- Niedługo odbędzie się impreza, na której będą wszyscy członkowie watahy, może byś się ze mną przeszła? - zapytałem pewnie.
- Wiesz, zastanowię się - odpowiedziała po chwili wahania - pokazałbyś mi proszę, gdzie jest wodopój? Strasznie mnie suszy.
- Jasne, chodź - ruszyłem nad wodopój. Gdy dotarliśmy na miejsce, wadera rzuciła się do rzeki.
- Dzięki - powiedziała po dobrych pięciu minutach chłeptania.
- Nie ma za co... - powiedziałem cicho, gdyż za waderą stała srana. Piękna i dorodna - proszę, nie ruszaj się... - w jednym momencie rzuciłem się na zwierzynę. Wgryzłem jej się w kark i powaliłem na ziemię. Po chwili sarna leżała już martwa - głodna?
- I to jak! - krzyknęła z błyskiem w oku i podbiegła do sarny.
- Właściwie, to jak masz na imię? - zapytałem mimowolnie.
- Ecclesia - wybąkała w przerwie między udem a tłowiem.
- Miło mi, Caseus - uśmiechnąłem się do wadery.
- Wiesz co? Podjęłam decyzję w sprawie tej imprezy...
<Ecclesia?>