Wyszliśmy na zewnątrz. Rozejrzałem się po okolicy. Ciężkie powietrze pachniało świeżo skoszoną trawą i przyjemną wilgocią, jaka zawsze utrzymuje się po deszczu. Podłoże było zasłane uginającymi się pod ciężarem wody źdźbłami trawy. Gleba była dokładnie zwilżona, czyli w czterech słowach: zmieniła się w błoto. Ciemne burzowe chmury powoli zaczęły ustępować miejsca pięknemu błękitnemu niebu. Najwyraźniej przesiedzieliśmy w jaskini tak wiele czasu, że zaczęło robić się już jasno. Przez zmoknięte korony pączkujących drzew przenikały delikatne promienie słońca, rzucając światło na obfitą w grzyby, kwiaty oraz różne inne roślinności, ściółkę leśną. Wziąłem głęboki wdech, aby nabrać powietrza.
- No... więc co teraz? - zapytała Ethel.
- Zapomniałem ci powiedzieć... znaczy się, zadać pytanie... czy należysz już do jakiejkolwiek watahy, bo... ja szukam jednej już od kilku dni i nie mogę jej znaleźć za żadne skarby. - chrząknąłem.
- Nie. - odparła krótko. - Ale chętnie bym się gdzieś wprowadziła, bo nie pasuje mi takie włóczenie się po świecie. No i wiesz... jeszcze... Ethan. - zniżyła głos wypowiadając ostatnie słowo, chodź nie miałem pojęcia dlaczego.
- Hm... to... wiesz, fajnie by było mieć przyjaciela, którego się zna, w nowej watasze. - puściłem do wadery oko.
- Ty nie bądź mi taki pewny. Już ja sama zdecyduję, gdzie będę łazić z jakimiś podejrzanymi basiorami, którzy porywają mnie do jaskiń w środku nocy podczas burzy. - Ethel uniosła brew. Zapadła chwila ciszy, a potem oboje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
- Dobsz... postaram się nie być taki... ee... słowa mi zabrakło. - zamrugałem oczami.
- To do jakiej watahy się wybierasz? - zapytała Ethel. Coś wybuchnęło obok niej. Cofnąłem się gwałtownie. Nie zdążyłem się jeszcze przyzwyczaić do Ethana, którego nawet nie mogłem zobaczyć.
- Do Watahy Mrocznej Krwi. - uśmiechnąłem się.
- Zachęcająca nazwa. - Wadera przewróciła oczami.
- Oj no weź... - zrobiłem wielkie oczy. - Zobaczysz. Będzie fajnie. Chociaż spróbuj...
<Moja wenawa też siadła ;-; Ale zgadzasz się? :3 >