczeć, ale za każdym razem brakowało mi odwagi. Bałam się odrzucenia, ale teraz? Co mam do stracenia? Nic... Podniosłam łeb i spojrzałam mu w oczy. Zacisnęłam wargi. Po chwili jednak z moich ust wydobył się cichy, słyszalny tylko dla Serine'a szept:
- Kocham cię...
Zauważyłam, jak uniósł łopatki. Mrugnął, a wówczas ujrzałam jego zniewalające oczy, przesycone plątaniną emocji. Wargi mu drżały. Chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie. Zrobił z trudem dwa kroki w przód. Widziałam, jak jego łapa wędruje ku górze. Wreszcie zatrzymała się na moim policzku. Nie mogłam uwierzyć... Czyżbym go odzyskała? Tęczówki moich oczu zajaśniały promieniem nadziei. Sekundę później poczułam ból. Ostre pazury Serine'a przeszyły mi skórę. Zauważyłam, że całkowicie się zmienił. Byłam załamana. Czy nigdy nie wróci dawny on? Gdy tylko to pytanie przedostało się do mojej głowy, mój wzrok padł na Chance.
- No, wiesz. Żeby posuwać się do takich metod... Musisz być naprawdę zdesperowana - prychnęła.
Nie odpowiedziałam nic. Miałam jej serdecznie dość. Gdyby nie to, że jest połączona z Serinem, już dawno rozerwałabym ją na strzępy.
- Ale uwierz mi, to na nic. On kocha tylko mnie i to się nie zmieni - dodała stanowczo.
Zaczęłam iść w stronę wejścia do zamku, ale basior nie pozwolił mi przejść i odepchnął mnie.
- Gdzie ty się wybierasz? Chyba trochę za wcześnie na odejście. Dopiero przyszłaś, a ja mam dla ciebie ciekawą atrakcję. Skoro ty wyznałaś mu swoje uczucia, to może on teraz wyzna ci swoje? - uśmiechnęła się szyderczo.
Nie chciałam tego słuchać. Rozwinęłam skrzydła. Uniosłam się na wysokość metra, po czym runęłam z łoskotem na ziemię. Wadera sprawiła, że nie mogłam latać.
- To jest propozycja nie do odrzucenia - wyjaśniła.
Zaśpiewałam cichutko pieśń leczącą. Żebra przestały mnie boleć, ale nadal nie miałam ochoty ani siły wstać. Widziałam, jak Serine kroczy w moją stronę. Nachylił się nade mną i wysyczał przez zęby:
- Mam gdzieś tą twoją miłość,rozumiesz?! Ciągle tylko mącisz, nękasz mnie niepotrzebnie. Zrozum wreszcie, że nic dla mnie nie znaczysz! Lepiej byłoby gdybyś...
Nie chciałam słyszeć tego słowa z jego ust. Wyłączyłam wszystkie dźwięki wokół. Poczułam ogromną nienawiść do tej 'wersji' Serine'a. 
Obiecałam sobie w duchu, że nie będę brać sobie do serca żadnych jego słów, do czasu aż nie odzyska dawnej części siebie. Stanę się głucha na wszystkie jego obelgi. Gdy odeszli, wstałam z ziemi i powolnym krokiem wróciłam do zamku. Zatrzymałam się przy wielkim oknie, które kiedyś rozbił smok. Słońce zbliżało się ku zachodowi i kierowało swoje jasne promienie na mozaikę kolorów, umieszczoną na resztkach witrażu. Spojrzałam za siebie. Tysiące barw krążyło po sali, wykonując niesamowity taniec. Zaczęłam nucić pieśń. Najpierw cicho, a potem coraz to głośniej. Wreszcie zapragnęłam, by rozniosła się po całym zamku. Opowiadała piękną historię miłości dwóch wilków, które zbyt długo zwlekały z wyznaniem sobie uczuć. Historię, która nadal trwa...

<Serine? Błędów jak mrówków, wybacz ;_;>