piątek, 3 lipca 2015

Od Cole'a CD. Emmy

Otworzyłem oczy a w moje nozdrza od razu uderzył zapach mokrej trawy i porannej rosy. Na swoich plecach poczułem ciepły, przyjemny oddech. Spojrzałem w tamtą stronę.
- Emma...? - Wymamrotałem nieprzytomnie. - Co ty tu robisz?
- Leż sobie kochany... miałeś wczoraj ciężki dzień. Wiele rzeczy się wczoraj wydarzyło... - powiedziała cichym, spokojnym, głębokim, kuszącym głosem. Wydawał się taki odległy i... jakiś taki nie Emmowski.
- A co się właściwie wczoraj wydarzyło? - przetarłem oczu i strąciłem ją delikatnie ze swojego grzbietu wstając.
- Usiądź kochany... przygotowałam twój ulubiony napar ziołowy. - powiedziała tym swoim otępiającym głosem i zamachnęła się ogonem przejeżdżając nim po moim nosie. Usiadłem posłusznie. Podała mi napój. Zachowywała się jakoś dziwnie... inaczej. Nie... to mi się musiało tylko wydawać. To samo jedwabiste, czarno niebieskie futro, te same uwodzicielskie oczy, ten uśmiech, to spojrzenie... tylko jedna rzecz się zmieniła. Na jej szyi wisiał piękny, złoty naszyjnik okuty w małe szafirki. 
- Skąd go masz? - zapytałem zaciekawiony.
- Zabrałam tamtemu wilkowi z którym wczoraj przebywałam. Po tym, jak go zabiłam. - powiedziała. Jej głos zadźwięczał mi w uszach. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Postanowiłem jednak nie tracić świadomości. Potrząsnąłem głową.
- Że co zrobiłaś...? - Jęknąłem. Emma. Prawdziwa Emma nigdy by nikogo nie zabiła! - Przecież ty nie...
- O, nie, nie... cichutko... - zadźwięczała nagle uroczym głosikiem i podeszła do mnie na niebezpiecznie bliską odległość.
- Zaraz, zaczekaj... co ty... - i nie zdążyłem nawet dokończyć bo „Emma” zrobiła najbardziej surrealistyczną i niespodziewaną rzecz o której nawet bym nie pomyślał. Zaczęła mnie namiętnie całować i chwytając za łapę pociągnęła wgłąb jaskini. Otworzyłem szeroko oczy. Zupełnie nie wiedziałem co się dzieje. To nie mogła być Emma. Na pewno. Nigdy by tak nie postąpiła. Nie. Ale... to było takie niesamowite... jakby najgłębsze i najskrytsze marzenie właśnie się spełniło. Moje serce załomotało, ująłem mocno jej naszyjnik i szarpnąłem nim z całej siły odpychając od siebie Emmę. Zasyczała. Jej obraz jakby zamigotał a potem jakby ktoś wylał na nią wiadro wody rozpłynęła się znikając niczym dym. Na jej miejscu stała czarna, brudna istota.
- Kim jesteś?! Czego chcesz?! - krzyknąłem przerażony.
- Czas zabrać cię do twojej księżniczki, która też dała się złapać w pułapkę! - zasyczał złowieszczo i cisnął w moją głowę wielkim kamieniem. Straciłem przytomność.

<Emma? :p>

Nowa wadera! ~ Truskaffka

Od Aventy'ego CD. Ignis

- No to jak? Gdzie ten twój smok? - Uśmiechnąłem się.
- Cierpliwości - wadera szturchnęła mnie, a na jej twarzy również zaistniał szelmowski uśmieszek.
Czekaliśmy... Czekaliśmy... Czekaliśmy... Czekaliśmy... i czekaliśmy. I żaden smok nie przyleciał.
- Jesteś na sto procent pewna, że to ta polana? Albo, że ten smok ci się nie przyśnił? - ziewnąłem.
- Tak. Jestem pewna.
- Łokej... no to czekajmy dalej - przewróciłem oczami i westchnąłem głęboko. I znów zaczął się półgodzinny horror który zwał się kompletną nudą.
- Ignis. Chodźmy stąd. Już byśmy byli na miejscu, gdybyśmy szli dość szybkim tempem. Ten cały Leon nigdy się nie zjawi... - zacząłem, ale Ignis weszła mi w słowo.
- Jesteś taki pewien? - powiedziała radośnie a ja poczułem na karku czyjś gorący oddech.
- Właśnie się zjawił, prawda...?

<Ignis? Wybacz, że nic nie pisałem, ale już to żenująco - krótkie opowiadanko wymyśliłem nie wiadomo jakim sposobem :/>

Od Ili CD. Cuttle

Zobaczyłam, jak jakaś niebieska wadera kłóci się z Cyndi'm. Machnęła łapą cała rozeźlona, on odwrócił się na pięcie wyniośle i poszedł sobie. Zachichotałam pod nosem. Kłótnie w stylu Cyndi'ego zawsze minie bawiły. I nie tylko mnie. Wszystkich. Uwielbialiśmy z nim spędzać czas i w ogóle był miłym i przyjacielskim basiorem. Nagle zauważyłam, że wilczyca kroczy w moją stronę. Było już za późno żeby się wycofać.
- A ty kim jesteś i dlaczego się śmiejesz jak głupia? Co cię tak bawi, hm? - spytała łypiąc na mnie groźnie. Zapadła cisza. Wpatrywała się we mnie w milczeniu.
- To się robi dyskomfortowe... - mruknęłam półgębkiem, po czym wybuchłam głośnym śmiechem.
- Ej! Przestań! Co ty sobie wyobrażasz?! - tupnęła nogą rozzłoszczona. Próbowałam się uspokoić, ale nie mogłam. Wyglądała tak zabawnie kiedy się złościła.
- Okej - wzięłam kilka głębokich oddechów próbując się opanować. - okej, okej, okej, okej, okej, okej, okej, okej, okej, okej, okej. Przepraszam.
Wyciągnęłam zamaszyście łapę do wadery a burza moich srebrnych loków opadła mi na twarz. I znów dostałam napadu śmiechu. Gdy już się uspokoiłam ponownie wyciągnęłam rękę do wadery a ona popatrzyła na mnie, jak na wariatkę, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło. Postanowiłam jednak trochę zaciągnąć wodzę i więcej się nie zaśmiałam.
- Ila jestem - wydukałam.
- A ja Cuttle, ale większość mówi mi Lilieth. Basiory to kretyni - pokręciła głową.
- Zgadzam się z tobą.
- Ta. A ten był wyjątkowo wkurzający - przewróciła oczami.
- Nie. Ten jest akurat spoko. Hm... powiedz mi, Cuttle... - zaczęłam.
- Lilieth - przerwała mi.
- Powiedziałaś, że większość tak do ciebie mówi, nie?
- No właśnie!
- No, a ja jestem tą mniejszością, która mówi do ciebie po imieniu. Ta - da! He, he... - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Niech ci będzie - przewróciła oczami.
- W każdym razie, Cuttle... powiedz mi proszę... skąd pochodzisz i dlaczego zdecydowałaś się dołączyć do naszej watahy?

<Cuttle? :)>

Od Cosmo CD. Ecclesi

- Ok... - uśmiechnąłem się nieśmiało.
- To chodź! - Ecclesia pociągnęła mnie. Już po chwili szliśmy razem przez jakiś las.
Pogoda była wręcz idealna na spacer. Było bardzo ciepło, ale wiał lekki wiatr. Sprawiało to, że aż chciało się położyć na trawie i patrzeć w chmury..  do tego ciche ćwierkanie ptaków brzmiało jak kołysanka. Gdy tak szliśmy, przed nami pojawiła się mała polanka. Obok niej biegł mały strumyczek, którego woda delikatnie szumiała. Siedziały przy nim dwa zające, ale uciekły na nasz widok.
- Może krótki postój? - zaproponowałem.
- Oczywiście - odparła wadera.
Usiedliśmy sobie na środku polany. Nie wiedziałem, czy zacząć rozmowę... A tym bardziej, o czym mielibyśmy rozmawiać... przed chwilą ją poznałem, nie chciałem zrobić głupiego ruchu, żeby zrobić złe wrażenie. Na szczęście Ecc odezwała się pierwsza:
- A tak właściwie, to jak znalazłeś się w tej watasze?
- Ogólnie to urodziłem się tutaj... - wadera patrzyła zaciekawiony, dając znak, że chce usłyszeć więcej. - Znasz Cobalta i Diamond?
- To ta różowa i ten biały z niebieskimi skrzydłami? Kiedyś ich widziałam, ale nigdy z nimi osobiście nie rozmawiałam. - odparła zamyślona.
- Tak, oni są moimi rodzicami. Mam jeszcze brata Nero, ale go raczej nie znasz...


<Ecclesia? Co Ty na to? ;)>

Od Ecclesi CD. Cosmo

Wilk którego obserwowałam z zaciekawieniem od dłuższego czasu przewrócił się nagle i zaczął się śmiać.
- Nic ci nie jest? - wyszłam zza drzewa i uśmiechnęłam się nieśmiało. Podałam basiorowi łapę, aby mógł wstać. Podniósł się i otrzepał nadal się śmiejąc. Zachichotałam.
- Wszystko w porządku - podrapał się po karku.
- To cudownie - wyszczerzyłam zęby. - Mam na imię Ecclesia, a ty jesteś...?
- Cosmo - mruknął. - Twoje imię jest bardzo ładne... w przeciwieństwie do mojego.
- Och, no co ty! - uśmiechnęłam się i pociągnęłam go za łapę. - Twoje imię również jest piękne! Kojarzy mi się z galaktyką pełną gwiazd... oh... świecą tak jasno i promiennie! Nie przesadzaj!
- Tak mówisz? - spojrzał na mnie z nikłą nadzieją w oczach.
- No pewnie! - odrzekłam z zapałem. - Chcesz się przejść gdziekolwiek?

<Chcesz, Cosmo? :D>