- Niech ci już będzie. - uśmiechnąłem się pod nosem. Nie potrafiłem jej odmówić. Była dla mnie jak siostra. Ruszyłem za nią. Po kilku minutach marszu dotarliśmy pod wielkie, spróchniałe drzewo. Było całe porośnięte, a po środku widniały malutkie, zbutwiałe drzwiczki.
- Wchodzimy? - zapytała podniecona.
- Pewnie. - wyszczerzyłem zęby. Podszedłem do drzwi i zapukałem cicho, po czym cofnąłem się szybko, gdyż otworzyły się z łomotem. Wypadła z nich jakaś wielka naburmuszona babcia. Wyglądała na złą. Miała wyblakłe, wyświechtane szaty i powykrzywiane żółte zęby. Jej potargane, tłuste włosy spływały aż do ziemi. Na twarzy miała liczne zmarszczki i blizny. Była brudna, a jej kapelusz i odzież pokrywały grzyby i pleśń.
- Któż to straszy Hildę nocą?! Kto przychodzi tu i po co?! - ryknęła ochrypłym głosem. Zacząłem się śmiać, ale dostałam kuksańca od Gracie.
- Nie chcieliśmy pani wystraszyć... - chrząknęła Grace. - Jesteśmy tu po radę.
- A poza tym jest środek dnia! - wtrąciłem się. Wadera szturchnęła mnie. Spojrzałem na nią wzrokiem mówiącym "No co? Tylko mnie to śmieszy?", ale nic nie powiedziałem.
- Który rok to jest, Hilda pyta! To jeszcze nie ten, gdzie się ma obchodzić święto żyta?! - jędza zaczęła kaszleć.
- On był czternaście lat temu! Au! Za co? - wydusiłem spoglądając na Grace. Rozmasowałem sobie żebro. Nie zliczę ile w nie dostałem w ciągu ostatniego roku. Wadera spojrzała tylko na mnie z szelmowskim uśmiechem.
- Możemy dostać eliksir, który może wskrzeszać? - wypaliła w końcu wadera.
- Tak dzieciaczki, chodźcie ze mną, mam zaklęcie na to jedno. - powiedziała szorstko Hilda. Wkroczyliśmy powoli do jej chatki. To było trochę głupie, że szliśmy za... człowiekiem. Wzruszyłem ramionami. Ta jędza była dziwna. Nigdy nie spotkałem kogoś, kto mówi o sobie w trzeciej osobie i w dodatku do rymu. W pomieszczeniu było całkowicie ciemno.Pachniało jedynie zbutwiałym drewnem...
<Grace? Sorry, że tak długo :(>