sobota, 10 stycznia 2015

Nowy basior! ~ Ryan

Od Cyndi'ego CD. Grace

Uśmiechnąłem się i ruszyliśmy na śniadanie. Gdy tak szliśmy, zacząłem się rozglądać. Wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Wzruszyłem ramionami i postanowiłem się tym zupełnie nie przejmować. Nagle zobaczyłem jakąś waderę. Była malutka i siedziała pod drzewem wylewając rzewne łzy. Razem z Grace natychmiast podbiegliśmy do niej.
- Co się stało? - zapytała z niepokojem Grace.
- No bo... bo ja... n... nic... - wyjąkała zapłakana wadera drżącym głosem.
- Och... nie przesadzaj, malutka. Jestem samicą Gamma, wiesz? Nie musisz się mnie bać... na pewno pomogę ci z twoim problemem. - Gracie uśmiechnęła się i podała łapę malutkiej, białej waderze.
- No, bo... ja... my... my razem z rodzinką... z siostrzyczką i mamusią ruszyłyśmy nad wodopój i ja poszłam za motylkiem wgłąb lasu i... i... i się zgubiłam! - rozpłakała się waderka.
- Serio? Wiesz, my właśnie idziemy nad wodopój i  możemy cię tam zaprowadzić. - moja partnerka odparła pogodnym, podnoszącym na duchu głosem. - To... jak masz na imię?
- Dzię... dziękuję... Arisa. - zachlipała mała waderka. Razem ruszyliśmy nad wodopój. Troszeczkę nam zeszło, gdyż Arisa była mała, miała krótkie łapki i szła strasznie wolno. Kiedy doszliśmy do wodopoju zobaczyliśmy mnóstwo wilków. Ale po prostu mnóstwo! Wszędzie były wilki. Zacząłem podejrzewać, że alfa zwołał jakieś ważne spotkanie otwarte dla członków watahy, jednak na szczęście, każdy wilk zajmował się własnymi sprawami. Odetchnąłem z ulgą... no bo... jakby to wypadło "Cyndi, samiec Gamma watahy był na tyle mądry, że zapomniał o bardzo ważnym zebraniu, na które zostały zwołane wszystkie wilki watahy." Mhm... fajno.
- Och! Nie mogę się doczekać naszego, chyba pierwszego od poznania ciebie, normalnego dnia! To co? Idziemy poznać kogoś nowego? - zapytała rozpromieniona Grace i chwyciła mnie za łapę.

<Gracie? ;*>

Od Samanthy CD. Diamond

- Nie ma mowy! - żachnął się basior. - Idę z Diamond.
- Tak, pięknie, pięknie, ale lepiej się pospiesz, jeśli nie chcesz, żeby twoje dzieci umarły... - mruknęłam niezadowolona. Pewnie te wilki myślały, że podchodzę dość lekceważąco do porodu, ale... cóż poradzić? Mój charakter nie jest łatwy. Nikt nie nie lubi. Nikt nie próbował nawet się ze mną zaprzyjaźnić.
Na świat przyszły dwa basiory. Pierwszy, rasy Wilków Runicznych. Jego moce, to: pieczętowanie różnych przedmiotów, czytanie w myślach, blokada pieczęci (tzn. dzięki niej można zerwać pieczęć nadaną przez kogoś innego), odczytywanie runów starożytnych wilków, oraz mur runiczny - "powłoka chroniąca całe ciało przed ciosami fizycznymi.

Drugi wilk jest rasy Wilków Królewskich. Moce: Moc manipulowania polem magnetycznym, czyt. W zależności od ilości siły którą włoży w swoją moc możne łatwo rozbić drewno, kości, metal lub kamienne mury. Używając tej mocy jako ochrony, wszelkie ataki skierowane w basiora zostają odbite, bez względu na rozmiar lub masę. Może również zostać użyte do odepchnięcia płomieni, które dosięgły ciała danego wilka. / reszta nieodkryta.
<Diamond, Cobalt? Proszę rodziców o wysłanie formularzy dla ich szczeniaków.>

Od Diamond CD. Cobalta

-No, to chyba już - zmusiłam się do kwaśnego uśmiechu. - Będzie dobrze...
- Ach, chodźmy szybko do Samanthy! - lekko spanikował Cobalt - Szybko, chodź Diamond, raz dwa!
- Spokojnie, nie denerwuj się - odpowiedziałam, próbując uspokoić basiora - Nic się nie stanie...
- No... ok - mruknął już mój mniej poddenerwowany partner. - Ruszajmy.
Poszliśmy powoli do Samanthy. Jak zwykle naburmuszona faktem, że jej ktoś przeszkadzamy wyszła ze swojej jaskini, po czym spytała:
- Co tym razem? - spytała.
- To już! Szczeniaki! Basio... - wymieniał.
- Rozumiem - przerwała mu Samantha. - Niech Diamond wejdzie ze mną do środka... - zaczęła. - ...a ty tu zaczekaj! - powiedziała.



<Samantha? :-) Ewentualnie Cobalt... ale i tak Samantha powinna ^.^>

Od Roscello CD. Arno

Otworzyłam oczy i zaczęłam się oglądać. Dookoła panowała ciemność. Wyczułam miękkie futro Arno i potrząsnęłam nim. 
- Gdzie my jesteśmy? - wyszeptał.
- Nie mam zielonego pojęcia... nic nie widzę... - odparłam po cichu. Nagle usłyszałam głos.
- Witajcie... macie dzisiaj ogromne szczęście - zadźwięczał melodyjnie.
- Kim jesteś? - przygryzłam wargi i zaczęłam niepewnie stąpać z nogi na nogę.
- Nie bójcie się... - powiedział delikatny, płynny głos. - nie zrobię wam krzywdy.
- Kim jesteś?! - wykrzyknął Arno. - I co to za miejsce?!
- Nie krzycz... to miejsce jest święte... a ja? Jestem jedną ze zbłąkanych dusz, które znalazły tu swoje schronienia. Zobaczyłam, że leżycie nieprzytomni w lesie... postanowiłam was tu zabrać... to dla was wielki zaszczyt, gdyż jesteście pierwszymi istotami żywymi, które postawiły stopę w tym miejscu. Nie pytajcie mnie, dlaczego ten zaszczyt was dostąpił. Po prostu wyczułam w waszej dwójce coś niezwykłego... jakąś nieopisaną więź łączącą wasze dusze. Hm... dostąpiliście tego zaszczytu, dlatego pozwolę wam się spotkać z duszą jednej bliskiej wam zmarłej osoby... każdemu z osobna. Najpierw ty, biała wilczyco... z kim chciałabyś się spotkać.
- To niedorzeczne, ale jeśli możliwe, to ze swoją matką. - odparłam drżącym głosem.
- Niech tak się stanie. - głos powiedział pokornie. Nagle usłyszałam inny głos.
- Witaj, droga Mishti... nasza mała, słodka osóbko. Tak przypuszczaliśmy z ojcem... wyrosłaś na silną, piękną, dorodną, niczym kwiat delikatną, subtelną i wrażliwą wilczycę. My, czyli twoi rodzice i cała twoja rodzina jesteśmy z ciebie ogromnie ogromnie dumni. Szkoda, że razem z tatą nie byliśmy w stanie obserwować jak dorastasz, nasza mała Mishti.
W moich oczach zakręciły się łzy szczęścia. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- A... ale... - zaczęłam mówić niepewnym, drżącym głosem. - Ja... ja nie nazywam się Mishti... to... to jest... piękne imię, ale nie jest moje. Ja mam na imię Roscello...
- Mylisz się... - odpowiedziała spokojnie moja matka. - Masz na imię Mishti. Tak wiele wilków mówiło do ciebie Roscello, że nawet zmieniłaś swoje imię... Mishti.

<Arno? Sorki, że tak długo :c>

Od Birka CD. Mivy

Otuliłem waderę łapą.
- Wiesz, dziękuję za ci za wszystko. – powiedziałem spokojnie.
- Co masz na myśli? – spojrzała na mnie.
- Gdybym cię nie spotkał, pewnie właśnie bym tułał się po tym świecie bez żadnego celu.
- Nie mów tak. – rzekła Miva – Wiem, że poradziłbyś sobie.
- Myślisz?
- M-hm. – delikatnie potrząsnęła łebkiem na tak.
- I tak dziękuję. – uśmiechnąłem się życzliwie, co wadera odwzajemniła. – I zastanawiałem się, czy nie nadużywam gościnności Twojej rodziny...
- Absolutnie! Birk, gdyby tak było, to bym ci przecież powiedziała. – patrzyła na mnie troskliwie.
- Ale przecież jestem duży. Może jednak powinienem już sobie znaleźć inną jaskinię?
- Ach Birk, jesteś taki śmieszny. Możesz u nas mieszkać ile chcesz. – wtuliła głowę w moje futro. Przez chwilę leżeliśmy cicho, pogrążeni w swoich myślach.
- Miva... – zacząłem.
- Tak?
- Wiesz, lubię cię.
- Och, ja ciebie też. – podniosła łepek i uśmiechnęła się promiennie. Oparłem głowę na jej grzbiecie i przymknąłem oczy. Było mi w tym momencie tak przyjemnie i błogo.

<Miva? :3>

Od Tasiry CD. Karibu

-Do lasu? Tak, no to choć - powiedziałam i poszłam przodem a wadera zaraz do mnie dobiegła. 
-Las jest daleko? - spytała.
-Zależy jaki. W tej watasze jest kilka rodzajów lasu... - powiedziałam nie patrząc na waderę.
-Kilka, na przykład?
-Las mroku, las światła, las zapomnienia, magiczny las, las miłości, zwykły las, las przemijających snów i tak dalej...
-A my idziemy do którego? - spytała.
-A do którego byś chciała? - spytałam.

<Karibu? Sorki, że po tak długim czasie, tylko takie krótkie opowiadanie, ale nie mam weny i następnym postaram się napisać dłuższe...>