poniedziałek, 21 grudnia 2015

Od Shy CD. Izaaka

Cienie. Wyczuwałam je jak zwykle o tej porze. Zawsze gdy mnie otaczały, miałam wrażenie, że robię się bardzo mała, bezbronna, bezsilna. Ocierały się o mnie, przynosząc nieprzyjemne, a niekiedy wręcz przerażające obrazy z przeszłości. Ale to nie było najgorsze. Najstraszniejsze było to uczucie osamotnienia, ten brak jakiegokolwiek 'czucia'. Wiecie, o co mi chodzi, prawda? Gdy słodki wiatr bierze was w swoje ramiona, gdy wasze oczy wpatrują się w cuda natury, gdy słyszycie cichy szmer lasu, gdy smakujecie cudownych malin i jagód, czujecie, że jesteście i żyjecie naprawdę. Jednak kiedy zacznie otaczać was mrok, a złowrogie cienie wezmą was pod swoją opiekę, nie będziecie już nic czuć. Znikniecie ze świata, przestaniecie istnieć. Okropne uczucie... Cienie przypominały mi nieustannie o tym, iż moje życie spowija noc, cierpienie, strach, które tak bardzo starałam się zawsze od siebie odpędzać. Maskowałam je uśmiechem, optymizmem, radością z każdego spędzonego dnia. W głębi duszy liczyłam na to, że znikną, jednak one powracały. Ciągle. Czy tak będzie już zawsze?
***
Obudziłam się gwałtownie. Wzięłam głęboki oddech. Już po wszystkim do następnego razu... Wychyliłam się z jaskini i od razu podeszłam do skarpy. Dotknęłam łapą delikatnych płatków eridy. Nie odsłoniły jeszcze całkiem przed światem jej złotego środka, ale też nie kryły go w całości.
- Dopiero świta - powiedziałam cicho.
Nie chciałam wracać do jaskini. Postanowiłam więc, że pospaceruje trochę. Tak wczesna pora była idealna, a przynajmniej dla mnie. Wtedy czułam, że żyję. Wiatr, rosa, zapach drzew - to wszystko składało się na świat, którego nie mogłam zobaczyć, ale mogłam poczuć bardziej niż inni. W pewien sposób cieszyłam się z tego. Ćwierkanie ptaków wypełniało moje uszy. Z ciekawości postanowiłam sprawdzić, czy ktoś się nie kręci w pobliżu. Uruchomiłam "radar" i czekałam cierpliwie. Jest. Jakiś wilk znajdował się mniej więcej kilometr od miejsca, w którym stałam. Z braku innego pomysłu na ciekawe spędzenie poranka postanowiłam się tam udać. Podeszłam do nieznajomego i od razu wyczułam, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
Między nami zaległa na moment cisza. Czułam na sobie jego wzrok. Był niezwykle przenikliwy. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie gap się tak. Może i jestem ślepa, ale jeszcze potrafię stwierdzić, czy ktoś na mnie patrzy - powiedziałam, udając surowość.
On jakby delikatnie się speszył i najprawdopodobniej spuścił wzrok, ponieważ uczucie bycia obserwowaną zniknęło.
- Wybacz... - odparł.
- W porządku - uśmiechnęłam się szeroko. - Jestem Shy.
- Izaak - przedstawił się.
- Miło mi. Wszystko w porządku? - ponowiłam pytanie.
- W zasadzie tak - odpowiedział lekko się wahając.
- Jesteś tu nowy?
- Można to tak ująć - zaśmiał się.
- To chodź, oprowadzę Cię. Jeśli masz ochotę rzecz jasna - zaproponowałam.
- Z wielką chęcią - zgodził się.
Szliśmy leśnymi ścieżkami, podziwiając piękno przyrody. W końcu dotarliśmy do miejsca, w którym kończyła się ziemia. Na dole było ogromne jezioro, po skałach spływał wodospad. Upajałam się tym orzeźwionym powietrzem. Podeszłam bliżej. Jeden krok, drugi, trzeci. O jeden za dużo...
- Shy! - usłyszałam tylko krzyk Izaaka, ale było za późno.
Postawiłam łapę w powietrzu, potknęłam się z runęłam w przepaść. Wyciągnęłam się ku górze, licząc, że trafię na jakiś kawałek wystającej skały. Po kilku sekundach poczułam szarpnięcie.
- Trzymasz się?
- Tak, chyba tak - odparłam lekko przestraszonym głosem.
- Zaraz po Ciebie zejde. Tylko na bogów, nie puszczaj się! - krzyknął.
Kiwnęłam głową. Próbowałam go słuchać, chciałam wytrzymać, ale kończyny odmawiały mi posłuszeństwa. Zacisnęłam zęby, ale i to nie pomogło. W końcu łapa ześlizgnęła mi się ze skały. Wiatr świszczał w moich uszach. Byłam przygotowana na najgorsze. Bum! Uderzyłam o coś plecami. Za szybko... Resztkami sił posłałam radar przed siebie. Fale ułożyły się w dość charakterystyczny sposób. "Jaskinia" pomyślałam. Usłyszałam czyjejś kroki. Zupełnie jakby jakichś strażników. Szli równo, zwartym szykiem. Po chwili poczułam, jak ktoś mnie podnosi. Potem straciłam przytomność.
***
Poruszyłam się niespokojnie na łóżku. Wreszcie odzyskałam świadomość.
- Obudziłaś się? - usłyszałam jakby znajomy głos.
- Taaak - odpowiedziałam niepewnie.
Wertowałam w głowie długą listę imion, ale nic nie potrafiłam dopasować. Wiedziałam tylko, że to basior.
- Przepraszam, czy mogę o coś zapytać? - zapytałam.
- Proszę - wyczułam od niego pozytywne wibracje.
- Kim jesteś? Wydaje mi się, że skądś Cię znam.
- Bo znasz, Shy - uśmiechnął się, potęgując moją ciekawość. - Raven, mówi ci to coś?
Mój umysł się rozjaśnił, a na twarz wystąpił lekki uśmiech.
- Co Ty tu robisz? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Długa historia. Nie pora teraz na to. Musisz odpocząć. Jesteś tu bezpieczna. Nikt niepożądany nie ma tu wstępu.
Kiedy użył słowa 'niepożądany' w mojej głowie pojawił się Izaak. Gdzie on jest? Czy domyśla się, gdzie jestem?
- Był tutaj ktoś po mnie? - zapytałam.
- Nie, a miał być?
- Emmm... Gdyby zjawił się ktoś o imieniu Izaak, wpuść go proszę.
- Dobrze, wpuszczę. Teraz odpoczywaj. Odwiedzę Cię potem i wszystko ci opowiem - powiedział spokojnym tonem.
Zmierzał w stronę wyjścia. Usłyszałam skrzypienie, które po sekundzie ustało. Chyba trwał przez moment w przejściu.
- Shy, cieszę się, że mogłem Cię znowu... - zawahał się - usłyszeć.
Po tych słowach wyszedł, a ja zastanawiałam się, dlaczego nie użył słowa 'widzieć'.

<Izaak? Znalazłeś Shy? ;)>