sobota, 19 września 2015

Od Ceiviry CD. Serine'a

Rozglądałam się wokół, szukając Serine'a. W końcu po dłuższej chwili zobaczyłam go, jak oddala się w towarzystwie Zaheera. Byłam niezmiernie ciekawa, co tak martwi młodego. Westchnęłam, po czym wróciłam do sprzątania. Nie mogłam jednak długo cieszyć się pracą. Zaledwie kilkanaście sekund potem dostrzegłam małą waderę. Wpatrywała się smutnymi oczami w dwójkę odchodzących basiorów.
- Wszystko w porządku? Jak masz na imię? - zapytałam, podchodząc do niej.
Kiedy zwróciła pysk w moją stronę, rozpoznałam w niej wilczycę, która nie tak bardzo dawno, bawiła się z Zaheerem, gdy był jeszcze mały.
- Brie. Nie do końca... - odparła smutnym głosem.
- Co się stało?
- Dlaczego nie mogę być dorosła? Tak, jak on... - ostatnie słowa wypowiedziała szeptem.
Zrobiło mi się jej okropnie żal. Wtem wpadł mi do głowy pewien pomysł.
- Rorelle, mogę Cię na chwilę prosić?
***
Czekałam na powrót Serine'a. Chodziłam w tę i z powrotem. Nie mogłam się doczekać, aż opowiem mu o swoim planie. Jakąś godzinę później zobaczyłam parę basiorów.
- Jesteście wreszcie, martwiłam się - powiedziałam.
Zaheer nadal był trochę przygnębiony, ale starał się to przede mną ukryć.
- Byliśmy na małym spacerze - wyjaśnił Serine.
- To ja już pójdę - wtrącił młody.
Nie próbowałam go zatrzymać. W zasadzie to nawet byłam mu wdzięczna. Chciałam koniecznie porozmawiać z zielonookim basiorem.
- Muszę ci coś powiedzieć - wyznałam.
- Zamieniam się w słuch.
Opowiedziałam Serine'owi o spotkaniu z Brie i o moich domysłach, co do dziwnego zachowania Zaheera. W swojej wypowiedzi zawarłam też mój plan względem tej dwójki. Basior wysłuchał go, ale nie wypowiedział się na ten temat. Uśmiechnął się tylko tajemniczo i powiedział:
- Rób, jak sobie wymysliłaś.
Nie było w tych słowach obojętności czy pogardy, ale nutkę ukrytej aprobaty. Zupełnie tak, jakby nie mógł poprzeć wprost mojego pomysłu.
***
Następne dwa dni minęły na przygotowaniach do ślubu. Z Serinem widzieliśmy się tylko przy okazji posiłków i wieczorami, kiedy kładliśmy się spać. Ja musiałam wybierać suknie dla siebie i druhen, wskazać, które kwiaty pojawią się na ceremonii oraz przyjrzeć się bliżej kwestii muzycznej. Basior miał własne obowiązki związane z przygotowaniami, które prawie zawsze nie przeplatały się z moimi. W międzyczasie przygotowywałam też niespodziankę dla Zaheera oraz dla ukochanego. Napięcie rosło z każdym dniem. Jednocześnie denerwowałam się i cieszyłam, że dzień, którego tak pragnęłam, jest już blisko.
***
Obudziłam się przy boku Serine'a.
- Dzień dobry - pocałował mnie w czoło.
- To naprawdę dzisiaj? - zapytałam z niedowierzaniem.
- A mam Cię uszczypnąć? - odparł z uśmiechem i po chwili zrobił to.
- Auć - zaśmiałam się.
- I jak? Teraz już wiesz, że to nie sen?
- Wiem, ale nadal nie mogę w to uwierzyć - powiedziałam, wtulając się w niego.
Wtem usłyszeliśmy pukanie. Dobrze wiedzieliśmy, co to oznacza.
- Ceiviro, już pora. Musimy się przygotować - oznajmiła kremowa wadera.
- Zaraz przyjdę do jaskini, dziękuję - odparłam.
- Za szybko mi dzisiaj uciekasz, wiesz? - stwierdził, bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- Spokojnie, to już ostatni raz - uśmiechnęłam się perliście, po czym ucałowałam go na pożegnanie.
Wyszłam na zewnątrz. Od razu uderzyło rześkie powietrze. Słońce zdobiło swoimi promieniami bezchmurne niebo, a lekki wiatr kołysał moje jasne włosy. Zanim odwiedziłam jaskinię, postanowiłam zobaczyć, jak wygląda miejsce ceremonii. Już z oddali zobaczyłam rzędy białych krzeseł. W ogromnych donicach o śnieżnym kolorze lśniły kępy fiołków. Do jasnej altany miał nas prowadzić fioletowy, długi dywan.  Całość wyglądała oszałamiająco. Rorelle postarała się, by wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Uśmiechnęłam się, po czym udałam się do jaskini, gdzie czekały na mnie już moje druhny. Wszystkie były ubrane w swoje suknie. Największą uwagę zwróciłam na Brie. Eliksir zadziałał. Wyglądała oszałamiająco. Gdyby ktoś w tej chwili wszedł do jaskini, mógłby pomyśleć, że to ona jest panną młodą, mimo iż nie była w bieli. 
- Pięknie wyglądasz - powiedziałam, podchodząc do niej.
- Dziwnie się czuję - odparła cicho.
- Musisz się przyzwyczaić, ale dasz radę. Wierzę w to - zapewniłam ją, uśmiechając się.
Podeszłam do lustra i powoli zaczęłam wkładać na siebie suknię. Dopiero dzisiaj zobaczyłam ją w pełnej krasie. Była niesamowita. Miała perłowy kolor i długi tren. Moje druhny umalowały mnie bardzo delikatnie, a potem wetknęły fiołek w moje włosy. Spojrzałam w lustro. O mało się nie popłakałam. Nawet nie marzyłam, że kiedyś będę tak wyglądać. Żałowałam tylko, że nie ma ze mną nikogo z rodziny. Rodzice z pewnością byliby ze mnie dumni. Opanowałam wzruszenie i wtem do moich uszu wdarło się pukanie.
- Proszę - odparłam radośnie.
Byłam przekonana, że to Rorelle. Ba, ile ja bym dała, żeby to BYŁA Rorelle. Jednak zamiast niej ujrzałam Caine'a... Nawet nie wiedziałam, co powiedzieć. Słowa nie potrafiły wydostać się z mojego gardła.
- Proszę, wyjdźcie - zwróciłam się do druhen najuprzejmiej, jak mogłam.
Kiedy opuściły jaskinię, szybko ściągnęłam z siebie suknię. Nie chciałam, żeby się zniszczyła, gdy będę wgniatać tego szczura w ziemię.
- Czego tutaj chcesz? Jak śmiałeś tu w ogóle wracać w tak ważnym dla mnie dniu? - w moim głosie było słychać nienawiść i pogardę.
- Cei, muszę ci coś powiedzieć. To niezmiernie ważna sprawa. Ja... - zaczął.
- Nie chcę Cię więcej słuchać. Nie będziesz oczerniał Serine'a w mojej obecności. Starałam się być miła, wyrozumiała, ale koniec tego dobrego. Nie zamierzam dłużej Cię tolerować - warknęłam i wymierzyłam w jego stronę wiązkę dźwięku.
Ku mojemu zdziwieniu, ta po prostu wniknęła w niego. Nic mu się nie stało! Moje oczy były teraz wielkości baseballowej piłki. Jak to się mogło stać?
- To niemożliwe... Musiałbyś być... - nie byłam w stanie dokończyć.
- Nie chcę oczerniać Serine'a. Wiem, że mnie nienawidzisz, ale pozwól mi się chociaż wytłumaczyć. Ostatni raz - poprosił.
Jego głos był spokojny. Wyczuwałam w nim też pewne wzruszenie i tęsknotę.
- Dobrze, ten ostatni raz - zgodziłam się.
- Chodźmy na spacer, to nie zajmie długo - zapewnił.
Ruszyliśmy w stronę lasu. Byłam cała w nerwach, miotały mną tysiące uczuć, a głowa zapełniona była toną pytań.
- Pamiętasz, jak opowiadałem ci, skąd jestem? - spytał.
- Tak, Symfoniczna Wyspa albo coś nieopodal.
- Właśnie to nie do końca prawda. Wychowałem się obok Symfonicznej Wyspy, ale się tam nie urodziłem - wyznał.
- Jak to?
- Na początku myślałem, że należę do nich. Z drugiej jednak strony czułem, iż to nie jest mój dom. Pewnego dnia natrafiłem na jaskinię. Mieszkał w niej niezwykle mądry smok. Wiedział, jak się czuję w tym plemieniu, więc zaoferował mi pewien układ. On wyjawi mi tajemnicę z przeszłości, a ja wyrzeknę się w części swoich mocy, zamieniając je na inne. Zgodziłem się. Zobaczyłem, jak sfora wilków napada na jakąś watahę. Niektóre szczeniaki zabijali, a inne brali ze sobą. Wtedy zobaczyłem siebie - małego, bezbronnego basiora. Zostałem wyrwany z rąk swojej ciotki, która chwilę potem padła martwa. Miałem szczęście... Trafiłem do plemienia, które uważało, że tacy jak ja przynoszą szczęście. Wiesz, kto się tego dopuścił? Wilki takie jak Serine... Z tymi samymi mocami... - ostatnie słowa wyszeptał.
- Miałeś go nie oczerniać! Przecież to nie był on. Nie widziałeś go! Tego już za wiele. Nie będę z Tobą rozmawiać, do widzenia! - warknęłam wściekła.
- Cei, poczekaj. Daj mi skończyć, błagam... - poprosił.
Wzięłam głęboki oddech. "Przetrwam to, a potem się go pozbędę. Raz na zawsze..." przekonywałam się w myślach.
- Gdy tylko się o tym dowiedziałem, wybiegłem z jaskini. Moje futro z białego zmieniło się w czarne, a moje moce ewoluowały.  Od tamtego czasu musiałem doglądać Krainy Zagubionych Dusz. To była cena za prawdę... Postanowiłem, że odejdę z plemienia. Obiecałem sobie, iż odnajdę rodzinę i jej morderców. Byłem przekonany, że nie żyją... Pewnego dnia trafiłem na Chance. Ona opowiedziała mi o Serinie, a potem o Tobie. Przyglądałem się wam przez bardzo długi czas. To dziwne, ale zawsze, kiedy na Ciebie patrzyłem, miałem przeczucie, że skądś Cię znam, że jesteś mi bliska. Postanowiłem zbadać tę sprawę. Wcześniej jednak obiecałem sobie, iż będę Cię chronił przed tym basiorem. Widziałem w nim mordercę swojej rodziny... Nie miałem żadnych dowodów, że to on, ale mimo wszystko nienawidziłem go. Postanowiłem go kontrolować, nie dopuścić do tego, żeby zrobił ci coś złego. Kiedy usłyszałem o ślubie, coś we mnie pękło. Musiałem stanąć na głowie, żeby przemówić ci do rozsądku. Szczególnie, że wiedziałem już, kim dla mnie jesteś. Gdy się mnie pozbyłaś, postanowiłem sprawdzić tego Serine'a, znaleźć na niego jakiegoś haka, dowód, że nie jest taki, za jakiego go uważasz. Wtedy właśnie zajrzałem do jego wspomnień. Kiedy ktoś trafia do Krainy Zagubionych Dusz, zostawia tam cząstkę swojej duszy, swoich myśli, wydarzeń z przeszłości. Zajrzałem i zobaczyłem wszystkie te momenty, w których Cię krzywdził... Co najgorsze, nigdy nie było to z jego winy. Potem ujrzałem, jak Cię chronił, otaczał miłością, ryzykował życie, walczył o Ciebie. Dopiero wówczas, po tylu miesiącach, zrozumiałem, jak wielki popełniłem błąd. Mogłem stracić Ciebie, Cei. Jedynego wilka, który mi pozostał na tym świecie, kogoś najważniejszego w moim życiu - powiedział, a oczy szkliły mu się niesamowicie.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Jego historia gdzieś głęboko mnie dotknęła. Patrzyłam w jego oczy i nie mogłam się pozbyć wrażenia, że jest mi bliski. Nawet po tym, co mówił o Serinie...
- Kogo, Caine? Kim dla Ciebie jestem? - pytanie, którego bałam się zadać, wypłynęło wreszcie z moich ust.
- Ceiviro, jesteś moją... - wziął głęboki oddech. - Jesteś moją jedyną, najukochańszą... siostrą.
Zatkało mnie. Stałam jak wryta. Nie mogłam nawet ruszyć się z miejsca, wypowiedzieć choćby słowa. Caine moim b-r-a-t-e-m?! Przecież to niemożliwe...
- Kłamiesz, nie wierzę ci. To nie może być prawda - łkałam, a łzy nie wiadomo skąd napłynęły mi do oczu.
- Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale to najprawdziwsza prawda. Byłem kiedyś wilkiem dźwięku. Zabrano mnie od moich rodziców, a rok później urodziłaś się ty. Czy oni nigdy nie byli smutni? Czy nie wzdychali z przygnębieniem, gdy widzieli bawiące się na trawie rodzeństwo? Czy mama nie kładła każdego wieczora wiązanki świeżych kwiatów na końcu jaskini, w lewym rogu? Czy nigdy nie słyszałaś, jak płakała cicho w kącie, ściskając w rękach stokrotki? - zalał mnie falą pytań.
Głos mu drżał, a w oczach tliła się nadzieja. Nie wiedziałam, co mam robić. Byłam niezwykle zagubiona. Na wszystkie jego pytania moja odpowiedź brzmiała: "tak". Bo przecież widziałam i słyszałam to wszystko, o czym opowiadał, a potem zastanawiałam się, dlaczego tak jest...
- Udowodnij to... - szepnęłam.
Caine potrząsnął lekko łbem. Z jego futra wyleciał niewielki wisiorek z nutą. Spojrzałam na swoją pierś. Miałam identyczny... Mama dała go mi przy urodzeniu na znak, że jestem jej córką. Chwyciłam go i przyłożyłam do serca. Wtem moje uszy przebiła niesamowita melodia. Znałam ją... Przecież każdego wieczora, od maleńkiego, rodzice śpiewali mi ją na dobranoc. Nie była powszechnie znana. Wymyślili ją MOI rodzice. Do oczy napłynęły mi łzy. Spojrzałam na Caine'a, który nie przestawał śpiewać. Nie mogłam już dłużej wytrzymać. Podbiegłam do niego i mocno przytuliłam. Poczułam na swoim futrze wilgotne łzy.
- To naprawdę ty, naprawdę jesteś moim bratem... - szepnęłam.
Staliśmy tak chwilę, pozwalając, by emocje całkiem z nas uleciały. Po kilkunastu minutach wypuściłam basiora ze swoich objęć. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Jednak miałam jakąś rodzinę.
- Cei, życzę ci dużo szczęścia u boku Serine'a. Teraz wiem, że dokonałaś właściwego wyboru - uśmiechnął się, a potem położył mi rękę na ramieniu. - Mam do Ciebie prośbę. Czy pozwoliłabyś mi zaprowadzić Cię do ołtarza? - zapytał niepewnie.
Już chciałam odpowiedzieć, ale nagle usłyszałam szelest. Odwróciłam się i zobaczyłam mojego ukochanego.
- Boże, wreszcie jesteś - powiedział, podbiegając do mnie i obejmując mnie. - Tak się martwiłem... Myślałem, że coś ci się stało...
- Nic mi nie jest, skarbie. Jestem szczęśliwa jak nigdy - wyszeptałam.
- Czego tu jeszcze szukasz i co chciałeś jej zrobić? - warknął.
- Ja...
- Spokojnie, on jest po naszej stronie - uśmiechnęłam się.
Basior utkwił we mnie pytające spojrzenie. Z pewnością myślał, że postradałam zmysły.
- Serine, to jest mój brat, moja jedyna rodzina... - wyznałam.

<Serine? Jak twoja reakcja? ;)>