wtorek, 6 stycznia 2015

Od Ceiviry CD. Serine'a

Obudziłam się. O dziwo nie miałam żadnych "napadów". Było mi ciepło. Po chwili zrozumiałam, dlaczego. Serine okrył mnie swoim skrzydłem. Uśmiechnęłam się. Mój entuzjazm nieco opadł, gdy zdałam sobie sprawę z tego, gdzie jestem. 
- Nie śpisz już? - usłyszałam głos basiora. 
- Wstałam przed chwilą. Dziękuję - powiedziałam pogodnie. 
- Za co? - zdziwił się. 
- Dzięki tobie nie zamarzłam - posłałam mu uśmiech. 
On próbował odwzajemnić gest, ale niezbyt mu się to udało. Zmartwiłam się. Znałam go już jakiś czas. Coś było na rzeczy. Basior utkwił wzrok gdzieś w oddali. 
- Co się stało? O czym myślisz? - zapytałam. 
Ten przez chwilę kompletnie nic nie mówił. Od czasu do czasu spoglądał na mnie kątem oka. Czekałam cierpliwie na odpowiedź. 
- O ojcu... Wiesz, ja tak naprawdę nigdy go nie poznałem, a on nie poznał mnie. Nawet nie wiem, czy byłem dla niego synem, czy tylko przedmiotem - odezwał się wreszcie. 
W jego głosie dało się słyszeć wiele emocji - smutek, żal, gorycz, zawód, a nawet gniew. Zmieniłam pozycję i położyłam mu łapę na ramieniu. 
- Na pewno byłeś synem, najwspanialszym, jakiego można sobie wymarzyć, bo jedynym. Może on ci tego nie okazywał, ale tak myślał. Zaufaj mi - powiedziałam ciepło, przypominając sobie ostatnią rozmowę z Cannonem. 
Serine siedział w totalnym bezruchu. Spojrzałam na jego twarz. Był przemęczony do granic możliwości. Z pewnością nie spał całą noc. 
- Wyśpij się porządnie, a ja pomyślę, co poradzić na tę kiepską sytuację, dobrze? - zaproponowałam. 
- Dziękuję - odezwał się wreszcie. 
Zamknął oczy i udał się do krainy snów. Ja zaczęłam się zastanawiać, jak nas stąd wydostać. Przecież zawsze jest jakieś wyjście. Wlepiłam wzrok w podłogę. Szczelnie zamykałam umysł. Nie myślałam o niczym. Miałam nadzieję, że pomysł sam wpadnie mi do głowy. Nie wiedziałam, ile czasu tak spędziłam. Nagle jak grom z jasnego nieba w mojej głowie począł kreować się plan. Czekałam teraz, aż Serine się obudzi. Wreszcie otworzył oczy. Wyglądał o wiele lepiej. 
- Posłuchaj, mam pomysł, jak się stąd wydostać - zaczęłam. 
*~*~*~* 
Podniosłam z ziemi kamień i poczęłam rzucać nim o kraty. Trwało to może z 15 minut, ale osiągnęło zamierzony skutek. Jeden
ze strażników zajrzał przez małe okno. Z miejsca dostał dużym kamieniem w nos. Od razu wyszczerzył zęby w gniewie. Otworzył drzwi i grubym głosem wrzasnął: 
- Co ty sobie wyobrażasz?!
Począł iść w moją stronę. Nie zdążył nawet podnieść łapy, a już padł na ziemię. Serine umiejętnie go ogłuszył. Położyłam go pod ścianą i wyjrzałam za kraty. Nikogo nie było. 
- Wychodzimy - szepnęłam. 
Serine zamknął strażnika i wziął ze sobą klucze. Szliśmy długimi, krętymi, zdającymi się nie mieć końca korytarzami. Usilnie szukaliśmy wyjścia. W lochach było niezwykle ciemno i głucho. Wszędzie zalegała wilgoć. Trudno było poruszać się po zniszczonej, kamiennej podłodze. Zdawało mi się, że jestem w grobowcu. Oglądałam się za siebie i na boki, bardzo uważnie nasłuchiwałam. Serine szedł pierwszy. Nie wiem, ile godzin tam spędziliśmy. Wreszcie, po wielkich trudach i męczarniach, udało nam się dostrzec jasne światło. Byliśmy
wniebowzięci. Jeszcze się nie zdarzyło, abym tak cieszyła się z kilku jasnych promieni słońca. 
- Wreszcie się udało - wyszeptałam z lekkim niedowierzaniem w to, co się teraz dzieje. 
Serine złapał mnie za łapę i poprowadził w stronę wolności. Stąpaliśmy po kamiennych schodach. Promienie słońca oplotły mój pysk. W sercu czułam radość. Serine szedł przede mną. Byłam tak rozentuzjazmowana, że nie usłyszałam kroków. W ułamku sekundy poczułam czyjąś łapę na swoim gardle. Pisnęłam na tyle głośno, że Serine się odwrócił. Czułam na sobie oddech intruza. 
- Ucieczka się nie udała, co? - szepnęła mi do ucha. 
Ten głos rozpoznałabym wszędzie. To była Chance. 
- Puść ją! - zabrzmiał dźwięczny głos basiora. 
- Ani mi się śni. To moja najlepsza karta przetargowa - powiedziała z wyższością. 
Serine spuścił łeb. Myślał, co teraz zrobić. Czułam się winna. 
- Czego chcesz? - zapytał spokojnym głosem. 
- Ciebie, Serinie. Przyjdź o północy do groty weselnej. Jeśli się nie zjawisz, wątpię, czy jeszcze spotkasz swoją "ukochaną". Na pewno nie na tym świecie - na jej pysku zajaśniał drwiący uśmieszek. 
Basior stał, nic nie odpowiedział. Nie mogłam pozwolić, żeby przyszedł. Musiałam szybko coś wymyślić.
- Ani mi się waż pokazać w tej jaskini. Ja i tak już jestem martwa. Ratuj siebie, błagam - zabrzmiałam w jego głowie. 
Chance powlokła mnie ze sobą. Ja widziałam jeszcze stojącego bez ruchu Serine'a, toczącego bój z samym sobą.

<Serine? Mnie wena trochę skoczyła do góry ;)>

Od Matta CD. Hamony

Użyłem swojej mocy i już po chwili moje oczy zmieniły się na kolor czarny z białą gwiazdą w środku. Spojrzałem jej w oczy i dzięki temu dowiedziałem się nieco na jej temat.
-Co to? - zapytała poirytowana tym, że się jej przyglądałem. 
-A co cię to obchodzi? - uśmiechnąłem się złośliwie, po czym obróciłem się aby pójść w dalszą wędrówkę. Moje oczy już miały naturalny odcień.
-Gdzie uciekasz? - chyba chciała znów się w czymś wykłócić.
-Ja najdalej stąd - odparłem bez emocji - od ciebie również chętnie bym poszedł - dodałem po czym zacząłem iść przed siebie. Nagle wadera powiedziała:

<Hamona?>

Nowa wadera! ~ Fukari

Od Hamony CD. Matta

Matt wybrał się na samotną przechadzkę. A ja go śledziłam. W końcu mnie niestety zauważył.
-Co tutaj robisz?- spytał.
-A co ciebie to obchodzi? - odparłam wyniośle.
-Obchodzi, bo mnie śledziłaś. - warknął.
-Ach tak... Chyba ci się śni - parsknęłam.
-Chyba nie.
-No właśnie tak. - odpowiedziałam takim tonem jakby Matt był karaluchem. Ja go nie lubię. Ja go akceptuję. Czyli nie muszę być dla niego miła.
-...

<Matt?>

Od Matta

Dni dłużyły mi się w nieskończoność. Nie miałem co ze sobą zrobić, więc jednak postanowiłem pójść na jakiś dłuższy spacer. Nie tylko aby coś upolować...
Głośno ziewnąłem przy okazji rozciągając swoje od dawna nie używane mięśnie, wyszedłem na zewnątrz, biorąc głęboki wdech.
Zima... Jak długo leżałem w samotności skoro już była zima... Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem przed siebie.
Może poznam kogoś nowego, chociaż... Nie byłem dobry w zawieraniu nowych znajomości i często wolałem siedzieć samotnie w swojej jaskini.
Nagle usłyszałem za sobą trzask gałęzi, natychmiast się obróciłem i ustawiłem w pozycji bojowej.
-Kto to? - warknąłem i użyłem swojej mocy aby dostrzec kto lub co to było...
Jakiś wilk przyglądał mi się zza krzaków. Podszedłem do niego spoglądając na niego groźnie. A, więc była to... Wadera...

<Ktoś?>