Uśmiechnęłam się pod nosem i pokiwałam łbem z dezaprobatą. Jej najwyższa, wyniosła wysokość Willow. Skinęłam na Losta, a ten od razu zrozumiał, o co mi chodzi.
- Zaczekaj, pójdziemy z tobą - zaśmiałam się.
Wadera mówiła coś pod nosem, ale w końcu zaczekała na nas. Szliśmy wszyscy w znanym tylko Willow kierunku. Wreszcie zatrzymaliśmy się przy niewielkim jeziorze. Od razu zachciało mi się pić. Chłeptałam wodę przez kilka dobrych minut. Ostatecznie każdy z nas usiadł w innym miejscu. Wyglądało to naprawdę komicznie. Jakbyśmy byli na siebie obrażeni. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Wreszcie jednak zdążyłam się opanować. Już miałam podejść do swoich towarzyszy i przerwać tę ciszę, gdy wtem do moich uszu dotarł jakiś niepokojący dźwięk. Coś się do nas zbliżało i z pewnością nie był to obiad.
- Też to słyszycie? - zapytałam.
<Lost, Willow?>