środa, 31 grudnia 2014

Od Katherrine CD. Blooda

Polowałam sobie w najlepsze, gdy nagle jakiemuś wkurzonemu wilkowi zachciało się zawarczeć i przepłoszył mi królika. Wyszłam czy raczej wyskoczyłam zza krzaków i zawarczałam groźnie, a wilk tylko się zaśmiał cicho. Nie no nie wytrzymam chyba na serio komuś wbiję jeden z moich noży do tyłka.
-Przepłoszyłeś mi obiad! – Warknęłam. Zaśmiał się szyderczo.
-No cóż pech. – Był aroganckim gnojem, który nie wiem... chciał się zemścić czy coś. Znam takich. Nie panuje nad mocą, jest zbyt potężny by to ogarnąć. Nie ma sensu się z nim dalej sprzeczać, lepiej pokazać, że ze mną się nie zadziera lub wszcząć ostrą walkę, ale jeśli przyjdzie ktoś z przywództwa to będzie kiepsko.
 
<Blood?>

Od Cole'a CD. Sarah

- Super, super, ale chodźmy teraz, musimy się spieszyć. - chwyciłem waderę za łapę i pociągnąłem ją wgłąb watahy. Pobiegliśmy, ale w pewnym momencie wadera zatrzymała się i spojrzała na mnie srogo.
- Dość! - powiedziała stanowczo i tupnęła nogą. - Chcę wiedzieć! O co biega? Dlaczego cały czas mnie gdzieś ciągniesz?! Co jest grane?!
- Powiem ci, jeśli obiecasz, że pójdziesz teraz ze mną, bo szykuje się... - zacząłem, ale nie dokończyłem, gdyż zdeterminowana wadera weszła mi w słowo.
- Nie! Będę tu siedziała dopóki mi nie powiesz! - nachmurzyła się i usiadła na ziemi.
- Dobrze. - powiedziałem zrezygnowany. - Od dłuższego czasu... ech... zacznę od pewnej historii. Dawno temu pewien człowiek, podróżnik wędrujący po górach, odnalazł grotę. Jednak ku jego zaskoczeniu nie była to zwykła grota. Była to grota w której Mędrzec Ośmiu Ścieżek zapieczętował demona rozsiewającego zniszczenie, rozpacz i smutek. Stary podróżnik przez przypadek zerwał pieczęć chcąc schować się w jaskini przed zimnem. Demon został uwolniony, jednak każda z watah otrzymała barykadę otaczającą jej tereny, aby zła moc demona nie była w stanie ich przełamać...

<Sarah? Twoje zagranie było niemiłe i pozbawiło mnie weny ;___;>

Od Serine'a CD. Ceiviry

Oczy Chance. Paraliżujący ból. Głos Ceiviry. Ostrze przy gardle. Niebieskie światło. Błękit kuli rozbłysł i utkwił w kryształach zastawy. Lśniących materiał na podeście również zaświecił się błękitem. Później? Nie wiem. Wszyscy odrzuceni zostali w tył obijając się po ścianach lub krzesłach dla staruszek. 
- Cei? - spytałem słabo i wstałem. 
- Serine! - wadera pobiegła do mnie pomagając mi.
- Już ci lepiej - zauważyłem
- Tak, czuję się lepiej - potwierdziła kiwając głową.
- Cóż za urocza scena - niewzruszona Chance podniosła się z ziemi i stanęła na podeście. 
- Czego tak na prawdę chcesz? - warknęła Ceivira. 
- Chcę mieć tą watahę na własność! - Jej głos odbijał się echem po całej jaskini. 
- Dobrze wiesz, że nie dostałabyś jej - warknąłem resztkami sił. 
- Nie, dlatego muszę wykończyć konkurencję - powiedziała beztrosko skupiając wzrok na moim ojcu - prawda, Cannon?
Wilk trzymał duży ostry nuż w łapie
- "Dlaczego on go trzyma"? - Takie i inne myśli przechodziły  mi po głowie. 
Ostrze kierowało się ku krtani basiora.
- Tato? - zwróciłem się do niego. - Co mu robisz?! - Krzyknąłem w stronę Chance. Nadal siedziała na podeście. Ta tylko zaśmiała się gardłowo. 
Tymczasem ostrze już dotykało krtani. 
- Nie! Błagam! - krzyknąłem. - Zabij mnie zamiast niego!
- Serine! - Ceivira zaprotestowała.
Nuż zatrzymał się. Basior drżał, ale w jego oczach nie było ani garstki strachu. Był tylko gniew i duma.
Duma.
Cokolwiek by nie zrobił, gdziekolwiek by się nie znalazł zawsze towarzyszyła mu duma.
- Ciekawa propozycja - Kolejne beztroskie słowa. - Ale chyba muszę odmówić.
Ostrze przebiło wilkowi krtań. Ponad to, zaczął wykonywać okrężne ruchy. Dźwięk krztuszenia się krwią zmusił mnie do obrócenia się. Ceivira zasłoniła łapami swój pysk, a głowę wtuliła w moją pierś. Oglądałem jak struga krwi spływa mu po sierści zlepiając ją. Podbiegłem. Musiałem. Był moim ojcem. Był. Zanim pojawiłem się przy nim, wilk padł na ziemię. 
- NIE! 
Wyciągnąłem ostrze zatopione w jego szyi. Basior dalej miał otwarte oczy, z których biła ta bezcenna duma. Cały parkiet zalany był krwią. Czarną krwią. Dlaczego go nie ochroniła? 
- Jak?! Przecież krew...
- Zaskoczony? Zablokowałam mu wszystkie jego moce, jest bez-sil-ny. 
W ten podniosłem zakrwawiony nóż. Czułem, że to niezbędne, że tak musi być. Narzędzie było niewyobrażalnie lekkie. Poczułem potrzebę czucia i zadawania bólu. Wspaniałe orzeźwienie, czysty umysł. 
- Serine! - Stłumiony głos Ceiviry obijał się o moje bębenki. Był coraz bardziej wyraźny.
 W końcu otrząsnąłem się. Nie mogłem nic zrobić. Czułem, jak każdy mięsień pracuje sam. 
- S-serine? - spytała drżącym głosem. Oczy napełniały się łzami. - Nie rób mu tego! - wadera zwróciła się do Chance.
Ja czułem jak zakrwawione ostrze zbliża się do mojej szyi, tuż pod żuchwą. Wzdrygnąłem, kiedy poczułem jego ciepło. Zacisnąłem powieki, aż nie zaczęły mnie boleć. Tylko to mogłem zrobić sam. 
- Zostaw go! Błagam - Zadowolona Chance z rozbawieniem przyglądała się zapłakanej Ceivirze. 
Poczułem niewielkie ukłucie. Strużka ciepłej krwi wpłynęła po całej długości szyi przechodząc na ramię i kończąc na łapie. 
- Proszę! Zabij mnie zamiast jego! 
Ostrze się zatrzymało, a mnie poruszył dziwny dreszcz. Chciałem coś wydusić z siebie, ale nie mogłem
- "Nie! Cei, nie"! - ciągle powtarzałem w myślach z nadzieją na reakcję.  
Narzędzie dalej zagłębiało się coraz głębiej aż w końcu przestało. Dalej już nie mogło. Otworzyłem oczy widząc ostrze za zewnątrz. Odruchowo chwyciłem się za ranę, ale ta - zniknęła. Krew jednak dalej krzepła tak szybko, jak myślałem. Dlaczego? Dlaczego mnie oszczędziła? 
- Cei, nie! - krzyknąłem. 
To miał być pretekst, pretekst do zabicia Ceiviry. Chance wiedziała, że Cei wstawi się z mnie. Ją zabije bez problemu, a kiedy to nastąpi, nic nie będzie stało na przeszkodzie zabicia mnie. 
- Zostaw ją - warknąłem. 
Śmiech wadery rozległ się po jaskini. 
- Dobrze - powiedziała przerażająco spokojnym głosem. - Straż, zabrać ich. Odwiedzę ich później. - Jej szyderczy uśmiech był ostatnią rzeczą, którą  zobaczyłem. 
Worek na głowie. Dusiłem się własnym powietrzem. Temperatura była mniejsza niż na zewnątrz. Kamienna podłoga, woda cieknąca po ścianach. 
- Zatrzymajcie ich. Ta cela będzie odpowiednia.  
W końcu mogłem coś zobaczyć, ale widok nie był zachwycający. Smród zgnilizny był odrzucający. Pleśń na ścianach i części szkieletów przyprawiały o mdłości. 

<Cei? Wiem, przesadziłam>

Od Sarah - Na konkurs

Wstałam rano jak zwykle,chciałam przejść się po lesie.Gdy reszta śpi fajnie jest samemu pochodzić po wilgotnym lesie.Wyszłam z jaskini i usiadłam ,byłam zmęczona po ostatniej nieprzespanej nocy,chciałam z powrotem się położyć,ale stwierdziłam że spacer mnie orzeźwi.Z początku szłam wolno,ale w miarę upływu czasu coraz szybciej,aż nie "doszłam" do normalnego tępa.Gdy wyszłam zza jednego drzewa ujrzałam chochlika,wyglądał co najmniej jakby przejechał go czołg,ciężarówka i znów czołg, płakał.
-Co się dzieje,dlaczego płaczesz? - zapytałam.
-Nasze miasto jest atakowane przez potwora... - powiedział,wcale nie krzyczał,był bardziej zdołowany.
-Jaka bestia?
-Wielka nie, ogromna, niszczy calutkie miasto, a moi bracia i siostry uciekają!
-Jak to? Zaprowadź mnie do miasta-schyliłam sie by mógł na mnie wsiąść,dalszą część drogi ,aż do miasta wytłumaczył mi chochlik.Ujrzałam bestię zmierzająca w drugi koniec lasu (miasto chochlików było w środku lasu)pobiegłam tam wciąż mając skrzata na grzbiecie,dobiegłam do bestii
-Czemu to zrobiłaś!!!-krzyknęłam nie dla tego że byłam zła tylko dlatego że chciałam by mnie usłyszała
-Co zrobiłam?
-Zniszczyłaś miasto!-w tym momencie bestia usiadła i zaczęła płakać,szczerze zdziwiło mnie to...
-Czemu płaczesz?
-Bo,bo masz rację zniszczyłam miasto i to nie tylko to!Ale to nie moja wina! 
-A czyja?!
-Widzisz moja ...właściwie jak się do Ciebie zwracać?
-Sarah
-Widzisz moja Sarah,mój gatunek to "Elibrincis Flavaro" lub potocznie "Wielkostope Olbrzymy".Wyglądamy jak wyglądamy:20 metrów wysokości,ogromne stopy,małe nosy,dwoje oczu,lekki garb.Wyglądamy dla wielu przerażająco,ale tak na prawdę tak nie jest,każdy przedstawiciel "Elibrincis Flavaro" należy do jakiegoś członka grupy "Mattio Alfixis",znanych jako Mądrzy Mędrcy.Nie są oni ani trochę mili.Wykorzystują nas byśmy niszczyli miasta małych istot.
-Ale po co?!
-Jest to najbardziej uprzywilejowana grupa społeczna,to oni rządzą lasem.Pomyśl czy ktoś chciałby na nich głosować gdyby nie spełniali obietnic? Mówią więc "Miasta zniszczone przez potwory odbudujemy" ale w tym lesie nie ma potworów.Gdy mieszkańcy się zorientowali ,a na "Mądrych Mędrców" nikt nie głosował postanowili że wykorzystają nas do niszczenia,żeby potem odbudować,rozumiesz?
-Rozumiem,ale co jeśli jakiś Wielkostopy Olbrzym by się sprzeciwił?
-O wszystko zadbali,podczas niszczenia nie do końca wiemy co robimy,oni nas kontrolują,sami "wybierają" co mamy zniszczyć by koszt nie był za duży ,a ludzie by  byli przestraszeni.
-Ile jest tych "Mądrych Mędrców"
-Tylko trzech...
-Jak by ich tu pokonać?
-Co miesiąc idą na tajne zgromadzenie rządu,są sami w środku lasu i to bez służby!
-Kiedy przypada następny termin obrad?
-Za dwa dni.
-Hmmm....2 dni?A gdzie jest to posiedzenie?
-120 kilometrów stąd
-Więc ruszajmy! - poszłam razem z chochlikiem i przyjaznym Wielkostopym Olbrzymem po równo 2 dniach doszliśmy na miejsce,wielkie stworzenie się nie myliło byli sami,wciąż nie wiedziałam jak ich pokonać,a koniecznie chciałam wyzwolić w niewoli Olbrzymy i udowodnić chochlikom ,że "bestia" wcale nie jest "bestią".
-Jak ich pokonać?
-Widzisz ich medaliony?
-Te świecące?
-Tak, dokładnie te. Przytrzymują ich przy władzy jeśli je zniszczymy zostaną wygnani z lasu...
-Jak je zniszczyć?
-To akurat jest proste,wystarczy że je rozbijemy,trudniej zdobyć medaliony.
-Mam plan!-Plan polegał na tym że chochlik zakrada się do nich od tyłu ,zabiera medaliony po czym Olbrzym je rozbija. Poinformowałam moich towarzyszy o moich zamiarach, plan wykonaliśmy. Olbrzymy nie były już prześladowane, a chochlik towarzysz wytłumaczył pozostałym mieszkańcom dlaczego olbrzymy tak się zachowywały. Mędrcy zostali wygnani daleko, daleko. A ja wróciłam do jaskini...

Koniec

Od Sarah CD. Cole'a

Zabolało mnie to co powiedział "jesteś tu nowa, a my nie ufamy nikomu kto jest nowy", ale bardziej zmartwiłam się tym że podoba mu się jakaś wadera... mimo to chciałam walczyć o jego uczucia... Cole wrócił po jakiś 10 minutach.
- I co, powiadomiłeś Aventy 'ego? - zapytałam.
-Tak, już wie. - powiedział patrząc na mnie spokojniej niż kiedykolwiek wcześniej.
-To dobrze.
-Wracając do naszej rozmowy...
-Tak?
-Chciałbym wiedzieć co np. lubisz jeść, pić, robić... ale...
-Uwielbiam lizaki, są przepyszne! Uważam, że najsmaczniejszym napojem jest woda. Najbardziej lubię grać w berka. Za to nie cierpię ciast, lodów i sprzątania, a Ty czego nie lubisz?

<Cole?>