poniedziałek, 22 grudnia 2014

Od Serine'a CD. Ceiviry

Posłałem Ceivirze ostatnie spojrzenie i wyszedłem. Hałas, krzyki wilków. Można powiedzieć,że były nie do zniesienia, ale nie słyszałem ich. Wyciszyłem je. Mój wzrok bacznie obserwował moje łapy. Nie spuszczałam z nich wzroku. Pozwoliłem zanieść im się w dowolnie wybrane miejsce. Nie myślałem o ślubie, o Chanse. W mojej głowie utkwił obraz Cei. Podniosłem głowę rozglądając się na boki. Byłem po środku lasu, ale drzew nie było. Były pościnane, a korzenie dodatkowo spalone. Na ich miejscu pozostał jedynie ślad zwęglonych roślin. 
- Halo? - powiedziałem z nadzieją na odpowiedź. Moje uszy stanęły na baczność, kiedy usłyszałem dźwięk zza krzaków. Po chwili zza nich wyszedł mały szczeniak. Czarne futerko rozjaśniały tylko białe akcenty na ogonie i pyszczku. Poza tym idealnie wtapiał się w czerń spalonych drzew. 
- hej mały, zgubiłeś się? - spytałem ciepłym głosem. 
- Tatuś? - spytał i podbiegł radośnie. przytulił moją łapę, bo tylko ją mógł dosięgnąć. 
- Obawiam się, że nie. 
Wilczek zaczął szlochać. Jego zimne łzy spływały po moich łapach. 
- Hej, nie płacz, będzie dobrze - próbowałem go pocieszyć. 
- Nie, nie będzie! 
- Spokojnie, pomogę znaleźć ci twoją rodzinę. Mieszkają w tej watasze? - wskazałem na nią. W wzgórza była wyraźnie widoczna. 
- Nie. Ja razem z mamą mieszkami w lesie. 
To było podejrzane. Samotna wilczyca wychowująca, mieszkająca w opustoszałym lesie? Coś mi tutaj nie grało, ale to pewnie kolejne wyobrażenie mojego zmęczonego umysłu. 
- Wiesz mniej więcej gdzie się zgubiłeś. Może uda nam się coś wspólnie wymyślić? - uśmiechnąłem się ciepło. 
- Jasne - spojrzał na mnie swoimi szarymi oczami. otarłem mu łzy z pyszczka i pozwoliłem wskoczyć na grzbiet. 
Przedstawił mi się, ja również. Był taki lekki, mało wyczuwalny. 
***
Wysokie drzewa porośnięte bluszczem, krzaki z wilczymi jagodami i grząskie błoto. To, co nas otaczało. 
- Poznaję te drzewa! To nie daleko! - krzyknął radośnie zeskakując mi z pleców. Kiedy postawił łapy na błocie od razu zaczęło go wciągać. 
- Wow, wow, wow, spokojnie młody.
Chwyciłem basiora za futro na karku i wyciągnąłem. 
- Tam! Spójrz! - wskazał ubłoconą łapką na złotą poświatę. Krzyczał, śmiał się jakby nie widział zagrożenia (dla niego). 
Stawiałem ostrożne, duże kroki. Dalej trzymałem młodego w zębach, ale położyłem, kiedy grunt był bezpieczniejszy. 
- Mamo! Mamo! - krzyczał cienkim, ochrypłym głosikiem. By uroczy. Pobiegł w kierunku poświaty, która stała się słabsza. 
- Zaheer? - Usłyszałem głos wadery. Był spokojny, opanowany. Wyszła zza krzaków. Szczeniak rzucił się na biało-czarną wilczycę. Stałem i patrzyłem z wielkim uśmiechem. 
- mamo, mamo, spójrz! To ten pan mnie tu przyniósł. 
Matka spojrzała na mnie z wdzięcznością. Podszedłem bliżej. 
- Jestem...
- Wiem kim jesteś - przerwała mi. 
- Naprawdę? 
- Oczywiście. 
***
- Miło mi cie poznać, Serine. To zaszczyć być tu z tobą - wykonała gest podobny do ukłonu.
- Zaszczyt? Czemuż to? - wziąłem w łapy filiżankę z herbatą. 
- Jesteś synem Cannon'a, alfy pobliskiej watahy. 
- Czyli w pewnym rodzaju... księciem? - spytałem robiąc pierwszy łyk. 
- Nie wiedziałeś? 
- Co? Oczywiście, że wiedziałem, ale... ja nie czuję się jak "następna tronu". 
- To naturalne, ale - przerwała i spojrzała mi głęboko w oczy. - Nie to cię trapi, prawda?
- Eh... Wszystko jest takie poplątane! 
- Z chęcią cię wysłucham - odpowiedziała łagodnie. 
- Kiedy tu przybyłem wszystko zapowiadało się świetnie, ale radość nei trwała długo. Bo widzisz... Była kolacja, narzeczona... Później okazało się, że muszę wziąć ślub! 
Każde wspomnienie bolało tak samo. Czułem jak łzy napływają mi do oczu, obraz rozmazuję się. 
- Ale to dalej nie to... - wtrąciła.
- Moja przyjaciółka... Oddaliliśmy się od siebie. 
- Bardzo ją szanujesz - mówiła jakby wiedziała o wszystkim. 
- Jest dla mnie najważniejsza. Nigdy nie zrobiłbym jej krzywdy. 
- Ona dobrze o tym wie - wadera skupiła wzrok na herbacie. 
- Nie da do siebie dopuścić faktu, że nie kocham Chanse...
- Ponieważ ty kochasz ją - posumowała. Najgorsze było to, ze wadera miała racje. 
Rozmowę przerwał dźwięk tuczącej się gliny. 
- Zaheer! - krzyknęła ostro i pobiegła w stronę kuchni. 
Spojrzałem przez niewielkie okno. Zaczęło się ściemniać. Ceivira pewnie się o mnie martwiła chyba, że nie miało to już znaczenia gdzie jestem i co robię.
- Idę już. 
- Mam nadzieję, że nas jeszcze odwiedzisz - uśmiechnęła się. 
- Z pewnością. 

<Cei? Cóż robiłaś podczas mojej nieobecności? :3 >

Od Saphiry CD. Shay'a

- Spoko, wszystko Ok, zachaczyłam tylko o gałąź czy coś - uśmiechnęłam się. - Nic mi nie jest.
- Uff - Shay odwzajemnił uśmiech. - Lepiej uważaj na siebie.
- Będę - mrugnęłam.
Mmm... jaki on kochany. Naprawdę mnie uratował! Ale cóż, to było przewidywalne. Ale jednak to zrobił....
- Przejdziemy się gdzieś? - spytałam. 
- Dobrze - odpowiedział.
A więc szliśmy. Świeciło słonko, śpiewały ptaszki... nagle coś zaszeleściło w krzakach. Stanęliśmy.
- Co to do... - zaczęłam.
Nagle z krzaków wyszedł...



<Shay? Weź trochę dłużej ^,^>
                    ⬆⬆⬆
Powiedziała Diamond, po czym napisała opowiadanie składające się z dziesięciu zdań.

Od Emmy CD. Cole'a

Patrzyłam jak Cole odchodzi. Miałam ochotę za nim pobiec, lecz miałam tak duży mętlik w głowie, że nie byłam pewna nawet swoich uczuć. Poczułam, że w moim sercu kumuluje się niesamowity ból. 
- Daj mu spokój. Niech robi co chce. – basior pogłaskał mnie czule w geście pocieszenia. – On nie jest wart twojej uwagi.
Gwałtownie odskoczyłam od Soula. Nie wiem, co mną wtedy kierowało. Miałam mętlik w głowie. Odzyskałam przyjaciela, jednocześnie tracąc drugiego. Niestety moje serce chyba bardziej przejęło się tą stratą niż zyskiem.
Zaczęłam krążyć między murem zamku a skrajem lasu. Nie wiedziałam, co chcę zrobić. Musiałam pomyśleć. Miałam mało czasu. Jeszcze trochę i ten cały Oral i jego świta odkryją, co się tu stało, a wtedy nie będziemy mieli czasu na ucieczkę. A we dwoje nie poradzimy sobie z armią krwiożerczych potworów. W końcu zdecydowałam:
- Chodźmy Soul. Nic tu po nas. Jeszcze tego brakuje, żebyśmy dali się wciągnąć w poważniejszą bitwę.
Basior pokiwał głową, choć jestem pewna, że zauważył, co się ze mną dzieje. Pewnie męczyły go też inne pytania, np. o Cole’u, o Oralu, po co tu przyleźliśmy itp. Cieszyłam się jednak, że milczy, bo mogłam mieć trochę czasu dla siebie.
Idąc, musiałam się dowiedzieć kilku kluczowych rzeczy. Pierwsze: Co się właściwie stało? Odpowiedź: Byłam bliska śmierci i wtedy Soul przybył mi na ratunek. Wszyscy razem pokonaliśmy sypturię, a ja pełna radości wyściskałam Soula. Chmmm… Co dalej? Cole i Soul, niewiadomo czemu, zaczęli się kłócić. Od Cole dowiedziałam się czegoś o Wilczym Księciu, tj. Navarogu. Dowiedziałam się też, że zamierza on wyruszyć w podróż w poszukiwaniu Wilczego Księcia, by ten pomógł mu pokonać Orala. Podobno zna jakiś sposób, by go przekonać. Odszedł, a głupia ja nawet za nim nie pobiegłam. Pozwoliłam mu odejść. No, pięknie. Drugie: O co w ogóle sprzeczały się te basiory? Właściwie to nie była sprzeczka, tylko nieprzyjemna wymiana zdań. Taak. Tego muszę dowiedzieć się od Soula.
- Soul? Tak właściwie, co ty masz do Cole?
- Chmmm… No, widzisz… On mi się nie podoba. Zachowuje się idiotyczne, zgrywa bohatera. Myśli, że jest taki wspaniały, i że ty zawsze za nim pobiegniesz choćby nie wiem co. 
- Jakby nie było, to on mnie uratował w jaskini, nie ty. On chciał tutaj ze mną przyjść, a ja się zgodziłam, bo mu ufam. Nie zostawił mnie bez pomocy, jak ty. Dopiero teraz wykazałeś jakieś większe zainteresowanie moją osobą. To nie jest tak, że nie jestem ci wdzięczna, za to, że przybyłeś mi na pomoc. Jednak czuję, że gdybyś się nie pojawił i tak, dalibyśmy sobie radę. I nie zachowuje się idiotycznie. To już wymyśliłeś. Tak jak to, że uważam go za durnia.
- Więc, skoro tak, to czemu jesteś tu ze mną? Czemu za nim nie pobiegłaś, jak tak ci na nim zależy i jak jest taki wspaniały?
- Bo sama nie wiem, co się dzieje w mojej głowie.
Basior spojrzał z poirytowaniem w niebo.
- No właśnie. Jesteś tu ze mną ciałem, a myślami błądzisz gdzieś koło niego. Jak to z tobą jest? Co mam zrobić, żebyś wreszcie mi zaufała? Jak mam cię rozgryźć, skoro ty sama siebie jeszcze nie rozgryzłaś?
Milczałam. To co powiedział Soul to prawda. Nie znam samej siebie. Nie wiem kim jestem. O co mi chodzi? Czemu tak postąpiłam? Dlaczego wciąż siebie nie rozumiem? Nie wiem, ale teraz nie mam czasu zaprzątać sobie tym głowy. Podczas rozmowy, basior uświadomił mi jedno: muszę poszukać Cole.
Stanęłam. Soul popatrzył na mnie zdziwiony.
- O co chodzi?
- Nie wiem. Ty rób, co chcesz. Ja idę go poszukać.
- Czy ty do reszty zwariowałaś?! On nie jest ciebie wart, nie pamiętasz?
- Nie, nie pamiętam. Moim zdaniem to ja nie jestem warta jego.
Urwałam rozmowę, odwróciłam się i pobiegłam nie patrząc za siebie. Słyszałam trzepot skrzydeł oraz wołania Soula. Niestety byłam za szybka nawet dla niego.
Biegłam i biegłam, aż w końcu łzy i zapadająca ciemność, zamazały mi drogę. Wpadłam do jakieś małej jamki, skuliłam się i nie walcząc już ze zmęczeniem, zasnęłam.
***
Gdy otworzyłam oczy, był wczesny ranek. Do mojej jamy wpadały radosne, słoneczne promyki. Nie mogłam zrozumieć ich radości, bo gdyby pogoda miała odwzorowywać mój nastrój, to byłoby szaro, pochmurno i deszczowo.
Wstałam i wyszłam z nory. Mięśnie miałam obolałe, a całą moją sierść pokrywał złocisty piasek. Otrzepałam się, rozciągnęłam i przywołałam trochę wody, by się napić oraz porządnie wykąpać. Po kąpieli, postanowiłam zapolować. Byłam straszliwie głodna, a przed rozpoczęciem poszukiwań musiałam się ponownie najeść. Jeśli chodzi o moje emocje to były one ponure, puste i bezbarwne tak jakby ktoś wyssał ze mnie wszystkie uczucia. 
Gdy mój posiłek dobiegł końca, czułam się silna fizycznie i słaba psychicznie. Kompletna masakra.
Żeby znaleźć Cole, musiałam posłużyć się znienawidzoną przeze mnie mocą. Odkryć jego pragnienie. Wtedy będę mogła stwierdzić, gdzie on się znajduje. Na razie lepszego planu nie miałam. 
Skupiłam się na basiorze. Do wykorzystania mocy, cały mój umysł musiał skupić się na wybranym wilku. Powoli odnajdywałam Cole myślami. Wiedziałam już gdzie się znajduje. Ruszyłam w wskazanym kierunku, cały czas skoncentrowana. Nie mogłam zgubić tropu. „Szkoda, że nie mogę się tam teleportować.” – myślałam. Zarys miejsca pobytu Cole był niejasny, a co gorsza cały czas się przemieszczał. W takich warunkach teleportacja była zbyt ryzykowna.

< Cole? Cieszę się, że twoja wena powróciła. :D >

Od Ezia CD. Kiry Nezumi

-A zejdziesz tu na chwilę? - zapytałem.
-Po co? - odparła.
-Ehh... - westchnąłem.
Rozwinąłem skrzydła i poleciałem do wadery. Wylądowałem na gałęzi obok niej.
-Faktyczne piękne widoki - przyznałem - Jestem Ezio.
-Kira Nezumi - przedstawiła się.
-Długo tu tak siedzisz? - zapytałem.

<Kira Nezumi? =3 >

Od Kiry Nezumi

Minął tydzień od mojego dołączenia do Watahy Mrocznej Krwi. Alfa wydaje się być naprawdę miły i chyba mogę powiedzieć, że mu ufam. Staram się oswoić z tym, że już nie jestem samotnikiem, ale przynależę do watahy. Jeszcze z nikim poza Alfą nie rozmawiałam i nawet nie wiem jak zacząć z kimkolwiek rozmowę. Ale nie ma się chyba co śpieszyć…
Przechadzałam się po lesie szukając sobie czegoś ciekawego do roboty. Zatrzymałam się przed jednym z najwyższych drzew jakie tutaj zauważyłam. Coś kusiło mnie by na nie wejść i obserwować wszystko, co dzieje się dookoła. Ale jak wszyscy wiedzą wilki nie chodzą po drzewach. Postanowiłam przybrać postać wróbla i tak też zrobiłam. Wzbiłam się w powietrze i usiadłam na pierwszej lepszej gałęzi, z której mogłam dostrzec wszystko. 
Malownicze tereny naszej watahy rozciągały się bardzo daleko. Ale dlaczego było tu tak pusto? Wyglądało to tak jakby, nigdzie nie było żadnej żywej duszy. Jest dopiero jedenasta w nocy.  To chyba niemożliwe, żeby wszyscy spali. 
Było bardzo ciemno. Przez gęste chmury prawie nie było widać gwiazd. Tylko okrągła tarcza księżyca w pełni nie pozwalała się zakryć. Las nim oświetlony dziś wyglądał naprawdę pięknie. 
Ponieważ zwykle szybko się nudzę postacią wróbla, chciałam wypróbować po prostu wilka na drzewie. I ledwo, co wróciłam do normalnej postaci – wilczycy o dziewięciu ogonach – tak już okazało się, że wcale nie byłam sama. Ja tylko jestem ślepa! 
- Hej? – usłyszałam pod sobą czyjś głos i zwróciłam łeb w jego kierunku. Stał tam jakiś wilk z watahy (co do tego nie miałam wątpliwości. Ale z tej wysokości miałam problem z rozróżnieniem czy to basior czy wadera. – Co ty tam robisz? 
- E-emm. – nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć i tylko patrzyłam się jak głupia, po czym dodałam. – Oglądam las. 
- Tu jest pełno wysokich wzgórz. Nie trzeba włazić na drzewa. 
- Po prostu miałam ochotę tu wejść i obserwować, więc to robię. – odparłam lekko zdenerwowana. 
<Ktoś? C:>

Od Cole'a CD. Emmy

Usiadłem na ziemi i gapiłem się, jak Emma wyściskuje się z Soulem. Zmrużyłem oczy. Tsa... cały ten Oral... to było jakieś dziwne. Może i było, ale ja znałem wilka o wiele potężniejszego od Orala. Navaroga... wilka tajemniczego, cichego i potężnego, ukrywającego się w mroku. Podobno nikt nigdy nie widział go na oczy...
- Skończyliście już?! - prychnąłem. Emma spojrzała na mnie z poirytowaniem, chcąc dać mi do zrozumienia, że jestem kompletnym idiotą, że nie wiem, co to są uczucia, że kompletnie nie potrafię ich zrozumieć, ani uszanować i, że mam się zamknąć, albo mnie utopi. Soul wyszczerzył w moją stronę zęby. Poczerwieniałem ze złości i wstałem. Ruszyłem w stronę lasu.
- Ej, ej, ej... a ty gdzie się wybierasz?! - warknął Soul i zastąpił mi drogę. Coś we mnie zakipiało ze złości. Miałem chęć ponownie pokiereszować tego wstrętnego, grubiańskiego wilka. Ale powstrzymałem się, czując na sobie jadowite spojrzenie pięknych, błękitnych oczu Emmy. I ona przeciw mnie?
- Dobrze wiesz, że cię nie lubię, więc nie zamierzam ci się zwierzać, SOUL. - odparłem sucho, dając nacisk na ostatnie słowo i wyminąłem basiora.
- He, he... pewnie lecisz teraz w panice do Samanthy po jakiś Eliksirek Miłosny, co, lalusiu? - na twarzy Soula pojawił się paskudny uśmiech.
- Och, zamkniesz ty się wreszcie, czy nie?! Mam zamiar pokonać tego całego Orala, ale tym razem bez ciebie! A wiesz, dlaczego? Mam ciebie dosyć! Zawsze odwalam za ciebie brudną robotę, a ty zgarniasz całą chwałę! Kiedy zrobisz coś złego, od razu zostaje ci to wybaczone, a ja nawet nie usłyszę słowa "dziękuję", za to co zrobiłem! - wypaliłem w końcu swoje emocje i wyraziłem swoją opinię na jego temat. Odwróciłem się na pięcie i już miałem odejść, gdy usłyszałem za sobą jego głos:
- Rozumiem, że jesteś skończonym dupkiem, ale nie sądziłem, że jesteś aż tak głupi! Chcesz sam stawić czoło Oralowi? Najpotężniejszemu wilkowi wszech czasów? Daj spokój... rozniesie cię w pył, skończony durniu!
- Zamknij się. - powtórzyłem. - Mam zamiar ruszyć po wsparcie, a teraz...
- Masz zamiar ruszyć po wsparcie?! - prychnął skrzydlaty basior. - Nie rozśmieszaj mnie! Poprosisz króliczki, aby zagryzły go na śmierć? Albo fiołki, żeby skręciły mu kark? Jakim ty jesteś idiotą... Emma miała rację, co do ciebie... jesteś głupszy, niż jednokomórkowce!
- Soul...! - zaczęła rozgniewana Emma, ale przerwałem jej.
- I ty przeciwko mnie? - spojrzałem w ziemię zrezygnowany, po czym powiedziałem do Soula: - Wiedz, że nie mam zamiaru prosić o pomoc gryzoni, ani roślinek. Mam zamiar prosić o pomoc Wilczego Księcia!
- WILCZEGO KSIĘCIA?! - wykrzyknął Soul. - Nie jesteś tak głupi, jak twierdziła Emma! Jesteś sto razy głupszy, niż przewiduje ustawa! To istne szaleństwo! Zabije cię swoją Potężną Techniką Wzrokową, gdy tylko cię zobaczy! 
- PRZEPRASZAM! - wykrzyknęła zdenerwowana Emma. - Że wam przeszkadzam, ale czy ktoś mi może wytłumaczyć, do jasnej ciasnej, kto to jest do cholery ten cały "Wilczy Książę"?!
- Tak. - odezwałem się sucho, ale w sercu poczułem ukłucie bólu psychicznego i żalu... czy Emma naprawdę uważała, że moje IQ jest poniżej zera? - Pozwól, że ci wyjaśnię, kim jest Navarog, Wilczy Książę. Zamieszkuje swoje tereny i nigdy ich nie opuszcza. Jest niczym mroczny cień. Sprawiedliwy, tajemniczy... nikt nie zna jego przeszłości. Włada wieloma potężnymi technikami wzrokowymi, magnetycznymi, wodnymi, ognistymi, ziemnymi, wietrznymi, elektrycznymi, drzewnymi, jeszcze dotąd nie odkrytymi technikami... i wieloma, wieloma innymi... Co pełnię siada na wielkim głazie i wyje zrozpaczony do księżyca. Nikt nie wie kiedy, nikt nie wie, gdzie, dlaczego... Wilczy Książę to jedna, wielka chodząca tajemnica. Jest nie do pokonania. Najsilniejszy, najsprytniejszy... - zamyśliłem się na chwilę, po czym ciągnąłem dalej: - Nikt nie wrócił z jego terenów żywy. Niektórzy śmiałkowie nawet próbowali go zabić. Podobno jedynym sposobem na ucieczkę przed Navarogiem jest powolne i bezszelestne wycofanie się z jego ojczystych terenów...
- Więc po co się tam wleczesz na pewną śmierć?! - wychrypiała Emma.
- Bo jest jeden sposób, aby go przekonać... ale ten sposób znam tylko ja i nie mogę go zdradzić nikomu. Szczególnie osobom, które uważają, że jestem skończonym głupcem. - zakończyłem krótko i ruszyłem bez słowa w stronę lasu.

<Emma? Wena CHYBA powróciła ^^>

Od Mivy CD. Brika

- Ano, szłam do swojej mamy... razem z siostrą będziemy przygotowywać się na pogrzeb. - westchnęłam smutno, a łzy zakręciły mi się w oczach. Otarłam je szybko, gdy zobaczyłam zdziwiony wyraz twarzy basiora.
- Ech... a kto zmarł? - Powiedział wilk. Spojrzałam w ziemię i zaczęłam grzebać nią nerwowo w ziemi.
- Yyy... można powiedzieć... że... yyy... mój starszy brat. - chrząknęłam. - A ty co tam porabiasz?
- Em... ano, biegałem za owadami. Bardzo lubię to robić, ale one uciekły... może cię odprowadzić? - zaproponował. Przytaknęłam i uśmiechnęłam się. Zrobiło mi się jakoś lżej na sercu.

<Brik?>

Od Shay'a CD. Saphiry

Skakaliśmy po drzewach. Wadera utrudniała mi rzucając we mnie kulami światła. Nagle Saphira zaczęła spadać. W jednej chwili wzleciałem ponad korony drzew, a potem zmieniłem lot na nurkowy. Złapałem ją tuż przy ziemi, a potem bezpiecznie odstawiłem na ziemię. Wadera zachwiała się  i upadła. Pomogłem jej wstać.
-Wszystko OK? - zapytałem z troską.

<Saphira? =3 >