Basior prowadził nas gdy mnie zalały myśli. Już wyobrażałam sobie jak te wilki wybiegają z tego kretowiska i pędzą tylko po to by zobaczyć ile jeszcze ich czeka. Ich rozweselone miny i uśmiechy mówiące, że już teraz są szczęśliwi. Wyobraziłam sobie szczenięta ganiające się z lisami... Nastolatki pewnie by wybrały się na przygody, a potem dorośli by ich poszukiwali i zamartwiali się. Jeszcze ci starcy którzy zobaczą co stracili i czego zabraniali. Poczują ukucie winy i sumienia. Będą przepraszać, ale i tak już nikt nie będzie pamiętał ich złego panowanie. Wszyscy będą tam biesiadowali przez całe dnie do utraty tchu. Będą tańczyć i skakać ze szczęścia. Poczują świeżą wodę w stawach. Nie... No przecież jest zima. No to pojeżdżą na lodowiskach! O! Już to widzę jak malutkim szczeniakom rozjeżdżają się łapki. Takie urocze... Wszyscy będą patrzeć też w niebo szukając tych cudownych ptaków czy może nawet gwiazd w nocy. Będzie... cudownie. Chwilka..? Jak to będę patrzeć na słońce? Nie mam aż tyle płynu do oczu. Nie wyprodukuję go. Ja go nie umiem produkować. To zawsze dzieje się jesienią kiedy zwierzęta się mnie słuchają i robią mi zapasy. Nie mam tyle zapasów. To starczy tylko na wykurowanie oczu Artema i jeszcze dwóch może trzech wilków. Reszta zanim przyzwyczai się do światła będzie musiała czekać może nawet kilka miesięcy... Takie ciemności na pewno zmieniły coś w ich wzroku. Będzie trudno utrzymać ich wszystkich przy życiu... Tyle pyszczków do wykarmienia, bo sami nie będą w stanie polować. Hurtowo to nie może wypalić.
Jakiś plan... Jakiś plan... Może najpierw wyprowadzę z Artemem szczeniaki i jego dwóch kolegów. Szczeniaki będą w jaskiniach. Jego koledzy będą musieli używać kropli i polować. Ja i Artem im pomożemy, a reszta będzie musiała wchodzić powoli na poziomy wyżej gdzie jest stopniowo coraz jaśniej i się przyzwyczajać do jasności. Może jeszcze popytam szamankę by dała mi trochę kropli to wyciągnę jeszcze matki szczeniaków na zewnątrz... no znaczy niektóre. Będzie to długa praca. Jeśli w ogóle matki zgodzą się na takie rozstania. Będą musiały się widzieć ze szczeniakami co dwa, trzy dni... Można to zorganizować, ale musimy już teraz przejść do planowania. To nie zadziała z dnia na dzień. Już trzeba to zacząć.
- Artem... - szepnęłam.
Basior zwrócił się w moją stronę.
- Co jest? - zapytał spoglądając na mnie.
- Muszę co coś powiedzieć... - odszepnęłam.
Już wchodziliśmy do jakiejś sali. Muszę mu to szybko powiedzieć, by rada nie miałą wyjścia się zgodzić na układ.
Szybko skróciłam te przemyślenia i wyszeptałam basiorowi.
Tylko pokiwał w zamyśleniu głową i zaczął krążyć po swoich myślach. Już nie było czasu by o wszystkim powiadomić kolegów Artema, a z każdą nową chwilą byliśmy bliżej rady. Trzeba być szybkim.
Ktoś otworzył ogromne drzwi z nieolejowanymi zawiasami. nasze tępo teraz było wolniejsze. Widocznie tu już obowiązywała pełna kultura. Widziałam, że jest zapalonych 15 pochodni. I przy każdej z nich był taki ala tron. Stare brudne od ziemi trony miały na sobie starych i siwych już właścicieli. Byli wszyscy jak szczury... No oprócz dwóch którzy przypominali mi bardziej chomiko- lisy. Ich futro było koloru rudawobrązowego. Byli wyblakli, ale to tylko przez upływ czasu. Mogłabym się założyć, że w moim wieku mieli podobne kolory. Zauważyłam kilku strażników. Mieli mięśnie, ale i tak nie mogli się mierzyć z wilkami na powierzchni. Nie mieliby szans. Ja może bym nie pokonała ich, ale stawiłabym im opór który z pewnością sprawił by im trudności. Nie miałam żadnych problemów z ustaleniem, że raczej starcy nie żyją w tym podziemiu całe życie. W każdym razie nie wszyscy. Niektórzy byli zbyt powierzchniowi. Zauważyłam nawet, że jeden ze starców jest typową bardzo powszechną rasą wilków. Wcale nie byli słabi, bo słabi. Gdyby nie wiek byli by zapewne bardzo silni i wytrzymali... Tylko po co tracić swoje zdrowie tutaj? Bez sensu...
- A kosztu nas powitał...- mruknął jeden z rudawych starców.- Artem! A już myśleliśmy, że nie żyjesz...
- Jak widać mam się dobrze. - odpowiedział grzecznym głosem Artem.- I nawet lepiej.
- No dobrze, a co to za dama tam za wami? Nie pochodzi z naszego plemienia. - stwierdził jakiś ze szczurowatych.
- Zgadza się. Jest z powierzchni.-powiedział starszy kolega Artema.
Nie usłyszałam zdumienia, co mnie onieśmieliło. To dziwne. Inne wilki wręcz wstrzymywały wdech. Te tutaj chyba już miały takie przypadki. Co więcej! Wydawali się znudzeni!
Cisza. Taka cisza trwała długo, ale ja jej nie wytrzymałam.
- Jestem Restia. Pochodzę z powierzchni i chcę wam pokazać, że życie tam jest więcej niż tylko możliwe. - wysunęłam się trochę na przód.
Usłyszałam krótkie śmiechy.
- Strażnicy! Wyjdźcie z sali. - jakiś z starszych rozkazał.
Gdy strażnicy opuścili salę powiedział rozśmieszony:
- Skarbie... Myślisz, że nie wiemy?
- Widzę, że niektórzy z was muszą to wiedzieć, bo przecież nie jest możliwe, by ci rudzi z tond pochodzili! - powiedziałam oskarżycielsko.
Poczułam jak ktoś mnie odpycha do tyłu.
- Chcemy tylko wyprowadzić szczeniaki. - powiedział Artem.
Cisza.
- Szczeniaki? A po co? - zaśmiał się jeden.
- Stopniowo wyprowadzimy wszystkich... To będzie taka pomoc. Inne wilki mają prawo do życia na powierzchni.- powiedział Artem.
Koledzy chyba już wiedzieli o czym on mówi i już obmyśleli to samo co my.
- Po kolei będziemy wyprowadzać wilki, a potem już im nie będziemy potrzebni. Znowu będziemy wielkim stadem. Na powierzchni będzie łatwiej się rozwijać szczeniakom. - wytłumaczył młodszy z nas.
- No i co? Co niby będziemy z tego mieć? Szczeniaczki sobie odejdą. Potem dorośli. Potem my. Ale po co? Tu będziemy mogli nad nimi panować, a na powierzchni będą jak dzicy. Nie będziemy w stanie nad nimi zapanować. Rozejdą się niszcząc naszą watahę! - najstarszy z starców przemówił.
- Nie koniecznie! Możliwe, że będą wam tak wdzięczni, że z wami zostaną. Może skoro wiecie jak jest na powierzchni nadal będziecie ich prowadzić. - wcięłam się.
- A ty co?! Nie myśl sobie, że jestem mądrzejsza od nas! Wiemy co będzie, a czego nie będzie! - krzykną któryś.
- Uspokój się. Możemy zawsze zawrzeć układ.- uśmiechnął się jeden z nich.
- Układ? - zapytałam.
Ostatnim razem jak zawarłam układ to wyginęli wszyscy z watahy. Chyba podziękuję.
-Tak. Wy musicie nam zaoferować coś tak kuszącego, że pozwolimy nam wyprowadzić wilki.- wytłumaczył do końca.
-Jak to? Ale czego wy chcecie? - zdziwił się Artem.
- Nie mało już nam zabraliście?! - oburzył się starszy z nas.
- Cicho, bo nic nie zrobisz. Czego niby możemy chcieć? Jesteśmy starzy. Oczywiście czyste sumienie nas nie interesuje. Co lub kogo chcą takie wilki jak my?- zapytał.
- Władzy? - zapytałam.
- Dobrze kombinujesz, ale to odpada, bo właśnie chodzi wam o to by nam ją odebrać.- odbił piłeczkę.
- Nadal władzy. - powiedziałam.
- No dobrze, a jak nam ją dasz? - zapytał się.
- Stawiając was na czele tej zmiany.- wyszeptałam.
Dotarło to do ich uszu.
- I... - ciągną.
To on chciał czegoś jeszcze?! Czego niby?!
- I co? - nie wytrzymałam.
- Nie dam ci prostej odpowiedzi.- wytłumaczył swoją zagadkowość.
- Nie wiem. Chcecie żyć? Chcecie jaskinie? Pałace? Co jeszcze możecie chcieć?- zapytał Artem.
- Zdrowia? - zapytał inny.
- Młodości? - zapytał kolejny.
- Główkujcie. A to rozwiązanie i tak może być bliżej niż myślicie! - zaśmiał się jeden ze starców.
- Chcecie nas ukarać! - powiedział Artem.
- O! Bardzo dobrze chłopcze. Jak my was ukaramy?- zadał kolejną zagadkę.
- Zabijając nas? - zapytał.
- Nie.
- Więżąc nas tutaj? - zapytał inny.
- Może..? Nie.
- Zwalając na nas całą winę? - powiedział kolejny.
- Tak! Oczywiście! - uśmiechną się inny z sarkazmem.
Już byłam pogubiona. Wszystko się zlewało. Nasi z tamtymi. Nie wiedziałam już kto co mówi. Były tylko słowa i odpowiedzi.
< Artem? Jestem z tego zadowolona. Nie będzie prosto, ale będzie :D>