- Że co proszę?
Patrzyłam na basiora ze łzami w oczach. Lewis zaśmiał się gardłowo.
- Kochany, chyba się spóźniłeś. Ona już jest zaręczona.
Przełknęłam ślinę i odwróciłam się do źródła głosu. Moje zmieszanie nie zmalało.
- Zrobisz to, prawda? Wycofasz ich i wyślesz wiadomość do mojego ojca.
- Jasne, ukochana. – mruknął, a ja szybko wciągnęłam powietrze.
Zerknęłam na Sperrka, który nadal klęczał na ziemi.
- Wstań. – syknęłam.
Posłusznie wykonał moje polecenie, choć widziałam, że był zdruzgotany.
- Co… Co ty zrobiłaś? – wyjąkał.
- To, co powinnam była zrobić już dawno temu. – odparłam spokojnie. Nie chciałam, by widział mój smutek. Gdyby przybył dziesięć sekund temu… Ale nie. Już zadecydowałam. To Lewis jest jedynym, który był mi wierny. Tylko on był mi przeznaczony, a ja byłam przeznaczona jemu. Byłam głupia, myśląc, że mogę sama decydować o własnym losie. Byłam głupia, myśląc, że mój ojciec kiedykolwiek mógłby zmienić zasady.
Obawiałam się patrzeć na Sperrka. Bolało mnie jego cierpienie. Bałam się, że jak tylko na niego spojrzę, zrobię coś głupiego.
No i niestety zrobiłam.
Przyszedł Lewis, po jego lewej stronie kroczyła Emma. Płakała. Lewis pocieszał ją, po czym podszedł do mnie.
- Załatwione, kotku. – mruknął mi do ucha.
- Co się stało Emmie? – spytałam, odsuwając się od niego.
- Nie wiem. Nie chce mi powiedzieć. – Pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Idź ją pocieszyć. Ja zajmę się więźniem. – Skinęłam głową na Sperrka.
- W porządku. Zaprowadź go do lochów. Niedługo wrócę. – Ucałował mnie w policzek, a ja starałam się nie odskoczyć w odpowiedzi na ten gest. W końcu odszedł pocieszać wodną waderę.
- Chodź. – mruknęłam, nadal nie patrząc na basiora.
Szliśmy ciemnymi korytarzami, a potem w dół, do lochów. Otworzyłam jedną z cel i zaprowadziłam do niej Sperrka. Był kompletnie bezsilny. Nie próbował stawiać żadnego oporu.
I wtedy coś we mnie pękło.
Spojrzałam na niego. Spojrzałam mu głęboko w oczy, tak głęboko jak jeszcze nigdy. Zamknęłam celę, w której teraz znajdowałam się razem z basiorem. Klucz wyrzuciłam przez kraty. Oszalałam?..
- Co… Co ty robisz? – jęknął basior.
- Lewisowi powiem, że jakiś strażnik mnie popchnął i zatrzasnął celę, a klucze mi wypadły. – Uśmiechnęłam się do niego kusząco. – Sperrk nie potrafię bez ciebie żyć. Jesteś dla mnie jak tlen i wcale nie przesadzam. Jednak to jest zakazana miłość. Jesteś kimś, kogo nie powinnam spotkać na swojej drodze. Nasze szlaki nigdy nie powinny się krzyżować.
Podchodziłam do niego coraz bliżej i bliżej. On słuchał mnie w skupieniu, choć widziałam, że trudno mu było zachować to skupienie.
- Kocham cię. I niczego nie żałuję… Choć pewnie będę żałować tego, co za chwilę zrobię.
I pocałowałam go. Mocno, gwałtownie. Rozchylił lekko wargi i natychmiast pogłębiłam pocałunek. Pragnęłam go w tej chwili bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Pragnęłam jego dotyku, zapachu, oddechu, ust… Wszystkiego naraz. A on nie stawiał oporu, ba, nawet zaczął całować mnie bardziej natarczywie. To był pocałunek przesycony goryczą, smutkiem, żalem. Ale jednocześnie był to chyba najpiękniejszy i najbardziej głęboki pocałunek, jaki kiedykolwiek miałam szansę smakować.
Usłyszałam łoskot, ale nic sobie z niego nie zrobiłam. Zamieniliśmy się miejscami, teraz to on przypierał mnie do ściany. Wydałam z siebie cichy jęk, nareszcie czułam się kochana. Byłam szczęśliwa.
Usłyszałam krzyk i Sperrk odskoczył ode mnie. Para błękitnych oczu patrzyła na niego z nienawiścią.
- Co ty jej robisz?! Zostaw moją narzeczoną! – wydzierał się Lewis.
- Sam się od nas odwal! Jesteśmy szczęśliwi razem! – warknął w odpowiedzi basior i przyciągnął mnie do siebie.
Chyba nie zrozumiał, że nasz pocałunek oznaczał pożegnanie.
Odepchnęłam go od siebie i opadłam na podłogę lochów. Wkrótce Lewis otworzył celę i podbiegł do mnie.
- Co on ci zrobił? – spytał, muskając moje ucho swoimi wargami.
- Ja… Poślizgnęłam się i wpadłam do celi. Nie wiem, jak to się stało, że kraty się zamknęły… - łgałam. - Uświadomiłam sobie, że klucz musiał mi wypaść i… Postanowiłam, że zaczekam aż przyjdziesz, a on… No, on chyba myślał, że to z moimi zaręczynami z tobą to żart i zaczął mnie… - urwałam, bojąc się dokończyć.
- Pomogę ci wstać. – Podał mi łapę, a ja niepewnie wstałam, opierając się na jego ramieniu. Biały basior patrzył na wszystko ze zgrozą. Był wściekły. Nie dziwiłam mu się. Zachowałam się podle, samolubnie i perfidnie. Ale musiałam. Nie miałam innego wyjścia.
- Wypuśćmy go. – szepnęłam.
- Co?! – Lewis spojrzał na mnie z niezrozumianą goryczą.
- Dużo dzisiaj przeżył… Był dla mnie naprawdę dobry. Nie można go o nic obwiniać. Po części pomógł mi w dotarciu do ciebie. Zasługuje chociaż na wolność. – Po moim policzku spłynęła łza. Szczera łza.
- W porządku. Ty – wskazał na jakiegoś strażnika. – wyprowadź go stąd. A jeśli będzie stawiał opór unieszkodliw go. Upewnij się też, że nie będzie w stanie odwiedzić nas ponownie.
Strażnik zgarnął Sperrka, a ten patrzył na mnie z żalem. Opuściłam łeb. Kochałam go aż za bardzo. Nigdy nie powinnam pozwolić mu wejść do mojego serca. Teraz za to płaciłam.
<Sperrk? Tylko mi się tu nie zabijaj xc>