wtorek, 1 września 2015

Od Cyndi'ego CD. Grace

 - Hm... - zamyśliłem się zaniepokojony. - Ale tak mocno, czy tylko trochę?
 - Ciężko powiedzieć - jęknęła Grace i przewróciła się na drugi bok.
 - Może to od tego upału...? Mnie też trochę boli głowa - westchnąłem i przyłożyłem łapę do czoła wilczycy.
 - A znałeś kiedykolwiek wilka, którego skręcało w kościach od upału? - Spojrzała na mnie podle.
 - A czy to istotne? Chodź, zaniosę cię do jaskini. Tam jest chłodniej, a ty odpoczniesz i poczujesz się lepiej... a ja w tym czasie coś upoluję... może to z głodu? Nic dziś nie jadłaś - delikatnie zawiesiłem waderę na plecach po czym ruszyłem w stronę watahy. Szliśmy tak przez długi czas. Potem zaszło słońce, a ja robiłem się coraz bardziej zmęczony i wycieńczony nieustanną podróżą z kilkudziesięcioma kilogramami na plecach. Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się czarne plamy, ale potrząsnąłem głową. Nie. Nie wolno mi zasnąć! Gracie jest w potrzebie.
 - Cyndi! Rusz się... zaraz pęknę! - Zaszlochała wilczyca i ukryła głowę w moim futrze. Nagle stanąłem zupełnie zszokowany. Wydawało mi się, że przed chwilą widziałem to drzewo... Nie... to nie jest możliwe.
 - Co się stało? - Sapnęła wilczyca. - Dlaczego stoimy? Kiedy dotrzemy do watahy?
 - Grace... obawiam się, że zabłądziliśmy - przełknąłem ślinę.
Zapadła cisza.

<Grace? VVenos Bracos Totalificios ;-;>

Od Dezessi

Stanęłam jak wryta na widok innego wilka. Dziwnie się na mnie patrzył. Ogólnie wyglądał bardzo dobrze i nawet był przystojny, ale coś mi nie grało. Byłam w końcu daleko poza terenami watah. 
-Cześć.- wymamrotałam.
-Cześć.- odpowiedział.-Jestem Louis.
-Ja Dezessi, ale i tak większość mówi na mnie Deze.- uśmiechnęłam się pogodnie.
Odwzajemnił uśmiech.
Przesuną się nieco w prawą stronę- tak, że wadziłam tylko jego zarys na tle słońca.
-Wydajesz mi się zagubiona.- trafił w sedno.
-Zgadłeś.- przyznałam.-Nieco się zagapiłam.
Stłumił miły i serdeczny śmiech.
-A ty jesteś z watahy mrocznej krwi co nie?- zapytałam z nadzieją.
-No jestem. Może cię tam odprowadzić?- zapytał.
-Nie, nie. Po co tam wracać?!- jęknęłam.
-Jak to?- zdziwił się.-Każdy ma po co wracać do domu.
-Ten dom w takim razie jest przeterminowany.- stęknęłam gdy znów spojrzałam na jaskrawe słońce.
Chwilę pomyślał.
-Może chwilkę ze mną posiedzisz?- zapytałam.
Wyszczerzył zęby w uroczy uśmiech.
-Dobra!
-To możesz się nieco przesunąć? Nie przyjemnie się patrzy na słońce.- zapytałam.
Przesunął się.
Spojrzałam na niebo. Było już nieco ciemnawe. Znaczy, że za jakiś czas zapadnie zmrok. Wtuliłam twarz w mech udający dywan.
-Co cię sprowadziło właśnie tutaj?- zapytałam.
-No cóż… To i tamto.- powiedział zagadkowo.
Z ciekawości, aż usiadłam. Wlepiłam w niego moje niebieskie oczyska i czekałam na reakcję. Troczę wytrzymał pod presją. 
-Możesz mówić mi Kaze.- powiedział nie na temat.
Westchnęłam. Na nic moje gapienie się. Postarałam się przyjrzeć uważnie temu chodzącemu znakowi zapytania. Miał ładne oczy. Taki wręcz nieokreślony kolor błękitu. Futro też miał niczego sobie. A i figura! Wysoki- wyższy ode mnie. Jeszcze wysportowany, ale tak w sam raz! ładnie tak wyglądał, ale i tak wygląd się nie liczy bo pozory mylą kropka! Już się tak na pozorach przejechałam! Nie, nie! Jestem mądra tak się nie dam!
-Powiedz… Masz jakąś rodzinę w watasze?- zapytałam.
-Nie.- wzruszył ramionami.- A ty?
-Tak. Brata.-zastanowiłam się.-Lepiej nawet nic nie mówić!
Trwała przez chwilę cisza. Wręcz nie zręczna.
-Kaze?- zapytałam.-Czemu się nie uśmiechasz?
Spojrzał na mnie zdziwiony pytaniem.
-Po prostu.- odparł uśmiechając się automatycznie.
-Nie ważne.-szepnęłam.-Opowiedz jak się tu znalazłeś!
Charknął.
-Chyba nie ma czasu…- wstał nagle poruszony.
-Jak to?- zdziwiłam się jego zdenerwowaniem.
-Są tu…- nie dokończył bo przerwało mu warczenie.
Zza gąszczu traw wyłoniły się wilki. Właściwie było ich trzy. Każdy z maską na twarzy. Kilka blizn od bata na plecach nosił ten najbliżej nas.
-Co rodzicie na naszym terytorium?- zapytał donośnie.
-To.. To wasze tereny?- spytałam wystraszona.
-Nie udawaj głupiej.- wyrwało się waderze po prawej od CHYBA władcy watahy.
-Cicho bądź!- sykną ten po lewej.
-To może my już pójdziemy…- wycofywał się Kaze.
Władca spojrzał na niego karcąco. Ruszył w jego stronę. Chciał go ugryźć, ale Kaze  był szybszy. Wódź Nagle jakby zdrętwiał. Kaze odszedł na bok. Miał w oczach smutek i wyrzuty sumienia. Wódź zaczął kaszleć. Padł na ziemię i wydał ostatni skowyt. Wadera spojrzała na Kazego z wyrzutem i ruszyła na niego. Zatrzymałam ją gryząc mocno w prawe ramię. Drugi wilk ruszył jej na pomoc, ale jego zatrzymał Kaze. Zaczęła się ostra walka. Wadera była bardzo zwinna i wile razy okazała się szybsza niż ja. Kaze nie miał takiego problemu. Wgryzł się raz w basiora i on posobnie jak wódź padł na ziemię. Gdy Kaze podszedł do mnie i walczącej ze mną waderą poczułam się pewniej i zadawałam trafne ciosy. Gdy Kaze ugryzł ją w ramię zdziwił się ogromnie faktem, że ona nie padła na ziemię. Odepchnęła go tylko łapą by zadać mocniejsze ciosy mi. Zadrapała mnie w samą szyję. Ja przejęłam jej umysł i dałam ją zabić Kazejowi. 
Pojawił się na moim ekranie kilka plamek. Coraz więcej czarnych plamek. I jedna łapa należąca do Kazego. Przyłożył ją do mojej szyi. Zemdlałam.

<Kaze? Nie miałam lepszego pomysłu ;-; Pardon.>

Od Mounse

Kąpałam się w źródle. Zimna woda przyjemnie chłodziła. Zanurkowałam, a gdy się wynurzyłam, szybko otworzyłam oczy. Zlękłam się. Nade mną stał brązowy, wysportowany i dumny wilk. Po chwili zorientowałam się, że to Veyron. 
- Hej, myślałem, że nikogo tu nie będzie. - powiedział miłym głosem. 
- No a ja dziś postanowiłam tu przyjść. Przestraszyłeś mnie. - odparłam.
Wyszłam z wody i wytarzałam się w trawie. - Już mnie tu nie ma. Nie przeszkadzaj sobie.
Ruszyłam w stronę lasu.
- Poczekaj - Veyron zagrodził mi drogę - Przepraszam, jeśli cię przestraszyłem. Nie lubię być sam. Zostań ze mną. 
Nie wiedziałam co mam zrobić. Grace na mnie czekała. Jednak raz się żyje, a Veyron to przecież beta.
- Dobrze. W sumie mogę zostać. - Uśmiechnęłam się.
- Super! Mam świetny pomysł! - powiedział z błyskiem w oku. - Chodź ze mną! 
Pociągnął mnie za ogon. Wbiegł na skałę nad wodą. Ja stałam i po chwili zorientowałam się, o co chodzi. Z lekkim uśmiechem wbiegłam na skałę i ustałam obok niego. Było tam może 3 metry wysokości. 
- To co ? Na trzy ? - zaproponował. 
- Mmmm... Nie ! Teraz ! 
Wzięłam go za łapę i znienacka skoczyłam do wody ciągnąc go za sobą. Rozległ się ogromny plusk. Po paru sekundach wynurzyliśmy się. 
- Jesteś szalona! Ale to tak jak ja! - zaśmiał się. - Tylko ja nie mogę tak szaleć, jestem w końcu betą. 
- Dla mnie jesteś po prostu fajnym wilkiem do wygłupów, a przynajmniej wszystko na to wskazuje. - powiedziałam - Cieszę się, że jesteś wyluzowanym wilkiem i nie obraziłeś się za to wrzucenie do wody. 
- Jestem wyluzowany, to fakt, ale to nie znaczy, że nie jestem obrażony! - powiedział udając poważny, gruby głos. Wtedy dostałam ataku śmiechu i nie mogłam się opanować. Nie wiedziałam, jak Veyron na to zareagował, bo miałam oczy pełne łez.

<Veyron?>