niedziela, 10 sierpnia 2014

Od Mony CD. Sirdena

- No sama nie wiem... co pomyślą o mnie inne wilki na których mi zależy. Jest taki jeden... - zamyśliłam się.
- Masz chłopaka...? Yy... znaczy się... przecież nikt oprócz ciebie nie wie, kim tak naprawdę jestem. Ee... kim się stałem.
- Nie. Kurai Ricross to był mój bliski kumpel. Bardzo się lubiliśmy, ale nie czułam do niego nic więcej, poza przyjacielską sympatią. Ale... on odszedł z watahy. Boję się o niego.
- Ech... rozumiem. Ale proszę... zrozum. Obiecuję, że nigdy cię nie skrzywdzę. Jak już to cię obronię.
Zapadło milczenie. Myślałam nad tym co powiedział.
- Dziękuję. Przepraszam, że zachowałam się jak kompletna idiotka, ale czasami są takie momenty, kiedy strach przejmuję górę nad rozumem i dziękuję, że się nie obraziłeś i nadal jesteś przy mnie, Donnie.
- Słucham? Jaki Donny? - zdziwił się.
- Ech... nie Donny, tylko Donnie. Bohater mojej ukochanej książki. - westchnęłam i spojrzałam w niebo. - Dziękuję.

<Sirden?> 

Od Susan CD. Deatha


Uciekałam przed nim po całej wysepce. Zobaczyłam przed sobą palmę i ostro skręciłam. Death nie zdążył i uderzył w drzewo, z którego spadły kokosy. Znów zaczęłam się chaotycznie śmiać.
-Tak cię to bawi?-zapytał masując się po nosie.
-T..ta...mmmpppffff... - nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Ponownie padłam na piasek. Gdy się uspokoiłam wstałam. - Chodź tu potworze z bagien-powiedziałam i podeszłam do niego. Obejrzałam jego nos.-Nic Ci nie będzie - powiedziałam i palnęłam go w nos. 
-Auć!
-Hehehe. Dobrze Ci tak! Mogłeś patrzeć co robisz!
-Bardzo śmieszne...
-Chcesz kokosa? - zapytałam.
-No...dobra...
Uderzyłam w orzech, a on rozłamał się na pół. W srodku bylo mleko kokosowe. Wylałam je.
-Czemu wylewasz?
-Nie lubię. Wolę wiórki.
-Są kaloryczne!
-Niemożliwe! Dietetyk się znalazł! 
-Dobra, dobra...-wziął łyk mleczka kokosowego i.... wypluł zawartość swojego pyska, co wywołało mój śmiech.
-Mówiłam?
-Mówiłaś...
Zjedliśmy wiórki. Popatrzyłam na jeden punkt. Był nim klif.
-Chodź - powiedziałam i zaczęłam biec w stronę klifu. 
Wspięliśmy się i usiedliśmy na brzegu. Patrzyliśmy na zachód słońca.

< Deathuś? :) >

Od Sirdena CD. Mony

-To nie moja wina. Ojciec mnie tak wychował. Był, a może nadal jest królewskim katem, i chciał, żebym tez wyrósł na kogoś takiego. Wszystkiego mnie nauczył. Gdy to już nie wystarczało, posłał mnie na szkolenie, gdzie wypleniono ze mnie uczucia... Nawet nie znam własnej matki! 
Usiadłem obok Mony. Patrzyła na mnie zdezorientowana.
-Nie chcę Cię zabić. Nikt mnie na Ciebie nie nasłał. Przecież poznaliśmy się przypadkiem. Zabiłem kilka wilków i ludzi w moim dawnym królestwie, ale gdy zaczęła się wojna, zgubiłem się gdzieś w lesie, wiem, łamaga ze mnie, maszerowałem kilometrami i trafiłem tutaj. Tu nikogo nie zabiłem. Tylko Ty wiesz, że jestem katem... Kiedy nie wiedziałaś akceptowałaś mnie takiego jakim jestem. A teraz, gdy wiesz, oddalasz się ode mnie. A mi bardzo zależy... Wolałbym, żeby reszta się nie dowiedziała, bo wszyscy się ode mnie odsuną....

< Mona? Wszystko wyjaśnione ;)>

Nowy basior! ~ Yoko

Od Diamond


Gdy tylko dołączyłam do watahy, byłam chyba najszczęśliwszym wilkiem na świecie! Obym się tylko na tej watasze nie zawiodła, jak na tych poprzednich...
A więc poszłam się przespacerować. Słoneczko świeciło, ptaszki śpiewały. Nagle nade mną przeleciało coś wielkiego i wylądowało obok mnie.
- Hej, nie przestraszyłem cię?
Teraz zauważyłam, że był to wilk. Lecz nie zwyczajny. Odważyłam się odpowiedzieć:
- Nie. Fajne skrzydła - pochwaliłam go z zachwytem.
- Jak się nazywasz?
- Diamond.
- Ja jestem Zeke. Jesteś tu nowa? Jeszcze nigdy cię nie widziałem.
- Tak, jestem nowa. Przed chwilą dołączyłam - rzekłam z dumą.

<Zeke?>

Od Cyndi'ego CD. Grace

- Jasne, że znam... - wyszczerzyłem zęby.
- Tak? Kogo? - dociekała Grace.
- Yy... Cassandre i... no... Cassandre. - zaśmiałem się.
- Znasz tylko ją? - zdziwiła się Grace. 
- Niezłe z niej ziółko. Ciągle się kłócimy, ale mimo tego, też ją lubię.
- Ja też ją znam, wiesz? - Gracie uśmiechnęła się.
- Nie wiedziałem, do momentu, kiedy ty mnie oświeciłaś. - zacząłem się śmiać.
- Oo... normalnie Kraang z ciebie! - ucieszyła się i zaczęła udawać Kraangoboty. - "Istot zwanych ludźmi, których każesz nam nazywać ludźmi, a my zwiemy ich ludźmi nie ma w miejscu które każesz nam  nazywać tutaj".
- "Tak jak każdy Kraang, nazywam się Kraang, ale mów mi Kraang". - dołączyłem się. 
- "Idźcie z miejsca w którym jesteście, do miejsca w którym was nie ma". - żartowała Grace.
- Yy... "Nie mam tej informacji, Kraang, więc Kraang zapyta Kraanga, czy Kraang ma tę informację. Kraang, czy masz tę informację?".
Śmiechu było przy tym co nie miara. W końcu opadliśmy zmęczeni na miękką, zieloną, lepką od rosy trawę. Westchnąłem, a Grace powiedziała nadal z lekką czkawką:
- I taki dzień to ja rozumiem! Zero potworów, jakichś wymyślnych stworzeń... ach... właśnie coś takiego mi się marzyło...
- Ej, Gracie? Pamiętasz, ile my się już znamy? - uśmiechnąłem się do szarej chmury zwisającej nade mną ciężko.
- No... sama nie wiem. Chyba ponad rok... coś około tego.
- Łał... no to całkiem długo, siostrzyczko. - puściłem do niej oko.

<Grace? Siostruniu ^.^>

Od Mony CD. Sirdena

- Om... i można cię wynająć? - spojrzałam na niego swoimi wielkimi, czarnymi oczyma.
- No... tak, ale za rozsądną cenę. - uśmiechnął się. Ja zamarłam. Tysiące myśli przeleciały mi przez głowę. To było okropne! Za pieniądze zostać zabójcą, wybijać dzieci, kobiety, wilki... przecież nasza rola polega na cieszeniu się SWOIM życiem i docenianie, jakie ono jest piękne, a nie pozbawianie go innych! Z kim ja się zadaję? Co ja tu w ogóle robię? Ogarniała mnie lekka histeria.
- Wszystko dobrze? - zapytał z niepokojem.
- Wszystko dobrze? Czy wszystko dobrze?! Ja ci powiem! Nie! Nic nie jest dobrze! Nienawidzę cię! Odejdź! - wrzasnęłam panicznie. Byłam zupełnie zdezorientowana. A co, jeśli ktoś nasłał go na mnie? Usiadłam na ziemi i zaczęłam płakać. 
- Ale... Mona! O co ci chodzi? Proszę, powiedz, bo nie rozumiem... - zdziwił się.
- Odejdź!
- Ale... co ja ci zrobiłem? Mona!
- Odejdź! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Pewnie teraz będziesz próbował mnie zabić! - zupełnie traciłam nad sobą kontrolę.
- Nie! Mona! To nie tak, jak myślisz!
- Odejdź! No już! Błagam nie zabijaj mnie!
- Ale... 
- Sio!
- Mona, proszę! Daj mi wyjaśnić! - westchnął.
- Dobrze! Słucham. - spojrzałam na niego swoim szkilstym rozmazanym wzrokiem.

<Sirden? Wybacz za komplikacje :$>

Od Deatha CD. Susan

- Hej! - zacząłem się śmiać i również wyłożyłem się na białym piasku. Było tak miło. Wreszcie jakaś osoba przestała zważać na mój okropny wygląd i doceniła to, co kryje się w moim sercu. Ulżyło mi. Postanowiłem zachowywać się jak najmilej w stosunku do Susan, bo obecnie tylko ona była jedyną osobą, która mnie doceniła. Która była dla mnie ważna. Bliska mojemu sercu.
- No co syrenko? - wyszczerzyła kły w białym, promiennym uśmiechu.
- Nic. Nie jestem syreną, tylko potworem z bagien! - udałem niski ochrypły ton i rzuciłem się ze śmiechem na waderę. Ona uniknęła mnie i zaczęła przede mną ze śmiechem. 

<Susi?>

Od Amorki CD. Cobalta

- Nie dzięki. Nie mogę śpiewać - powiedziałam.
- Fałszujesz? - spytał.
- Nie, nie mogę o tym mówić. - powiedziałam.

<Cobalt?>